Westchnął cicho, tak jak myślał, nie mógł zasnąć. Mimo zmęczenia tak na prawdę nie czuł się śpiący. Zastanawiał się, co przyniesie jutro (lub dzisiaj, nie był pewien, czy nie jest już czasem grubo po północy, po prostu stracił rachubę czasu). Nie był pewien, co o tym wszystkim myśleć. Pewnie podpalacze nadal będą robić swoje, bo czemu by nie? Jednak jeśli chcieliby szukać tej dwójki, musieliby się chociaż trochę oddalić od cyrku, a co się z tym wiąże, czekałaby ich długa podróż powrotna. A to niezbyt korzystne. Ponad to nie muszą jeszcze wiedzieć, że Rue i Akuma pochodzą z cyrku. A tym bardziej z tego cyrku. W końcu po prostu mieli ze sobą do czynienia w walce. Ale jeśli podglądając namioty, zauważyli ich? Przecież musieli jakoś się dowiedzieć, ile osób jest w cyrku. A przynajmniej takie odnosił wrażenie, bo sam by tak zrobił, gdyby miał wykonać jakąś zbrodnię. Pierw poznać swojego wroga, o tak. A więc może to jest pierwszy krok do dalszego działania? Może trzeba najpierw ich poznać, a dopiero potem snuć plan działania? W końcu jeśli okazałoby się, że przykładowo posiadają wielgachne psy gończe, mogło by się to źle skończyć. Ale jak poznać wroga nie wiedząc, gdzie aktualnie się znajduje? Albo gdzie jest jego główna siedziba (o ile takową posiada)? Przekręcił się na bok, o mało co nie spadając z kanapy. Przeklął szeptem, nadal rozmyślając nad tą całą sprawą. Czuł, że musi teraz coś zrobić, ale przecież mieli odpoczywać. Gdyby Rue się dowiedziała, że zaczął działać bez nie, zezłościłaby się oraz miała poczucie winy, że sama nic nie zrobiła. Cholernie zły dzień, o tak... Spróbował więc zasnąć, jutrzejszy (albo jak było wspomniane, dzisiejszy) dzień może przyniesie jakieś rozwiązanie. Nie, nie może. M u s i przynieść jakieś rozwiązanie. Jakiś rezultat, pomysł. Więc zamknął swoje jasne oczy z zamiarem odpoczęcia, ale jedyne co otrzymał, to płytki, niemalże na jawie, sen.
Obudził się wcześnie. Pierwsze, co zrobił, to otworzył szeroko oczy i sprawdził, czy wszystko jest okay. Nie, nic nie płonie, ale... nie ma Rue. Wstał pospiesznie mając nadzieję, że po prostu wcześniej się obudziła i poszła się przebrać, zrobić śniadanie, no cokolwiek. Wyszedł z pomieszczenia, przy okazji próbując sobie przypomnieć drogę do kuchni. Po paru minutach znalazł poszukiwane pomieszczenie i z ulgą stwierdził, że jego przyjaciółka już krząta się przy szafkach z jedzeniem.
- I jak ci się spało? Bo ja w życiu tak nie spałem, ta kanapa jest fantastyczna.- Skłamał z udawanym, bladym uśmiechem. Spojrzał na jej bledszą niż zwykle skórę, ale nie napomniał na ten temat. Jeżeli coś było nie tak, niech sama mu o tym powie, niech mu zaufa. Odwróciła się w jego stronę, również blado się uśmiechając. Od razu poznał ten gest, to po prostu przejaw troski oraz kłamstwa.
- Nie było najgorzej.- Uhmm, czyli nikt tutaj nie ma zamiaru rozmawiać o źle spędzonej nocy.
<Rue?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz