Tego dnia wstałem jak zwykle, poszedłem z Księżniczką na spacer, wstąpiłem do bufetu na ciepłe bułeczki z dżemem, aż w końcu przyszedł czas na trening. Sala treningowa jak zawsze o tej porze była pełna, a ja potrzebowałem przestrzeni, ponieważ dzisiaj przyszedł czas na rzucanie sztyletami. Mój ukochany monocykl musiał poczekać do wieczora. Wziąłem sprzęt i ruszyłem do lasu.
Robiło się już coraz cieplej. Miałem na sobie bluzę z kapturem i dres. Oczywiście białego koloru. Od razu jak dookoła mnie ujrzałem drzewa, poczułem przypływ energii. Świeże powietrze, trochę przestrzeni... Tego potrzebowałem.
Poszedłem w kierunku polany, na której miałem ćwiczyć, kiedy nagle uderzyła we mnie szyszka. Rozejrzałem się, ale nikogo nie zauważyłem, właściwie, to już miałem odejść i uznać, że szyszka po prostu spadła, a ja akurat miałem takie szczęście, kiedy stanęła przede mną niska dziewczyna z długimi, brązowymi włosami ubrana w coś jak mundurek szkolny.
- Trafiłam, widzisz?! - krzyknęła. Byłem najpierw nieco zdezorientowany, a ona wydawała się mnie jakby nie zauważać, była najwyraźniej bardzo zadowolona ze swojego wyczynu. Przeskanowałem ją wzrokiem i uśmiechnąłem się delikatnie marszcząc brwi.
- Hey? - powiedziałem niepewnie, a ona przeniosła na mnie wzrok, a uśmiech z jej twarzy powoli zniknął.
- Em, ja... Um... - zaczęła trochę plątać się w słowach, jakby nie wiedziała co powinna powiedzieć. Zaśmiałem się delikatnie.
- Azucar - podałem jej rękę, a ona niepewnie ją chwyciła.
- Needle - przedstawiła się cicho.
- Więc, hm, rzucanie w ludzi szyszkami jest twoim... hobby? - zapytałem rozmasowując kark i spoglądając na drzewo, z którego chwilę temu zeskoczyła.
- Nie, nie zupełnie - odpowiedziała trochę zmieszana. - Jesteś... zły? - na te słowa ponownie się zaśmiałem.
- Oczywiście, wściekły! Nikt jeszcze nie rzucił we mnie szyszką tak boleśnie! - odpowiedziałem udając jęk bólu. Wtedy lekko się uśmiechnęła. - Tylko wiesz... Ja rzucam sztyletami - puściłem jej oczko.
- Tym zajmujesz się w cyrku?
- Jeżdżę na monocyklu, sztylety to tylko taki dodatek, robię to od niedawna. Ćwiczę rok, może dwa - odpowiedziałem szczęśliwy, że najwyraźniej już nieco oswoiła się z zaistniałą sytuacją.
- Ja szyję kostiumy - oświadczyła.
- Serio? Czyli już wiem, skąd się biorą te wszystkie cudowne kostiumy - odparłem.
- Jestem właściwie nowa... - powiedziała, na co pokiwałem głową. Wtedy nastąpiła chwila ciszy, którą przerwałem.
- Co teraz? Wracasz na drzewo by wypatrywać nową ofiarę?
Robiło się już coraz cieplej. Miałem na sobie bluzę z kapturem i dres. Oczywiście białego koloru. Od razu jak dookoła mnie ujrzałem drzewa, poczułem przypływ energii. Świeże powietrze, trochę przestrzeni... Tego potrzebowałem.
Poszedłem w kierunku polany, na której miałem ćwiczyć, kiedy nagle uderzyła we mnie szyszka. Rozejrzałem się, ale nikogo nie zauważyłem, właściwie, to już miałem odejść i uznać, że szyszka po prostu spadła, a ja akurat miałem takie szczęście, kiedy stanęła przede mną niska dziewczyna z długimi, brązowymi włosami ubrana w coś jak mundurek szkolny.
- Trafiłam, widzisz?! - krzyknęła. Byłem najpierw nieco zdezorientowany, a ona wydawała się mnie jakby nie zauważać, była najwyraźniej bardzo zadowolona ze swojego wyczynu. Przeskanowałem ją wzrokiem i uśmiechnąłem się delikatnie marszcząc brwi.
- Hey? - powiedziałem niepewnie, a ona przeniosła na mnie wzrok, a uśmiech z jej twarzy powoli zniknął.
- Em, ja... Um... - zaczęła trochę plątać się w słowach, jakby nie wiedziała co powinna powiedzieć. Zaśmiałem się delikatnie.
- Azucar - podałem jej rękę, a ona niepewnie ją chwyciła.
- Needle - przedstawiła się cicho.
- Więc, hm, rzucanie w ludzi szyszkami jest twoim... hobby? - zapytałem rozmasowując kark i spoglądając na drzewo, z którego chwilę temu zeskoczyła.
- Nie, nie zupełnie - odpowiedziała trochę zmieszana. - Jesteś... zły? - na te słowa ponownie się zaśmiałem.
- Oczywiście, wściekły! Nikt jeszcze nie rzucił we mnie szyszką tak boleśnie! - odpowiedziałem udając jęk bólu. Wtedy lekko się uśmiechnęła. - Tylko wiesz... Ja rzucam sztyletami - puściłem jej oczko.
- Tym zajmujesz się w cyrku?
- Jeżdżę na monocyklu, sztylety to tylko taki dodatek, robię to od niedawna. Ćwiczę rok, może dwa - odpowiedziałem szczęśliwy, że najwyraźniej już nieco oswoiła się z zaistniałą sytuacją.
- Ja szyję kostiumy - oświadczyła.
- Serio? Czyli już wiem, skąd się biorą te wszystkie cudowne kostiumy - odparłem.
- Jestem właściwie nowa... - powiedziała, na co pokiwałem głową. Wtedy nastąpiła chwila ciszy, którą przerwałem.
- Co teraz? Wracasz na drzewo by wypatrywać nową ofiarę?
< Needle? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz