- Co teraz? - spytała dopijając swój koktajl.
- Spacer? - zaproponowałem. - Słyszałem, że jest w mieście całkiem ładny park, a nigdy w nim nie byłem, więc... - zacząłem drapiąc się po karku.
- Jasne, że ci go pokażę - uśmiechnęła się i wstała. Już chciała zapłacić, jednak wyprzedziłem ją. Położyłem banknot na stole, złapałem za rękę i wyprowadziłem na zewnątrz. - Nie musiałeś, zaraz ci oddam - powiedziała od razu, ale nie zwróciłem na to uwagi, tylko ruszyłem przed siebie.
- Nie wiem, w którą stronę powinienem pójść - oparłem po chwili, kompletnie ignorując jej wcześniejszą uwagę. Westchnęła, ale odpuściła i poszła ze mną w stronę parku.
Było bardzo ładnie. Mimo, że panowała zima, nie było już śniegu, a temperatura była wyjątkowo powyżej zera.
Zobaczyłem przed sobą tabliczkę z nazwą parku, a za nią czarną, ozdobną bramę, którą przeszliśmy.
Pewnie latem jest tutaj jeszcze piękniej. Wyobraziłem sobie te kwiaty, strumyki, zamiast których teraz, jest topniejący lód. Drzewa pokryte pąkami, owocami, a nie suche gałęzie. Jednak taki krajobraz również ma swoje zalety. Weszliśmy z Rue na mostek i patrzeliśmy przed siebie.
- Patrz - wskazała palcem na niewielką budkę niedaleko. - Sprzedają tam dobrą gorącą czekoladę - odrzekła.
- Mogę pójść - oświadczyłem od razu już mając w głowie ten cudowny smak.
- Okej, to ja poczekam na tej ławce - zwróciłem uwagę na pojedynczą ławkę pod dużym drzewem. - Często tam siadam - powiedziała i oboje ruszyliśmy w swoją stronę.
- Dzień dobry, poproszę dwie gorące czekolady - wypowiedziałem zamówienie.
- Azu! Azucar, chodź szybko! - usłyszałem wołanie dziewczyny i zaraz po tym jak mruknąłem do sprzedawcy, że za chwilę wrócę, pobiegłem do niej.
Byłem już na tyle blisko, żeby zobaczyć ją. Rue stała w bezpiecznej odległości od suczki, jednak ja bez wahania do niej podszedłem i ukucnąłem. Dałem jej rękę do obwąchania i przyjrzałem się dokładnie. Była piękna. Od razu rzuciło mi się w oczy to, że jest brudna i najwyraźniej głodna. Podeszła do mnie i usiadła na przeciwko. Starałem się nie patrzeć w jej wielkie, błyszczące oczy, bo wiem, że to budzi w psach strach.
- Em... Azu... Lepiej uważaj. Ostatnio słyszałam, że ktoś wyrzucił psa. Opis pasuje. Ponoć nie była dobrze traktowana. Nie znasz jej i może...
- Spokojnie, dam sobie radę. Możesz odebrać czekoladę, na pewno jest już gotowa - przerwałem jej. Pokiwała głową i zostawiła nas samych. Jeszcze raz wyciągnąłem rękę, a gdy zobaczyłem, że nie ma nic przeciwko, pogłaskałem ją. Wtedy podeszła bliżej tak, że pyskiem dotykała mojego ramienia. Trwaliśmy tak do czasu, kiedy dziewczyna nie wróciła. Suczkę, gładziłem spokojnymi ruchami po plecach.
- Idziemy dalej? - spytała
- Nie - odpowiedziałem krótko. - Nie zostawię jej - odparłem.
- Jesteś pewien? Postąpisz bardzo dobrze, jeśli się nią zaopiekujesz, ale ona nie wygląda na zbyt bezpieczną... - mówiła.
- Myślisz, że ktoś będzie miał coś przeciwko? - pokiwała przecząco głową. - Pomożesz mi?
- Nie znam się bardzo na psach... - westchnęła.
- Ale na pewno wiesz, gdzie jest najbliższy weterynarz i sklep dla zwierząt.
- Wiem, ale... No dobra, niech będzie, to jak ją nazwiesz? - uśmiechnęła się.
- Jesteś wspaniała, dziękuję - powiedziałem. Nie wiem czemu, czułem się, jakbym dostał pozwolenie od mamy na psa. Rue jest mi potrzebna i doceniam jej pomoc. Ja po prostu wiem, że ten pies jest dobry, a ja jestem jej potrzebny. Jako dziecko w okolicy zawsze kręcił się jakiś kundel. Zawsze z kolegami bawiliśmy się z nimi i dokarmialiśmy, ale nigdy nie miałem psa sam. Mojego własnego pupila. Mimo to, coś tam wiem i mam nadzieję, że dobrze spiszę się w tej roli. - Adda będzie idealnie - odparłem po chwili namysłu.
- Czemu? - zmarszczyła brwi
- Taka rzeka we Włoszech. Byłem kiedyś w jej okolicach na wakacjach. To właściwie były moje jedyne wakacje poza domem - wyjaśniłem.
Jakiś czas potem przekroczyliśmy próg weterynarza...
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz