Słabo się uśmiechnął, już nie obchodziło go co się teraz z nim stanie. Teraz byli w domu... A Robin był bezpieczny... Otworzył oczy. Wisiał w powietrzu, tak jakby nagle grawitacja została odwrócona. Rozejrzał się. Dookoła było ciemno. W jego głowie zaczęły się kotłować myśli. Co się stało? Umarł? Da się po raz drugi? Co się dzieje po śmierci demona...? Wyśmienite pytanie... Może teraz pozna na nie odpowiedź. Coś zaczęło szemrać w tle, przerywając ta przerażającą ciszę. Vivi zastrzygł uszami, słysząc już wyraźniej jakiś głos i momentalnie coś pociągnęło jego ciało na ziemię. Właściwie nie była to ziemia, lecz tafla wody, na której mógł normalnie stanąć, jakby była zwykłą podłogą. Po raz kolejny zaczął się rozglądać, tym razem jednak szukając źródła głosu. Nadal był otoczony przez mrok i znowu ten głos... Robin? Naprawdę to był on? Lis zaczął się przechadzać po wodzie, wypatrując sylwetki chłopca. Nigdzie go nie widział... Więc czemu jego głosik brzmiał tak donośnie wszędzie dookoła. Czy to niebo? Nie... Od razu się skarcił za takie myślenie, przecież nie był w stanie się tam dostać. Nadal przechadzał się po owej otwartej przestrzeni, wsłuchując się w jakże melodyjny głos. Jego wzrok skierował się na "czarną dziurę" nad nim. Na owej czarnej przestrzeni zaczęły się pojawiać małe świetliste punkciki. Odrobinę zmieszany demon wyciągnął rękę w stronę jednego z nich. Światełko się zbliżyło i osiadło mu na dłoni. W środku coś było... Zmarszczył brwi, nachylając się do niego, aby się przyjrzeć. Były to obrazy z pierwszego dnia, gdy Pik przyprowadził do niego chłopca. Na jego bladą twarz mimowolnie wkradł się uśmiech. Czyli te punkciki to były wspomnienia... Jego oraz chłopca, dziwna kombinacja. Jednak bardzo przyjemna była sama myśl o tym, że byli, chociaż tam razem we dwoje. W tym momencie dał już się ponieść chwili, pozwalając sobie zapomnieć o całym bożym świecie. Każde z tych wspomnień wypełniało go nieopisaną radością. Nawet to gdy chłopiec poszedł odwiedzić niedźwiedzia... Powtórnie się o niego bał, jednak musiał mu zaufać. Wyszło na to, że miał rację... Taki duży i mądry już był, poradziłby sobie bez niego. Kompletnie stracił poczucie czasu, rozkoszując się tymi wszystkimi wizjami. Mógłby tu zostać na zawsze, nigdy nie wracać. Aby tylko odtwarzać każdy z tych szczęśliwych momentów... Nachylił się do jednej z gwiazdeczek tak, żeby bardziej się przyjrzeć ciemnej twarzy chłopca... I nagle... Coś pociągnęło go w góry, odrywając go od tej sielankowej atmosfery.
Nagle otworzył oczy. Sam był tym zaskoczony, nie spodziewał się tego. Podniósł się, stwierdzając, że albo on stał się przeraźliwie mały... Albo wszytko wokoło stało się ogromne? Zerwał się na nogi, gdzie był Robin...?! Nie udało się?
- Robin, Robin gdzie ty jesteś? - zapytał cichutkim głosikiem. - T...to był mój głos? - położył po sobie uszy.
Teraz był pewien, że to on był malutki. Wtedy ktoś wpadł do przyczepy, w owej osobie rozpoznał własnego, ukochanego człowieka.
Wyciągnął do niego swoje łapki, a chłopaczek delikatnie wziął go na ręce.
- Obudziłeś się... Nie masz pojęcia, jak się bałem, że więcej nie wstaniesz... - pogładził główkę demonka palcem, który Vivi zaraz złapał.
Długo się sobie przyglądali.
- B...Bardzo cię przepraszam, miałem cię chronić. Nie udało mi się i patrz... Wszystko schrzaniłem... Jak sądzisz, dlaczego nas to spotyka...? Oczywiście przeze mnie.
( Robinku? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz