Cieszył się, że Rue znowu okazuje się taka sama, jak kiedyś. Lubiąca się droczyć, chcąca pokazać, jak bardzo świat może być komiczny nawet wtedy, gdy brodzisz po kolana w błocie z ptasią kupą na głowie i zdechłym szczurem trawionym w brzuchu mniami xd
- Musimy przyśpieszyć - odezwał się Pik, właśnie od tego momentu zaczęła się walka Akumy o życie. Galop, po raz pierwszy przeżywany na koniu wyrzucał go to w górę, to w dół, trzymał się chaotycznie to końcówki siodła, to dziewczyny siedzącej przed nim, raz spadł. To nie było zbyt miłe doświadczenie, jednak najwidoczniej dla Rue największy żart w historii. Jak to stwierdziła, pierw ją obejmował błagając, by zwolniła, a potem nagle dał jej spokój. I po połowie minuty usłyszała krzyk za sobą, żeby się w końcu zatrzymali, bo nie nadąża. Miał wrażenie, że nie da mu spokoju z ty do końca życia, o ile nie rzuci wszystkiego i nie wyjedzie w Bieszczady.
- Jesteśmy na miejscu - Pik nie musiał tego mówić, by wszyscy nie zorientowali się, że do koniec wyprawy. Zamiast zsiąść z konia tak jak jego, być może odbijana, przyjaciółka, po prostu puścił ją ramionami i zsunął się po zadzie konia. Nie zareagował ku jego wielkiej uldze, gdyż w połowie się zorientował, że zwierzę może się spłoszyć i pobiec lub nawet go kopnąć. Bolało go całe krocze oraz łydki i uda. Super wyprawa, ale wolałby nie mieć poobijanej kości ogonowej i czarnych myśli dotyczących tego, co ma się niedługo stać. Czuł się tak, jakby miał nogi z ołowiu.
-Akuma, nie wygłupiaj się - skarcił go mężczyzna o podobnych włosach, jednak "Moje są o wiele piękniejsze" brzmiało w jego głowie echem. Ciągle, nieustannie, jak szybkie bicie serca próbującego chyba uciec z jego piersi. Myśli wkrótce przeniosły się z kwestii wyglądu na to, czy się uda, czy nie. Czy ta tajemniczy szamanka da sobie radę z ukradzioną własnością Rue. Czy w ogóle ich przyjmie, w końcu jest środek nocy. Z nadzieją, że Pik wcześniej powiadomił o ich przybyciu, weszli do środka.
- Witajcie, moi drodzy - odezwał się przyjazny głos gdzieś ze środka. Z cienia wyłoniła się czarnoskóra kobieta o lekkiej nadwadze, z szerokimi ustami, ciemnymi oczyma oraz włosami z dwoma piórami pewnie zaczepionymi na szerokiej spince goszczącej w jej włosach, pokręconych, ale zadbanych. Po dwa kolczyki przypominające nieco grubsze wykałaczki, o barwie kory drzewa w uszach, ten z przodu krótszy, z tyłu dłuższy. Pierwsze, co poczuł wchodząc do niewielkiej chatki z drewna zarośniętej bluszczem to niewyrażalny spokój. Jakby ktoś w środku serwował narkotyki od razu trafiające w samo sedno problemu. Potem do jego nozdrzy wdarła się ostra woń przeróżnych ziół i innych zapachów, podobnych do mandarynek, a zwłaszcza ich skórki oraz lasek wanilii. - Ciężka podróż za wami, zrobiłam ziołową herbatę, skosztujcie. A dla ciebie, młodzieńcze, mam specjalne pestki - kopara opadła chyba do samej podłogi. Zaśmiała się głośno.
- Nie, nie jestem chorą czarownicą głodzącą małe dzieci w klatkach - zaśmiała się jeszcze donośniej. Zbladł, po czym zalał się czerwonym rumieńcem. Ona czyta w myślach? Natychmiast wymyślił krótką rymowankę. Zrobiła poważną minę, mówiąc;
- Tego nie ważę się wymówić, to święta ziemia - teraz posłał przerażone spojrzenie swoim towarzyszom, którzy wyglądali na zdenerwowanych i rozśmieszonych jednocześnie. Podała każdemu z nich po filiżance herbaty, pachnącej gorzej niż kocie rzygi.
- Udam, że tego nie słyszałam - powiedziała, ponownie się zaczerwienił. Chciał się już stąd wydostać, ale nie zostawi tak Rue. Pika tak, niech go nawet jaszczurki pożrą, ale jej nie. Karcące spojrzenie kobiety jednak odepchnęło go od marzeń dotyczących powolnej i niezwykle bolesnej śmierci tego debila. Podała mu do dłoni parę niewielkich czarnych punkcików, przypominających koraliki z dziecięcych bransoletek.
- Uśmierzy ból - uśmiechnęła się szeroko, ukazując nienagannie białe zęby oraz niewielką szparę pomiędzy jedynkami, o góry. A zanim się powstrzymał pomyślał, że ma zajebisty zgryz. Mrugnęła do niego, chyba zapadł się pod ziemię.
- Trzydzieści dwa - odpowiedziała, kierując swoją uwagę na Rue. No tak, pewnie się zastanawiała, ile ma lat. Wydała się nieco przestraszona, ale aż wyczuł bijące z niej nadzieję, że skoro potrafi robić takie rzeczy, to pamięć również przywróci.
- Wyczuwam w tobie blokadę, skarbie. Ktoś stawił ścianę w twoim umyśle - posmutniała na moment, jednak szybko uśmiechnęła się krzepiąco. - Ale coś na to poradzimy, nie martw się - oznajmiła, po czym wstała z fotela bujanego i ponownie zniknęła w mroku.
- Ona to psychopatka - powiedział bezgłośnie wykonując bardzo wyraźne i dokładne ruchy ustami i poruszając dłonią w prawo i w lewo na wysokości szyi na znak, że się zetnie jak tak dalej pójdzie. Ale nie powie, wywarła na nim wrażenie.
- Jeśli będziesz nazywać mnie Chorym Czarnuchem, nie pomogę twojej dziewczynie - uśmiechnęła się mimo wszystko pogodnie, odwracając się na moment. Zarumienił się, dlaczego wszyscy nazywają ich parą? Wyłapał gniewne spojrzenie Pika rzucane w jego kierunku, brzmiące mniej więcej jak "Przymknij się i opanuj, albo też wyjdź!".
< Rue? Niah, brak pomysłu, trzeba sprzątać. Zostawiam tobie całe to voodoo xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz