Kiedy
w końcu się zatrzymaliśmy czułem się po części upokorzony,
bolała mnie ręka od mocnego uścisku mężczyzny oraz gnębiła
ciekawość z jakiego powodu tak mną poszarpał, a więc zapytałem
bez ogródek.
-
Co w Ciebie wstąpiło? - zapytałem i nie ukrywałem niezadowolenia
oraz irytacji. Myślę, że miałem do tego prawo, ale chyba nie
według Midasa, który tylko niesympatycznie mi odwarknął. Zaraz
poczułem ucisk w sercu. Mimowolnie... to samo się stało. Zaraz
straciłem całą pewność siebie i pewną część zaufania do
mężczyzny. Na dodatek świadomość, co działo się noc wcześniej
przytłoczyła mnie i nasunęła więcej pytań, które z kolei
budowały mój strach i obawy. Co jeśli się okaże, że to jednak
nie to i wyjdę na jakiegoś puszczalskiego? Co jeśli się znowu
pomyliłem? Co zrobię i gdzie pójdę, jeśli kiedyś będę chciał
uciec z cyrku? Tak, niestety mój poziom samooceny, lęki społeczne
i wiele innych niedogodnień utrudniały mi życie właśnie w taki
sposób. Wszystko było dla mnie ważne, najdrobniejszy gest odebrany
źle mógł zburzyć moje mury zaufania wobec kogoś, każde niemiłe
mruknięcie lub komentarz mogły wywołać działania obronne, co nie
zmieniało faktu, że nie byłem idealny i nie nadrabiałem swoich
chorób w żaden konkretny sposób. Ani żadnymi szczególnymi
cechami charakteru, ani szczególnymi umiejętnościami, ani
wiedzą... tym bardziej wyglądem.
Rozmyślałbym
i dołował się bardziej, gdyby nie głos dziewczyny rozlegający
się gdzieś za moimi plecami. Twarz jasnowłosego była blada i
jakby... zrezygnowana. Gdyby miał długie uszy, jak koń, to zapewne
położyłby je po sobie i uciekł. Tak właśnie uczynił. Spojrzał
na mnie tylko, jakby chciał coś powiedzieć i uciekł. Jak tchórz.
Byłem tak zszokowany, że sam nie wiedziałem, co myśleć. Tak w
ogóle to nasze zachowanie było absolutnie nie na miejscu. Przecież
to niegrzeczne i niemiłe przed kimś uciekać. Można zrobić komuś
wielką krzywdę i zranić go. Zmusiłem się więc w myślach, aby
powstrzymać masę napływających wątpliwości i należycie ugościć
dziewczynę. Odwróciłem się w jej stronę i wszedłem w słowo,
które zapewne chciała powiedzieć.
-
Bardzo Panią przepraszam! Naprawdę. To nie było celowe –
zacząłem się tłumaczyć – Mój przyjaciel jest bardzo...
wstydliwy – skłamałem, aby jakoś wytłumaczyć zachowanie mojego
partnera – Bardzo onieśmiela go widok pięknych dziewcząt –
dodałem. Jasnowłosa na te słowa lekko się zarumieniła i
uśmiechnęła, zapominając o tym, co chciała mi powiedzieć. Nie
wyglądała na jakąś bardzo zakochaną czy podnieconą. Po prostu
to miłe słowo sprawiło jej przyjemność i o to mi chodziło.
-
Bardzo mi miło, że tak mówisz – odpowiedziała – Ja... nie
powinna wchodzić i przeszkadzać, ale... nikogo nie było w pobliżu
– wyjaśniła – Dlatego postanowiłam wejść do środka. Gdybym
wiedziała, że takie groźne zwierzęta trenujecie na takiej
swobodzie to poczekałabym do wieczora – zaśmiała się
żartobliwie, na co odpowiedziałem szczerym uśmiechem.
-
Co Panią do nas sprowadza? - zapytałem – Chce Pani zostać
cyrkowcem?
-
Nie, nie. Dziękuję – odpowiedziała wyraźnie rozbawiona moją
opcją – Nie nadaję się zbytnio. Jestem zbyt szarym człowiekiem
– dodała – Szukam waszego szefa, bossa... tego, który zarządza
tu wszystkim – oznajmiła.
-
Ach, rozumiem! Wobec tego szuka Pani Pana Pika – poinformowałem
dziewczynę – Zaprowadzę Panią do niego, ale zanim to zrobię...
to pilna sprawa nie cierpiąca zwłoki? - dziewczyna posmutniała na
to pytanie i wzruszyła ramionami.
-
Raczej nie ucieknie – dodała pół żartem pół tragedią, co
wzbudziło moją ciekawość – A czemu pytasz?
-
Zapewne przyjeżdżasz do nas z daleka. Musisz być z pewnością
głodna – wywnioskowałem. Dziewczyna na moje stwierdzenie złapała
się za brzuch i z lekkim zażenowaniem pokiwała głową na tak. Ja
tylko się rozpromieniłem, chwyciłem dziewczynę delikatnie za rękę
i postanowiłem zaprowadzić w pewne miejsce.
-
Niech Pani idzie. Zaprowadzę Panią do naszej cyrkowej kuchni.
Gotuję pyszne jedzonko. Z pewnością Pani zasmakuje – zapewniłem.
Dziewczyna na całe to zajście z początku była sceptyczna i czułem
to całym sobą, ale po chwili się rozluźniła nie widząc w mojej
osobie żadnego podstępu ani złości.
Kiedy
weszliśmy na pewien teren pod gołym niebem, prawie że, pomijając
płachtę osadzoną na kilku słupach, od razu skoczyłem do okienka,
z którego wydawano nam posiłki... a przynajmniej większości
cyrkowców, czego dowodem były grupy, które zebrały się na obiad.
Pod płachtą były ławki, stoły i kominki, które zimą się
rozpalało, jak ktoś chciał zjeść na zimowym powietrzu, a takich
zwolenników trochę było. Szczególnie, że przy ogniskach można
było siedzieć. Zapowiedziałem, że mamy gościa i pasuje go
należycie ugościć. Naszemu kucharzowi nie trzeba było dwa razy
tego powtarzać. Zaraz rozgonił wszystkich pomocników. Raz dwa był
obiad dla mnie i dla jasnowłosej. Czekała na mnie przy wolnym
stoliku. Z gościnnością podałem jej tacę z posiłkiem i sam
usiadłem na przeciwko.
-
Smacznego! - powiedziałem życzliwie, na co dziewczyna równie
sympatycznie podziękowała i odwzajemniła – Sam się zastanawiam,
dlaczego jestem dzisiaj taki pewny siebie – dodałem, kiedy dotarły
do mnie pewne wytyczne z minionych minut. Dziewczyna roześmiała
się.
-
A co? Zazwyczaj jesteś nieśmiały?
-
Niestety tak, ale to może ta sytuacja kryzysowa sprawiła, że się
zmieniłem. Bardzo nie lubię niegrzecznego zachowania, a wiem, że
nasze, w sensie moje u mojego przyjaciela, mogło na takie wyglądać.
Chcę za to przeprosić jeszcze raz – wyjaśniłem poważnym tonem.
-
Nic nie szkodzi. Naprawdę. Bardzo mi miło, że ta sprawa tak się
obróciła – odpowiedziała i zaczęliśmy wspólny posiłek.
Dziewczyna była trochę spięta, ale atmosfera przy stołach była
tak żywa, że nawet nie zauważono nowej twarzy. Przynajmniej wtedy.
Ja też starałem się być rozluźniony, aby dodać dziewczynie
otuchy. Po chwili zagadnąłem.
-
Jak ma Pani na imię? - jasnowłosa spojrzała na mnie zszokowana.
Przełknęła zupę i szybko odpowiedziała.
-
Jenna. Przepraszam, że Ci się nie przedstawiłam. Powinnam to była
zrobić od razu – skrytykowała się i podała mi rękę.
-
Le Bleuet. To mój pseudonim, którym się tutaj posługuję. Miło
mi Panią poznać – uścisnąłem serdecznie dłoń gościa – I
nie trzeba przepraszać. Nasze spotkanie było strasznie zakręcone –
dziewczyna na te słowa roześmiała się.
-
Trudno się nie zgodzić – odrzekła – Ach, te pseudonimy...
zupełnie zapomniałam – dodała jakby do siebie, jednak ja nie
spuściłem z niej zaciekawionego spojrzenia. Ona od razu to wyczuła
i odpowiedziała na moje nieme pytanie.
-
Tak, wiem kim jesteście i... proszę nie krzycz. To poważna sprawa
– powiedziała pół szeptem tak, że musiałem się wysilić, aby
coś wyczytać z ruchu warg – Przyjechałam tutaj z bardzo daleka.
Potrzebuję waszej pomocy. Od kilku lat jeżdżę po świecie i
szukam rozwiązania, ale... nigdzie go nie dostaję. Udało mi się o
was dowiedzieć... chyba jesteście moją ostatnią nadzieją –
dodała. Cała jej twarz posmutniała, a na smutki miała jeszcze
dużo czasu.
-
Wszystko powiedz wujkowi Pikowi. Na razie się nie martw, tylko jedz.
Musisz mieć dużo sił – na te słowa rozpromieniła się i
wróciła do jedzenia.
Kiedy
wszyscy cyrkowcy powoli kończyli obiad, my również się zmyliśmy
do namiotu wujka Pika. Oczywiście na wstępie przywitał nas nasz
wierny stróż dobytku radosnym szczekaniem i merdaniem ogonem.
Odsłoniłem dziewczynie zasłonę namiotu i wszedłem za nią do
środka. Wujek Pik akurat wypełniał starannie jakieś urzędowa
papierzyska.
-
Dzień dobry – szepnęła dziewczyna. Mężczyzna uniósł głowę
i rozpromieniony odpowiedział tym samym powitaniem. Odłożył
papiery i pisadło na bok.
-
Kim jesteś i w czym mogę Ci pomóc, młoda damo? - zapytał
zaciekawiony.
-
Mam pewną delikatną sprawę... - zaczęła jakby się czegoś bała.
-
Usiądź proszę – wskazał na fotel przed swoim miejscem pracy –
Mów, bez owijania w bawełnę – dodał żartobliwie. Jasnowłosa
się trochę rozluźniła.
-
Potrzebuję pomocy... pomocy Cyrku – wujek zadał wzrokiem nieme
pytanie – Zjeździłam pół świata w poszukiwaniu pomocy. Nie
pomogli medycy, zielarze, znachorzy, magicy, naukowcy... nikt.
Naprawdę nikt nie wie, co się stało z moją najdroższą kuzynką.
Udało mi się dowiedzieć kim jesteście i gdzie stacjonujecie. Wiem
tylko tyle, że możecie mi pomóc. Nic poza tym. Ta osoba nie
udzielała mi szczegółów – wujek Pik pokiwał na to głową,
skupiony i zainteresowany – Moja kuzynka z dnia na dzień stała
się złotą figurką – przepchnęła te słowa przez gardło z
trudem. Czułem, jak drży i jak jej głos powoli się łamie – Nie
wiem.... czyja to sprawka, ale wiem, że... że walczycie z takimi
potworami – dodała. Słyszałem i czułem, że płacze, że łzy
leją jej się potokami po twarzy. Wujkowi miękło troszkę
serduszko na skrzywdzone istoty. Spojrzał na mnie porozumiewawczo,
ale zaraz wrócił do dziewczyny. Westchnął.
-
Nie wiem czy nasza moc sięga AŻ tak delako. Staramy się zapobiegać
działaniom pewnych organów, ale... skutki często trudno nam
cofnąć, ale rzecz jasna zrobimy wszystko, aby odmienić Pani
kuzynkę ze złotej figurki z normalną postać. Tego Pani chce, mam
rozumieć? - dopytał, na co Pani Jenna pokiwała głową, ocierajac
łzy – Opowie mi Pani szczegóły? - jasnowłosa zgodziła się.
Sam zacząłem analizować problem. Nagle mnie olśniło. Całe
zamieszanie skupiłem na sobie i gościu, zapominając o Midasie,
który w kwestii złota jest przecież ekspertem.
-
Chyba wiem, kto może pomóc – rozpromieniłem się – Pójdę po
niego – wyszedłem z namiotu i poczułem mocny uścisk na
nadgarstku. Wystraszony odwróciłem się i zobaczyłem wujka Pika.
Był przerażony i widziałem to bardzo wyraźnie.
-
Nie idź – nakazał stanowczym tonem – To... nie jesteśmy pewni.
Ja się muszę naradzić z innymi głównymi cyrkowcami czy ON coś
może zdziałać w tej sytuacji. Póki co... nie wiemy nic. Na razie
nic nie rób. Daj nam nad tym pracować. Jeśli się okaże, że może
pomóc to go o to poprosimy – ostatnie słowo dodał z motywacją i
radością. Zwolnił uścisk – Musimy przeprowadzić badania,
zlustrować księgi, aby znaleźć jakieś rozwiązanie. Na razie...
bądź spokojny. Będę Cię informował na bierząco, ale... to może
potrwać – na te słowa pokiwałem głową. To wszystko wydawało
mi się dziwne, ale nie miałem zamiaru buntować się woli wujka
Pika. Ufałem mu i jego wiedzy. Po chwili odszedł i wrócił do
namiotu. Ja zaś do swojego do mamy. Byłem bardzo zmęczony całym
dniem, mimo że nie wiele zrobiłem. Nie wiem, co się ze mną
działo... brakowało mi wigoru. Chyba przez nieregularny sen. Mamy
nie było w środku. Zapewne była na treningu. Ja wykorzystałem ten
czas, aby się zdrzemnąć w spokoju i w ciszy.
<
Midas? Trzeba tą historię chyba rozłożyć na 2-3 opka ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz