Czułam się, jakby White literalnie p o s t r z e l i ł mnie z jakiegoś działka i przedziurawił na wskroś serce. Moja przeszłość, o której zdołałam już jako-tako zapomnieć, właśnie kopnęła mnie w brzuch, pozbawiając tchu.
- Eee… skąd jestem? – powtórzyłam pytanie, w głębi duszy pragnąc, by White zaprzeczył, iż takowe zadał, i zajął mnie innym tematem. Nic takiego jednak nie nastąpiło, więc wzięłam głęboki, głęboki oddech i odliczyłam od trzech, zanim zaczęłam mówić.
- To… urodziłam się w Norwegii. – zaczęłam, ważąc dokładnie na każde słowo – Przynajmniej moja mama była Norweżką, więc ja chyba też.
- A tata? – zapytał White ostrożnie, opierając się o barierkę.
- Nie mam bladego pojęcia. – wzruszyłam ramionami, zaciskając wargi – Nie mam taty. Nie zdziwiłabym się, gdyby moja mama we własnej osobie nie znała go zbyt dobrze.
Moje stwierdzenie spotkało się z głuchym milczeniem, więc kontynuowałam.
- Miałam cztery lata, a mój brat siedem, gdy przeprowadziliśmy się tutaj, do Anglii… - ciągnęłam - … do Leeds, gwoli ścisłości. Niby wszystko cacy, ale Oliver, mój brat, wkrótce zamienił to wszystko w istne piekło. – tu spauzowałam na chwilę, by dobrać odpowiednie słowa – Ledwo przyszłam do szkoły, już nikt mnie nie lubił. Oli rozpuszczał o mnie niepochlebne plotki, śmiał się ze mnie i z mojego wyglądu. Ogólnie był jakiś dziwny. Brał proszki, sama widziałam, przyprowadzał do domu jakieś starsze dziewczyny.
- A matka?
- Oj, nie wiem, gdzie była. – westchnęłam cicho – Pewnie wykonywała swoją… pracę. Mam podejrzenia co do tego, lecz nie jestem pewna, w jaki sposób zarabiała pieniądze. Bądź co bądź, miałam taką troszkę depresję. Chyba trochę mocną.
Tu odsłoniłam rękaw z mej lewej ręki, ukazując nieładnie zgojone blizny po cięciach. Czułam się durnie, jak ostatnia idiotka i „nastolatka z problemami”, ale wydawało mi się, że White jest jedyną osobą, która zrozumiałaby. No, może niekoniecznie musiał rozumieć, ale bynajmniej się nie naśmiewał.
- I rok temu uciekłam z domu. – oświadczyłam dumnie, kończąc przerwany temat.
- Uciekłaś? – to z pewnością nie było zakończenie, jakiego spodziewał się chłopak.
- Otóż to. – uśmiechnęłam się delikatnie, troszkę nieśmiało – W nocy wyjęłam z szafki moją torbę na ramię, spakowałam do niej prowiant i parę drobiazgów, po czym wymknęłam się z mieszkania.
- Jak zawędrowałaś z Leeds aż do Londynu?
- Autostopem. Piechotą. Różnie. – odparłam – Ale to było super. Kiedyś, jak już mnie wywalą z tego cyrku, spróbuję tego jeszcze raz.
- Nie szukano cię? – to była kolejna wątpliwa luka w mej historii.
- Och, wątpię, by ktokolwiek się przejął mym zniknięciem. – machnęłam ręką – I tak nikt mnie nie kochał. Nawet jeśli ktoś cokolwiek zauważył, to kiepsko im idą te poszukiwania. Tak czy inaczej, to moja historia…
Po zakończeniu opowieści dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam.
Opowiedziałam c a ł y mój życiorys chłopakowi, który zapewne nie uważa mnie za koleżankę. Nie rozumiem, dlaczego przez czas opowiadania nie zająknęłam się ani razu ani nie zwątpiłam w swe działania, ale ponowna nieśmiałość i napad aspołeczności dopadły mnie dopiero teraz.
- To… - chciałam szybko zmienić temat – Może pójdziemy do domku w drzewie?
<White?> Tym razem trochę nieśmieszkowe opowiadanie :vv
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz