Rue nieźle dołożyła temu facetowi. Nie chciałem być gorszy i zepsuć jej planu, nie, to był instynkt, ale i tak musieliśmy uciec. Najpierw bezskutecznie się szamotałem, aż w końcu postanowiłem użyć umysłu i kopnąłem go mocno w odpowiednie miejsce. Upadłem na ziemię, ale szybko dotarłem do Rue, która stała trochę dalej. Dotarło do mnie, że może to nie był dobry pomysł. Teraz, dochodzi jeszcze oskarżenie za pobicie. Nie myślałem dużo. Po prostu rzuciłem się w pogoń za tym mężczyzną, który przed chwilą na mnie wpadł. Nie ciężko było zauważyć kogoś, kto przewraca wszystko i wszystkich jak leci. Dziewczyna na początku nie wiedziała o co mi chodzi, jednak po chwili również zauważyła mój cel i zatrzymała na chwilę strażników i zaczęła coś do nich mówić. Nie mogłem jednak długo przyglądać się jej poczynaniom. Nasz uciekinier właśnie próbować przejść przez mur. Krzyczałem coś, żeby go ktoś zatrzymał. Najpierw bez skutku, jednak potem jakiś facet, niekoniecznie z powodu moich próśb, ściągnął go z muru, zanim ten, zdążył uciec. Był wściekły, że jego stragan i porcelanowe figurki zostały zniszczone. Uśmiechnąłem się zwycięsko i powstrzymałem go przed pobiciem złodzieja na śmierć. Schyliłem się i łapczywie brałem oddech.
- Proszę zaczekać, zaraz znajdą się tutaj strażnicy, oni się nim zajmą - powiedziałem.
- Mam może jeszcze zachować spokój, hę?! Cały mój dobytek został zniszczony! Ja, jestem skończony! - krzyczał. Jak zbawienie ujrzałem Rue idącą w naszą stronę z dwoma mężczyznami. Tymi, którzy nas zatrzymali.
- To on? - zapytał jeden z nich wskazując ruchem głowy leżącego faceta, a ona potwierdziła kiwnięciem głowy. Podszedłem szybkim krokiem do przyjaciółki, a tamci zajęli się złoczyńcą.
- Chyba należą mi się wytłumaczenia - oświadczyłem nadal trochę zdyszany, a na jej twarzy pojawił się dumny, zwycięski uśmiech.
- Znam jednego z nich. Tego, którego ty kopnąłeś - zaśmiała się.
- Świetnie, czyli mogłem spokojnie zaczekać, aż ty zaproponujesz mu piwo, w zamian za pomoc? - spytałem zdołowany.
- No co? To nie moja wina, że "twoja duma" - zrobiła cudzysłów w powietrzu. - Kazała ci nas ratować i rzucić się za nim w pogoń, bohaterze - powiedziała z ironią, nie tracąc humoru. Przewróciłem oczami. - Oj, nie obrażaj się... Dobrze ci poszło - poklepała mnie po plecach.
- A oni tak po prostu ci uwierzyli?
- Nie, najpierw mi zaufali i udaliśmy się za tobą. Gdy tylko zobaczyli tego człowieka, rozpoznali go. To już nie pierwszy taki numer z jego strony - wyjaśniła.
- Doskonale... - westchnąłem, a ona nadal chichotała pod nosem, więc posłałem jej groźne spojrzenie, które (jak się spodziewałem) nie zrobiło na niej większego wrażenia. - W takim razie idziemy na szarlotkę. Ciepłą, pyszną szarlotkę - oznajmiłem, a ona nadal uśmiechnięta zgodziła się i razem ruszyliśmy w stronę kawiarni, w której, (według Rue) mają najlepszą szarlotkę na świecie.
- Proszę zaczekać, zaraz znajdą się tutaj strażnicy, oni się nim zajmą - powiedziałem.
- Mam może jeszcze zachować spokój, hę?! Cały mój dobytek został zniszczony! Ja, jestem skończony! - krzyczał. Jak zbawienie ujrzałem Rue idącą w naszą stronę z dwoma mężczyznami. Tymi, którzy nas zatrzymali.
- To on? - zapytał jeden z nich wskazując ruchem głowy leżącego faceta, a ona potwierdziła kiwnięciem głowy. Podszedłem szybkim krokiem do przyjaciółki, a tamci zajęli się złoczyńcą.
- Chyba należą mi się wytłumaczenia - oświadczyłem nadal trochę zdyszany, a na jej twarzy pojawił się dumny, zwycięski uśmiech.
- Znam jednego z nich. Tego, którego ty kopnąłeś - zaśmiała się.
- Świetnie, czyli mogłem spokojnie zaczekać, aż ty zaproponujesz mu piwo, w zamian za pomoc? - spytałem zdołowany.
- No co? To nie moja wina, że "twoja duma" - zrobiła cudzysłów w powietrzu. - Kazała ci nas ratować i rzucić się za nim w pogoń, bohaterze - powiedziała z ironią, nie tracąc humoru. Przewróciłem oczami. - Oj, nie obrażaj się... Dobrze ci poszło - poklepała mnie po plecach.
- A oni tak po prostu ci uwierzyli?
- Nie, najpierw mi zaufali i udaliśmy się za tobą. Gdy tylko zobaczyli tego człowieka, rozpoznali go. To już nie pierwszy taki numer z jego strony - wyjaśniła.
- Doskonale... - westchnąłem, a ona nadal chichotała pod nosem, więc posłałem jej groźne spojrzenie, które (jak się spodziewałem) nie zrobiło na niej większego wrażenia. - W takim razie idziemy na szarlotkę. Ciepłą, pyszną szarlotkę - oznajmiłem, a ona nadal uśmiechnięta zgodziła się i razem ruszyliśmy w stronę kawiarni, w której, (według Rue) mają najlepszą szarlotkę na świecie.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz