A już miałem cichą nadzieję, że Lennie o mnie nie wspomni i żaden lekarz nie będzie mnie dotykać. Już było mi wstyd, gdy stwierdził, że jestem kobietą w ciąży, a po tym, co jeszcze Lennie powiedział, miałem ochotę się zapaść pod ziemię. W ogóle nie było mi do śmiechu, w ogóle czułem się okropnie, a ten wyskakuje z takimi żartami.
- Weź, przestań tak gadać. - mruknąłem zmęczony, odsuwając jego rękę od brzucha, a później już poszedłem do lekarza. Usiadłem na łóżku, na którym wcześniej leżał Lennie. W zasadzie nie znam się ani trochę na tym wszystkim. Nawet za bardzo nie pamiętam swojego ostatniego razu w szpitalu jako pacjent. Nigdy ci cali lekarze nie wzbudzali we mnie zaufania. Teraz było tak samo.
- Proszę się położyć. - polecił mi lekarz, jednak za nim zdążyłem to zrobić, spojrzałem ukradkiem na Lenniego, który stał niedaleko i wszystkiemu się przyglądał. Zauważając, że na niego zerkam, od razu podszedł bliżej. Wtedy już normalnie się położyłem. Zdecydowanie nie chciałem zostać sam na sam z tym podejrzanym gościem ze stetoskopem. Później już poszło z górki. Lekarz kazał mi podciągnąć koszulkę, by sam mógł po dotykać mojego brzucha rękami w jakiś gumowych rękawiczkach. Co jakiś czas przesuwał swoje ręce i pytał, czy w tym miejscu boli. Nie zbyt czułem się komfortowo i w zasadzie chciałem, żeby jak najszybciej skończył. Już wolałem jako pies wylądować u weterynarza. Od zawsze twierdziłem, że lekarze od zwierząt są lepsi. Okazało się, że ból promieniował przede wszystkim od podbrzusza, co w sumie było dla mnie dziwne. Momentalnie po stwierdzeniu tego, chciałem wstać.
- Świetnie. Możemy iść.
- Proszę zaczekać. - przede wszystkim zatrzymał mnie lekarz, ale nie da się ukryć, że Lennie już był gotowy mnie łapać.
- Nie. Naprawdę nie chce tu być. - wstałem i gdy już miałem odejść, na chwilę mnie zamroczyło. Świat poczerniał, zrobiło mi się słabo, a świadomość odzyskałem, gdy lekarz pomagał mi wstać. Byłem zszokowany i uwiesiłem się na mężczyźnie, za nim znów nie trafiłem na łóżko. Lennie wtedy od razu położył jedną rękę na moim ramieniu. Teraz już serio się trochę przestraszyłem. Co, jeśli moje dni są już policzone?
- Często się to panu zdarza?
- N... Nie. - odpowiedziałem od razu. - Kręci mi się w głowie co jakiś czas, ale... Nigdy aż tak bardzo, jak teraz. - dodałem już trochę zestresowany.
- Spokojnie Shu. - usłyszałem za sobą głos Lenniego. Jakoś zrobiło mi się lepiej, czując, że był przy mnie.
- Proszę się niepotrzebnie nie stresować. Im szybciej odkryjemy, co panu dolega, tym szybciej będzie pan mógł podjąć leczenie i wyzdrowieć. - zapewnił lekarz, a później zadał mi kolejne pytania. I, tak czy siak, byłem w szoku i o dziwo pierwszy raz zacząłem się martwić o samego siebie.
- Czyli... Skoro to nie jest zwykłe zatrucie? To, co to jest? - spytałem, gdyż widziałem dość bezradną minę lekarza. Jak mnie przyjmą na oddział to się chyba załamie. - To może być jakiś rak? Mogę umrzeć? - dalej pytałem, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nic nie jest wykluczone. - powiedział szczerze lekarz i westchnął, po czym polecił coś pielęgniarce, która ciągle tutaj krążyła. W tym samym momencie odwróciłem się do Lenniego, będąc już bliskim płaczu.
- Ja nie chce umierać.
- Nie mów tak nawet. - odpowiedział Lennie, zaczynając mnie gładzić po głowie.
- Jednak może być to również coś na tle psychosomatycznym. Spowodowane stresem, przemęczeniem. - dodał lekarz, przestając rozmawiać z pielęgniarką. - Może również jakaś urojona ciąża, jeśli rozmawiali panowie kiedyś żywo o dzieciach. - tak sobie gdybał, wypisując skierowanie na różne badania i ewentualnie spotkanie z psychologiem, jakby te zawiodły. Pff. Gdybym sobie coś uroił, to bym o tym wiedział. Aż takich problemów z głową to ja nie mam, żeby wymiotować bez powodu i przez to nie chodzić do pracy. On nawet nie wie, jaki dla mnie jest okropny taki bezproduktywny dzień, przeleżany w łóżku. Co z tego, że czułem się źle? Wszystko jest do wytrzymania, a praca to praca, bez względu na wszystko.
Te wszystkie badania były okropne. Gdy przyszedł czas na USG, Lennie na chwilę mnie zostawił i poszedł do ojca. Nie wiem w sumie czemu, nie zdążył mi powiedzieć, gdyż już pielęgniarka wprowadziła mnie do środka. Znów czułem się nie za dobrze, gdy nie było mojego ukochanego w pobliżu. Po raz kolejny musiałem się położyć, odsłonić brzuch, ale tym razem jakiś inny lekarz posmarował mi go jakimś zimnym żelem, a później jeszcze zaczął po nim jeździć jakimś dziwnym czymś... Nie wiedziałem co o tym myśleć, a już zupełnie czułem się zmieszany, gdy lekarz zdębiał, wpatrując się w monitor.
- Co... Co się dzieje? - wydukałem trochę poddenerwowany, a dosłownie chwilę później, zaglądnął do środka Lennie.
- I jak, Shu? - trochę mu mina zrzedła, gdy mnie zobaczył. Od razu do mnie podszedł i złapał mnie za rękę. I ja i może też on byliśmy gotowi na najgorsze.
- To mi wygląda ewidentnie na... ciążę. - słysząc to stwierdzenie, totalnie mnie zatkało. To jakieś żarty, no nie? Mocniej ścisnąłem rękę Lenniego, a lekarz natomiast wskazał na ekran. - Zarodek jest otoczony już płynem owodniowym.
- Ale... Naprawdę? - nie mogłem w to uwierzyć. Cieszyć się czy płakać? Jak to w ogóle możliwe?! Lekarz ewidentnie był w szoku, ale nie zamierzał zaprzeczać.
- Zostali państwo rodzicami.
(Zostałeś tatusiem)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz