Ostatnio tygrys zrobił się jakiś marudny, miał wahania nastroju i nie chciał występować. Chociaż mi zabroniono, wszedłem do jego klatki, kiedy pomieszczenie było puste. Zacząłem do niego mówić, cicho warcząc i prychając, w jego języku. Ten podniósł na mnie łeb, wstał i zaczął groźnie warczeć. W dalszym ciągu spokojnie mu mówiłem, że nic mu nie zrobię i pytałem się, jak się czuje. On mi odpowiadał, że czuje się dziwnie. Duże je i czasem wymiotuje. Pozwoliłem sobie na podejście do niego, nie reagował już agresją. Położyłem dłoń na jego łbie, na pewno nie miał gorączki. Zapytałem, czy mu jeszcze coś dolega, a wtedy zostałem ostro zbesztany, głośnym ryknięciem, że nie jest samicą. Przeprosiłem ją i odparłem, że to błąd innych pracowników, ale źle słuchałem. Mimo wszystko przejechałem dłonią po jej ciele, zatrzymując się na jej brzuchu. Poczułem coś na wzór bębnienia. Zamknąłem oczy i wtedy poczułem, że w jej brzuchu coś się poruszyło. Wtedy do namiotu wpadła dwójka osób; kobieta i mężczyzna, którzy spojrzeli na mnie wystraszeni i kazali mi natychmiast wyjść z klatki. Ja tylko spojrzałem na nich z uśmiechem.
- Jest w ciąży – oznajmiłem i spojrzałem na tygrysicę. Oni spojrzeli na mnie zszokowani i przez chwilę nie chcieli uwierzyć, aż mężczyzna nie stwierdził, że zadzwonią po weterynarza. Mogłem wrócić do domu, a konkretnie, to do przyczepy Viviego. Po drodze moje tatuaże zaczęły się świecić. Rozejrzałem się, ale nie zobaczyłem żadnego zagrożenia. Może zaczynały szwankować? Nic nie rozumiejąc, przyspieszyłem tylko kroku. Gdy otworzyłem drzwi, usłyszałem piszczący głosik.
- Robin! Ratuj! - spojrzałem w bok. Wielki szczur pochylał się nad moim demonkiem i zamierzał go zjeść. Momentalnie stanąłem obok nich. Vivi’ego złapałem za małe ubranka i podniosłem do góry, stawiając na stole. W tym samym momencie złapałem szczura za ogon i podniosłem tak, aby mógł mi spojrzeć w oczy. Był wściekły, że mu przerwałem polowanie, syczał na mnie i wyzywał, jednak ja dałem mu mocne ostrzeżenie; prychnąłem na niego, jak szczur i oznajmiłem, że ta malutka istotka należy do mnie i jeśli jeszcze raz się do niego zbliży, rzucę go na pożarcie lisowi. Następnie wyniosłem szczura na dwór i zamykając drzwi z lekkim zdenerwowaniem, wróciłem do demona. Usiadłem i podałem mu swój palec, który zaraz przytulił. Zaczął płakać.
- Oh Robin… myślałem, że umrę! - zaczął jęczeć swoim cieniutkim głosikiem. - Tak się bałem, mogłem cię więcej nie ujrzeć! - dalej mówił przez łzy. Schyliłem głowę i pogłaskałem go po ogonach.
- Czy demon może umrzeć? - zapytałem, a on momentalnie przestał płakać.
- Nie wiem. Znaczy, to nie do końca tak działa – zaczął tłumaczyć. - Demony tracą formę i nie mogą już powrócić bez nowej powłoki ziemskiej.
- I co wtedy robią? - dalej pytałem spokojny.
- Musisz pozostać tam, gdzie twoje miejsce lub włóczyć się jako duch po ludzkim świecie.
- A ty? Miałeś rodziców czy znalazłeś ludzką powłokę? - zapytałem, szczerze zaciekawiony, jednocześnie zdając sobie sprawę, jak mało o nim wiedziałem. Demon przez chwilę milczał, a ja dalej bawiłem się jego ogonkami, których było już pięć.
- Ja? Od dziecka nie miałem nikogo... Sprowadziło mnie to na złą drogę... Zrobiłem rzeczy, z których dumny nie jestem i spotkała mnie za to zasłużona kara... Śmierć – przechyliłem lekko głowę w bok.
- Jakoś nie rozumiem. Byłeś człowiekiem? - pokiwał głową. Szczerze się zdziwiłem.
- Ano? Śmieszna sprawa... Zawrzeć pakt z demonem i się jednym stać – czyli to się z nim stało. Byłem ciekawy, jak wyglądał, jako człowiek, podobnie, czy może całkowicie inaczej?
- A czemu zawarłeś pakt? - zadałem kolejne pytanie.
- Żeby nie umrzeć – na chwilę zamilkłem. To było dziwne i w tej chwili niezrozumiane. Nie chciał umrzeć, ale i tak umarł, więc dlaczego to zrobił?
- Opowiesz mi o tym? O swoim ludzkim życiu? I o tym, jak się przemieniłeś? - poprosiłem go, wiedząc, że jeśli będzie mi odpowiadał tylko na pytania, odkrywając małymi skrawkami swoje poprzednie życie, niczego nie zrozumiem.
- Naprawdę byś chciał o tym słuchać? - zapytał lekko zdziwiony, a ja pokiwałem głową.
- Oczywiście. Chcę cię poznać i zrozumieć – popatrzyłem mu w małe, ciemne oczka.
- Skoro ci tak zależy na poznawaniu mnie... To mogę ci to opowiedzieć... O ile mnie nie znienawidzisz potem – odwrócił wzrok. Delikatnie się uśmiechnąłem, po czym złapałem go delikatnie za ubranie i postawiłem na swojej dłoni.
- Wiesz co? To nie ważne co zrobiłeś. Moje uczucia i tak się nie zmienią – starając się najdelikatniej, jak tylko potrafiłem, ucałowałem go w czółko, po czym postawiłem go sobie na ramię i ruszyłem do wyjścia. Vivi przez chwilę siedział w milczeniu, trochę zszokowany. - Przejdziemy się?
- Uczucia? Jakie uczucia? - jego głosik zapiszczał mi przy uchu, ignorując pytanie. Wyszedłem na zewnątrz i skierowałem się do lasu.
- Czyli się zgadzasz na spacer – zaśmiałem się cicho.
Jakie uczucia? Nie potrafiłem określić. Takie, jakie czułem do utraconej siostry, takie, jakie ofiarowałem każdemu zwierzęciu. W końcu odpowiedziałem mu „wszystkie uczucia” i zniknęliśmy z terenu cyrku. W lesie było dość chłodnawo, ale mi to nie przeszkadzało, tylko Vivi okrył się własnymi ogonami. Opowiedziałem mu o tygrysie, który jednak był samicą i była w ciąży, a on stwierdził, że mają tutaj niekompetentnych pracowników. Gdy doszliśmy nad rzekę, zobaczyłem swojego przyjaciela. Niedźwiedź cicho zaryczał i podszedł do mnie. Pogłaskałem go po mordce.
- Ej! Zaraz mnie obsmarkasz! - krzyknął demon, którego zwierzę zaczęła wąchać. Odciągnąłem więc jego pysk do małej istotki. Zaryczałem do niego, on mi odpowiedział, powtórzyłem swoje i wtedy zwierzę kucnęło i pozwoliło mi wejść na jego grzbiet. - Robin, co ty robisz?! - chłopak trzymał się mojego włosa, kiedy wspinałem się po futrzaku. Kiedy już wygodnie na nim siedziałem, zdjąłem Viviego i postawiłem go na niedźwiedziu.
- Pamiętam historię, którą mi opowiadał o swoim praprapraprapradziadku, który mówił ludzkim językiem. Mieszkał on w starym zamku. Po jakimś czasie pojawiła się tam młoda kobieta, która została wygnana z miasta, bo została uznana za czarownicę. Zamieszkała z tym niedźwiedziem i żyli sobie szczęśliwie, aż nie pojawili się jacyś ludzie, którzy chcieli zagarnąć złoto z tego zamku. Wiesz, jak ich nastraszyli? Kobieta się rozebrała do naga i trzymając w dłoniach dwa miecze, dosiadła niedźwiedzia i na nich razem zaszarżowali – powiedziałem, cicho się śmiejąc.
<Vivi? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz