"Zabiorę pana na badania", te słowa poprawiły mu nieco humor. Oczywiście nie chodziło o sam fakt, że będą prowadzić na nim testy lecz o to, że nazwała go "panem". Już miał powiedzieć Rue, że byłoby miło, gdyby także go tak nazywała. Co prawda miało by to charakter humorystyczny, ale stwierdził, że nie jest w nastroju na żarty. Zwłaszcza, że gdyby wczoraj się tak nie wydurnił, nie musiałaby tak do niego mówić. W ogóle nie musiałaby go poznawać. Pozwolił pomóc sobie wsiąść na wózek, chociaż nie miał na to najmniejszej ochoty. Nie lubił, gdy ktoś mu pomagał. Zwłaszcza, gdy było coś tak banalnego, jak zwykła zmiana miejsca siedzenia. Spojrzał na Rue przepraszająco, ale ona patrzyła się na kobietę prowadzącą wózek. Wiedział, że musiał na prawdę ją zdenerwować. Przecież sam by wyszedł ze skóry, gdyby odwaliła coś takiego.
- Długie będą te badania? - spytał bez cienia ciekawości, jakby zaraz miał zasnąć. Tak na prawdę to nawet nie wiedział, na czym będą one polegać. Ale dowie się w swoim czasie.
- Do godziny, jeśli dobrze pójdzie - usłyszał chłodną odpowiedź, która nieco go zezłościła. Miał ochotę się do niej odwrócić i posłać mordercze spojrzenie, ale gdy tylko chciał to zrobić poczuł ból i zrozumiał, że skręt o sto osiemdziesiąt stopni to zbytnio duże wyzwanie.
- Pół godziny? -spytał, jakby się licytował bądź nie dosłyszał, ale z tonu jego głosu łatwo było stwierdzić że to pierwsze.
- Nie.
- Czterdzieści pięć minut? Pójdziemy na kompromis - mówił jakby nieobecnym głosem, wiodąc wzrokiem po twarzach mijanych ludzi oraz drzwiach. Usłyszał ciche wzdychnięcie, ale je także zignorował. A raczej musiał, chociaż nie miał najmniejszego powodu, by się odwracać, bądź wykonywać jakąkolwiek inną czynność świadczącą o tym, że owe wzdychnięcie go obraziło. Po prostu nie, i tyle.
- Słuchaj, w szpitalu nie chodzimy na kompromisy. Gdybyśmy tak robili, połowa pacjentów by oszalała lub umarła - jej głos stał się ostry, jakby trafił w samo sedno.
- Nie potrzebujesz czasem sama terapii? - Spytał. Chciał tym pytaniem sprawdzić, czy myślała o jakimś zdarzeniu z przeszłości świadczący o tym, że właśnie ktoś by umarł albo oszalał przez kompromis.
- Nie idziesz na terapię, a poza tym dlaczego miałabym jej potrzebować? - spytała, po czym otwarła jedną dłonią drzwi, a drugą pchnęła wózek do środka pomieszczenia. Jej pytanie brzmiało jakby było retoryczne.- Witam, to jest Hayato Igarashi, to z nim miał pan porozmawiać - odezwała się. Oczywiście drugiej strony nie przedstawiła. Udał zdumienie wraz z lekką złością, jednak ona była prawdziwa.
- Jak to? To pani nie będzie przeprowadzać tych badań? Polubiłem panią! - odezwał się w taki sposób, by lekarz, czy kimkolwiek on tak na prawdę jest nie poczuł się urażony. W rzeczywistości ani trochę nie polubił kobiety. Ale nie chciał zostawać sam na sam z tym rozlatującym się już staruchem. " Idę o zakład, że zaraz wyjdą z niego karaluchy. Wchodzisz w to? " - właśnie miał się spytać Rue. Tyle, że jej obok nie było. Nie było jej w pomieszczeniu, nawet parę pokoi dalej. Usłyszał cichy śmiech, należał do starca. Ku jego zdziwieniu, polubił go. Ten śmiech. Miły, troskliwy. Ale wiedział, że to mogła być pułapka, zachował więc czujność. Drzwi za nim otworzyły się i zamknęły, kroki zabrzmiały na korytarzu. A więc sobie poszła? Pfff... Łypnął na niego spode łba. Jeśli te badania na prawdę tyle mu zajmą, to utnie sobie i jemu łeb. Rolnik wkracza do akcji, jak to się mówi ( zaraz, tak się chyba nie mówi? ).
- A więc... zdarzały ci się już przedtem takie wybuchy agresji? - usłyszał pytanie. Zaczął cicho nucić piosenkę, formując usta w bezdźwięczne słowa.
"Przekrzyczeć muszę samotność ciszy,
niech twoje serce z dala usłyszy
myśli ? co lecą w przestrzeń jak ptaki
niosąc ku tobie gesty i znaki"
- Nie - odparł krótko, niemal bez zastanowienia, przerywając na moment.
"Niechaj usłyszą gwiazdy na niebie
jak nieskończenie tęsknię do ciebie."
- Dobrze - rzekł, całkowicie ignorując ciche mruknięcia chłopaka, niosące się echem po pomieszczeniu o białych ścianach. - Potrafiłbyś opisać swój gniew? Każdy szczegół jest ważny. - Akuma miał ochotę się zaśmiać.
- Wkurzyłem się. Ale po prostu wczułem się w rolę nadopiekuńczego chłopaka, to tyle. Wcześniej padłem ofiarą nieszczęsnego kawału i już byłem zdenerwowany. Jestem jednak przekonany, że po prostu Tony źle na mnie działa - oznajmił. Nim wrócił do swojego podśpiewywania, usłyszał zdziwiony głos doktora.
- Tony? - uniósł wysoko brwi, niczym ptak.
- "Gdybym mogła być jak ptak...
Któremu otworzono złotej klatki drzwiczki...
Gdybym mogła unieść się z wiatrem...
I nie wrócić już..." - wyszeptał niemal niedosłyszalnie. Kurde, przy tym staruchu niesie go wena. Co prawda pożycza tekstu, ale powoli czuje się aktor. - No tak, przepraszam - doktor Tony, nazwiska nie pamiętam - oznajmił. Miał ochotę dopowiedzieć "Bo jest nie ważne...", ale się powstrzymał. Potem padło jeszcze wielu pytań. A on ciągle nucił. Brakowało mu muzyki. Starszy gość zaproponował, iż go odprowadzi. Akuma jednak z obawy na jego wiek oznajmił, że jeśli chce to może, ale sam prowadzi swój wózek. Tak więc odpychając się dłońmi od kółek, wkrótce wjechał do sali i sam usadowił się na swoim łóżku. Gdy starzec zniknął wraz z wózkiem, rzekł:
- Cześć! - przywitał się radośnie. Zdziwił się ale zatęsknił za tym miejscem. Spojrzał na zegar. Miało trwać godzinę, a przeciągnęło się do niemal dwóch. Zarąbiście.
- Cześć, i jak? - najwidoczniej zdążyła już ochłonąć, bo mówiła spokojniej oraz również z lekką wesołością. Wzruszył ramionami.
- Nic, jak na razie. Zadał dużo pytań. Lubię go - oznajmił szczerze. - Hej, zaśpiewasz coś? Roznosiło mnie przez całą wizytę u tego gościa. Potrzebuję muzyki, od chyba trzech dni nic nie słuchałem - oznajmił głosem małego dziecka.
- Długie będą te badania? - spytał bez cienia ciekawości, jakby zaraz miał zasnąć. Tak na prawdę to nawet nie wiedział, na czym będą one polegać. Ale dowie się w swoim czasie.
- Do godziny, jeśli dobrze pójdzie - usłyszał chłodną odpowiedź, która nieco go zezłościła. Miał ochotę się do niej odwrócić i posłać mordercze spojrzenie, ale gdy tylko chciał to zrobić poczuł ból i zrozumiał, że skręt o sto osiemdziesiąt stopni to zbytnio duże wyzwanie.
- Pół godziny? -spytał, jakby się licytował bądź nie dosłyszał, ale z tonu jego głosu łatwo było stwierdzić że to pierwsze.
- Nie.
- Czterdzieści pięć minut? Pójdziemy na kompromis - mówił jakby nieobecnym głosem, wiodąc wzrokiem po twarzach mijanych ludzi oraz drzwiach. Usłyszał ciche wzdychnięcie, ale je także zignorował. A raczej musiał, chociaż nie miał najmniejszego powodu, by się odwracać, bądź wykonywać jakąkolwiek inną czynność świadczącą o tym, że owe wzdychnięcie go obraziło. Po prostu nie, i tyle.
- Słuchaj, w szpitalu nie chodzimy na kompromisy. Gdybyśmy tak robili, połowa pacjentów by oszalała lub umarła - jej głos stał się ostry, jakby trafił w samo sedno.
- Nie potrzebujesz czasem sama terapii? - Spytał. Chciał tym pytaniem sprawdzić, czy myślała o jakimś zdarzeniu z przeszłości świadczący o tym, że właśnie ktoś by umarł albo oszalał przez kompromis.
- Nie idziesz na terapię, a poza tym dlaczego miałabym jej potrzebować? - spytała, po czym otwarła jedną dłonią drzwi, a drugą pchnęła wózek do środka pomieszczenia. Jej pytanie brzmiało jakby było retoryczne.- Witam, to jest Hayato Igarashi, to z nim miał pan porozmawiać - odezwała się. Oczywiście drugiej strony nie przedstawiła. Udał zdumienie wraz z lekką złością, jednak ona była prawdziwa.
- Jak to? To pani nie będzie przeprowadzać tych badań? Polubiłem panią! - odezwał się w taki sposób, by lekarz, czy kimkolwiek on tak na prawdę jest nie poczuł się urażony. W rzeczywistości ani trochę nie polubił kobiety. Ale nie chciał zostawać sam na sam z tym rozlatującym się już staruchem. " Idę o zakład, że zaraz wyjdą z niego karaluchy. Wchodzisz w to? " - właśnie miał się spytać Rue. Tyle, że jej obok nie było. Nie było jej w pomieszczeniu, nawet parę pokoi dalej. Usłyszał cichy śmiech, należał do starca. Ku jego zdziwieniu, polubił go. Ten śmiech. Miły, troskliwy. Ale wiedział, że to mogła być pułapka, zachował więc czujność. Drzwi za nim otworzyły się i zamknęły, kroki zabrzmiały na korytarzu. A więc sobie poszła? Pfff... Łypnął na niego spode łba. Jeśli te badania na prawdę tyle mu zajmą, to utnie sobie i jemu łeb. Rolnik wkracza do akcji, jak to się mówi ( zaraz, tak się chyba nie mówi? ).
- A więc... zdarzały ci się już przedtem takie wybuchy agresji? - usłyszał pytanie. Zaczął cicho nucić piosenkę, formując usta w bezdźwięczne słowa.
"Przekrzyczeć muszę samotność ciszy,
niech twoje serce z dala usłyszy
myśli ? co lecą w przestrzeń jak ptaki
niosąc ku tobie gesty i znaki"
- Nie - odparł krótko, niemal bez zastanowienia, przerywając na moment.
"Niechaj usłyszą gwiazdy na niebie
jak nieskończenie tęsknię do ciebie."
- Dobrze - rzekł, całkowicie ignorując ciche mruknięcia chłopaka, niosące się echem po pomieszczeniu o białych ścianach. - Potrafiłbyś opisać swój gniew? Każdy szczegół jest ważny. - Akuma miał ochotę się zaśmiać.
- Wkurzyłem się. Ale po prostu wczułem się w rolę nadopiekuńczego chłopaka, to tyle. Wcześniej padłem ofiarą nieszczęsnego kawału i już byłem zdenerwowany. Jestem jednak przekonany, że po prostu Tony źle na mnie działa - oznajmił. Nim wrócił do swojego podśpiewywania, usłyszał zdziwiony głos doktora.
- Tony? - uniósł wysoko brwi, niczym ptak.
- "Gdybym mogła być jak ptak...
Któremu otworzono złotej klatki drzwiczki...
Gdybym mogła unieść się z wiatrem...
I nie wrócić już..." - wyszeptał niemal niedosłyszalnie. Kurde, przy tym staruchu niesie go wena. Co prawda pożycza tekstu, ale powoli czuje się aktor. - No tak, przepraszam - doktor Tony, nazwiska nie pamiętam - oznajmił. Miał ochotę dopowiedzieć "Bo jest nie ważne...", ale się powstrzymał. Potem padło jeszcze wielu pytań. A on ciągle nucił. Brakowało mu muzyki. Starszy gość zaproponował, iż go odprowadzi. Akuma jednak z obawy na jego wiek oznajmił, że jeśli chce to może, ale sam prowadzi swój wózek. Tak więc odpychając się dłońmi od kółek, wkrótce wjechał do sali i sam usadowił się na swoim łóżku. Gdy starzec zniknął wraz z wózkiem, rzekł:
- Cześć! - przywitał się radośnie. Zdziwił się ale zatęsknił za tym miejscem. Spojrzał na zegar. Miało trwać godzinę, a przeciągnęło się do niemal dwóch. Zarąbiście.
- Cześć, i jak? - najwidoczniej zdążyła już ochłonąć, bo mówiła spokojniej oraz również z lekką wesołością. Wzruszył ramionami.
- Nic, jak na razie. Zadał dużo pytań. Lubię go - oznajmił szczerze. - Hej, zaśpiewasz coś? Roznosiło mnie przez całą wizytę u tego gościa. Potrzebuję muzyki, od chyba trzech dni nic nie słuchałem - oznajmił głosem małego dziecka.
< Rue? Wiem, wiem, połowa opka to cytaty ;v >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz