Chłopak zachowywał się dziwnie. Ocierał się o łapy, meble, podłogę, a potem o mnie. Nie miałem pojęcia, co mu się dzieje, a niestety jako pies nie mógł mi nic przekazać. Trzymałem go na rękach, pozwalając mu się ocierać o mnie. Dopiero po chwili zauważyłem, że za każdym razem wycierał się łbem, konkretniej, to uszami. Usiadłem na ziemi i podniosłem go na chwilę do góry. Wyglądał uroczo, chociaż miał zmarszczony nosek. Znowu zaczął machać łapkami przy uszach, więc postawiłem go na ziemi.
- Swędzą cię? - zapytałem, zaczynając go drapać w uszy. Uspokoił się, ale to najwidoczniej mu nie pomogło, ponieważ ocierał się o moje ręce. W pewnym momencie poczułem, że ma mokre futerko przy uszach. Dostałem olśnienia. - A może woda ci się nalała do uszu – podniósł zamknięte powieki i spojrzał na mnie spojrzeniem „Zrób coś!”. - Poczekaj tu – wstałem i ruszyłem do swoich rzeczy. Zacząłem w nich grzebać w poszukiwaniu patyczków do uszu. Gdy znalazłem pudełko, wziąłem trzy egzemplarze i wróciłem do psiaka, który się niecierpliwił. Usiadłem przed nim po turecku, a on wszedł między moje nogi. Pogłaskałem go i zacząłem czyścić mu uszy patyczkiem.
Położył się na moich nogach, a ja zacząłem go także głaskać. Po niecałych pięciu minutach jego uszka były czyste, nie miał już wody, a nawet spał. W psiej formie wyglądał lepiej niż milion dolarów na tle świeżo zakwitniętych kwiatów. Małe łapki skulił pod sobą, ogon zwinął wzdłuż ciała, miałem nawet wrażenie, że się uśmiechał. Dalej go delikatnie głaskałem, nie chciałem nawet się podnosić, aby go nie obudzić. Chciał dzisiaj pracować, a prawda była taka, że było już późno, a on powinien dużo odpoczywać. Wiedziałem, że następnego dnia może być na mnie zły, że go nie obudziłem, jeśli jednak to zrobię, będę zły na siebie. Powoli go podniosłem do góry i poszedłem z nim do łóżka. Położyłem go na nim, przebrałem się w pidżamę i sam się ułożyłem obok niego. Nie budziłem go nawet po to, aby zmienił postać, bałem się, że naprawdę pójdzie pracować. Nie miałem nic przeciwko jego zdaniu, że musi pracować, nie podobało mi się jednak, że chciał się zapracować na śmierć. Jeszcze mi pracoholikiem zostanie. Okryłem się kołdrą i zasnąłem blisko zwierzaka, dalej go głaszcząc.
Położył się na moich nogach, a ja zacząłem go także głaskać. Po niecałych pięciu minutach jego uszka były czyste, nie miał już wody, a nawet spał. W psiej formie wyglądał lepiej niż milion dolarów na tle świeżo zakwitniętych kwiatów. Małe łapki skulił pod sobą, ogon zwinął wzdłuż ciała, miałem nawet wrażenie, że się uśmiechał. Dalej go delikatnie głaskałem, nie chciałem nawet się podnosić, aby go nie obudzić. Chciał dzisiaj pracować, a prawda była taka, że było już późno, a on powinien dużo odpoczywać. Wiedziałem, że następnego dnia może być na mnie zły, że go nie obudziłem, jeśli jednak to zrobię, będę zły na siebie. Powoli go podniosłem do góry i poszedłem z nim do łóżka. Położyłem go na nim, przebrałem się w pidżamę i sam się ułożyłem obok niego. Nie budziłem go nawet po to, aby zmienił postać, bałem się, że naprawdę pójdzie pracować. Nie miałem nic przeciwko jego zdaniu, że musi pracować, nie podobało mi się jednak, że chciał się zapracować na śmierć. Jeszcze mi pracoholikiem zostanie. Okryłem się kołdrą i zasnąłem blisko zwierzaka, dalej go głaszcząc.
Gdy się obudziłem, macałem łóżko dłonią, nie poczułem jednak żadnego oporu, czy wzniesienia. Podniosłem oczy, Shuzo już nie spał. Słyszałem za to maszynę do szycia, która doszła do mojego umysłu dopiero teraz. Uniosłem się na łokciach i się rozejrzałem. Pierwsza noc w namiocie chłopaka przebiegła dobrze, nie czułem różnicy między tym miejscem, a swoim, co było dobrym znakiem.
- Wreszcie wstałeś, jest po dziesiątej – powiedział. Uśmiechał się i był wgapiony w swoją pracę. W końcu wstałem na równe nogi i się rozciągnąłem. Podszedłem do niego i spojrzałem na to, co robił.
- Dawno wstałeś? - zapytałem. Trzymał w dłoni jakaś szmatkę, a na niej robił wzory.
- Coś koło ósmej. Poszedłem od razu coś zjeść, byłem strasznie głodny. A że wczoraj poszedłem przez ciebie wcześniej spać, teraz mam dużo energii i chce nadrobić wczorajszy dzień – wytłumaczył, odkładając materiał na bok. - Na razie sprawdzałem, czy jeszcze pamiętam, jak jej używać. Wzory jak malowane – wskazał na swoje dzieło. Uśmiechnąłem się, widząc wyszyte wzory kwiatów, których ja w życiu nie potrafiłbym zrobić.
- Cały ty – ucałowałem go w czoło. - Jak twoje uszy? - pogłaskałem go po psich częściach.
- O wiele lepiej. Następnym razem chyba włożę czepek, nie chce mieć więcej wody w uszach, okropne uczucie – wzdrygnął się, po czym wrócił do maszyny. - Jeszcze pójdę do Pika, zapytać się, gdzie możemy zrobić wesele – powiedział, na co ja pokręciłem głową.
- Ty sobie szyj, ja to załatwię. Nie zapominaj, że ja też organizuje ten ślub – odwróciłem się do niego, aby się przebrać.
<Shu? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz