- Na jasne - uśmiechnąłem się. - Z chęcią ci pomogę - powiedziałem. Pogłaskałem suczkę po głowie, która wystawała z torby.
Ruszyliśmy dalej, a po piętnastu minutach drogi byliśmy już pod namiotami.
- Jutro robię pizzę, pamiętasz? - zapytałem przypominając sobie o naszej ostatniej kolacji i rozmowie.
- Pamiętam, a ja miałam ci pomóc - odpowiedziała.
- Ja miałem cię nauczyć - poprawiłem. - Możemy pójść na spacer, do sklepu zoologicznego, spożywczego, a potem wrócimy do mnie i zrobimy kolację - zaproponowałem.
- Mi pasuje - odrzekła.
- Wiesz... Jutro chyba nie będę cię budzić. Trochę mieliśmy dzisiaj wrażeń... Nie wiem nawet, czy bardziej zmęczyły mnie dzieciaki, czy ta cała pogoń - zaśmialiśmy się.
- Nawet nie będę się wykłócać, dobrze mi zrobi trochę snu - przyznała.
- Dobra, przyjdź do mnie jak już wstaniesz i...
- Nie wiem, czy się doczekasz - przerwała mi.
- Wierzę w ciebie.
- No dobrze, to do jutra - pożegnaliśmy się.
Wróciłem do siebie i poszedłem z Księżniczką na spacer. Nie trwał on długo, bo byłem naprawdę padnięty. Ledwo co wróciłem padłem na łóżko, nawet nie mając siły, by zrobić cokolwiek, posprzątać, zjeść coś, przebrać się, czy wziąć prysznic.
Spodziewałem się, że jutro będę miał trochę czasu, zanim Smiley do mnie przyjdzie, dlatego ze spokojem i ulgą zamknąłem powieki i pogrążyłem się we śnie...
< Smiley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz