Zdziwiła się na pytanie Smiley. Przecież to jej praca, wynagrodzenie dostaje od Pika ( teoretycznie Papy, ale jakoś nie daje znaku życia ), więc dlaczego miałaby ofiarować jej rekompensatę? Może ze zwykłej wdzięczności? Niezbyt wiedziała jak się zachować. Przecież mogła powiedzieć to ze zwykłej grzeczności, a w rzeczywistości nie mieć najmniejszej ochoty na jakiekolwiek spotkanie?
- Z chęcią przyjdę - po części skłamała, a po części powiedziała prawdę. Preferowała swoje towarzystwo, jednak różowowłosa nie przytłaczała jej aż tak, jak inni. Więc dlaczegóż by nie? - Ale jak już mówiłam, to moja praca, więc nie musisz mi się za nic odwdzięczać. Poza tym pewnie zrobiłabyś to samo dla mnie, zwłaszcza gdybyś także była lekarzem - dodała, już nieco mniej pewnie, ale najwidoczniej jej towarzyszka nie zwróciła na to uwagi. Zamiast tego uśmiechnęła się jeszcze szczerzej, po czym weszła do sklepu. Vulnere zorientowała się gdzie jest dopiero wtedy, gdy zauważyła półki z przeróżnymi zwierzętami oraz akcesoriami dla nich. Wolała zwierzęta o wiele bardziej od ludzi. Podeszła do jednej z klatek, gdzie trzymano papugi skrzeczące i przeskakujące z jednej drewnianej belki na drugą. Małe papużki faliste, przynajmniej tak jej się wydawało. Po chwili nabrała pewności, gdy zobaczyła napis pod spodem. Do tego krótka informacja o tym, co jedzą oraz jak należy je traktować i czego się po nich spodziewać. W tym samym momencie zorientowała się, że nie ma przy niej Smiley. Rozejrzała się po sklepie i dostrzegła ją przy półce z karmą dla zwierząt. W ręku trzymała paczkę z psimi przysmakami. A więc posiada psa? A może parę zwierząt? Postanowiła o to spytać:
- Masz psa? - na moment spojrzały sobie prosto w oczy, szybko jednak jej towarzyszka wróciła do przeszukiwania produktów. Wybrała jeszcze jedną paczkę tym razem większą, zawierającą suchą karmę. Zawahała się na parę sekunda, ale ostatecznie odwróciła się z powrotem do niej i odpowiedziała:
- Tak, nazywa się Bisca, to pies pasterski - ponownie się uśmiechnęła, po czym zaczęła przepychać między ludźmi do lady, przy której stała już jedna osoba wraz z karmnikiem do klatki dla ptaków.
- Kocham psy, niestety żadnego nie mam - posmutniała. Obiecała sobie, że kiedyś to zmieni. O ile starczy jej czasu dla psa, w co nie wątpiła. Właściwie to nie posiadała żadnego, gdyż zwierzęta, jakie dotychczas posiadała to konie. Chociaż kiedyś miała psa... Umarł gdy miała czternaście lat i później jakoś nie interesowała się ponownym kupnem. A raczej jej rodzice. Wkrótce wyszły ze sklepu zoologicznego i udały się do kwiaciarni, jak wcześniej zapowiedziała Smiley. Była niedaleko, więc nie zdążyły zacząć kolejnej rozmowy, idąc w ciszy. Postanowiła, że także sobie coś kupi, jeśli ją zainteresuje. Kochała rośliny, ale głównie te, co nie okazywały się kwiatami. Bardziej jakieś drzewka, bądź inne doniczkowe. Zawsze chciała mieć drzewo w pokoju, to nie żart. Dlaczego to nie miało by się zmienić? Wchodząc do środka poczuła lekką wilgoć oraz zapach nasion, ziemi oraz delikatną, miejscami zróżnicowaną woń kwiatów. Podeszła do jednej z rośliny, która od razu przykuła jej uwagę - był to figowiec pospolity. Spojrzała na cenę - tylko dwadzieścia jeden? Byłą pewna, że nie wyda owoców, ani nie urośnie zbytnio duży, ale nie przeszkadzało jej to. Postanowiła go wziąć razem z doniczką. Posiadała ze sobą niemal sto złotych ( swoich - od pika zostało jej nieco ponad sto pięćdziesiąt ). Gdy podeszła do lady i zapłaciła za wszystko, otrzymując resztę odnalazła Smiley, pokazując swój łup. Oczywiście był w pudełku oraz w reklamówce, na jej życzenie, więc szybko wytłumaczyła, co zakupiła.
- A ty coś bierzesz? - spytała.
- Z chęcią przyjdę - po części skłamała, a po części powiedziała prawdę. Preferowała swoje towarzystwo, jednak różowowłosa nie przytłaczała jej aż tak, jak inni. Więc dlaczegóż by nie? - Ale jak już mówiłam, to moja praca, więc nie musisz mi się za nic odwdzięczać. Poza tym pewnie zrobiłabyś to samo dla mnie, zwłaszcza gdybyś także była lekarzem - dodała, już nieco mniej pewnie, ale najwidoczniej jej towarzyszka nie zwróciła na to uwagi. Zamiast tego uśmiechnęła się jeszcze szczerzej, po czym weszła do sklepu. Vulnere zorientowała się gdzie jest dopiero wtedy, gdy zauważyła półki z przeróżnymi zwierzętami oraz akcesoriami dla nich. Wolała zwierzęta o wiele bardziej od ludzi. Podeszła do jednej z klatek, gdzie trzymano papugi skrzeczące i przeskakujące z jednej drewnianej belki na drugą. Małe papużki faliste, przynajmniej tak jej się wydawało. Po chwili nabrała pewności, gdy zobaczyła napis pod spodem. Do tego krótka informacja o tym, co jedzą oraz jak należy je traktować i czego się po nich spodziewać. W tym samym momencie zorientowała się, że nie ma przy niej Smiley. Rozejrzała się po sklepie i dostrzegła ją przy półce z karmą dla zwierząt. W ręku trzymała paczkę z psimi przysmakami. A więc posiada psa? A może parę zwierząt? Postanowiła o to spytać:
- Masz psa? - na moment spojrzały sobie prosto w oczy, szybko jednak jej towarzyszka wróciła do przeszukiwania produktów. Wybrała jeszcze jedną paczkę tym razem większą, zawierającą suchą karmę. Zawahała się na parę sekunda, ale ostatecznie odwróciła się z powrotem do niej i odpowiedziała:
- Tak, nazywa się Bisca, to pies pasterski - ponownie się uśmiechnęła, po czym zaczęła przepychać między ludźmi do lady, przy której stała już jedna osoba wraz z karmnikiem do klatki dla ptaków.
- Kocham psy, niestety żadnego nie mam - posmutniała. Obiecała sobie, że kiedyś to zmieni. O ile starczy jej czasu dla psa, w co nie wątpiła. Właściwie to nie posiadała żadnego, gdyż zwierzęta, jakie dotychczas posiadała to konie. Chociaż kiedyś miała psa... Umarł gdy miała czternaście lat i później jakoś nie interesowała się ponownym kupnem. A raczej jej rodzice. Wkrótce wyszły ze sklepu zoologicznego i udały się do kwiaciarni, jak wcześniej zapowiedziała Smiley. Była niedaleko, więc nie zdążyły zacząć kolejnej rozmowy, idąc w ciszy. Postanowiła, że także sobie coś kupi, jeśli ją zainteresuje. Kochała rośliny, ale głównie te, co nie okazywały się kwiatami. Bardziej jakieś drzewka, bądź inne doniczkowe. Zawsze chciała mieć drzewo w pokoju, to nie żart. Dlaczego to nie miało by się zmienić? Wchodząc do środka poczuła lekką wilgoć oraz zapach nasion, ziemi oraz delikatną, miejscami zróżnicowaną woń kwiatów. Podeszła do jednej z rośliny, która od razu przykuła jej uwagę - był to figowiec pospolity. Spojrzała na cenę - tylko dwadzieścia jeden? Byłą pewna, że nie wyda owoców, ani nie urośnie zbytnio duży, ale nie przeszkadzało jej to. Postanowiła go wziąć razem z doniczką. Posiadała ze sobą niemal sto złotych ( swoich - od pika zostało jej nieco ponad sto pięćdziesiąt ). Gdy podeszła do lady i zapłaciła za wszystko, otrzymując resztę odnalazła Smiley, pokazując swój łup. Oczywiście był w pudełku oraz w reklamówce, na jej życzenie, więc szybko wytłumaczyła, co zakupiła.
- A ty coś bierzesz? - spytała.
< Smiley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz