Dlaczego ja? Nie miał kogoś innego pod ręką? Na prawdę byłem najgorszą osobą, jaką mogli mnie wziąć do pomocy. Przecież mam dziurawe ręce! Na pewno coś zniszczę! Wystarczy, że na to popatrzę, a tu już będzie blednąc w oczach – no dobra, teraz może przesadziłem, ale gdy usłyszałem, że miałem pomóc w remoncie naszego magazynu, byłem załamany. Wzięli mnie, bo wszyscy byli na próbach, a ja jako jedyny odmówiłem. No cóż, nie było to dziwne, przyzwyczaili się, że jako jedyny nie uczestniczyłem w grupowych próbach, ale za bardzo się bałem, że coś podpalę, a jeszcze gorzej, gdybym kogoś. Dlatego teraz tkwiłem tutaj, razem z dwoma innymi mężczyznami i pomagałem im załatać naszą szopę.
Wszystko szło w miarę dobrze i na razie niczego nie uszkodziłem. Przytrzymywałem im narzędzia, pomogłem wynosić rzeczy, a nawet jakoś pomalowałem jedną część, z czego byłem naprawdę dumny; pominę fakt, że uwaliłem się farbą, niczym świnia w błocie, ale żaden z nich nie zwrócił na to uwagi. Może Pik kazał im mnie jeszcze bardziej nie dołować? Nie ważne jaka była odpowiedzieć, cieszyłem się, że ani razu nie skomentowali mojej pomocy, w pozytywny, czy negatywny. Neutralnie spokojniej mi się pracowało.
Wszystko miało się zakończyć dobrze, zacząłem wierzyć, że nic nie sknocę, aż jeden z nich nie oświadczył:
- Musimy wymienić okno – kiedy oni podeszli do futryny, aby je wyjąć, mi kazali przynieść drugie, które mieli na wozie. Przez chwilę stałem jak słup soli, naprawdę wysyłają mnie po coś tak kruchego, jak szkło? - Ozyrys, no rusz się – pomachał w moją stronę jeden z nich.
- Trzeba je wymieniać? - zapytałem lekko poddenerwowany.
- Tak, stare jest i już nie trzyma – westchnąłem i skierowałem się do wozu. Starałem się pozytywnie myśleć. Na pewno niczego nie uszkodzę…
Szyba leżała na widoku, nie była duża, jeden człowiek z łatwością by ją zaniósł: tylko ja byłem zbyt zestresowany, aby zrobić to szybko. Powoli chwyciłem szkło i pociągnąłem je w swoją stronę. Mocno zaciskając palce, ściągnąłem je z wozu i złapałem u dołu. Było dobrze. Podparłem jeszcze brodą, aby mi nie spadła i zacząłem wracać. Wydawało się, że doniosę bez żadnego uszczerbku na swoim i na oknie zdrowiu. Gdy nagle ktoś mnie lekko popchnął… Lekko czy nie, wystarczyło, abym się zachwiał i puścił szybę, która stłukła się na dwie części, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk tłuczonego szkła.
- Cholera. Znaczy się przepraszam – rzuciłem krótkie, załamane spojrzenie na wyższego nieznajomego, a po chwili usłyszałem, jak pracownicy przychodzą, przywołani hałasem.
- Ozyrys, naprawdę? - odezwał się jeden z nich.
- Przepraszam – wbiłem wzrok w ziemię. - Pojadę do miasta po drugie – mężczyzna pokręcił głową.
- Pojedziemy sami – powiedział, na co skinąłem głową. No tak, samego mnie nie puszczą, a żaden z nich nie chce się użerać z takim fajtłapą jak ja.
<Akusai?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz