- Mamusiu?
- Tak skarbie?
- Zaśpiewasz mi na dobranoc?
- Oczywiście, że tak. Dla mojego promyczka zawsze.
Zawsze śpiewała jej jedną kołysankę. Utwór ten, szczególnie z ust matki, działał cuda na dzieciątko.
- Kocham cię mamusiu- mówiła mała zawsze zasypiając wtulona do rodzicielki, która delikatnymi ruchami głaskała ją.
- Ja ciebie też skarbie. Zawsze.
*
Dorośli nigdy nie mówią swoim dzieciom o złych rzeczach, które wiszą w powietrzu, jednak starają się stworzyć jak najwięcej dobrych wspomnień, nim nastąpi brutalne zderzenie z rzeczywistością. W takiej błogiej nieświadomości żyła Emily. Nie wiedziała, że jej matka ciężko choruje i zbliża się do końca ale czuła, że dzieje się coś złego z nią. Nic dziwnego, że trudno było ja odpędzić od kobiety, chociaż i tak były bardzo zżyte.W pamięć dziecka zapadł głęboko moment śmierci i pochowku jej kochanej mamy. Już nigdy nie usłyszy jej słodkiego głosu i nie przytuli?
To była ta chwila, kiedy mała przestała się uśmiechać.
*
Kolejnym przełomowym momentem w życiu dziecka był ten, kiedy to ojciec przyprowadził nieznaną jej kobietę i powiedział, że teraz ona się nią będzie również zajmować. Dzieci ponoć mają bardziej wyczulony zmysł co do ludzi, a przynajmniej są mądrzejsze niż się wydaje. Kto wie? W każdym razie ówczesna sześciolatka nie czuła się dobrze w towarzystwie macochy. Gdy powiedziała to ojcu, on stwierdził tylko, że to pewnie nieśmiałość i brakuje jej matki.
*
Niecały rok później, ojciec Emily w wyniku stresującego etapu życia oraz pracy, zmarł przez zawał. Nikt nie wiedział, że jego nowa partnerka subtelnie pomagała mu w szybszym odejściu. Jak? Tego nie dało się ustalić.Fakt faktem, siedmiolatka została sierotą i rozpoczęło to najgorszy etap jej życia...
*
Niektóre rzeczy nie powinny ponownie ujrzeć światła dziennego. Są takie sprawy, na które samo wspomnienie dostajemy silnych drgawek ze strachu. Jedną z tych spraw to to, co spotkało dziewczynkę ze strony macochy.Jedynymi niemymi świadkami tego piekła pozostaną liczne blizny na jej ciele, zwłaszcza na plecach, mnóstwo utraconej krwi oraz zniszczona psychika.
***
...Przechodząc do teraźniejszości...Macocha wypuściła z rąk już okrwawiony kabel stojąc nad bezbronnie leżącą nastolatką w kałuży własnej krwi. Pastwienie się nad nią przerwało donośne pukanie do drzwi. Zapewne to któryś z dobrych sąsiadów chciał spędzić chwilę na pogaduszkach z kobietą. Spoglądnęła przez ramię na obezwładnioną dziewczynę, która patrzyła tępo przed siebie. Zamierzała zamknąć ją na klucz, jak zwykle, jednak pukanie stało się głośniejsze, dlatego macocha jedynie zamknęła drzwi za sobą. Leżąca w ciszy Emily słyszała stukot obcasów po schodach i sztuczne zaskoczenie w ustach macochy przy otwieraniu drzwi gościowi. Po tonie wywnioskowała, że to będzie dłuższa wizyta...
Wolnym ruchem obróciła głowę za siebie. Okno. Dzisiejszego dnia kraty od tego konkretnego okna zostały usunięte bo miały być zamontowane nowe.
Czy... czy to możliwe? Czy to łaska boska zesłała jej znak, że może spróbować uciec z tego wieloletniego piekła? Z trudem się dźwignęła do pozycji siedzącej i starła sobie dłonią obszerną strużkę krwi z twarzy pochodzącą z rozcięcia na jej czole, jednak i tak zaraz krew kapała dalej. Dziewczyna stanęła na chwiejących się nogach i jakoś podeszła do okna w celu próby jego otworzenia. Nie było to łatwe: od dawien dawna nie było otwierane a w dodatku dziewczę było wyczerpane przez kolejną dawkę mordobicia i braku jedzenia od wczorajszego dnia. Jednak zmusiła się do wysiłku i po dłużej chwili dała radę wygrać z zawiasami. Powiało na dzień dobry lodowatym powietrzem. Siła podmuchu była tak wysoka, że drzwi za nią zadrżały, co nie umknęło uwadze osób na dole, bowiem ucichły.
Ostatnia szansa przed nawrotem.
Sięgnęła po koc z kanapy i wyskoczyła przez okno. Znajdywała się na pierwszym piętrze ale zawsze pod tym jednym oknem co zimę tworzyła się sterta białego puchu, tak jak i tym razem. W chwili gdy wylądowała w kocu na śniegu, nad sobą usłyszała trzask drzwi. Nie miała czasu, od razu zerwała się do biegu, który utrzymywała siłą woli bo fizyczna siła dawno uszła.
W tle chyba słyszała dzikie krzyki macochy. Nie była już pewna. Jeszcze nigdy tak się nie bała, nawet jak prawie rok temu cudem uniknęła zgwałcenia.
Teraz tylko biegła, bieg się wyłącznie liczył. Starała się kierować ku światłom, chyba ich źródło leżało raptem kilka ulic dalej... Bieg przerwał poślizg na lodzie i głuchy łomot uderzenia ciałem o podłoże. Krew polała się jeszcze mocniej z nie całkiem zasklepionych ran. Gdzie ona w ogóle była? Próbowała wstać gdy zorientowała się w dwóch sprawach: to stara i ponoć opustoszała ulica a do niej zbliża się trzech gości. Ten sam wzrok widziała już, więc była pewna co do ich zamiarów. Ale w takiej chwili? Bez żartów.
Na klęczkach starała się cofać ale oni byli coraz bliżej. Zaczęła panikować.
- Nie opieraj się ślicznotko a nie będzie źle.
- Chodź z nami- trzeci tylko się oblizał. Emily w pewnym momencie poczuła jak jej plecy dotykają się o coś zimnego. Ściana.
- Proszę, nie...-wychrypiała słabym głosem, od dłuższego czasu nieużywanego. Ich ręce zbliżały się do niej coraz to bardziej...
Dziewczyna krzyknęła z przerażenia, w tej samej chwili rozległo się silne trzęsienie z każdej strony i znikąd. Mury budynku o który opierała się runęły na całą zgraję, a sama nastolatka nagle została uwięziona w gruzach. Co to było? Z niewiedzy znowu zaczęła się trząść.
Dla dociekliwych to był moment odkrycia mocy.
Huk musiał przyciągnąć okolicznych gapiów, bo chyba słyszała podobne odgłosy. Skuliła się w swojej dziurze marząc lub modląc się, by przebiegła wystarczająco dużo, aby z dawnego domu macocha nie byłaby w stanie to usłyszeć.
Gdzieś po prawej słyszała ciche prace, ale jej uwagę przyciągnął hałas naprzeciw. Ktoś odgarnął gruz, bowiem dostrzegła zarys sylwetki.
- Halo?- Na sam dźwięk podskoczyła i obiła się przy tym, powodując lekki hałas. Obca osoba ostrożnie zajrzała i nieźle się zdziwiła na widok czystego przerażenia u rannej. Dziewczyna, bo nim okazała się obca osoba wyciągnęła ku niej dłoń ale Emily gwałtownie odskoczyła kuląc się przy tym bardziej. Cały czas w jej uszach obijał się jej własny krzyk i ten walący się budynek. Przybyszka przemówiła cicho- nic ci nie zrobię, chcę tylko pomóc.
Niestety ta ranna była tak przerażona, że nie była w stanie myśleć, jedynie instynktownie się cofała w celu schowania się.
<Smiley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz