Ja naprawdę nie wiem, jak Lennie ze mną wytrzymuje. Nawet gdy sam zaczynam się zastanawiać nad własnym zachowaniem, uświadamiam sobie, jakie to jest głupie i przesadzone. Ten sen był wielkim przegięciem. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek w obecnym stanie narzeczeństwa będę się obawiać o swoje miejsce w tym związku. Pomimo zapewnień Lenniego, nie było mi lepiej. Mam wrażenie, że za bardzo się boję odrzucenia z jego strony... Ale czemu? Na to już nie mam odpowiedzi. Naprawdę jestem totalnym dziwadłem, jeśli chodzi nie tylko o wygląd, a także zachowanie. Jego pytanie o ślub może i odwróciło moją uwagę, ale czuję, że ten temat jeszcze nie raz będzie wracać. W końcu dopiero będę gruby i szkaradny, jak na razie boję się tego, że w końcu to nastąpi i nie mam na to wpływu.
- Wiesz... Nie chcę niczego dużego. - wzruszyłem ramionami, gdy szedłem za Lenniem w stronę wagonu restauracyjnego. W zasadzie chciałem coś bardzo dużego, ale nie czuję się na siłach na żadne większe imprezy. Chciałem mieć pięknie udekorowaną salę: tona kwiatów oraz kokard, mnóstwo gości: wśród nich ojciec Lenniego i moi bracia, duży przepyszny tort: najlepiej jakiś czekoladowy z masą bitej śmietany, dobrą muzykę w tle, a przede wszystkim chciałem by ten dzień się udał i był najpiękniejszym wydarzeniem w naszym wspólnym życiu. Jednak bądźmy realistami. Nic z tego się nie spełni i nie opłaca się starać, żeby było aż tak cudownie. Skromna uroczystość, bez moich braci, zjem jakiekolwiek ciasto, bez muzyki się obejdzie, a to czy będzie najpiękniejszy moment w naszym wspólnym życiu, zależy tylko i wyłącznie od nas. Nie sądzę, żeby jakiekolwiek przedmioty albo ich brak mogły sprawić, że będziemy, miej szczęśliwi tamtego dnia. Nie oszukujmy się, ja pewnie będę nawet dziesięć razy grubszy niż teraz. Władowuję w siebie tyle jedzenia, że chwilami nawet mnie samego to przeraża. Mój tyłek zaraz będzie jak jakaś ogromna szafa, a brzuch z czasem urośnie i będzie jak nadmuchany balon... Jak ja się mam ludziom w ogóle pokazywać? Jak dobrze, że w cyrku przede wszystkim siedzę za maszyną do szycia.
Gdy już usiedliśmy na wolnych miejscach, myślałem już tylko i wyłącznie o jedzeniu.
- Ale nie masz żadnej wizji na ten dzień? Chcę wiedzieć, jak go sobie wyobrażasz. - ciągnął dalej Lennie ten sam temat, a ja już rozglądałem się po talerzach, które nosili kelnerzy. W końcu jednak spojrzałem na niego z uśmiechem.
- W mojej głowie jest to po prostu piękny słoneczny dzień. Dwie obrączki i jedno twierdzące słowo z twoich ust. Reszta to tylko takie dodatki, które może i by mnie uszczęśliwiły jeszcze bardziej, aczkolwiek ich brak nie zepsułby ani trochę tego dnia. - oznajmiłem, wciąż z uśmiechem na twarzy. - Nie będę ukrywać, że mam w głowie ślub jak z bajki. Pięknie przyozdobiona sala, masa gości, ogromny tort, piękna muzyka. - przyznałem. - Jednak to jest zbędne. Życie nie jest bajką, a ten dzień bez względu na wszystko będzie najpiękniejszym. - gdyby nie stolik, który nas dzielił, z chęcią bym go teraz przytulił. Lennie się do mnie uśmiechnął, słysząc te słowa.
- Mogę ci nawet obiecać, że nic go nie popsuje. - odpowiedział, a gdy już miałem się odezwać podeszła do nas kelnerka i podała kartę z daniami. Od razu jej powiedziałem, że chce naleśniki, bo już wcześniej widziałem, że ktoś ma jakieś na talerzu, w wyniku czego sam zapragnąłem je mieć. Lennie też szybko coś wybrał, a później już nie mogłem się doczekać, aż dostanę swoje jedzonko. Nie byłem w stanie się nawet skupić, aż tak doskwierał mi głód. Miałem wrażenie, że nie jadłem od jakiegoś tygodnia.
Gdy w końcu dostałem swój talerz, od razu zacząłem jeść. Te naleśniki były takie dobre. Czekolada, bita śmietana, a do tego jagódki. Później się śmiałem z Lenniem, że mam fioletowy język.
Miło nam minęło te parę chwil posiłku. Gdy już wracaliśmy, ja musiałem go zostawić i zboczyć znów do toalety. Dlatego mój ukochany wrócił w spokoju do naszego przedziału, a ja miałem dołączyć trochę później. To by mogło być na tyle, ale z minuty na minutę było coraz ciekawiej. Akurat, gdy miałem już w planie wracać, napotkałem małe trudności. Musiałem się trochę przeciskać między ludzi, których nagle o wiele więcej się zrobiło w przejściu. W dodatku, gdy tylko nie miałem możliwości kogoś wyminąć, musiałem chwilę stać. Niestety dzięki temu, jedynie dopadły mnie lekkie zawroty głowy, a do mojego przedziału miałem jeszcze trochę drogi do przebycia, a za bardzo nie opłacało mi się wracać. W dodatku ci ludzie zaczęli mnie irytować. Stali tam i wlekli się jak jakieś stado bydła. W końcu nie wytrzymałem. Zmieniłem się w psa i zacząłem zręcznie przechodzić koło tych ludzi. Tylko parę razy udało się komuś przydeptać mój ogon, ale automatycznie pod wpływem takiego silnego i niespodziewanego ucisku, wydałem z siebie taki dziwny dźwięk. Ni to szczeknięcie ani skamlenie. Takie coś pomiędzy. Wtedy ludzie jak wryci zaczęli się cofać do ścian i zadziwieni zauważali psa pod swoimi nogami. Przynajmniej schodzili mi z drogi. Z jednej strony dalej nie czułem się za dobrze, ale z drugiej byłem zadowolony z tego, co zrobiłem. Teraz już od Lenniego mogło mnie dzielić może jakieś parę metrów. Jednak dobry humor mnie opuścił, gdy z jednego otwartego przedziału wyjrzały dwa pieski. W życiu bym nie pomyślał, że ktoś podróżuje z dwójką psów i tak je sobie luzem trzyma w przedziale. Postanowiłem się tym za bardzo nie przejmować. Szybko koło nich przejdę, wyglądają przyjaźnie. Nie będziemy robić zbędnych hałasów. Każdy z nas pójdzie w swoją stronę. Niestety tak się nie stało. Pieski nie dały mi przejść. Były trochę większe i mówiąc delikatnie, miałem mały problem...
Nie umiem gadać z psami, tak samo nigdy nie wchodziłem z nimi w interakcje, samemu będąc psem. Zawsze mnie to trochę stresowało i dziś nie było inaczej. W sumie każdy może teraz pomyśleć, że co ja miałem za problem? Przecież mogłem się zmienić znów w człowieka i po problemie. Otóż nie mogłem. To nie jest takie proste, gdy się stresuję. W dodatku tamci dwaj byli dość... Natrętni. Od razu zabrałem się za ucieczkę, a tamci za nic nie chcieli mi dać spokoju. Nie no to chyba jakiś nieśmieszny żart. Za wszelką cenę, jak nie jeden, to drugi chciał na mnie wskoczyć... Reprodukcja, hm?! Ale ja jestem facetem!! Jednak chyba nikogo to nie obchodziło. Nawet matka natura sprawiła mi psikusa w postaci dziecka, a w zasadzie ta magiczne sperma... To brzmi tak samo absurdalnie, jak to, że dwójka psów chce mnie teraz zaliczyć. Zacząłem gonić po wszystkich wagonach, by tylko ich zgubić albo jakoś się uratować. Udało mi się nawet zwrócić i tylko rozglądałem się w biegu po przedziałach, by Lennie mnie uratował. Niestety jako pies żadnych drzwi nie otworzę. Koniec z końców skończyłem w trochę ślepym zaułku, bo nie sięgnę do żadnej klamki, by na spokojnie przedostać się na kolejny wagon.
(... Lennie HELP ME!!!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz