Ale dzisiaj nie stać mnie, i duchowo, i materialnie, i fizycznie. Porąbane, co? Połknąłem, ponownie ugryzłem, potem jeszcze trzy razy. Poczułem, że jestem pełny.
I widzisz, do czego doprowadziłeś?
To tylko raz, dzisiaj już nic nie zjem...
A ta kawa? Myślisz, że to też "nic"?
Właśnie, kawa. Nie mogę jej wypić. Ale tak bym chciał... Kocham kawę. Dobra, pie*dolę to. Raz wypiję. Jeden raz. Być może nawet zrobi mi się niedobre i wszystko zwymiotuję. Ale szczerze? Żeby zwymiotować wszystko, musiałbym z trzydzieści razy palce do gardła wepchać. Albo i nie więcej. To zaszło już tak daleko, że gdy wypiję naraz jedną butelkę wody, zbiera mi się na wymioty. Organizm automatycznie odbiera to jako fakt, iż zaraz będą wywoływane wymioty i się na nie przygotowuje. Niby słabo, ale to naprawdę pomaga, wtedy idzie łatwiej.
- Jaja se robisz? - usłyszałem pytanie ze strony Mefody. Spojrzałem na niego pytająco, a on wskazał głową na kanapkę, którą położyłem przed chwilą na stół. - Ledwo tknąłeś - zauważył, a ja niezbyt wiedziałem, co powiedzieć. Jednak szybko przypomniałem sobie o moim planie.
- Brzuch mnie boli, ughh - oznajmiłem i dodatkowo położyłem dłoń na brzuchu. Nienawidzę okłamywać ludzi. Znaczy, tych, którzy coś dla mnie znaczą i z którymi mam dobry kontakt.
- Może masz za mały żołądek? - spytał, przyglądając mi się uważnie. Poczułem się nieswojo pod jego wzrokiem, więc poruszyłem się niespokojnie na kanapie, opierając plecami o poduszki. Miałem ochotę pójść spać, a najlepiej to się nie budzić.
- Sam nie wiem, co to jest. Lekarz na początku twierdził, że nietolerancja czegoś, chociażby laktozy, czy coś. Ale teraz jest na urlopie i cóż, zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie - wymyśliłem na poczekaniu i opowiedziałem spokojnym głosem zmyśloną historyjkę. Modliłem się w duchu by uwierzył. Nie wydawał się przekonany, ale nie ciągnął tematu. Uff, to dobrze.
- Kawa dla panów - przyszła kelnerka, uśmiechając się do nas szeroko. Podała nam z tacy dwa kubki parującego napoju, a ja już poczułem ten wspaniały zapach. Boże, jak ja za tym tęskniłem. Z niemalże uzależnienia do tak długiej przerwy. Chwyciłem kubek w obie dłonie i niemalże od razu się napiłem, czując błogą pyszność w gardle. Zamknąłem oczy, rozkoszując się tą chwilą. Mogłaby trwać wiecznie. Miałem ochotę się rozpłakać, bo w końcu mogłem tego spróbować.
- Kocham kawę - wyznałem po chwili, opuszczając kubek na jedno z ud. Usłyszałem śmiech.
- Widać - uśmiechnął się znad swojego kubka, wyglądał teraz naprawdę niewinnie. Ciekawe, czy też taki jest...
< Mefoda? To jak, niewinny jesteś? ;P >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz