Wtedy dziewczyna zapytała o karnawał i wspólne trenowanie.
- Jasne – uśmiechnąłem się. – Ostatnio już myślałem nad moim występem, więc i tak muszę zabrać się do roboty, a…
- W grupie zawsze raźniej – dokończyła za mnie.
- Właśnie. Poza tym, będziemy mogli dawać sobie nawzajem uwagi i rady… - mówiłem dalej, na co pokiwała głową.
Jakiś czas później przyszła do nas piękna czarnowłosa kelnerka pytając, czy chcemy coś jeszcze zamówić. Zerknąłem na Rue, ale ona odmówiła kładąc rękę na zapewne tak samo pełnym brzuchu jak mój.
- Proszę o rachunek – odpowiedziałem i posłałem uśmiech brunetce, co odwzajemniła i odeszła.
- Ładnie grają – odparła dziewczyna przyglądając się ludziom na scenie. Obejrzałem się za siebie i wsłuchałem w melodię.
- Mhm, to dość popularna piosenka we Włoszech – powiedziałem. Chwilę później ona wstała i podeszła do nich, by dać im napiwek. W tym samym czasie na naszym stoliku wylądował paragon w takim skórzanym… czymś. Zdążyłem zostawić banknot zanim Rue wróciła. Szybko wstałem i zrobiłem kilka kroków w stronę wyjścia, po czym zatrzymałem się i poczekałem na przyjaciółkę, która chwilę później do mnie dołączyła.
Na zewnątrz robiło się już ciemno, mimo, że nie było wcale bardzo późno. To zdecydowanie wada zimy. Ucieszyłem się, że nie zwróciła uwagę na sprawę pieniędzy, ale jak to mówią „nie chwal dnia przed zachodem słońca”…
- Ej! – prawie krzyknęła i pociągnęła mnie za ramię. Ja wiedziałem o co chodzi i nawet nie kontrolowałem głupiego uśmieszku zwycięstwa, który pojawił się na mojej twarzy. Ona natomiast posłała mi groźne spojrzenie.
- Po prostu chodźmy – przewróciłem oczami i po raz drugi już tego dnia zarzuciłem jej swoją rękę na ramię. Nie była zadowolona, ale nie protestowała i po prostu poszliśmy.
- I tak oddam ci potem te pieniądze – powiedziała jakby do siebie, ale i tak to usłyszałem.
- Oczywiście… - westchnąłem, na co uderzyła mnie łokciem w żebra. Zaśmiałem się i spojrzałem jak założyła ręce na piersi. – No już… Nie gniewaj się… - zrobiłem minkę szczeniaczka, na co uderzyła się z otwartej dłoni w twarz. Zrozumiałem, że wcale nie jest zła więc znowu zaczęliśmy kierować się w stronę namiotów.
Tym razem już ciszy i bez żadnych sprzeczek, a zwłaszcza o takie coś jak pieniądze. Nie miałem zamiaru się o to kłócić i myślę, że ona też nie. Poza tym , to oczywiste. Przecież przegrałem zakład i miałem zabrać ją na pizzę, co oznacza również, że to ja miałem płacić. Właściwie, to sama przyjemność dla mnie i mojego honoru...
Uśmiechnąłem się sam do siebie na te moje jakże skromne myśli...
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz