Zabolało. O wiele bardziej niż wcześniejsze słowa. Kolejny nóż przebił moje krwawiące serce na wylot i na pewno będzie ich jeszcze więcej.
- Może i tak. - stwierdziłem beznamiętnym tonem. - Ale co miałem innego twoim zdaniem zrobić? - wraz z tym pytaniem, głos zaczął mi się łamać, nadchodziła kolejna fala łez. Obiecałem sobie, że już nigdy nie będę płakać z takiego powodu, ani przy kimś takim. On nie zasługuje na twoje łzy. Nie pokazuj mu, że jesteś słaby. Nie zasługuje na to. Jedyne zdania, jakie teraz krążyły mi po głowie, ale w pewnym sensie pozwoliły mi się ogarnąć. Nie będę płakać. Czas na to minął. Została sama złość. - Siedzieć tu i czekać aż Lennie czy tam Lelun sobie o mnie przypomni i wróci?! Gnić tu w tych czterech ścianach ze świadomością, że i tak nie powiedziałeś mi wszystkiego? - wbiłem wzrok prosto w jego oczy. Fiołkowe, kiedyś takie piękne, a teraz w sumie zwyczajne i nudne, przepełnione złością, która tylko z pewnością go podjudza, żeby w końcu mnie rozszarpać.
- Nie mogłeś normalnie zapytać? Albo zrobić cokolwiek innego poza łażeniem za mną jak jakiś cień! - po tym już zacząłem się śmiać, co chyba nawet bardziej rozzłościło "pana Leluna". Moja zła strona już przejęła kontrolę. To się na pewno dobrze nie skończy.
- A co by mi to dało? Co bym usłyszał? - już nie miałem sił krzyczeć. Moje gardło w końcu wysiądzie. - Kłamstwo, jakiś przekręt. Kolejne zdanie, sugerujące, że nie jesteś w ogóle ze mną szczery. - z chęcią bym mu teraz przywalił. Niech to on się ogarnie. Niech w końcu do niego dotrze, co mi zrobił. - Wszystko dobrze. Nie martw się. - dodałem poirytowany tonem, chcąc brzmieć w miarę podobnie do tego rudzielca. Na pewno wyszło bardziej śmiesznie niż poważnie, ale żaden z nas nie zwracał na to uwagi. - Jesteś najważniejszy, a gdy już cię zostawię, to wyjdzie, że nie do końca. Ty mój pi*rdolony przyjacielu. - patrzyłem na niego spode łba, gdy ten poruszył ręką i zacisnął jedną dłoń w pięść.
- Nie przeginaj. - warknął. - Wcale lepszy nie jesteś. - ja w odpowiedź jedynie się wyprostowałem z wrednym uśmiechem na twarzy.
- Rączką świerzbi, nie? Aż chciałoby się na czymś wyładować tą kotłującą się złość. - potęgując wagę mojej wypowiedzi, zrobiłem dwa powolne kroki w bok, wciąż nie odrywając od niego wzroku, który zresztą sugerował, że jeśli usłyszy w moim głosie jeszcze jedną kroplę drwiny, to mogę pożegnać się z językiem. Historia lubi się powtarzać... Chociaż czuję, że on nie byłby do tego zdolny. Za miły na coś takiego. Prędzej mi się tu rozpłacze. Koniec z końców stanąłem przed nim. - No co tak zamarłeś? Koniec kłótni? Czyżbym wygrał i miał rację?
- Zamknij się w końcu. Zwalasz wszystko na mnie, a sam jesteś sobie winien. Starasz się mnie sprowokować, naginasz fakty. Co z tego będziesz mieć? Miałeś na mnie zaczekać. Wcześniej tak zrobiłeś i nie było problemów, więc co do jasnej cholery teraz odwalasz?
- Miałem tkwić następne lata w zamkniętej klatce cudownych kłamstw? Zrobiłem to, co było słuszne. Inaczej nie przejrzałbym na oczy. Nie zobaczyłbym, jaki z ciebie dupek! Cieszę się z tego, co zrobiłem. Z dumą mogę sobie pogratulować.
- O wyobraź sobie, że ja też się cieszę. Mam dość twojego wtrącania się. Ciągłego śledzenia. Teraz dobrze widzę, jak bardzo mi w ufasz.
- Takie są skutki niebycia ze mną szczerym. - odpowiedziałem od razu. - Czułem, że coś się święci i zobacz. - schyliłem się do walizki, zaczynając wszystko, co moje do niej ładować. - Nie pomyliłem się.
- Co ty robisz?
- Nie widać? Mam cię dość, tego miejsca, ku*wa wszystkiego. - jednak bezsilnie usiadłem na ziemi przed walizką, za nim zdążyłem ją zamknąć. Teraz już nie byłem zły. Dopadło mnie to dławiące uczucie smutku, łzy zalały oczy. Czy to już serio koniec? Mrugałem, aby się ich pozbyć, ale to nic nie dało. Na ich miejsce przychodziły następne. To aż zadziwiające, że jeszcze jakieś się uchowały po moim wcześniejszym wybuchu. Nie mogłem się już powstrzymać. Łzy się lały, moje dłonie drżały i nie umiałem już nic z siebie wydusić. Bardzo proszę, Lennie. Możesz mi na ubliżać. Masz idealną okazję.
Może serio lepiej było zostać? Byłbym przynajmniej szczęśliwy. Miałbym wreszcie przy sobie kogoś, kto z pozoru byłby dla mnie idealny... Niestety, jak zawsze, musiałem się zawieść. Jak zawsze nie posłuchałem, a później zawsze żałośnie płacze z tego powodu.
- Masz rację... Jestem sam sobie winien. - wymamrotałem w końcu, obejmując rękami kolana i spuszczając głowę. Historia lubi się powtarzać...
Nie chcę tu zgrywać jakiejś ofiary, którą teraz trzeba przytulać i powtarzać, że wcale nie. Co ty wygadujesz? To tylko i wyłącznie moja wina. Nie twoja. To najzwyklejszy fakt, który trzeba zaakceptować. Chwilę się nad sobą poużalam i już mnie nie ma.
Witaj ero samotności. Tak dawno się nie widzieliśmy. Równie długo z tobą walczyłem, ale dziś wygrałaś, więc wracam. Oddaje się w twe mroczne ramiona. Niech ukołyszą mnie do snu oraz sprawią, że cały ból zniknie i zostanie sama pustka...
Historia lubi się powtarzać.
(Lennie~? Namiętności w sobie skryć i rozumem czytać cię. Może wtedy miałbym siłę, by powiedzieć "nie"?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz