Okej. Muszę przyznać, że Lennie miał wyśmienity pomysł z tą kąpielą i cieszę się, że zaciągnął mnie siłą ze sobą. Miałem wrażenie, że tego mi właśnie brakowało. Jednak to też nie oznaczało, że odpuszczę sobie na dzisiaj prace. O nie nie nie. To w ogóle nie wchodziło w grę. Nie ma nic gorszego niż bezproduktywny dzień. Warto to sobie zapamiętać i powtarzać jak mantrę. Wtedy nic ani nikt nie pokusi do przeleżenia kolejnej godziny w łóżku. Czas jest naprawdę cenny, a ja codziennie się staram i będę się starać wypełnić swoje obowiązki względem pracy, Lenniego, a później również dziecka na sto procent. Wszystko jest do ogarnięcia, jeśli się tylko chce czyż nie?
- Mój ogonek? - spytałem tak dla pewności. Równocześnie też spojrzałem na Lenniego trochę zaskoczony. W zasadzie nie byłem pewny czy się zgodzić. Skąd w ogóle tak nagle ta propozycja? Jakoś nigdy nie interesował się moimi zwierzęcymi kończynami, co i tak jest okropne, bo o własnego psa należy zadbać, ale warto docenić, że nagle coś mu w tej łepetynie zaświtało poza denerwującymi mnie tekstami.
- A czyj inny, hm? - spytał rozbawiony, a ja już go puściłem.
- Jak sobie chcesz. - postanowiłem zignorować to pytanie i odwróciłem się do niego tyłem, opierając się klatką piersiową o krawędź tego jakby basenu, a ręce położyłem na płytkach i na nich oparłem brodę, jednocześnie bardziej wypinając się tyłkiem do Lenniego. - Tylko nie skołtuń mi go. - mruknąłem, gdy poczułem, że ma już go w dłoniach. - Ciężko go potem wyczesać. - dodałem, przymykając oczy. Mogłem się na razie odprężyć. Wygodnie mi było w tej pozycji.
- Dobrze. Możesz być spokojny. - zapewnił, po czym zajął się moim ogonem. Nie było to jakieś specjalne uczucie, gdy tak mi go macał. Nawet muszę przyznać, że jest o wiele lepiej, jak po prostu mnie głaszcze. Był to teraz mokry szczurzy ogon, więc czemu chciał go dotykać? W ogóle miałem wrażenie, że to tylko spowodował temat dziecka. Z jednej strony mnie to nie cieszyło, ale z drugiej bardzo. Może uda mi się go nawet namówić do czesania? Dawno nikt mnie nie czesał.
Po opuszczeniu łaźni nie miałem na nic innego ochoty, jak zjeść coś ciepłego i iść spać. Jednak denerwował mnie mój wciąż trochę mokry ogon. Tak się obijał o moje nogi, gdy szedłem przy Lenniem. Już i tak się usyfi od tego kurzu z drogi, a takiego mokrego oraz zimnego nie miałem zamiaru nosić w rękach, więc za nim się położę, minie trochę czasu. Może nawet ta chwilowa senność przeminie? Oby tak. Chciałem się jeszcze dzisiaj zająć strojami na ślub.
- Będziesz coś jeszcze robił dzisiaj? - spytałem, przytulając się do ramienia mojego ukochanego, kładąc po sobie uszy.
- Przede wszystkim muszę się przespać, więc liczę na to, że będziesz mi towarzyszył. - odpowiedział, uśmiechając się i całując mnie w czoło.
- Najpierw muszę się jeszcze ogarnąć. Czuję się jak jakieś czupiradło. - westchnąłem cicho. - Poza tym jestem głodny i chciałem jeszcze porobić parę rzeczy na maszynie do szycia. - po tym na chwilę się zamyśliłem, żeby się upewnić czy czasem czegoś nie pominąłem.
- To chodźmy najpierw razem coś zjeść, a później już sam zdecydujesz, co chcesz robić. - od razu pokiwałem głową z uśmiechem, a mój plan dalej był w idealnym porządku. Zdążę się zająć wszystkim.
Będąc już w bufecie, nie pożałowałem sobie skosztować ani jednej rzeczy, która akurat była wystawiona. Wchłaniałem do siebie wszystko dosłownie jak czarna dziura, a później już tylko czekałem na moment, gdy zacznę tego żałować. Aż się dziwiłem, że mój brzuch jest w stanie tyle zjeść i w dodatku tak szybko. Nawet nie wiem, czy czasem Lenniemu nie zrobiło się wstyd, gdy musiał siedzieć przy takim obżartuchu, jakim jest jego narzeczony. Jeszcze się może rozmyślić w kwestii tego ślubu... Najbardziej chyba tego się właśnie bałem. Czuję, jakbym z każdym dniem tracił w jego oczach. Co będzie, jeśli już razem dotrwamy do momentu, gdzie przez brzuch będzie mi trudno nawet wstać? Co ludzie będą mówić? Jak będą patrzeć na mojego Lenniego? Przez pryzmat tak brzydkiego partnera nie będzie mógł normalnie żyć. Tyle pytań i z każdym zaczynam się coraz bardziej stresować tą ciążą.
Słyszysz maluchu? Będziesz najcudowniejszym berbeciem na tym świecie, powiedział. Może i wtedy mnie to rozbawiło, ale teraz... To w zasadzie nie wiem, co myśleć. Co jak będzie zupełnie odwrotnie? Co jak to dziecko nie będzie dla niego takie cudowne, gdy już je zobaczy na żywo? Otępiały wpatrywałem się w pusty talerz, dopijając herbatę. Najgorsze jest to, że takie myśli dopadają mnie w najmniej odpowiednim momencie. Choćby i teraz. Czy to nie głupie, że kończąc posiłek, myślę o tym, co mnie może czekać w przeszłości? Nie jest idiotyczne, że boję się czegoś, na co i tak nie będę mieć wpływu? Może serio lepiej byłoby nie mieć tego dziecka... Podniosłem wtedy wzrok na Lenniego, a ten trochę zdziwiony się mi przyglądał.
- Wszystko dobrze, Shuzo? - spytał. Wyglądał na trochę zmartwionego, ale ja od razu się do niego uśmiechnąłem. Muszę w końcu jakoś się ogarnąć i przestać przejmować. Co będzie, to będzie.
- Znowu zaczęło mi się kręcić w głowie. - odpowiedziałem, co trochę nawet i było prawdą, ale szczerze bardziej dobiły mnie własne myśli. Ileż można myśleć o jednym i tym samym temacie?! Ciąża, otyłość, dziecko i tak w kółko! Już miałem tego dość, ale jak mam kazać sobie samemu przestać się tym zadręczać? Niewykonalne, a Lenniego tym bardziej nie chce tym obciążać. Już starczy, że tyle jakoś ze mną wytrzymuje.
Będąc już w namiocie, nie mogłem się wziąć za pracę. Lennie już zdążył się położyć, a mnie zaczęło dręczyć coś dziwnego, co było związane z moimi psimi uszkami. Nie mogąc sobie jako człowiek z tym poradzić, zamieniłem się w pieska. Machałem łebkiem na lewo i prawo, a dziwny szum w uszach i wrażenie ich jakby zatkania, nie znikał. Nawet zacząłem się nimi ocierać o biurko, by tylko wróciły do normalności. Wyprawiałem naprawdę różne rzeczy, na co w końcu zwrócił uwagę mój ukochany.
- Hej, co robisz? - spytał, cicho się śmiejąc. Naprawdę nawet zacząłem ocierać się tymi uszami o ziemię, ale to dziwne uczucie dalej nie znikało. Zacząłem cicho skamleć, kładąc się na ziemi, brzuszkiem do góry i z podkulonymi łapkami, spoglądając z dołu na rudowłosego. Narzeczony słysząc moje smutne odgłosy, od razu spoważniał i wziął mnie na ręce. - Co się dzieje pieskowi? - spytał, po czym połaskotał mnie po puchatym brzuszku, na co cicho kichnąłem, a potem zacząłem się o niego ocierać jednym uchem. Nic nie pomogło.
(Lennie~? Zajmij się pieskiem)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz