- Wiesz... Może pójdziemy po twoje zwierzęta, żeby też się przeszły? Ja zostawię akta u siebie i zajmę się nimi kiedy indziej - zaproponowała z nadzieją, że się zgodzi, gdyż niezręczne sytuacje są dla niej dość... niezręczne. Nienawidzi stania i patrzenia się na siebie ze zdziwieniem lub zakłopotaniem, to ostatnie, czego dzisiaj potrzebowała. Do tego starała się przekonać, że cokolwiek, o czym zaczął mówić Pik, nie jest zbyt problemowe na tyle, by nie móc pójść do parku. Chociażby uczulenie na trawy, czy pszczoły, złe znoszenie słońca, które akurat świeciło wysoko na niebie.
- Jasne! - rozpromieniła się Smiley, uśmiechając od ucha do ucha. Nawet jej oczy zdawały się teraz bardziej błyszczeć, wesołe ogniki szczęścia tańczyły w nich energiczne tango. Dopiero teraz zauważyła, że ich kolor jest niemalże identyczny jak pasmo włosów po jej lewej stronie. I właściwie, to dopiero teraz zwróciła na nie uwagę. Czy to także naturalne? Może pomalowała je sobie chociażby kredą, co jest teraz dość modne? Ale przecież mówiła, że cała jej fryzura jest w stu procentach naturalna. Przygryzła dolną wargę, a jeśli to ma coś wspólnego z jej chorobą lub chorobami, o których chciał powiedzieć wcześniej Pik? Nie spotkała się dotąd żadnym takim przypadkiem, by włosy zmieniały kolor na tak nienaturalny jak różowy, czy niebieski. Na szary, biały, a nawet o parę tonów ciemniejszy, a także i nieco zróżnicowany tak, ale na taką zmianę nigdy. Modliła się w duchu, by zaraz się nie okazało, że zawaliła sprawę i jej towarzyszka padnie martwa na bruk. Co wtedy z pracą? Wyleją ą, na sto procent. Poczuła do siebie lekki niesmak, że w takiej sytuacji myśli o swoim bezrobociu i braku pieniędzy koniecznych do życia. Ale pocieszała się faktem, iż jeśli coś miałoby się stać, powinna to wyczuć. Chociaż jej dar nie zawsze się sprawdza w kwestii nagłych śmierci spowodowanych przez jakieś komplikacje zdrowia, to jednak wierzyła, że uda jej się przedwcześnie dowiedzieć o nadchodzącej katastrofie i odpowiednio zareagować.
- To ja pójdę do siebie odnieść rzeczy i parę zabrać, a ty leć po zwierzaki, spotkamy się za pięć minut- oznajmiła, po czym poszła w kierunku swojego namiotu, ostatnie parę metrów przebiegając. Wpadła do środka, kładąc niedbale teczkę na łóżku, po czym wyjmując z szafy papierosa i zapalniczkę. Podpaliła końcówkę i zaciągnęła się tytoniem. Ostre pieczenie spowodowane zbyt szybkim oddychaniem było mocno denerwujące, ale nie zwracała na nie uwagi, gdy szukała perfum i paczki miętowych gum do żucia. Co prawda nie ukrywała nigdy swojego nałogu, to jednak nie chciała jechać jak starzy pijacy z osiedla obok jednej z pizzerii w mieście. Odetchnęła głęboko jeszcze parę razy czując, jak szkodliwe gazy oraz substancje rozchodzą się po jej ciele ( co w zasadzie nie jest możliwe... ), uspakajając nerwy oraz emocje. Nadal posiadała duże problemy z komunikacją jeśli chodzi o ludzi i rozmowa z Pikiem ogromnie ją zestresowała. Dodało jej nieprzyjemnych uczuć złe nastawienie do sytuacji okazywane również przez Smiley. Sprawdziła godzinę w telefonie szybko zapominając, że wcześniej jej nie sprawdziła i nie wie, ile czasu upłynęło. Skończyła palić, włożyła do ust dwie gumy miętowe oraz popsikała się perfumami o zapachu lawendy na nadgarstkach, obojczykach oraz z grubsza ubraniach, po czym rzuciła rzeczy na łóżko i zgarnęła trochę pieniędzy, wyrzucając papieros do kosza. Wcześniej poddała go działaniu strumienia wody, by o przyjściu do cyrku nie okazało się, że spaliła wszystko doszczętnie.
< Smiley? ;P >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz