Tak jak wcześniej tymi zmianami nastroju grał mi na nerwach, teraz mnie one śmieszyły. Bez komentarza ruszyłem za nim, kiedy się wywrócił, idąc tyłem.
- Tak, ślub pierwszy. Chciałbym już zobaczyć twoją kreację, którą sobie uszyjesz – powiedziałem z uśmiechem, wyciągając do niego dłoń. Złapał ją i pomogłem mu wstać.
- Tobie też uszyje – spojrzałem na niego lekko zdziwiony. Myślałem, że będę musiał kupić jakiś garnitur.
- Ale bez spódnicy? - zapytałem z lekkim rozbawieniem.
- Jeśli chcesz, to i do kostek. I nauczyłbym cię chodzić na obcasach – wyszczerzył się do mnie. Objąłem go ramieniem.
- Chyba sukienki tobie zostawię. Ubierzesz suknię ślubną i szpilki? - zaśmiałem się.
- Mówiłem, uszyje sobie coś lepszego – powiedział obrażony.
- Ale możesz mi zrobić taką niespodziankę, na miesiąc miodowy – cmoknąłem go w policzek.
- Przemyślę to. A teraz idź nas spakuj – uciekł spod mojego ramienia i skierowałem się do sąsiedniego budynku.
Gdy byłem w naszym wynajętym mieszkaniu, które jutro opuścimy, zacząłem nas pakować. Mimo wszystko tych ubrań nie było wcale tak dużo (chociaż Shuzo miał ich więcej). Kiedy byłem w połowie, do domu wrócił mój narzeczony. Delikatnie się uśmiechał i po chwili zawiesił mi się na szyje.
- Kazała jutro przynieść klucz i tyle – odparł. W dalszym ciągu składałem ubrania.
- No widzisz, prawie skończyliśmy. Idź się umyj – poczochrałem go po włosach, ale on zamiast wykonać moje słowa, położył głowę na barku i nagle podniósł nogi do góry, zaplatając je wokół moich bioder.
- Chyba mi brakuje czułości – wymruczał cichutko pod nosem. Przerwałem czynność i westchnąłem.
- A mi kawy – stwierdziłem, za co dostałem pstryczka w ucho.
- Ani mi się waż, masz spać i wyspać się na jutro – powiedział ostro.
- Podróż i tak będzie długo, zdążę zasnąć kilka razy – podniosłem się i chłopak mnie puścił. - W ogóle zapomniałem. Czekałem, aż mi zdejmą gips – odwróciłem się do niego i położyłem mu dłonie na biodrach. - No i muszę korzystać, póki nie masz brzucha – podniosłem go do góry, wyprostowałem ręce i teraz Shuzo wisiał nade mną, z wybałuszonymi oczami ze zdziwienia. Uśmiechnąłem się szeroko i się z nim okręciłem wokół własnej osi, przytulając go na końcu. - Taka czułość może być? - zapytałem, kiedy znowu objął mnie nogami w pasie.
- Yhym – wymruczał mi w szyję. Trzymając go przy sobie, wziąłem ręcznik, jego pidżamę i zabrałem go do łazienki.
Wstaliśmy o szóstej, chociaż Shuzo budził się wcześniej. Zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się i po pół godzinie byliśmy gotowi. Potem przez jakieś dwadzieścia minut chłopak zaczął panicznie biegać po mieszkaniu i sprawdzać, czy niczego nie zapomnieliśmy. Nagle usiadł na łóżku i milczał, aż się przestraszyłem, że coś się stało, ale zaraz wstał radosny i chwycił w rękę torbę.
- Idziemy? - zapytał z szerokim uśmiechem. Zaśmiałem się.
- Jeszcze chwila, nie ma siódmej – na moje słowa posmutniał i usiadł. Zaraz znalazłem się obok niego i wziąłem go za ręce. Wcześniej jeszcze rozmawialiśmy na temat jego pracy. Nie mieliśmy pojęcia, czy go szukali, czekali na niego, a Shuzo stwierdził, ze nie potrafi ich tak zostawić bez słowa, po tylu tygodniach. Obiecałem mu, że zajedziemy do nich na chwilę, aby mógł się pożegnać.
- W cyrku zamieszkamy razem – odezwałem się. Jego uszy się poruszyły i energicznie pokiwał głową.
- Ty do mnie, czy ja do ciebie? - zapytał z błyskiem w oku.
- Ty chyba masz więcej rzeczy, może ja się spakuje – zaoferowałem. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. To był mój ojciec, który przywitał się z nami z uśmiechem, aczkolwiek też ze smutkiem. Zabraliśmy bagaże i ruszyliśmy na pociąg, po drodze, tak jak obiecałem, zajeżdżając do jego pracy. - Idź się z nimi pożegnaj – podrapałem go za uchem, na co pokręcił ogonem. Po chwili wyskoczył z auta i ruszył do budynku.
<Shu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz