- Jak na razie, nie czuje nóg. I dziwie się, że ty też - odpowiedziałam czując, jak promienie słońca odbijające się od śniegu rażą mnie w oczy. Spojrzałam w niebo, teraz nad nami było czyste niebieskie niebo, z ostro rażących słońcem, które wcale nie grzało.
- Bo przed oczami dalej mam wizje śmierci - podał mi rękę i pomógł mi wstać.Przez chwilę czułam się, jakby stała po uda w lawie. Kiedy jednak mrowienie i paraliż zniknęły, zdołałam zrównać z chłopakiem kroku, który ruszył już przed siebie, zostawiając za sobą głębokie ślady.
Przed nami nic nie było, tak jak wcześniej rozciągał się las, teraz widzieliśmy tylko pustynie śniegu. Zamknęłam oczy i zaczęłam iść na ślepo, parę razy wpadając na Akumę lub wywracając się na śnieg.
- Czemu zamknęłaś oczy? - zapytał zdziwiony.
- Bo mnie bolą od tego śniegu - mruknęłam głośno machając rękami w górę i w dół razem z nogami, ponieważ wchodziłam w coraz większe zaspy, w której całkowicie się zapadałam. Po chwili ciszy śniegu było jeszcze więcej, miałam go po pas, a stopy całkowicie mi zamarzły. Otworzyłam oczy. - Nigdzie nie dojdziemy - oznajmiłam patrząc w stronę chłopaka. W ciągu jednej sekundy zaczął wiać mocny wiatr, a razem z nim śnieg. Zakryłam twarz i się nieco skuliłam. Czułam, jak wiatr mnie odrzuca do tyłu. Złapaliśmy się za ręce, aby żadne z nas nie odleciało, ale skutek był całkowicie inny. Czułam tylko jak jego palce się wyślizgują i nagle znika. Po wykrzyczeniu naszych imion wiatr ustał, a Akumy nie było. Ponad to już nie stałam w zaspie sięgającej mi do pasa, ale jedynie do kostek. - Akuma! - zaczęłam wołać przyjaciela, ale nikogo nie było w pobliżu. Zaczęłam się wracać, biegnąć w stronę, w którą zapewne odleciał mój przyjaciel, ale gdy dobiegłam na szczyt górki, wiedziałam, że go nie znajdę. Pustynia śniegu, nic więcej. Żadnej roślinki, drzewka, gałązki. Była tylko rażąca biel, a jego nigdzie... Zaczęłam panikować. Czyli teraz ktoś, kto "włada" tą grą, pozbędzie się nas osobno, czy jak?! Ale najgorsze było to, że nie wiedziałam gdzie był towarzysz, całkowicie zniknął, śladu po nim nie było. Gdy wykrzyczałam jego imię usłyszałam tylko trzepot skrzydeł z tyłu. Odwróciłam się i zamiast śnieżnej pustyni, przede mną rozciągała się wioska.
Czułam się jak w śnie. Na prawdę. W jednej chwili otoczenie się zmienia, a ty nie możesz zrobić czegoś, co byś normalnie zrobił. Widziałam ogniska, ludzi. Chciałam zbiec do nich, ale coś mnie przygniatało do ziemi, nie pozwalając wykonywać jakichkolwiek gwałtownych ruchów.
- Co się dzieje panienko? - usłyszałam głos z tyłu. Odwróciłam się powoli i zobaczyłam wysokiego chłopaka, był podobny do Eskimosów. Patrząc na jego grube ubranie przypomniało mi się, jak bardzo byłam zmarznięta. - Wyglądasz jak kostka lodu - kiedy tylko do mnie podszedł coś mnie pociągnęło do tyłu i zwaliło z nóg. Poczułam jak ktoś mnie łapie za ręce, wykręca je, a obcy uśmiecha się dziwnie. Potem było mocne uderzenie w głowę i ciemność.
<Akuma? Sadziliśmy czosnek, więc dopiero teraz odpisuje. No i wyszło takie krótkie...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz