- Zaraz będziemy siedzieć kilka godzin – objąłem go jednym ramieniem. Kolejka jak kolejka, jakoś to szło. Czasami nachodziły mnie złe myśli o wypadkach samolotowych, ale postanowiłem tym razem nic po sobie nie dać po znać, aby nie straszyć dodatkowo Shu, który i tak był przez tę ciążę kłębkiem nerwów. Zastanawiałem się, co jeszcze się zmieni podczas tych kilka miesięcy.
- Chce już do domu – wymamrotał przekładając ciężar ciała z nogi na nogę. Zaczął się rozglądać, a ja dalej patrzyłem, w jakim tempie rozchodziła się kolejka. Nagle poczułem, jak chłopak się spina. W ciągu jednej sekundy podskoczył, zamienił się w psa i wylądował w moich ramionach. Zaczął cicho skomleć i chciał się skryć. Nie miałem pojęcia co się dzieje, więc zacząłem się rozglądać. Wtedy moje oczy dostrzegły te same psy z pociągu, które chciały się z nim „bawić” (że tak łagodnie to określę). Stały w miejscu, gotowe do skoku. Nie spuszczały wzroku z mojej psiny, która schowała łepek i nie chciała się ruszyć.
- Czyje są te bezpańskie psy?! - zapytałem głośno, aby ludzie mogli mnie usłyszeć. Najpierw spojrzeli na mnie, a potem na zwierzęta. Przez chwilę nic się nie działo, stworzenia stały gotowe do „zabawy”, kiedy Shuzo się trząsł, a kolejka się dalej ruszała. Trzymając go jedną dłonią, jakimś cudem złapałem nasze dwie walizki i utrzymywałem tempo z całym rzędem ludzi. Nagle psy zaczęły się do nas zbliżać… Jeszcze będę musiał je na oczach innych kopnąć, no co jest, gdzie jakiś ochroniarz czy coś, zaczynałem się denerwować. Gdy były już blisko, podbiegła do mnie jakaś kobieta ze smyczami.
- Bardzo pana przepraszam! Nauczyły się ściągać smycz – wyjaśniła czarnowłosa kobieta, która właśnie zajmowała się swoimi psami. Przez chwilę milczałem, wydawało mi się, że znam ten głos… Kobieta wstała i ujrzałem Morgan, tę dziewczynę z porwania. - Lennie?! - zapytała radosna, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Morgan? Co ty tu robisz? - zapytałem spokojnie, odwzajemniając uśmiech. Shu słysząc to imię, wystawiłem łeb w jej stronę. Wiedziałem, że nie spodobała mu się jej obecność.
- Przyjechałam pociągiem do brata, zaraz ma lądować - czyli jechała nawet tym samym pociągiem, pomyślałem, ale nie zamierzałem tego mówić na głos.
- Dobrze jest się zobaczyć z rodziną – przyznałem, a ona pokiwała głową, pociągając za smycz, kiedy jeden z psów chciał sobie pójść. Morgan spojrzała na zwierzaka, którego trzymałem na rękach, w tym samym momencie postąpiłem krok do przodu, zaraz była nasza kolej do przeprawy. Dziewczyna dotrzymała mi kroku.
- Cześć Shuzo – przywitała się z nim, on pomachał uszami i zaraz wtulił się mocniej we mnie. - Czemu zamienił się w psa? - wskazała na niego. Bo twoje psy go chciały przelecieć.
- W tej pozycji wygodniej się śpi.
- Gdzie lecicie? - spojrzała na kolejkę.
- Do domu, do Europy – kobieta była wyraźnie zdziwiona, ale pokiwała głową.
- Szkoda, pewnie więcej się nie zobaczymy – westchnęła. - W dalszym ciągu nikogo nie znalazłam lepszego od ciebie – posłała mi sugestywne spojrzenie, miałem wrażenie, że mówiła to już wielu facetom. Poczułem, jak Shuzo wbija mi pazurki w dłoń, pewnie gdyby był człowiekiem, powiedziałby coś wrednego.
- Więc życzę ci powodzenia, ja będę zajęty własnym ślubem – pokazałem jej pierścionek na dłoni. Przez dłuższą chwilę milczała, wpatrując się w niego. Ogarnęła ją zazdrość, ale starała się nie dać po sobie nic poznać.
- Ciesze się – powiedziała sztucznie. - Więc żegnaj Lennie, życzę ci dobrego życia z tym kundlem – powiedziała niezadowolona, odwróciła się napięcie i odeszła z tymi dwoma, wrednymi psami. Odetchnąłem z ulgą. W tym samym momencie nadeszła nasza kolej, aby wejść na pokład. Gdy chciałem postawić walizki na taśmę, pracownik mnie zatrzymał.
- Psy muszą być w klatkach – przez chwilę go nie rozumiałem. Dopiero kiedy wskazał palcem na Shuzo, udałem głupa.
- O rany, ale ze mnie idiota! - uderzyłem się w czoło. - Zapomniałem go oddać, zaraz wracam. Od razu zabiorę swojego przyjaciela z łazienki, bo się jeszcze spóźni – wyszedłem z kolejki z walizkami i poszedłem do toalety. Tam wszedłem do pustej kabiny, zamknąłem drzwi, usiadłem na zamkniętym klozecie i posadziłem sobie psa na kolanach. Musiał się uspokoić, na razie był kłębkiem nerwów, najpierw te psy, potem Morgan… - Musisz się zamienić – szepnąłem mu cichutko do uszka, aby ludzie z boku niczego nie usłyszeli. Zacząłem go głaskać i przytulać, posyłając mu ciepły uśmiech, aby się zrelaksował.
<Relaks z publicznej toalecie XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz