Ten pomysł wydawał mi się szalony, nawet bardzo. Z drugiej jednak strony, chyba czas zacząć przełamywać stres, prawda? Cóż, zawsze jest łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Na jego pytanie wzruszyłem ramionami. Nie myślałem o tym, aby mieć jakiegokolwiek widza, zastanawiałem się raczej nad tym, jak tego widza nie podpalić.
- Nie wiem – powiedziałem dość cicho. Czasami pytałem samego siebie, po co wstąpiłem do cyrku. Bo nigdzie indziej nie było dla mnie miejsca, westchnąłem sam do siebie, co chłopak zauważył.
- Ej, nie martw się, na pewno ci wyjdzie – delikatnie mnie szturchnął w ramię. Zerknąłem na niego i leciutko się uśmiechnąłem. Pokiwałem głową, zmuszając się do uwierzenia w te słowa.
Gdy dotarliśmy na miejsce, tak jak prosiłem, chłopak stanął z dala ode mnie, blisko wody. Ja sam stałem na środku polany i przez chwilę nic nie robiłem. Nabrałem wątpliwości, czy aby to bezpieczne. Ogień nigdy nie jest bezpieczny. Spojrzałem na Akusaia, który stał kilka metrów ode mnie i widząc moją niepewność, posłał mi dwa kciuki w górę. Jeśli zajmie się ogniem, jest blisko wody, starałem się uspokoić. W końcu skinąłem mu głową, po czym nabrał powietrza w płuca. Po prostu muszę robić to, co zawsze. Nie przejmować się tym, że ktoś tu jest i mnie obserwuje.
Wyciągnąłem dłoń przed siebie, trzymałem w niej zapalniczkę. Gdy ją odpaliłem, zabrałem z niej ogień, a przedmiot schowałem. Zacząłem się bawić małym płomyczkiem, przeplatając go między palcami, a potem dołożyłem drugą rękę, dając więcej życia w ogień. Stał się trochę większy, po chwili go upuściłem na ziemię i stworzyłem z niego tańczącą parę, która krążyła po trawie, zatracając się w bezgłośnej muzyce własnych iskier. Utrzymywałem ogień w pionie, aby nie podpalić trawy. Potem zacząłem unosić tańczącą parę do góry, aby ich taniec mógł się przenieść w niebo. Po chwili zostali rozłączeni, kobieta zamieniła się w małego ptaszka, a mężczyzna w jastrzębia, który zaczął ją gonić. Im dłużej oglądałem tę scenę ucieczki, tym bardziej coś mnie ściskało za serce. W końcu chciałem to zmienić, uśmiech zszedł z moich ust, kiedy nie potrafiłem. Jastrząb gonił ptaka, aż go nie dopadł. Wtedy obie istotki zamieniły się w jeden, wielki płomień. Na chwilę złapałem nad nim kontrolę, przestał szaleć w powietrzu i zatrzymał się tuż nad naszymi głowami. Czas kończyć, powiedziałem do siebie. Ściągnąłem płomień na ziemię, zatrzymał się na trawie. Chciałem go przysunąć bliżej siebie, ale zacząłem się zastanawiać, czy byłbym w stanie wykreować twarz z oczami, ustami i nosem, tak to robi Akusai swoim lalkom. Zacząłem więc tworzyć twarz kobiety, na chwilę zapominając o obecności chłopaka. Pojawił się oczy z szerokim wachlarzem rzęs, zgrabny nosek i pełne usta, które się poruszyły. Coś mówiła, ale nie mogłem usłyszeć. Na chwilę zapomniałem, gdzie byłem i dałem się ponieść wyobraźni. Płomień przybrał ciało znanej mi kobiety, która uśmiechała się łagodnie. Także się uśmiechałem, zrobiłem dwa kroki w jej stronę, kiedy jej twarz się wykrzywiła. Usłyszałem jej głos w głowie, krzyczała coś, a kiedy usłyszałem tępy odgłos rozbitych naczyń, straciłem kontrolę nad ogniem, który wybuchnął. Zakryłem na chwilę twarz, gdy ciepłe powietrze buchnęło mi w oczy. Gdy zabrałem dłonie, zobaczyłem, że ogień zajął się tylko w jednym miejscu, a raczej na jednej osobie. Na jego twarzy malował się szok, a zaraz panika. Momentalnie pobiegłem w stronę chłopaka, któremu zaczęły się palić spodnie. Popchnąłem go do jeziora, aby ugasić płomienie, on za to chwycił mnie za ramiona i pociągnął za sobą. Oboje wylądowaliśmy w średniej głębokości jeziorze, a ogień zniknął. Zacząłem cicho płakać.
- Wiedziałem, że nie powinieneś tu przychodzić. Mówiłem, że to niebezpieczne – wytarłem twarz z wody. Na szczęście dzięki temu, że wpadłem do jeziora, nie będzie widać moich łez. Było mi tak strasznie głupio, że znowu dałem się ponieść wspomnieniom i emocjom. Nie ważne jak bardzo przez tym będę uciekał, to zawsze mnie dogoni. Spojrzałem na Akusaia, na jego twarzy malowała się ulga, a spodnie tylko częściowo były spalone. Gdy na mnie spojrzał, lekko się zdziwił.
- Ozyrys – odezwał się. - Nic się nie stało, nie musisz płakać – uklęknął przede mną i wytarł moje policzki. Delikatnie się uśmiechał, jakby to wszystko było wielkim żartem. Odsunąłem się od niego gwałtownie.
- Jak by nie to, że stałeś przy jeziorze, mogłem ci spalić nogi – powiedziałem trochę głośniej. Zacisnąłem mocno szczękę, aby nie wybuchnąć płaczem. Myśl, że mogłem komuś wyrządzić tak ogromną krzywdę, napawała mnie strachem. Gdybym naprawdę spalił mu nogi… nie wybaczyłbym sobie tego przenigdy.
- Ale tego nie zrobiłeś, nic się nie stało – dalej próbował mnie uspokoić, ale nic do mnie nie docierało. Szybko wstałem i wyszedłem na brzeg.
- Gdzie idziesz? - usłyszałem za sobą pytanie. Nie odwróciłem się, bo nie potrafiłem mu spojrzeć w oczy. Wyobraziłem go sobie jako kalekę… nie mogącego chodzić. Nie odezwał się też, dlatego Akusai po chwili wybiegł z wody i stanął przede mną. Oboje ociekaliśmy wodą, a jednak żaden z nas nie zwrócił na to większej uwagi. - Wracasz do siebie? - pokiwałem głową. Chłopak przez chwilę milczał, w tym czasie znowu go przeprosiłem. - Wiesz co? Może potem pójdziemy razem do miasta? Zjemy coś – podniosłem głowę. Na prawdę chciał po tym jeszcze ze mną gdzieś wychodzić?
- Na prawdę? - zapytałem niemal szeptem.
- Jasne. W ramach przeprosin, pójdziemy na jakiś obiad – zaproponował. Długo nie myśląc, pokiwałem głową, zgadzając się.
W ciszy wróciliśmy do cyrku. Już się uspokoiłem i przestałem trząść. Wiedziałem jednak, że więcej mu na to nie pozwolę. Nie chciałem ryzykować utraty jedynej osoby, która ze mną rozmawiała i nie patrzyła na mnie z góry. Umówiłem się z Akusaiem o trzynastej przy wyjściu z cyrku, po czym oboje wróciliśmy do siebie, aby zdjąć mokre ubrania.
Gdy pozbyłem się przemoczonego stroju i ubrałem suche spodnie i bluzę, usiadłem na łóżku i zdjąłem rękawiczkę. Przyjrzałem się zabandażowanej dłoni, przejechałem palcem po białym materiale i uśmiechnąłem się sam do siebie. Nie powinienem tak panikować. W końcu nic się nie stało, właśnie po to trenowałem przy zbiorniku wodnym. Nie spaliłem mu skóry i to było najważniejsze, spodnie to spodnie, można mieć kilka par, a nóg ma się jedną. Kiedy już całkowicie ochłonąłem i zdałem sobie sprawę, że znowu przesadnie zareagowałem, miałem ochotę się zapaść pod ziemię. Jeśli tak dalej pójdzie, to mogę się pożegnać z myślą posiadania przyjaciela. Położyłem się na łóżku.
O umówionej godzinie ubrałem buty, nałożyłem nerkę i wyszedłem z przyczepy. Akusai już stał i czekał na mnie. Przyspieszyłem kroku i pojawiłem się obok niego.
- Cześć, długo czekasz? - odezwałem się pierwszy.
- Nie, dopiero przyszedłem. Idziemy? - pokiwałem głową. Miasto nie było daleko, dlatego już po drodze zaczęliśmy się zastanawiać, co moglibyśmy zjeść.
- Może ty wybierz? - zaproponowałem.
- Hm… a co jest w ofercie? Jeszcze nie znam dokładnie miasta – zacząłem mu więc wymieniać bary z zupami, rybami, różnymi specjalnościami, tanie restauracje z dobrym obiadem, kawiarnie z pysznymi ciastami i tak dalej.
- Masz na coś uczulenie? - pokiwałem głową.
- Na orzechy. W torbie zawsze mam lekarstwo – poklepałem czarną nerkę na biodrze.
- A masz jakieś ulubione danie? - przez chwilę milczałem.
- Najbardziej to chyba lubię curry – oznajmiłem. Właśnie dotarliśmy do miasta.
- Wiec pokaż mi miejsce, w którym dają najlepsze curry w mieście – powiedział z uśmiechem i dumą w głosie, na co kąciki moich ust się uniosły do góry i pokiwałem głową.
<Akusai?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz