Patrzyłem z zainteresowaniem na lalkę. To było coś więcej, niż jakieś poruszanie kończyn za pomocą białych, cieniutkich sznureczków, dlatego długo wpatrywałem się w milczeniu w to cudo. Chociaż była niedoskonała, wszystkie krzywe rogi nagle traciły swą ważność, przy takiej mocy, jaką było sterowanie lalkami, bez dotykania ich. Dziewczyna miała długą, czerwoną pelerynę z kapturem, dzięki czemu wyglądała jak Czerwony Kapturek. Podszedłem do niej bliżej, by się jej dokładniej przyjrzeć. Była nieco niższa, uśmiechała się delikatnie i wyglądała, jakby była maszyną: jej ruchy chociaż były płynne, widziałem tę sztuczność. Kiedy oznajmił, że niektóre zyskują własną świadomość, zapragnąłem taką zobaczyć i sprawdzić, czy takie wyglądają naturalniej. Mimo wszystko, naprawdę podobała mi się jego praca. Ja nawet jak staram się coś nabazgrać na papierze, zaraz staje on w płomieniach – temu też nie dotykałem lalki. Bałem się, że ją zepsuje.
- Bardzo, jest świetna – oznajmiłem z uśmiechem, na chwilę podnosząc głowę do góry, aby spojrzeć w jego oczy, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie kłamałem.
- Dziękuje – odwzajemnił uśmiech.
- Wygląda jak Czerwony Kapturek – przyznałem spuszczając wzrok na jej drewnianą twarzyczkę, z pomalowanymi rumieńcami. - Sam ją wyrzeźbiłeś? - zerknąłem na Akusaia, który pokiwał głową. Po chwili zaprowadził koleżankę z powrotem do przyczepy. Zostałem na dworze, zastanawiając się, czy w przyszłości będzie w stanie wystawić wielką sztukę z samych lalek, poruszając kilkoma naraz. Życzyłem mu takiego opanowania mocy z całego serca.
Nagle zobaczyłem, jak coś żółtego wyłania się z przyczepy. Było długie i grube, pełzło po schodach, potem po ziemi i kierowało się w moją stronę. Zamarłem w bezruchu, a serce podeszło mi do gardła. Patrzyłem w żółte ślepia węża, który wydając swoje charakterystyczne „sssss”, pełznął w trawie i był coraz bliżej mnie. Zacisnąłem dłonie w pięści i na chwilę przestałem oddychać. Nie zauważyłem, kiedy z przyczepy wyszedł Akusai. Zbliżył się do jasnego gada i kucnął przy nim. Chciałem krzyczeć, żeby uważał, nie zbliżał się, ale język utknął mi w gardle i nie potrafiłem wydobyć z siebie ani słowa. Patrzyłem, jak chłopak wyciąga do niego rękę.
- Przepraszam cię za niego, pewnie się wystraszyłeś – odezwał się spokojnie, a wąż wpełznął na jego rękę, potem na ramię i owinął się wokół szyi, jakby chciał go udusić, potem owinął się wokół drugiej ręki i jego łeb spoczął w powietrzu, tuż nad przedramieniem jasnowłosego, który uśmiechał się przepraszająco. W dalszym ciągu stałem jak wryty, nie mogąc się nawet odezwać. - Nazywa się Erai, nic ci nie zrobi – zapewniał, ale strach był silniejszy. Może to wina tego, że feniksy nigdy nie lubiły węży? - Ozyrys, w porządku? - gdy wypowiedziałem moje imię, przełknąłem gulę w gardle i skinąłem głową.
- J-jasne – jęknąłem, siląc się na uśmiech. - Chyba będę w-wracał do siebie – powiedziałem, zmuszając w końcu nogi do ruchu. Zrobiłem krok do tyłu. Uśmiech z twarzy Akusaia zniknął, ale nie wyglądał na złego.
- Rozumiem. Zobaczymy się jutro – powiedział, na co pokiwałem głową.
- Tak, do jutra. Świetne lalki robisz, pa.
Pożegnawszy się z nowopoznanym, wróciłem do swojej przyczepy, gdzie odetchnąłem z ulgą. Byłem na siebie zły, że nie zapanowałem nad strachem, jaki wywołał ten wąż, ale inaczej nie potrafiłem zareagować. Miałem tylko nadzieję, że to nie zniechęciło chłopaka, bo wiem, że większość nie przepada za nieśmiałymi fajtłapami, które się wszystkiego boją. Chciałem, by chociaż ta znajomość przetrwała, przynajmniej kilka dni, abym miał do kogo otworzyć usta, chociaż miałem dziwne wrażenie, że znowu coś zepsuje.
Następnego dnia wstałem dość wcześnie i ruszyłem do bufetu na śniadanie, mając nadzieję, że o tej porze nikogo nie spotkam. Specjalnych planów na ten dzień nie miałem, prawdopodobnie znowu pójdę poćwiczyć. Musiałem jak najszybciej zapanować nad mocą, bałem się, że jeżeli to potrwa jeszcze kilka tygodni i w dalszym ciągu nie będę potrafił ćwiczyć z resztą trupy, prawdopodobnie się mnie pozbędą, bo jaki mają ze mnie pożytek? Chyba tylko taki, że dostarczam im dużo rozrywki, w postaci naprawiania czegoś i gaszenia pożarów. Z tymi pesymistycznymi myślami, zaparzyłem sobie herbaty i zrobiłem trzy kanapki, nie mając specjalnej ochoty na jedzenie. Postawiłem talerz na stole i zacząłem mieszać herbatę, kiedy poczułem, jak ktoś kładzie dłoń na moich włosach. Momentalnie dostałem małego szoku, a przed oczami zobaczyłem tę wstrętną kobietę, która zawsze głaskała mnie po włosach przy koleżankach i powtarzała, jakim to dobrym dzieckiem byłem. Szybko odwróciłem głowę w bok, w tym samym momencie wypuszczając kubek z ręki. Zobaczyłem twarz uśmiechniętego Akusaia, która zamieniła się w oszołomioną i zawstydzoną, kiedy naczynie wylądowało na stole. Nie pobił się, ale teraz wszystko było mokre od gorącej herbaty.
- Przepraszam cię bardzo, nie chciałem cię wystraszyć – powiedział, biorąc do ręki ręcznik papierowy, jaki stał na stole.
- N-nic się nie stało – serce łomotało mi wściekle w piersi, ale je stłumiłem. Delikatnie się uśmiechnąłem z ulgą. - Myślałem, że to ktoś inny, nic się nie stało – powiedziałem spokojnie i także sięgnąłem po papier, aby zetrzeć wodę z podłogi. Mokre chusteczki wyrzuciliśmy do kosza, a stół na nowo był suchy (nie licząc dużej plamy na obrusie).
- Jeszcze raz, bardzo cię przepraszam. Zrobię ci herbatę – nim coś powiedziałem, chłopak chwyciłem w dłonie kubek i zaczął robić na nowo napój. Uśmiechnąłem się lekko do siebie, po czym podszedłem do niego i wziąłem drugie naczynie.
- A ty co chcesz wypić? - zapytałem, patrząc na niego.
<Akusai?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz