17 lip 2018

Dmitrij CD Ace


Sztuczka z chusteczką…? Bez obrazy, ale jakoś specjalnie mi nią nie zaimponował. Nie mogłem też nie zauważyć jego ciekawskich spojrzeń. Wszystkie pytania i wątpliwości miał wypisane na twarzy, dlatego zbytnio nie zdziwiłem się, gdy wypowiedział jedno z nich ostatecznie na głos.
− Tak, a propos... Zwróciło moją uwagę to, że wróciłeś się po coś do tej całej oranżerii. A przecież wszystko co ja tam znalazłem zabrałeś ze sobą. Czyżbym coś przeoczył? – rzucając kapelusz na szafkę, spojrzał się na mnie nieufnie. Podążyłem wzrokiem za nakryciem głowy i włożyłem ręce do kieszeni, już chciałem coś odpowiedzieć, gdy jednak chłopak nagle mi przerwał.
− Nawet nie myśl, że się z tego wyłgasz komplementami...
Spojrzałem się na chłopaka z ironicznym uśmiechem.
− Spokojnie, ta jedna, dość nędzna sztuczka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, żebym ci teraz schlebiał – Chłopak zacisnął uparcie zęby i dalej nieustannie się we mnie wpatrywał. Westchnąłem i przewróciłem oczami – Chłopaczku, co cię to interesuje. Zajmij się lepiej swoim pięknie męskim kapeluszem, który wpadł ci właśnie za jedną z szafek.
Chociaż odpowiedziałem z pozoru uprzejmym głosem, gdzieś w tle kryła się przyczajona groźba. Lepiej dla niego samego, żeby nie wnikał w moje życie. Ace jednak ewidentnie był bardzo głupi, albo bardzo odważny… Właściwie, wychodziło na to samo. Niby nonszalanckim krokiem podszedłem do stojącego niedaleko łóżka i rozwaliłem się na nim chamsko. Tak naprawdę, z tego miejsca miałbym idealną drogę szybkiego wyjścia, jeśli poczułbym się zagrożony przez tego kurdupelka. Jedną ręką podparłem sobie głowę, a drugą położyłem blisko ukrytej za paskiem broni. Oczywiście, nie chciałem zabić, ani mocno poturbować aroganckiego towarzysza. Po prostu tak czułem się bezpieczniej, wiedząc, że ostatecznie uderzenie w głowę może być skuteczne.
− To co, tylko takie sztuczki znasz? Jako Iluzjonista z czegoś takiego długo się nie utrzymasz. – Zauważyłem leżącą obok łóżka monetę, podniosłem ją i pokazałem chłopakowi – Już to jest bardziej imponujące.
Mówiąc to zacząłem bawić się monetą tak, że co chwila albo pojawiała się pomiędzy moimi palcami, albo znikała. Widziałem, że nie zrobiło to na nim jakiegokolwiek wrażenia, w końcu była to pospolita sztuczka dla kretynów, którzy uważali, że uliczne przedstawienia to magia. Zirytowany chłopak podszedł do mnie szybki krokiem.
− Jeśli uważasz to za zabawne, wiedz, że… − Przerwałem mu, patrząc się prosto w oczy. Zmrużyłem ślepia, zaciskając zęby.
− Odsuń się. – Chłopak przez chwilę spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja poczułem iskierkę strachu w jego własnej…
Krew.
Wszystkie włoski stanęły mi dęba, a zmysły szalały, gdy wyczułem nową woń, która tłumiła wszelkie inne zapachy. Czułem szaleństwo, gniew i nieopisany ból. Znałem ten odór zbyt dobrze, doskonale wiedziałem co zwiastuje. Moje wszystkie mięśnie się napięły, wzrok wyostrzył, a tęczówki prawdopodobnie zalśniły czerwienią. Wyskoczyłem z łóżka, jednocześnie rzucając na nie chłopaka. Złapałem go za nadgarstki i przytrzymałem przez chwilę, gdy się nad nim nachyliłem.
− Nie ruszaj się stąd – warknąłem, nie zwracając uwagi na odrazę i strach malujący się w jego oczach. Zbyt do nich przywykłem, wiedziałem wtedy, że pokazuję chociaż część prawdziwej twarzy. Puściłem dłonie chłopaka, szczerząc żeby w brutalnym uśmiechu. Wyjąłem pistolet zza pasa, nie bacząc na współtowarzysza. Czułem się silny i niezwyciężony, a adrenalina krążyła w moich żyłach. Jedyne co mi przeszkadzało to obawa, że karłowi coś się stanie. Sam byłem tym zaskoczony. Właściwie co mi na nim zależy? To pewnie strach przed złością Smiley, dziewczyna potrafiła być w złości straszniejsza niż niejeden przeciwnik. Odbezpieczyłem broń i kucnąłem za kotarą imitującą drzwi. Wyjrzałem powoli, szykując się na nadchodzące starcie. Jest. Oszalały z gniewu potwór wił się i węszył w powietrzu, parę metrów przed namiotem. „Mam Cię”. Podniosłem się ostrożnie i podbiegłem do pobliskiej drewnianej skrzyni. Zapach chaosu drażnił mnie w nozdrza, gdy już wymierzałem broń w kierunku kreatury. Nagle jednak z namiotu wybiegł rozzłoszczony chłopak, krzycząc coś do mnie. Gdy zobaczył stwora na chwilę stanął zszokowany, nie wiedząc co robić. W tym czasie potwór odwrócił się w jego kierunku i zaczął szybko do niego sunąć, wyjąc opętańczo. Wyskoczyłem zza skrzyni i oddałem ślepy strzał, który ledwo drasnął monstrum. Podbiegłem do Ace’a i złapałem go pod ramię. Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, że pod strachem w jego oczach kryje się chłodna determinacja.
− Kazałem Ci zostać w tym przeklętym namiocie, więc co ty tu kurwa robisz. – Chłopaka trzymałem mocno, biegnąc ile sił w nogach. On jednak nie odpowiedział, gdy nagle monstrum złapało go za kostkę i pociągnęło w swoim kierunku. Z jego ust wydobył się cichy okrzyk, gdy poczuł siłę potwora. Odwróciłem się i pobiegłem w kierunku stwora, krzycząc, żeby chłopak zasłonił głowę. W biegu ledwo wycelowałem broń, po czym strzeliłem, będąc niecały metr przed monstrum. Kula dotarła do łba kreatury, który wkrótce eksplodował czarną posoką i kawałkami mózgu, reagując z metalem. W powietrzu było czuć odór śmierci i szaleństwa, gdy ze straszliwym uśmiechem wpatrywałem się w martwego potwora. Czarna maź oblepiła moje ręce i spływała po śnieżnobiałych włosach. Ace, odsłaniając twarz, wpatrywał się w otaczającą go masakrę bez słów.

<Ace?> Mam wrażenie, że odrobinkę przesadziłam. Odrobinkę. Odrobineczkę. XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz