- Halo? - spytał tak cicho, jak tylko mógł chociaż wiedział, że powinien w ogóle się nie odzywać. Jednak jeśli coś tutaj jest, na pewno już zdało sobie sprawę z jego obecności. Wyciągnął ręce przed siebie, szukając znanego już sobie materiału namiotu, jednak nie zastał nic. Może znajduje się od niego trochę dalej, niż zapamiętał? Z odrętwiałymi ze strachu rękoma wyciągniętymi przed siebie stawiał niewielkie kroki do przodu, nawet nie podnosząc stóp do góry - bał się zdobyć a ten ruch. Jednak szybko poczuł, że się potyka i traci równowagę - runął w dół, uderzając mocno o twardą, a jednocześnie miękką z wierzchu powierzchnię. Coś jak upadek na beton, na którym ktoś rozłożył koc. Ale szybko zorientował się, że teraz również coś jest nie tak. Gdy podniósł się na dłoniach, jakby wykonywał pompkę, zrobił to z niezwykłym trudem. Nie dlatego, że siły go opuściły, chociaż tak było. Po prostu przykleił się do gruntu, i to dosłownie. Ukląkł, podnosząc dłonie do góry. Sapał głośno, gdy palcem dotknął wewnętrznej strony prawej - lepka wydzielina, miękka, coś jak glut. Tak, właśnie to jako pierwsze sobie skojarzył - chyba każdy pamięta słynne kolorowe substancje w kubeczkach, które po włożeniu do nich palców wydawały odgłos podobny do pierdzenia? Miał wrażenie, że właśnie trzyma coś takiego w dłoniach. Jęknął przeciągle, ale natychmiast zamilkł, gdy usłyszał szuranie z boku. Powolne, jakby ktoś się czołgał po ziemi. Przeraził się tak bardzo, że chyba na moment stracił przytomność, gdyż zdał sobie sprawę, że leży w bardzo niewygodnej pozycji i kończyny zdążyły mu już zdrętwieć. Odsunął się jednak nagle, padając natychmiast na plecy. Coś zamortyzowało upadek - plecak. Ale nie tym się przejął - czuł czyjś oddech na karku, gdy tak leżał na brzuchu jeszcze parę sekund wcześniej. Nie mógł się ruszyć, zupełnie jak w paraliżu sennym. Cieszył się, że nie chce mu się do toalety, bo natychmiast by popuścił, robiąc w gacie. Słyszał czyiś oddech - równie ciężki, co jego, jednak niezwykle powolny, ciągły, chrypliwy. Znowu usłyszał szuranie - coś się do niego zbliżało. I to coś utrzymywało go w przytomności, chociaż czuł, że mógłby ją już stracić wiele razy. Przebiegły go dreszcze i wydał stłumiony jęk, gdy poczuł dotyk na brzuchu. Jednak rozwarł szeroko oczy, gdy dłoń - tak, to na pewno była dłoń - wsunęła mu się powoli pod koszulkę, gładząc skórę wychudzonymi palcami. Nie wiedział, jak mu się to udało, ale podniósł się na łokciach i cofnął nagle w tył o jakiś metr. W pierwszej chwili pomyślał, że to chory gwałciciel, ale nagle mrok zaczął się przerzedzać i ujrzał to, co zaczęło go wcześniej macać, badając wypukłości i wgłębienia na miejscu żeber. Teraz to już na prawdę by się posrał, gdy w półmroku dostrzegł twarz, zaledwie parę centymetrów od swojej.
- To nie "coś", tylko "ziemia", jak już zdążyłeś się domyślić - nie do określenia głos rozbrzmiał w jego głowie, a zaraz potem śmiech. Zacisnął palce na tym czymś. Czy to ziemia? Czy oni są pod ziemią?! Zaczął oddychać przez zaciśnięte mimowolnie zęby, powodując ciche świszczenie z każdym wdechem i wydechem. Spanikował, nie wiedząc, czy to sen, czy jawa.
- To nie sen, kutafonie - zaśmiał się po raz kolejny upiór. - Och, upiór? Czy to tak nazywasz swojego kochanka na... całą wieczność? - poczuł, że zaraz zwymiotuje. Zgiął się wpół i poczuł, jak żółć wypływa z jego ust na ziemię po prawej stronie. Nieprzyjemny zapach wzmocnił się choć myślał, że to już niemożliwe. Dreszcze wstrząsnęły całym jego ciałem, oddychał tak ciężko i mocno, że aż krztusił się pozostałością po tortilli. Musi się stąd wydostać, jeszcze raz omiótł wzrokiem wszystko wokół, nie wiedząc, co się dzieje, dlaczego i przez kogo. Chociaż ostatniego się domyślał.
- Spokojnie, stąd nie ma wyjścia. Możesz się przekonać sam, masz dość dużo czasu - cichy chichot wywołał w nim jeszcze większe przerażenie, niż sama myśl, co się właśnie dzieje, z kim i co może się stać. Boże, dlaczego zawsze psychole? W dodatku z samych kości??? Poczuł, że zaraz ponownie zwymiotuje. Stało się, głowa rozbolała go jeszcze bardziej. Spróbował myśleć racjonalnie, skoro to same kości, to przecież spokojnie pokona tego chorego gwałciciela?
- Gwałciciel? O nie nie nie! Ty sam zadecydujesz, kiedy, gdzie i jak - naśladował tok myślenia Akumy, powtarzający się głównie z samych pytań - No, chyba, że potrwa to za długo. Wtedy możesz być nieco rozczarowany. I nie radzę walczyć, z wiekiem nabywa się nie tylko siły, ale i sprawność rozumu. Musisz pozostać przytomny - powiedział, ujmując twarz chłopaka w ( cudem! ) lodowatą dłoń. Strącił ją, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. W tej samej chwili odzyskał świadomość. Rue! Przecież ona może spać! Boże, jak mógł zapomnieć?! Spróbował wstać, jednak poślizgnął się i wylądował we własnej zawartości żołądka zwróconej parę chwil temu. Ściągnął plecak, szukając chaotycznie telefonu, wszędzie znów panował całkowity mrok. Jego chaotyczne ruchy na pewno były słyszalne wszędzie, gdyż jego bębenki aż pękały od samego dźwięku szurającego materiału i przerzucanych rzeczy. Serce biło tak mocno, że czuł je aż na samych czubkach włosów.
- To teoretycznie niemożliwe, wiesz? - najwyraźniej ten dupek nie miał zamiaru odpuszczać, zwłaszcza przy tak dobrym humorze. Jego śmiech zdawał się odbijać echem w umyśle chłopaka, w końcu natrafiającego dłonią na telefon - wdzięczny sobie, że go spakował. Ale kiedy?
- Grzebałeś mi w rzeczach? - rzucił, sam nie wiedząc, skąd w nim wściekłość, skoro jeszcze przed chwilą panikował. I dalej panikuje, ale teraz już czuje, że nic mu nie grozi ze strony tego porąbanego szkieletu. Przynajmniej w tej chwili.
- I nie tylko w rzeczach - przed oczyma zobaczył jego czaszkę i coś, jakby figlarne mrugnięcie jednym okiem. Skąd? I jakim cudem? - Nauczę cię tego, jak tylko ci przejdzie - oznajmił pogodnie. Czy ten gość nie maił towarzysza od setek lat? Nim usłyszał odpowiedź, którą zignorował, już ją znał. Bystry chłopak. Zaraz. Czy on to pomyślał, czy to coś właśnie stojące obok? Również wstał, włączając latarkę w telefonie. Światło ledwo przebijało się przez rozległe opary, które zdawały się mieć zielonkawo - żółty kolor. Również wstał, musi się rozejrzeć. Ponownie zawiesił plecak na plecach, już całkowicie zbywając śpiewającego My Heart Will Go On i skupił się na następujących rzeczach : gdzie jest, jak ma stąd wyjść, jak ma dotrzeć do Rue i jak jej pomóc, o ile to jeszcze możliwe.
< Rue? Dlaczego zawsze opowiadania o gwałtach itp. wychodzą mi najdłuższe? ;-; Może jednak nadaję się do erotyków? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz