Nie miałem innego wyjścia, jak zaciągnąć go tam siłą. Dopiero przyjechaliśmy, a on już chciał pracować. Rozumiałem, że było dużo roboty, ale bez przesady, zaraz mi tu popadnie w pracoholizm i strace swojego Shuzo. Zabrałem go do łaźni, która mieściła na obrzeżach miasta i tam załatwiłam nam osobne pomieszczenie. Chłopak już nie był tak naburmuszony jak na początku, wyglądał nawet na rozluźnionego, kiedy wszedł do gorącej wody. Oparłem się o krawędź i odetchnąłem z ulga, woda miała wyciągać wszelkie zmęczenie i problemy, czy jakoś tak. Shuzo przez chwilę pływał w niewielkim zbiorniku, aż w końcu sam usiadł i dał sobie odpocząć. Podpłynąłem do siebie i oparłem się o jego klatkę piersiową.
- Tak bardzo nie chciałeś iść, a teraz się uśmiechasz – stwierdziłem patrząc w jego słodkie oczka.
- Mogę zmienić zdanie – powiedziałem niczym obrażony królewicz, któremu właśnie wytknięta, że nie korzysta poprawnie z serwetki.
- Zaraz mi popadniesz w wir pracy i nie będziesz miał czasu dla mnie – stwierdziłem zamykając oczy i go przytulając. Nie mam pojęcia od kiedy stałem się taką przylepą, ale chciałem go mieć zawsze przy sobie, nawet, jeśli potrafił mnie zdenerwować i zirytować.
- Dla ciebie miałbym nie mieć czasu? To niemożliwe – położył dłoń na mojej głowie i zaczął bawić się moimi włosami.
- Teraz musiałem cię wyciągać siłą – powiedziałem trochę oburzony. Niby ma mieć dla mnie czas, ale jednak wiedziałem, że te miesiące będą najcięższe. Ślub, ciążą… najpierw obowiązki, potem przyjemności, ale czy to wszystko nie miało być przyjemnością?
- Myślałem, że sobie wszystko ustaliliśmy – przewrócił oczami. - W obecnej chwili czasu nie miałem, ale później bym znalazł o wiele więcej. Musisz być bardziej cierpliwy – westchnąłem i objąłem go w brzuchu. Umiałem być cierpliwy, ale byłem mniej, jeśli chodziło o jego uwagę.
- Później będziemy mieli dziecko i mniej czasu – dalej mówiłem, z jednej strony smutny, z drugiej jednak podekscytowany tym wszystkim.
- A wcześniej ślub, na którego w ogóle nie jesteśmy przygotowani. Najpierw praca, a potem przyjemności – przewróciłem oczami, ale po chwili się podniosłem na wysokość jego oczu.
- Wiesz co? Ty rób swoją kreację i mój garnitur, a ja się zajmę resztą – przez chwilę milczał, jakby mu coś nie pasowało.
- Ale tego jest tak dużo, dekorację, miejsce, tort, goście, zaproszenia – zaczął wymieniać, dlatego uciszyłem go głębokim pocałunkiem. Przez chwilę się opierał, w końcu znowu mu przerwałem, po chwili jednak oddał mi się, a temat został zamknięty. Kiedy odsunąłem się od niego, oparłem się o krawędź i go objąłem, a on oparł się o mnie. Położyłem mu dłoń na brzuchu.
- Jak nazwiemy nasze dziecko? - zapytałem, przerywając ciszę. Chłopak chwilę milczał.
- Nie wiem. Chciałbym, żeby było ono wyjątkowe, z resztą tak jak to dziecko – lekko się uśmiechnął.
- Wyjątkowe na pewno będzie – cmoknąłem go w policzek, aby rozwiać jego wszelkie wątpliwości. - Może dostanie po tobie uszy i ogon? - spojrzałem na mokry ogonek, wystający spod wody. Wyobraziłem sobie takiego małego malucha, w psich uszkach i małym, puchatym ogonku. Shuzo się cichutko zaśmiał, ale zaraz spoważniał.
- Lepiej gdyby nie.
- Dlaczego? - zapytałem od razu, spoglądając na niego zdziwiony. - Mi się bardzo podobają – złapałem go za delikatnie za uszka, na co się skrzywił i zaczął błądzić wzrokiem po tafli wody.
- Przyniosło mi to same problemy. Nie chcę żeby też go to spotkało – przez chwilę milczałem. Miał w sumie rację, gdyby jakieś dzieciaki miały mojego malucha obrzucić kamieniami… połamałbym im wszystkie rączki.
- No dobrze, nie będę się z tobą kłócił – powiedziałem spokojnie. - Ale z uszkami czy bez i tak będzie najwspanialszym dzieckiem – odsunąłem się na bok, po czym przysunąłem twarz do jego brzuszka. - Słyszysz maluchu? Będziesz najcudowniejszym berbeciem na tym świecie – powiedziałem z uśmiechem, a Shuzo się roześmiał.
- Głupek – odsunął dłonią moją głowę, dalej się uśmiechając, a ja złapałem go za tą rękę i ucałowałem ją.
- Który potrafi cię rozbawić – stwierdziłem, a on już nic nie odpowiedział, tylko przewrócił oczami, uśmiech mu jednak nie zszedł z twarzy, dlatego przysunąłem się do niego i zacząłem składać pocałunku na jego klatce piersiowej, a potem na szyi. Podniosłem go delikatnie, a ten oplótł mnie nogami w pasie. Położyłem mu dłoń na plecach, odsunąłem się na chwilę od jego ciała i uśmiechnąłem się szeroko. Przez chwilę patrzyłem się na niego.
- Co mi się tak przyglądasz? - zapytał po chwili.
- Wiesz, że rumieńce pasują do twoich pasemek? - zaśmiałem się cicho, a on dał mi za to pstryczka w nos i mocno przytulił. - Szkoda… - westchnąłem nagle, a Shuzo się ode mnie odsunął.
- Co? - wskazałem palcem na tabliczkę, wywieszoną przy drzwiach, która wyraźnie dawała do zrozumienia, że nie wolno w tym miejscu uprawiać stosunku.
- Szkoda, miałem na ciebie ochotę – przejechałem mu palcem po kręgosłupie, od czego dostał gęsiej skórki. - Umyje ci ogonek, co? - zaproponowałem, zdając sobie sprawę, że rzadko dotykam jego psich części.
<Shu? Nie możesz mu zabronić>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz