Co on tutaj robił? Jakim prawem tutaj w ogóle był? Położyłem po sobie uszka i syknąłem. Nikt go nie prosił ani tym bardziej nie wołał.
- Słuchaj no, spróbuj zacząć kombinować, a obiecuję ci... Poczujesz na własnej skórze kły i pazury bestii.
- Ach Vivi markotny jak zawsze, ale wiesz, żadnej bestii tutaj nie widzę. - chcąc coś zademonstrować, rozglądnął się.
- Ty.... - Robin złapał mnie za maleńki kołnierz.
- Vivi natychmiast się uspokój. - skarcił mnie, grożąc mi przy tym palcem. - Po pierwsze jestem teraz za ciebie odpowiedzialny i obiecałem, że nikomu więcej krzywdy nie zrobisz. A po drugie jesteś zbyt mały, żeby nawet próbować, więc może ci się stać krzywda.
Głęboko westchnąłem, dobra miał rację, nie chciałem mieć spotkania z tym aniołem, prawda? Nie zmieniłem jednak wyrazu twarz, z którym obserwowałem tego krętacza.
- Już jestem spokojny. - wymamrotałem. - A więc czego tym razem chcesz Yukito?
- Hm? Uznałem tylko, że zobaczę co się tu u was dzieje na tym ziemskim padole. Przecież ostatnio się wam coś nie bardzo wiodło. Czyż nie?
Prychnąłem zniesmaczony, wspomniał o tym z taką nonszalancją, że myślałem, iż coś mnie trafi.
- Rooobin możemy już stąd iść? Mam dość jego głupiej mordy. - mruknąłem, wsadzając sobie kolejną łyżeczkę lodów do buzi.
- Naprawdę nie ładnie tak, wiesz, że nie chciał nic złego zrobić.
Pokazałem większemu demonowi język. Mało mnie obchodziły jego zamiary, jednak na pewno nie były on czyste jak łzy dziewicy.
- Ojeju nie mów mi Vivienne, że teraz nagle dałeś sobą pomiatać. Co to się stało? Zostałeś pieskiem tego człowieka? - widać sprawiało mu to niesamowitą frajdę.
Całe moje futerko się zjeżyło.
- Przymknij się może lepiej, za nim wydrapię ci te śliczne oczęta. - wycedziłem przez zęby, próbując się przynajmniej skupić na lodach.
- Czekaj, czekaj. Przecież ładnie obiecałeś aniołkowi, że nie zabijesz nikogo więcej. Hmmm demonów się to chyba też tyczy. Ale wiesz co? Możemy to sprawdzić. Oczywiście ja już dobrze wiem, jak to się skończy... Chcesz ryzykować i znów utracić twój największy skarb. - spojrzał na Robina. - Och! No przecież właśnie sobie przypomniałem, po co tu przybyłem. Nie do ciebie kuleczko futra a do niego.
Zamrugałem, o mały włos nie dławiąc się łyżeczką.
- Cz...czekaj, że co. Czego ty od niego chcesz?!
- Nic takiego naprawdę~ chciałem z nim po prostu porozmawiać. Przecież ta biedna mała istotka jest kompletnie nieświadoma tego, co się wokoło niej dzieje... - westchnął teatralnie. - Czyż to nie straszne? Nie boli cię to ani troszkę Vivi? Nie pojmuje, o co ci chodzi i co czujesz w środku.
Spuściłem wzrok. Okej może trafił w czuły punkt... Może miał rację, ale nie pozwolę, na to, żeby ten kuglarz się zbliżył do Robina... Nie byłem na tyle egoistą, by dla pustego uczucia satysfakcji i chęci posiadania narażać go na obecność innego demona w szczególności, że nie miałem jak go teraz ochronić przed możliwym atakiem.
- Słuchaj, nikt tu nie prosił o twoją pomoc, możesz po prostu się wynieść? - zapytałem dość szorstko.
- To ty nie wiesz? Na to jest już za późno! - roześmiał się wesoło i złapał Robina za nadgarstek, po czym pstryknął palcami.
Tak więc ponownie staliśmy w jego sali w jego własnym, że tak to nazwę 'wymiarze'.
Jak można się było spodziewać, zaraz usadowił się na swoim tronie, spoglądając na nas.
- Dobrze, czyli możemy już przejść do rzeczy~.
(Robin? Riddle? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz