Ja chyba zwariowałem. Zacząłem słyszeć głosy... W zasadzie jeden, ten Lenniego. Powiedział mi, że mam tego nie robić, że on po mnie przyjdzie. Nie wiem dlaczego, ale miałem dziwne nieodparte wrażenie, żeby się posłuchać. Czułem, że Lennie naprawdę mnie znajdzie i wszystko będzie już dobrze. W zasadzie od razu po usłyszeniu w mojej głowie jego głosu odsunąłem powoli nóż od brzucha i niedługo później wypuściłem z rąk. Lekko wystraszył mnie jedynie głuchy dźwięk, w jakim obił się o płytki nóż. Delikatnie podskoczyłem, dziwnie oszołomiony, patrząc na leżący przedmiot. Chyba dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, co chciałem zrobić głupiego. Poczułem łzy, które wciąż spływały mi po policzkach. Serio jestem aż tak zdesperowany? Nie minęło nawet parę chwil, a ci lekarze już do mnie dobiegli. Dwójka z nich złapała mnie za ręce i chcieli wyciągnąć z tego pomieszczenia. Mimo wszystko chciałem się wyrwać za wszelką cenę. Nawet pomyślałem o przemienieniu się w psa, żeby skorzystać z efektu zaskoczenia i uciec. Mogłem już nawet wcześniej o tym pomyśleć, ale cóż. I tak nie zadziałało, więc to jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło. To przez dziecko, czy oni mi coś zrobili? Jeszcze bardziej się szamotałem. Jednego z nich nawet udało mi się kopnąć, ale nic mi to nie dało, oprócz zwykłej satysfakcji. W sumie było ich tu trzech i nie umieli sobie ze mną poradzić, aż w końcu w pewnym momencie poczułem ukłucie na ramieniu. Zamarłem w bezruchu, a za nim w ogóle zrozumiałem, co się stało, zrobiłem się strasznie słaby i jakiś senny. Znów zaczęło mi się kręcić w głowie, trudno mi było ustać na nogach. Lekarze bez trudu mnie stamtąd wynieśli i zaczęli mówić między sobą.
- Kto w ogóle do tego dopuścił? Mogło dojść do tragedii. Nie możemy stracić takiego znaleziska.
- Otwórzmy go, za nim znowu coś takiego mu strzeli do głowy. - zaproponował drugi lekarz, a ja jedynie na znak protestu, znów zacząłem się trochę szarpać, ale nie da się ukryć, że już walczyłem ze sobą, byleby tylko nie zamknąć oczu. - Resztę badań zawsze możemy zrobić potem. - dodał. Słowo "otworzyć" w tej sytuacji kojarzyło mi się teraz jedynie z jakąś operacją. Byłem pewny, że na pewno o to chodziło. Przecież nie mogę dać się pokroić! Na szczęście za nim w ogóle znalazłem się na jakiejś sali operacyjnej, odstawili mnie do mojej własnej. Słyszałem, jak opierniczali jakąś pielęgniarkę, a potem kazali jej mnie pilnować, dopóki oni się nie przygotują. Nie miałem sił się podnosić, protestować, jakkolwiek ruszać. Wziąłem parę głębokich wdechów. Mimo wszystko chciałem się uspokoić. Lennie na pewno po mnie przyjdzie. Powtarzałem nieustannie w myślach. Przyjdzie po nas. Odruchowo położyłem rękę na brzuchu.
- Wszystko będzie dobrze. - wyszeptałem, naiwnym głosem, a potem już nie wytrzymałem i zamknąłem oczy.
Gdy znów się ocknąłem, na szczęście wciąż byłem w swojej sali. Nie sądziłem, że spałem jakoś długo. Nie czułem się nawet wyspany. Nic mi się też nie przyśniło. Świadomość, że zaraz będą mnie rozcinać była dla mnie przerażająca. Czułem się jeszcze gorzej na myśl, że chcą to zrobić przez moją desperacką próbę uwolnienia się. Mogłem siedzieć grzecznie na tyłku. Wtedy przynajmniej nie skończyłbym już dziś, a nawet i zaraz na stole operacyjnym. Byłem taki bezradny. Zupełnie nie wiedziałem, co zrobić. Nie było opcji o ponownej próbie ucieczki. Nie było również dyskusji o przesunięciu tej... Trudno mi to nazywać operacją. Nie wiem nawet, co oni tak naprawdę chcą przez to osiągnąć. Zwyczajnie mnie pokroją. Tak bez powodu. Znów chciało mi się płakać, ale starałem się za wszelką cenę powstrzymać. Musiałem być dobrej myśli. Wierzyć w jakiś cud.
Minęło może jakieś dziesięć minut i przyszły do mnie dwie pielęgniarki. Nie wiedziałem, co chciały zrobić, ale gdy zobaczyłem, że jedna ma ze sobą strzykawkę, ogarnęła mnie panika. Niestety choćbym nie wiem, co robił, jedna z nich starała się mnie przytrzymać, a druga w tym samym czasie dość brutalnie wbiła we mnie tę strzykawkę. Poczułem się tak samo, jak za pierwszym razem w kuchni. Ogarnęła mnie senność oraz bezsilności. Obie pielęgniarki zręcznie przeniosły mnie na drugie łóżko, a później jedynie zrozumiałem, że wiozą mnie na salę operacyjną. Moje dłonie i nogi były przypięte pasami, zupełnie nie mogłem się ruszyć. Serce waliło jak oszalałe, walczyłem z własnym organizmem, który stopniowo zaczął ustępować i zwyczajnie zasypiać.
To się nie może tak skończyć! Nie może...
Cała sala jak dla mnie była przerażająca. Leżałem pod ogromną lampą, a dookoła było ciemno. Słyszałem pikanie jakichś maszyn i pojedyncze rozmowy w tle. Już zaraz zaczną, a ja nie miałem kompletnie sił. Nie minęła nawet chwila i już jeden z lekarzy, stanął przy stole. To naprawdę się zaraz stanie. Moje powieki z każdą chwilą stawały się coraz cięższe, świat zaczął się rozmazywać. Jeśli teraz zasnę, obudzę się kiedyś w ogóle z tego przerażającego snu?
Zamknąłem oczy. Za nim zupełnie zdołałem odpłynąć, usłyszałem w tle jakiś hałas, a nawet pojedyncze krzyki. Resztką sił uniosłem powieki. Poza białym oślepiającym światłem nie widziałem przy sobie już nikogo. Starałem się spojrzeć w bok, w stronę wyjścia z tej okropnej sali. Zamiast zimnych i ciemnych drzwi, zostało jedynie światło padające z korytarza, a centralnie na jego środku, jakiś rozmazany człowiek. Miał na głowie coś przypominającego kształt kapelusza, a na jedno z jego ramion opadały dłuższe kosmyki, w tym świetle w zasadzie nie za bardzo rudych włosów.
- I jesteś. - wymamrotałem, mając nadzieję, że jeszcze nie śpię.
(Mój ty wybawco <3 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz