- Mamy przechlapane - powiedziałem bardziej do siebie, po czym zdjąłem z głowy kapelusz. W chwili, gdy cała trójka ruszyła w naszym kierunku, wyjąłem z melonika kulki dymkę i rozbiłem je o ziemię. Wokół nas powstała duża czarna chmura, w której nic nie było widać, chwyciłem towarzysza za rękę i pociągnąłem w byle jaką stronę. Gdy wyszliśmy z kłębu dymu, okazało się, że biegliśmy w kierunku miasta. Chmura opadła, a potwory ruszyły w naszym kierunku. - Szybciej! - pognałem nas samych, starając się znaleźć jakąś kryjówkę. Po chwili czułem, jak Shuzo wyślizguje mi się z rąk, stanąłem od razu, ale go nie zobaczyłem. Zacząłem się nerwowo obracać, kiedy usłyszałem szczeknięcie. Obok mnie znajdował się jasny pies, przypominający chłopaka. Czy to możliwe, że zamieniał się w kundelka? Nie mogłem w to uwierzyć, ale uszy i ogon musiały się z czegoś wziąć. Nim zdołałem kontynuować bieg, stwory były blisko nas. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Wyjąłem z kapelusza kolejne kulki dymne, które zawierały w sobie metan, czyli bezbarwny, łatwopalny gaz. Następnie wyciągnąłem zapałki, odpaliłem jedną i rzuciłem w szarą chmurę, od razu biegnąc do tyłu. Niestety nie zdążyłem odbiec na tyle, by wybuch mnie nie dotknął. Pod wpływem uderzenie, wylądowałem w wodzie.
<Shuzo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz