Strzała? Skąd niby! Ktoś na nas poluje czy jak? Nie miałem urazu do dziewczyny, że zwaliła mnie na ziemię, wręcz przeciwnie – byłem jej wdzięczny. W końcu grot wbity w ciało nie jest czymś przyjemnym, prawda? A jej mina mnie lekko rozbawiła.
- Jesteś leciutka – odparłem z uśmiechem i przyjąłem jej dłoń, która pomogła mi wstać. Wpierw rozejrzałem się wokół, ale nic nie wskazywało na to, że ten dziwny atak się powtórzy. Lepiej! Zauważyłem małego dzieciaka trzymającego łuk i patrzącego na nas z przerażeniem, kiedy jego matka na niego krzyczała, a potem szybko zabrała z miejsca. Czyli to on nas chciał ustrzelić? Zabawne. A ja sądziłem, ze to jakichś łowca cyrkowców, albo co gorsza aniołów. Wtedy bym miał poważne kłopoty. - W porównaniu do moich kolegów, którzy bawili się ze mną w tak zwaną "kanapkę" polegająca na tym, że rzucamy się na siebie i tak leżymy, gdy ja byłem na samym dole, to nic nie ważysz – powiedziałem przypominając sobie dzieciństwo, a zaśmiałem się na to wspomnienie, a za mną Smiley.
- Chyba miałeś dużo przyjaciół – stwierdziła także obserwując dziecko ciągnięte przez matkę. Najwyraźniej i ona zrozumiała kto był naszym łowcą i tak samo jak ja zaśmiała się przez to. Potem znowu ruszyliśmy wzdłuż mostu.
- No co ty – machnąłem ręką. - Nikt nim nie był – poczułem, że mogę jej to powiedzieć. Poza tym nawet lepiej, jeśli będzie znała prawdą, niż łudziła się nad czymś. - Ja nie przywiązuję się do ludzi i nie biorę ich za swoich przyjaciół – zacząłem tłumaczyć. - Ja po prostu trzymam ze wszystkimi sojusz i dobre relacje. Coś na wzór przyjaźni, w końcu pomogę, wstawi się, dotrzymam słowa... ale to nie to samo co przyjaźń – pominąłem sekrety, które były największą różnicą sojuszu, a przyjaźni. Nikomu nie zdradzę swoich tajemnic, nie chcę ryzykować. Mina dziewczyny nagle przybrała inny wyraz twarzy.
- Ze mną też tylko trzymasz sojusz? - nie mam pojęcia czy była zawiedziona, czy po prostu zdziwiona. Może jedno i drugi, albo coś całkowicie innego.
- Tak – powiedziałem szczerze. Po co mam ją oszukiwać? - Ale może kiedyś za parę lat to się zmieni – stwierdziłem sam w to nie wierząc. - W końcu moi starzy koledzy pewnie już o mnie zapomnieli i nie widziałem ich dobre osiem lat, więc jak się z takimi zaprzyjaźnić? - to było pytanie retoryczne i aby nie przedłużać ciszy, jaka między nami zapanowała jak i nie drążyć już tego tematu zaproponowałem wyjście do kina.
- Jesteś leciutka – odparłem z uśmiechem i przyjąłem jej dłoń, która pomogła mi wstać. Wpierw rozejrzałem się wokół, ale nic nie wskazywało na to, że ten dziwny atak się powtórzy. Lepiej! Zauważyłem małego dzieciaka trzymającego łuk i patrzącego na nas z przerażeniem, kiedy jego matka na niego krzyczała, a potem szybko zabrała z miejsca. Czyli to on nas chciał ustrzelić? Zabawne. A ja sądziłem, ze to jakichś łowca cyrkowców, albo co gorsza aniołów. Wtedy bym miał poważne kłopoty. - W porównaniu do moich kolegów, którzy bawili się ze mną w tak zwaną "kanapkę" polegająca na tym, że rzucamy się na siebie i tak leżymy, gdy ja byłem na samym dole, to nic nie ważysz – powiedziałem przypominając sobie dzieciństwo, a zaśmiałem się na to wspomnienie, a za mną Smiley.
- Chyba miałeś dużo przyjaciół – stwierdziła także obserwując dziecko ciągnięte przez matkę. Najwyraźniej i ona zrozumiała kto był naszym łowcą i tak samo jak ja zaśmiała się przez to. Potem znowu ruszyliśmy wzdłuż mostu.
- No co ty – machnąłem ręką. - Nikt nim nie był – poczułem, że mogę jej to powiedzieć. Poza tym nawet lepiej, jeśli będzie znała prawdą, niż łudziła się nad czymś. - Ja nie przywiązuję się do ludzi i nie biorę ich za swoich przyjaciół – zacząłem tłumaczyć. - Ja po prostu trzymam ze wszystkimi sojusz i dobre relacje. Coś na wzór przyjaźni, w końcu pomogę, wstawi się, dotrzymam słowa... ale to nie to samo co przyjaźń – pominąłem sekrety, które były największą różnicą sojuszu, a przyjaźni. Nikomu nie zdradzę swoich tajemnic, nie chcę ryzykować. Mina dziewczyny nagle przybrała inny wyraz twarzy.
- Ze mną też tylko trzymasz sojusz? - nie mam pojęcia czy była zawiedziona, czy po prostu zdziwiona. Może jedno i drugi, albo coś całkowicie innego.
- Tak – powiedziałem szczerze. Po co mam ją oszukiwać? - Ale może kiedyś za parę lat to się zmieni – stwierdziłem sam w to nie wierząc. - W końcu moi starzy koledzy pewnie już o mnie zapomnieli i nie widziałem ich dobre osiem lat, więc jak się z takimi zaprzyjaźnić? - to było pytanie retoryczne i aby nie przedłużać ciszy, jaka między nami zapanowała jak i nie drążyć już tego tematu zaproponowałem wyjście do kina.
<Smiley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz