Sztuczka z chusteczką…? Bez
obrazy, ale jakoś specjalnie mi nią nie zaimponował. Nie mogłem też nie
zauważyć jego ciekawskich spojrzeń. Wszystkie pytania i wątpliwości miał
wypisane na twarzy, dlatego zbytnio nie zdziwiłem się, gdy wypowiedział jedno z
nich ostatecznie na głos.
− Tak, a propos... Zwróciło moją
uwagę to, że wróciłeś się po coś do tej całej oranżerii. A przecież wszystko co
ja tam znalazłem zabrałeś ze sobą. Czyżbym coś przeoczył? – rzucając kapelusz
na szafkę, spojrzał się na mnie nieufnie. Podążyłem wzrokiem za nakryciem głowy
i włożyłem ręce do kieszeni, już chciałem coś odpowiedzieć, gdy jednak chłopak
nagle mi przerwał.
− Nawet nie myśl, że się z tego
wyłgasz komplementami...
Spojrzałem się na chłopaka z
ironicznym uśmiechem.
− Spokojnie, ta jedna, dość
nędzna sztuczka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, żebym ci teraz schlebiał
– Chłopak zacisnął uparcie zęby i dalej nieustannie się we mnie wpatrywał.
Westchnąłem i przewróciłem oczami – Chłopaczku, co cię to interesuje. Zajmij
się lepiej swoim pięknie męskim kapeluszem, który wpadł ci właśnie za jedną z
szafek.
Chociaż odpowiedziałem z pozoru
uprzejmym głosem, gdzieś w tle kryła się przyczajona groźba. Lepiej dla niego
samego, żeby nie wnikał w moje życie. Ace jednak ewidentnie był bardzo głupi,
albo bardzo odważny… Właściwie, wychodziło na to samo. Niby nonszalanckim
krokiem podszedłem do stojącego niedaleko łóżka i rozwaliłem się na nim
chamsko. Tak naprawdę, z tego miejsca miałbym idealną drogę szybkiego wyjścia,
jeśli poczułbym się zagrożony przez tego kurdupelka. Jedną ręką podparłem sobie
głowę, a drugą położyłem blisko ukrytej za paskiem broni. Oczywiście, nie
chciałem zabić, ani mocno poturbować aroganckiego towarzysza. Po prostu tak
czułem się bezpieczniej, wiedząc, że ostatecznie uderzenie w głowę może być
skuteczne.
− To co, tylko takie sztuczki
znasz? Jako Iluzjonista z czegoś takiego długo się nie utrzymasz. – Zauważyłem leżącą
obok łóżka monetę, podniosłem ją i pokazałem chłopakowi – Już to jest bardziej
imponujące.
Mówiąc to zacząłem bawić się
monetą tak, że co chwila albo pojawiała się pomiędzy moimi palcami, albo
znikała. Widziałem, że nie zrobiło to na nim jakiegokolwiek wrażenia, w końcu
była to pospolita sztuczka dla kretynów, którzy uważali, że uliczne
przedstawienia to magia. Zirytowany chłopak podszedł do mnie szybki krokiem.
− Jeśli uważasz to za zabawne,
wiedz, że… − Przerwałem mu, patrząc się prosto w oczy. Zmrużyłem ślepia,
zaciskając zęby.
− Odsuń się. – Chłopak przez
chwilę spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja poczułem iskierkę strachu w jego
własnej…
Krew.
Wszystkie włoski stanęły mi dęba,
a zmysły szalały, gdy wyczułem nową woń, która tłumiła wszelkie inne zapachy.
Czułem szaleństwo, gniew i nieopisany ból. Znałem ten odór zbyt dobrze,
doskonale wiedziałem co zwiastuje. Moje wszystkie mięśnie się napięły, wzrok
wyostrzył, a tęczówki prawdopodobnie zalśniły czerwienią. Wyskoczyłem z łóżka, jednocześnie
rzucając na nie chłopaka. Złapałem go za nadgarstki i przytrzymałem przez
chwilę, gdy się nad nim nachyliłem.
− Nie ruszaj się stąd –
warknąłem, nie zwracając uwagi na odrazę i strach malujący się w jego oczach.
Zbyt do nich przywykłem, wiedziałem wtedy, że pokazuję chociaż część prawdziwej
twarzy. Puściłem dłonie chłopaka, szczerząc żeby w brutalnym uśmiechu. Wyjąłem
pistolet zza pasa, nie bacząc na współtowarzysza. Czułem się silny i
niezwyciężony, a adrenalina krążyła w moich żyłach. Jedyne co mi przeszkadzało
to obawa, że karłowi coś się stanie. Sam byłem tym zaskoczony. Właściwie co mi
na nim zależy? To pewnie strach przed złością Smiley, dziewczyna potrafiła być w
złości straszniejsza niż niejeden przeciwnik. Odbezpieczyłem broń i kucnąłem za
kotarą imitującą drzwi. Wyjrzałem powoli, szykując się na nadchodzące starcie.
Jest. Oszalały z gniewu potwór wił się i węszył w powietrzu, parę metrów przed
namiotem. „Mam Cię”. Podniosłem się ostrożnie i podbiegłem do pobliskiej
drewnianej skrzyni. Zapach chaosu drażnił mnie w nozdrza, gdy już wymierzałem
broń w kierunku kreatury. Nagle jednak z namiotu wybiegł rozzłoszczony chłopak,
krzycząc coś do mnie. Gdy zobaczył stwora na chwilę stanął zszokowany, nie
wiedząc co robić. W tym czasie potwór odwrócił się w jego kierunku i zaczął
szybko do niego sunąć, wyjąc opętańczo. Wyskoczyłem zza skrzyni i oddałem ślepy
strzał, który ledwo drasnął monstrum. Podbiegłem do Ace’a i złapałem go pod
ramię. Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, że pod strachem w jego oczach kryje się
chłodna determinacja.
− Kazałem Ci zostać w tym
przeklętym namiocie, więc co ty tu kurwa robisz. – Chłopaka trzymałem mocno,
biegnąc ile sił w nogach. On jednak nie odpowiedział, gdy nagle monstrum złapało
go za kostkę i pociągnęło w swoim kierunku. Z jego ust wydobył się cichy okrzyk,
gdy poczuł siłę potwora. Odwróciłem się i pobiegłem w kierunku stwora,
krzycząc, żeby chłopak zasłonił głowę. W biegu ledwo wycelowałem broń, po czym
strzeliłem, będąc niecały metr przed monstrum. Kula dotarła do łba kreatury,
który wkrótce eksplodował czarną posoką i kawałkami mózgu, reagując z metalem.
W powietrzu było czuć odór śmierci i szaleństwa, gdy ze straszliwym uśmiechem
wpatrywałem się w martwego potwora. Czarna maź oblepiła moje ręce i spływała po
śnieżnobiałych włosach. Ace, odsłaniając twarz, wpatrywał się w otaczającą go
masakrę bez słów.
<Ace?> Mam wrażenie, że
odrobinkę przesadziłam. Odrobinkę. Odrobineczkę. XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz