Nie lubię dłużących się pożegnań. Jak już ktoś postanowił odejść, powinien to po prostu zrobić. Tak też chciałem zrobić. Ten ostatni raz przyjść, powiedzieć "żegnam, wracam do domu" i wyjść. Nie da się ukryć, że wszyscy się zastanawiali, co się ze mną działo. Dzwonili, pisali, a pod adresem, jaki podałem, nie znaleźli nikogo. Niestety nie sądziłem, że tak to wszystko się potoczy. Nie chciałem się za bardzo tłumaczyć i tego nie zrobiłem. Oni również nie zamierzali dopytywać. Akurat nie chce, żeby pół świata wiedziało, że ja ten dziwny facet jest w ciąży. O dziwo pożegnanie przebiegło bardzo sprawnie. Tulasek oraz "życzę ci wszystkiego najlepszego".
O wiele gorzej było już na stacji. Myślałem, że sam się zaraz rozpłacze, widząc, jak Lennie przytula się z ojcem na pożegnanie. Aż mi łzy stanęły w oczach, gdy zobaczyłem, jakie to jest ciężkie dla ich obu. Nie wiedząc czemu, było mi strasznie smutno i było mi jakoś głupio, ale starałem się myśleć o pozytywach. W końcu za niedługo się zobaczymy na ślubie. Przecież ten mój brzuch wiecznie płaski nie będzie, a ja również grubnę z każdym dniem (co wydawało mi się teraz największym dramatem na świecie). Już się boję, jak zareaguję, będąc w tej zaawansowanej ciąży. Przecież Lennie nie będzie chciał żyć z takim tłuściochem, ale tym zacznę się przejmować później. Teraz nie było na to czasu. Już musieliśmy wsiadać. Pociąg zaraz miał odjechać. Podszedłem do nich, lekko się uśmiechając, od razu kładąc dłoń na ramieniu Lenniego.
- Musimy już iść. - powiedziałem dość cicho. W tym samym momencie mój ukochany przestał ściskać swojego ojca i pokiwał głową. - Do zobaczenia. - uśmiechnąłem się do jego ojca, a później podniosłem swoją walizkę. Już zdążyłem zapomnieć, jaka była ciężka. Tak jak już wcześniej wspominałem: długie pożegnania nie są dla mnie. Od razu ruszyłem w stronę wejścia do wagonu. Wiedziałem, że Lennie zaraz pójdzie za mną, więc nie zamierzałem go poganiać, ani na niego czekać. W razie czego przecież mnie znajdzie. Gorzej by było, gdyby nie zdążył wsiąść do pociągu, ale na szczęście się to nie stało.
Starałem się utrzymać uśmiech na twarzy. Wracamy na stare śmieci. Do cyrku. Takiego najprawdziwszego domu, z którego na pewno już nie chce wyjeżdżać. Chyba że na jakąś krótką wycieczkę. W naszym przedziale nie było nikogo, co jeszcze bardziej mnie ucieszyło. Od razu puściłem walizkę i położyłem się na siedzeniach, zamykając oczy.
- Widzę, że już się rozgościłeś. - usłyszałem po niedługiej chwili wesoły głos swojego narzeczonego. Zmęczyło mnie to żegnanie się ze wszystkimi. Otworzyłem jedno oko, obserwując, jak Lennie wkłada obie walizki na półkę, która była nad siedzeniami. Później usiadł przy oknie, gdy pociąg zaczął odjeżdżać. Szybko wstałem i usiadłem tuż przy nim, by móc pomachać do jego ojca. Później, gdy opuściliśmy stację, oparłem głowę o Lenniego z uśmiechem.
Przed nami kolejne godziny siedzenia, a następnie... Zastanawialiśmy się nad samolotem, który bezpośrednio wysadzi nas w mieście, w którego pobliżu jest cyrk, jednak mamy jeszcze inne alternatywy. Mnie to tam w zasadzie było obojętnie. Ważne byśmy kiedyś dotarli na miejsce, a konkretnie przed okresem, w którym mój brzuch będzie rosnąć, dopóki nie stanie się jakimś ogromnym balonem. Co ja wtedy w ogóle na siebie założę? Jak w ogóle wtedy będzie wyglądać moje życie? Będę taki brzydki... Wtuliłem się bardziej w ukochanego, chcąc odgonić od siebie te myśli. On przynajmniej nie ma takich problemów. Zaśmiałem się w duchu na samą myśl o tym.
Nie lubię pociągów. W zasadzie nigdy nie ma co w nich robić. O dziwo nie byłem jeszcze głodny, a od tego patrzenia w okno, zrobiłem się jedynie bardziej senny. Prześpię i przejem całą tę podróż powrotną. Może też, gdy dopadną mnie mdłości, to obrzygam pół pociągu, ale to tylko szczegół. Pomyśleć, że w mediach ciążę ukazują jako coś pięknego... Jak na razie widzę, że to istne męczarnie, w których nie ma nic pięknego. Obawiam się, że może być nawet jeszcze gorzej.
- Będziesz mnie dalej kochać, jak będę taki gruby i w ogóle ohydny? - spytałem nagle, podnosząc wzrok na Lenniego. To było w ogóle śmieszne. W stronę do Toronto byliśmy przyjaciółmi, wracając z niego, jesteśmy parą narzeczonych. Niebywałe, jak to wszystko szybko się potoczyło.
- Oczywiście, że tak. To nic nie zmieni. - oznajmił i krótko mnie pocałował. - W końcu wygląd to nie wszystko. - dodał, ale trudno mi było mu przyznać rację. Kocha mnie takiego, jaki jestem teraz, a przez tę ciążę się przecież zmienię i nie szczególnie na dobre.
- No niby nie. - wymruczałem jedynie, spuszczając wzrok. Tak łatwo mnie chyba nie przekona.
- Poza tym ty masz być brzydkim? Z taką uroczą twarzyczką to niemożliwe. - zaśmiał się cicho i zaczął tarmosić mój policzek. Od razu przewróciłem oczami. Nigdy nie chciałem być uroczym czy słodkim. Chciałem być prawdziwym mężczyzną, na którego widok mdleją z zachwytu dziewczyny. Miałem być gorącym ciachem, ale... Jak teraz o tym myślę, chce mi się śmiać. Podoba mi się, jak jest, a te plany były głupie i na wypadek bycia gwiazdą, a nią już raczej nie zostanę. Czas na nowe marzenia.
- Dobra już dość. - uśmiechnąłem się, a ten już puścił mój policzek. - Nie musisz mi tak słodzić. - wstałem. - Głodny jestem. Zjadłbym coś kwaśnego... Albo w sumie słodkiego. - wzruszyłem ramionami. Sam już nie wiedziałem, czego chce, a przed nami jeszcze trochę drogi. Dopiero co wyjechaliśmy tak szczerze. - W sumie może się wstrzymam. - poklepałem się po brzuchu i westchnąłem. - Muszę do toalety. - mruknąłem, wychodząc z przedziału. Coś czuję, że przemierzę jeszcze nie raz tę drogę z przedziału do toalety i to nie tylko z powodu mdłości. Czemu ciąża to taka istna gonitwa do toalety?
(Lennie~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz