- Bardzo -przyznałem, wciąż pod wrażeniem jej występu.
W rodzinnym mieście nie często miałem okazję podziwiać tego typu występy. Nie mogłem pozwolić sobie na kupno biletów do cyrku, zawsze znajdował się ważniejszy wydatek, jak leki czy jedzenie. Oglądałem, więc tylko uliczne pokazy żąglerki i mimów, które nie mogły się jednak równać z dzisiejszym pokazem. Cała ta historia, stroje, muzyka, emocje publiczności...
- Skoczymy coś zjeść? -pytanie Smiley przerwało moje rozmyślania.
- Oczywiście -odparłem i podniosłem się ze swojego miejsca.
Wszyscy goście dawno już wyszli, zostaliśmy tylko my i ekipa cyrkowa. Smiley podeszła do dziewczyny, która stała za maszyną do popcornu.
- Hej Schin, zostało coś jeszcze? -uśmiechnęła się słodko.
W odpowiedzi nieznajoma mi kobieta odwzajemniła uśmiech i zaczęła napełniać papierowe pudełko.
- Dla naszej gwiazdy wieczoru owszem -zaśmiała się perliście podając przy tym zarumienionej od komplementu Smiley kartonik z popcornem.
Podziękowaliśmy Schin i wyszliśmy z namiotu. Na dworze było już ciemno.
- Rozmawiałem z Pikiem -powiedziałem nabierając z pudełka garść popcornu- Mówił, że mam wystąpić jutro wieczorem.
- To świetnie -ucieszyła się
- Yhym -potwierdziłem- nie sądziłem, że to będzie tak szybko.
- Denerwujesz się? -spytała wygrzebując okruszki z dna pudełka.
- Ani trochę -odparłem rzucając tęskne spojrzenie na pusty kartonik.
Smiley widząc moją minę przystanęła.
- Schin na pewno jeszcze została, możemy iść po więcej -zaśmiała się
Przytaknąłem i pięć minut później śmialiśmy się we trójkę na trybunach cyrkowego namiotu, pożerając kolejne przekąski. Zapowiadał się bardzo dobry wieczór...
W rodzinnym mieście nie często miałem okazję podziwiać tego typu występy. Nie mogłem pozwolić sobie na kupno biletów do cyrku, zawsze znajdował się ważniejszy wydatek, jak leki czy jedzenie. Oglądałem, więc tylko uliczne pokazy żąglerki i mimów, które nie mogły się jednak równać z dzisiejszym pokazem. Cała ta historia, stroje, muzyka, emocje publiczności...
- Skoczymy coś zjeść? -pytanie Smiley przerwało moje rozmyślania.
- Oczywiście -odparłem i podniosłem się ze swojego miejsca.
Wszyscy goście dawno już wyszli, zostaliśmy tylko my i ekipa cyrkowa. Smiley podeszła do dziewczyny, która stała za maszyną do popcornu.
- Hej Schin, zostało coś jeszcze? -uśmiechnęła się słodko.
W odpowiedzi nieznajoma mi kobieta odwzajemniła uśmiech i zaczęła napełniać papierowe pudełko.
- Dla naszej gwiazdy wieczoru owszem -zaśmiała się perliście podając przy tym zarumienionej od komplementu Smiley kartonik z popcornem.
Podziękowaliśmy Schin i wyszliśmy z namiotu. Na dworze było już ciemno.
- Rozmawiałem z Pikiem -powiedziałem nabierając z pudełka garść popcornu- Mówił, że mam wystąpić jutro wieczorem.
- To świetnie -ucieszyła się
- Yhym -potwierdziłem- nie sądziłem, że to będzie tak szybko.
- Denerwujesz się? -spytała wygrzebując okruszki z dna pudełka.
- Ani trochę -odparłem rzucając tęskne spojrzenie na pusty kartonik.
Smiley widząc moją minę przystanęła.
- Schin na pewno jeszcze została, możemy iść po więcej -zaśmiała się
Przytaknąłem i pięć minut później śmialiśmy się we trójkę na trybunach cyrkowego namiotu, pożerając kolejne przekąski. Zapowiadał się bardzo dobry wieczór...
*Następnego dnia rano*
Obudzony hałasami z zewnątrz niechętnie wstałem porzucając wygodne leże. Przebrałem się i zjadłem po czym opuściłem namiot. Spojrzałem w kierunku, z którego dobiegał hałas.
- Kto robi próby o tak wczesnej porze? -mruknąłem choć nie było wcale tak wcześnie.
Dochodziła jedenasta. Smiley pewnie już wstała. Postanowiłem ją odwiedzić, bo po południu będę już przygotowywał się do występu, a chciałem się z nią jeszcze dziś zobaczyć.
- Akuku -zawołałem zaglądając do jej namiotu.
Wewnątrz nikogo nie było ale postanowiłem wejść do środka w nadziei, że po prostu jestem ślepy i jej nie zauważyłem.
Niestety. Obróciłem się wokół własnej osi nie dostrzegając żywej duszy. Ani Smiley, ani Biscy, ani Yuki. Wzruszyłem ramionami nieco zawiedziony i już miałem wyjść z namiotu gdy oczom rzuciła mi się złożona na pół kartka z moim imieniem na wierzchu.
- Kto robi próby o tak wczesnej porze? -mruknąłem choć nie było wcale tak wcześnie.
Dochodziła jedenasta. Smiley pewnie już wstała. Postanowiłem ją odwiedzić, bo po południu będę już przygotowywał się do występu, a chciałem się z nią jeszcze dziś zobaczyć.
- Akuku -zawołałem zaglądając do jej namiotu.
Wewnątrz nikogo nie było ale postanowiłem wejść do środka w nadziei, że po prostu jestem ślepy i jej nie zauważyłem.
Niestety. Obróciłem się wokół własnej osi nie dostrzegając żywej duszy. Ani Smiley, ani Biscy, ani Yuki. Wzruszyłem ramionami nieco zawiedziony i już miałem wyjść z namiotu gdy oczom rzuciła mi się złożona na pół kartka z moim imieniem na wierzchu.
Wczorajsza noc oczami Lucasa*
Razem z bandą przybyłych na pokaz ludzi wyszedłem na zewnątrz starając się jak najszybciej wydostać z tłumu. Nie miałem pojęcia jak można przychodzić na coś takiego i jeszcze się zachwycać. Historia tej dziewczynki ze wścieklizną była niczym wyciągnięta z bajki dla dzieci. Żadnych emocji, zaskoczenia czy zwrotów akcji. To ostanie jednak miałem jej zapewnić i to już tej nocy.
Opuszczając tłum zbierających się do domów ludzi schowałem się za namiotem obserwując wyjście.
Gdy wyszła momentalnie poczułem chęć rzucenia się na nią. Powstrzymałem się jednak, gdyż wokół znajdowali się inni ludzie, a i sama ofiara szła w towarzystwie jakiegoś mężczyzny.
- Czyli jednak lubisz starszych -zaśmiałem się szyderczo patrząc jak dwójka oddala się po czym kilka minut później zawraca.
W namiocie spędzili ze dwie godziny rechocząc w niebo głosy. Zacisnąłem palce na materiale cyrkowego namiotu czując jak kończy mi się cierpliwość. Na szczęście dzieciaki rozeszły się zanim całkowicie ją straciłem.
Podążałem za dziewczyną i jej towarzyszem zachowując bezpieczną odległość tak jak to miało miejsce dwie godziny temu. Czy oni wszędzie chodzą razem? Pieprzone papużki nierozłączki.
Dotarłem za nimi pod namiot dziewczyny gdzie ta pożegnała się z chłopakiem. Z rozmowy dowiedziałem się, że mówią na niego Husky. Imię dobrane idealnie do jego psiej mordy.
Gdy chłopak zniknął odczekałem jeszcze pół godziny upewniając się, że w pobliżu nikogo nie ma. Po minionym czasie wstałem czując podekscytowanie, że nareszcie mogę zacząć działać po całym dniu czekania.
Leciutko odchyliłem klapę namiotu zaglądając do środka. Dziewczyna stała tyłem do mnie. Pozwoliłem sobie na szybki uśmiech po czym wparowałem do namiotu i nim ofiara zdążyła zareagować przyłożyłem jej do nosa chusteczkę nasączoną chloroformem. Chwila panicznego szarpania po czym nagłe omdlenie.
Położyłem dziewczynę na ziemi i już sięgałem po kartkę do kieszeni gdy usłyszałem warczenie za plecami. Nie zdążyłem się nawet odwrócić a już poczułem cholerny ból w lewej łydce.
- Puszczaj -warknąłem wierzgając nogą.
Lis zaskoczony wstrząsami poluzował uścisk zębów a ja wyswobodziłem nogę i wymierzyłem mu szybki kopniak. Zwierzę zaskomlało i przeturlało w tył, po czym już nie wstało. Spojrzałem na dziewczynę, drugi kundel leżał jak zabity tuż obok niej. Nawdychał się chloroformu chcąc zdjąć jej hustkę z twarzy.
Wiedząc, że nie mogę zwlekać wyjąłem z kieszeni kartkę i długopis. Cały dzień spędzony tutaj pozwolił mi na zdobycie pewnych informacji. Widziałem więc co napisać by brzmiało wiarygodnie.
"Zapomniałam ci wczoraj powiedzieć, mam zastąpić Diane jeszcze raz, tym razem na występie w Cardliff...
Opuszczając tłum zbierających się do domów ludzi schowałem się za namiotem obserwując wyjście.
Gdy wyszła momentalnie poczułem chęć rzucenia się na nią. Powstrzymałem się jednak, gdyż wokół znajdowali się inni ludzie, a i sama ofiara szła w towarzystwie jakiegoś mężczyzny.
- Czyli jednak lubisz starszych -zaśmiałem się szyderczo patrząc jak dwójka oddala się po czym kilka minut później zawraca.
W namiocie spędzili ze dwie godziny rechocząc w niebo głosy. Zacisnąłem palce na materiale cyrkowego namiotu czując jak kończy mi się cierpliwość. Na szczęście dzieciaki rozeszły się zanim całkowicie ją straciłem.
Podążałem za dziewczyną i jej towarzyszem zachowując bezpieczną odległość tak jak to miało miejsce dwie godziny temu. Czy oni wszędzie chodzą razem? Pieprzone papużki nierozłączki.
Dotarłem za nimi pod namiot dziewczyny gdzie ta pożegnała się z chłopakiem. Z rozmowy dowiedziałem się, że mówią na niego Husky. Imię dobrane idealnie do jego psiej mordy.
Gdy chłopak zniknął odczekałem jeszcze pół godziny upewniając się, że w pobliżu nikogo nie ma. Po minionym czasie wstałem czując podekscytowanie, że nareszcie mogę zacząć działać po całym dniu czekania.
Leciutko odchyliłem klapę namiotu zaglądając do środka. Dziewczyna stała tyłem do mnie. Pozwoliłem sobie na szybki uśmiech po czym wparowałem do namiotu i nim ofiara zdążyła zareagować przyłożyłem jej do nosa chusteczkę nasączoną chloroformem. Chwila panicznego szarpania po czym nagłe omdlenie.
Położyłem dziewczynę na ziemi i już sięgałem po kartkę do kieszeni gdy usłyszałem warczenie za plecami. Nie zdążyłem się nawet odwrócić a już poczułem cholerny ból w lewej łydce.
- Puszczaj -warknąłem wierzgając nogą.
Lis zaskoczony wstrząsami poluzował uścisk zębów a ja wyswobodziłem nogę i wymierzyłem mu szybki kopniak. Zwierzę zaskomlało i przeturlało w tył, po czym już nie wstało. Spojrzałem na dziewczynę, drugi kundel leżał jak zabity tuż obok niej. Nawdychał się chloroformu chcąc zdjąć jej hustkę z twarzy.
Wiedząc, że nie mogę zwlekać wyjąłem z kieszeni kartkę i długopis. Cały dzień spędzony tutaj pozwolił mi na zdobycie pewnych informacji. Widziałem więc co napisać by brzmiało wiarygodnie.
"Zapomniałam ci wczoraj powiedzieć, mam zastąpić Diane jeszcze raz, tym razem na występie w Cardliff...
Oczami Husky'ego
...Wrócę późno, Smiley.
PS powiedzenia na wstępie"
Trzymałem kartkę w dłoni czując się bardzo zawiedziony. Co prawda dziewczyna niczego mi nie obiecywała, nie była to też jej wina, że miała dziś niezapowiedziany występ. Po prostu liczyłem, że przyjdzie wieczorem na mój debiut, może nawet powtórzylibyśmy zabawny wieczór z wczoraj z Schine i przekąskami.
Westchnąłem i zginając kartkę tak by zmieściła mi się do kieszeni i wyszedłem z namiotu. Skoro nie mam teraz nic szczególnego do roboty to mogę potrenować.
Zdecydowałem, że dziś zaprezentuję numer ze skrzynią i łańcuchami, a noże zostawię na inny raz. Przeniosłem potrzebne rekwizyty do cyrkowego namiotu po czym zacząłem omawiać z jednym z pracowników plan mojego pokazu. Nie oszukujmy się przy rozkładaniu tego wszystkiego będę potrzebował pomocy.
PS powiedzenia na wstępie"
Trzymałem kartkę w dłoni czując się bardzo zawiedziony. Co prawda dziewczyna niczego mi nie obiecywała, nie była to też jej wina, że miała dziś niezapowiedziany występ. Po prostu liczyłem, że przyjdzie wieczorem na mój debiut, może nawet powtórzylibyśmy zabawny wieczór z wczoraj z Schine i przekąskami.
Westchnąłem i zginając kartkę tak by zmieściła mi się do kieszeni i wyszedłem z namiotu. Skoro nie mam teraz nic szczególnego do roboty to mogę potrenować.
Zdecydowałem, że dziś zaprezentuję numer ze skrzynią i łańcuchami, a noże zostawię na inny raz. Przeniosłem potrzebne rekwizyty do cyrkowego namiotu po czym zacząłem omawiać z jednym z pracowników plan mojego pokazu. Nie oszukujmy się przy rozkładaniu tego wszystkiego będę potrzebował pomocy.
Oczami Lucasa
Na miejsce dojechaliśmy o drugiej w nocy. Najpierw zająłem się zwierzyną zakładając im kagańce po czym zamykając w starej stodole na tyłach domu. Czułem, że się na nich wzbogacę, lisie futro było bardzo pożądane przez moich klientów, którzy co chwilę truli mi tyłek pytaniami o to, czy mam może jakieś do sprzedania. Pies z kolei wyglądał na rasowego, więc nie będzie trzeba go nawet zabijać by na nim zrobić.
Przymocowałem do obróż łańcuchy, które z kolei tkwiły zakotwiczone w ziemi, ograniczając pole ruchu. Zastrzasnąłem drzwi uprzednio rzucając im kawał mięsa by nie zdechły z głodu.
Wróciłem do samochodu i wyjąłem z bagażnika związaną dziewczynę, która powoli odzyskiwała świadomość. Zarzuciłem ją sobie przez ramię i ruszyłem w stronę domu. W przeciwieństwie do stodoły nie wyglądał na zniszczony, a wręcz przeciwnie, trzymał się bardzo dobrze. Zakluczyłem drzwi wejściowe, pozasłaniałem rolety i zszedłem schodami do piwnicy.
Rzuciłem Smiley, swoją drogą po tym co ją spotka bedzie musiała chyba zmienić imię, na betonową podłogę i zakluczyłem za nami drzwi, by nie próbowała ucieczki. Podniosła się do pozycji siedzącej aczkolwiek przyszło jej to z trudem z racji na zaćmiony wciąż umysł i związane liną kostki oraz nadgarstki.
Klękłem przy niej i złapałem za głowę odsłaniając jej szyję. Nie miała siły się szarpać, więc założenie metalowej obroży poszło mi bez większego wysiłku. Obroża tak jak te, które założyłem jej pupilom, przymocowana była do solidnego łańcucha, którego drugi koniec zatopiony był w betonowej podłodze.
- Skoro zachowujesz się jak zwierzę to tak cię będę traktował -podwinąłem rękaw ukazując jej ślady po zębach- Miłej nocy. Jutro już nie będzie tak przyjemnie -zatrzasnąłem drzwi zostawiając dziewczynę samą w chłodzie i ciemności.
Przymocowałem do obróż łańcuchy, które z kolei tkwiły zakotwiczone w ziemi, ograniczając pole ruchu. Zastrzasnąłem drzwi uprzednio rzucając im kawał mięsa by nie zdechły z głodu.
Wróciłem do samochodu i wyjąłem z bagażnika związaną dziewczynę, która powoli odzyskiwała świadomość. Zarzuciłem ją sobie przez ramię i ruszyłem w stronę domu. W przeciwieństwie do stodoły nie wyglądał na zniszczony, a wręcz przeciwnie, trzymał się bardzo dobrze. Zakluczyłem drzwi wejściowe, pozasłaniałem rolety i zszedłem schodami do piwnicy.
Rzuciłem Smiley, swoją drogą po tym co ją spotka bedzie musiała chyba zmienić imię, na betonową podłogę i zakluczyłem za nami drzwi, by nie próbowała ucieczki. Podniosła się do pozycji siedzącej aczkolwiek przyszło jej to z trudem z racji na zaćmiony wciąż umysł i związane liną kostki oraz nadgarstki.
Klękłem przy niej i złapałem za głowę odsłaniając jej szyję. Nie miała siły się szarpać, więc założenie metalowej obroży poszło mi bez większego wysiłku. Obroża tak jak te, które założyłem jej pupilom, przymocowana była do solidnego łańcucha, którego drugi koniec zatopiony był w betonowej podłodze.
- Skoro zachowujesz się jak zwierzę to tak cię będę traktował -podwinąłem rękaw ukazując jej ślady po zębach- Miłej nocy. Jutro już nie będzie tak przyjemnie -zatrzasnąłem drzwi zostawiając dziewczynę samą w chłodzie i ciemności.
Oczami Husky'ego
Jeden z pracowników cyrku, który zgodził się asystować mi przy występie zacisnął kajdanki na moich nadgarstkach. Uniosłem dłonie ukazując wszystkim iż rzeczywiście są unieruchomione po czym wszedłem do przezroczystej skrzyni. Składała się ona z dwóch pięter. Ja leżałem na dolnym opleciony dodatkowo łańcuchami i przykuty nimi do dna. Nade mną natomiast znajdowała się cienka plandeka, a nad nią druga, również przezroczysta skrzynia wypełniona piaskiem. Gdy dałem asystentowi znak włączył przycisk, który otwierał w górnej skrzyni mały otwór. Ziarenka przesypywały się na plandekę, a ja rozpocząłem wyścig z czasem. Jeśli mi się nie uda, jeśli nie zdążę nim większość piasku spadnie na plandekę, a ta zawali się i pogrzebie mnie żywcem odcinając dopływ powietrza i miażdżąc klatkę piersiową swoim ciężarem, to najprawdopodobniej będzie to mój ostatni występ.
Gdy uwolniłem pierwszą rękę publiczność zaczęła wydawać odznaki podekscytowania. Szybko pozbyłem się kajdanek i zacząłem gmerać przy zacisku więżącym moją szyję. Ponad połowa piasku uciekła z górnej skrzyni... jeszcze moment, chwila....
Plandeka przerwała się i utonąłem pod stertą piasku. Publiczność wydała z siebie okrzyk przerażenia, wszyscy patrzyli jak asystent i ktoś z pracowników cyrku podbiegają do skrzyni. Jeden z nich wziął młotek i rozbił szklany bok. Piasek wysypał się na zewnątrz ale mnie tam nie było.
Wtedy wypuściłem trzymany w rękach młotek, zdjąłem czapkę, ku zdziwieniu widowni, która wzięła mnie za pracownika cyrku. Gdy szok minął rozległy się gromkie brawa a ja nie potrafiłem ukryć uśmiechu. Uwielbiałem ten numer.
Gdy uwolniłem pierwszą rękę publiczność zaczęła wydawać odznaki podekscytowania. Szybko pozbyłem się kajdanek i zacząłem gmerać przy zacisku więżącym moją szyję. Ponad połowa piasku uciekła z górnej skrzyni... jeszcze moment, chwila....
Plandeka przerwała się i utonąłem pod stertą piasku. Publiczność wydała z siebie okrzyk przerażenia, wszyscy patrzyli jak asystent i ktoś z pracowników cyrku podbiegają do skrzyni. Jeden z nich wziął młotek i rozbił szklany bok. Piasek wysypał się na zewnątrz ale mnie tam nie było.
Wtedy wypuściłem trzymany w rękach młotek, zdjąłem czapkę, ku zdziwieniu widowni, która wzięła mnie za pracownika cyrku. Gdy szok minął rozległy się gromkie brawa a ja nie potrafiłem ukryć uśmiechu. Uwielbiałem ten numer.
Gdy wszyscy opuścili już namiot usiadłem na widowni patrząc jak ekipa powoli składa swój sprzęt.
- Świetnie ci poszło -usłyszałem czyjś głos.
Drobna dziewczyna dosiadła się do mnie posyłając uśmiech.
- Jestem Diane -podała mi dłoń, którą uścisnąłem.
- Husky -mruknąłem
Siedzieliśmy przed chwilę w milczeniu obserwując uwijających się ludzi, aż nagle Diane spytała.
- Widziałeś gdzieś Smiley? Cały dzień jej szukam
Spojrzałem ma nią zaskoczony.
- Zastępuje cię w Cardliff, zapominałaś?
Teraz to dziewczyna patrzyła na mnie z szokiem wpisanym na twarzy.
- O czym ty mówisz? Nie miałam dziś w planach żadnego występu
Wpatrywalimy się w siebie nie mogąc zrozumieć o co chodzi.
- Może zapominała ci powiedzieć -sięgnąłem do kieszeni i podałem Diane list, który znalazłem w namiocie Smiley- Tak jak mi.
Dziewczyna spojrzała na mnie sceptycznie.
- Przecież jeśli by mnie zastępowała to pierwsza bym o tym wiedziała. W końcu to mój występ, prawda? -rozłożyła sobie kartkę na kolanach i spojrzała na treść- Husky?
- Tak -spytałem wyczuwając zaniepokojenie w jej głosie.
- Znalazłeś to w jej namiocie? -dopytała
- No tak, a co? -nie mojej pojąć co jej chodzi po głowie
- Bo to nie jest jej pismo.
- Świetnie ci poszło -usłyszałem czyjś głos.
Drobna dziewczyna dosiadła się do mnie posyłając uśmiech.
- Jestem Diane -podała mi dłoń, którą uścisnąłem.
- Husky -mruknąłem
Siedzieliśmy przed chwilę w milczeniu obserwując uwijających się ludzi, aż nagle Diane spytała.
- Widziałeś gdzieś Smiley? Cały dzień jej szukam
Spojrzałem ma nią zaskoczony.
- Zastępuje cię w Cardliff, zapominałaś?
Teraz to dziewczyna patrzyła na mnie z szokiem wpisanym na twarzy.
- O czym ty mówisz? Nie miałam dziś w planach żadnego występu
Wpatrywalimy się w siebie nie mogąc zrozumieć o co chodzi.
- Może zapominała ci powiedzieć -sięgnąłem do kieszeni i podałem Diane list, który znalazłem w namiocie Smiley- Tak jak mi.
Dziewczyna spojrzała na mnie sceptycznie.
- Przecież jeśli by mnie zastępowała to pierwsza bym o tym wiedziała. W końcu to mój występ, prawda? -rozłożyła sobie kartkę na kolanach i spojrzała na treść- Husky?
- Tak -spytałem wyczuwając zaniepokojenie w jej głosie.
- Znalazłeś to w jej namiocie? -dopytała
- No tak, a co? -nie mojej pojąć co jej chodzi po głowie
- Bo to nie jest jej pismo.
*typek, którego telefoniczną rozmowę posłuchał w lesie Husky
<Smiley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz