- Żadne zwierze nie posłało by cię z takim impetem na drzewo, prócz niedźwiedzia, a to coś było za małe na miśka - powiedziałam zaciskając palce na kulach. Po tych historyjkach Pika zaczynam się nieco denerwować. Przecież to miał być żart, nie śmieszny, ale żart. Nie każdego one musza bawić.
- Może jeszcze mi powiesz, że to był potwór? - usłyszałam sarkastyczny głos chłopaka. Spojrzałam na niego, widać było, że się ze mnie naśmiewał jak i z mojego strachu. Zmarszczyłam czoło, po czym uderzyłam go kulą w łeb, stając na jednej nodze. Chłopak jęknął i pomasował bolące miejsce. - To niby co to było? Czy chcesz mnie w coś wrobić - zapytał z podejrzeniami. Przewróciłam oczami.
- Prędzej by ktoś chciał, żebyśmy uwierzyli w te historyjki Pika - mruknęłam i zaczęłam się rozglądać. Akuma milczał, także nasłuchiwał, ale... nic. Tak jakby to coś się po prostu rozpłynęło w powietrzu.
- Chodźmy dalej, bo zaraz zwariujemy od tego stania - powiedział i ruszył w głąb lasu leśną dróżką. Nie chcąc zostać sama, ruszyłam za nim zastanawiając się, co o tym wszystkim myśleć. Czy Pik byłby w stanie naśmiewać się z takich rzeczy jak porwania i morderstwa? W to raczej bardzo wątpię, ale czy by wymyślił do tego jakieś dziwne stwory, z którymi mamy walczyć? Nie mam pojęcia, bo to jest bez sensu. Dużo rzeczy mnie spotkało, ale nigdy jakieś zmutowane niedźwiedzie, czy psy z głowami kotów. Przecież takie rzeczy były tylko w bajkach, horrorach i koszmarach, czasem dorośli straszyli dzieci, aby były grzeczne, jak na przykład: nie podchodź do studni, bo wylezie z niego czarna postać o czerwonych oczach i pięciu mackach i cię tam wciągnie. A teraz co się dzieje?
W lesie panowała martwa cisza. Nawet wiatr ustał, tak jakby chciał, abyśmy się dokładnie wsłuchiwali w teren. Ptaki także zamilkły i inne dźwięki szelestu liści czy czegoś takiego. Szliśmy w milczeniu, byłam spięta, bo nawet jeśli nie wierzyłam słowom Pik'a, to jednak mój instynkt podpowiadał mi, że co tu nie gra. Nawet Akuma się rozglądał, nic nie mówił. Nagle do mojego nosa doszedł okropny smród... coś jak świeża krew zmieszana z potem i stęchlizną, doprawiona zepsutym mięsem. Zatkałam nos.
- Ale śmierdzi... - mruknęłam zamykając oczy, kiedy nawet one zaczęły mi łzawić.
- Ohyda... - mruknął chłopak odwracając się.
I nagle wylądowałam na ziemi. Uderzyłam nimi plecami, czując pod głową malutkie kamyczki wbijające się w skórę. Zamknęłam na chwilę oczy, czując, jak kule wymykają się spod moich rąk. Coś mnie przygniatało do ziemi, coś ciężkiego, dużego i... śmierdzącego. Teraz odór był tak wyraźny i mocny, że miałam ochotę zwymiotować... własnie, śniadania nie jadłam!
- O cholera! Rue! - usłyszałam głos chłopaka. Kiedy otworzyłam oczy, przede mną zobaczyłam coś o wilczym pysku i o pustych czarnych oczach. Jego ślina kapała na moją twarz. Gdybym miała otwarte usta, wleciała by mi do przełyku, a wtedy na pewno bym zwymiotowała pusty żołądek. To coś warczało, ale nie jak pies. To bardziej przypominało bulgot topiącego się niedźwiedzia. Nagle monstrum zostało ode mnie odrzucone do tyłu. Podążyłam wzrokiem za tym czymś, co wylądowało na plecach i raptownie przewróciło się na tylko łapy, chwilę tak stojąc i... bulgocząc? Spojrzałam na chłopaka. W rękach trzymał połamaną gałąź, którą po chwili dorzucił gdzieś w bok. Normalnie zaczęlibyśmy uciekać, ale z moją nogą... Kurde! Znowu wszystko przez te głupie nogi!
I nagle stwór zaczął biec na czterech... sześciu! Cholera! To ma trzy pary nóg! To coś, co było mieszanką wilka z pająkiem i... nie wiadomo czego jeszcze, ruszyło na chłopaka. Było szybkie, ledwo zareagowałam uderzeniem kulami tego czegoś w łeb, potem w brzuch. Zatrzymało się i nie ruszało. Mierzyło nas wzrokiem.
- Daj mi to - chłopak wyrwał mi z ręki jedną kulę i podbiegając do potwora, uderzył go parę razy w łeb. Gdy się przewrócił dostał w brzuch, po czym złapał za broń Akumy. Czułam się bezradna, bo mogłam tylko stać i się przyglądać. Masakra! Co tu się dzieje?! Chłopak mruknął coś pod nosem wyrywając kulę i ponownie uderzając wilko-pająka w głowę. Zaskowytał. Wstał na pięć nóg - czy jedna mu właśnie odparła?! - i uciekł w krzaki. Smród zniknął, a jego kończyna leżała przed chłopakiem.
- Zrzygam się - mruknęłam odwracając się plecami i przykładając rękę do ust. Jestem pewna, że gdybym miała coś w żołądku, zrobiłabym to.
- Może później, wracamy - przyjaciel stanął obok mnie oddając mi broń, czyli moje kule.
- Coś rzeczywisty też żart. I nie śmieszny - mruknęłam bardziej do siebie próbując przebierać tymi cholernymi kulami najszybciej jak potrafiłam.
<Akuma? Fuj! Kończyka została!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz