– Takie małe, słodkie dziewczynki, jak ty, nie powinny pić kawy. A przede wszystkim błąkać się zagubione po takiej ogromnej placówce – Gdy chłopak już otworzył usta, by odpowiedzieć na moje zaczepki, położyłem palec na jego ustach i uciszyłem go syknięciem. – Ja wiem, nie musisz nic mówić. Uratuję cię od tego wroga nastoletnich piękności.
Puszczając perskie oko, wyjąłem zgrabnie kubek z ręki blondyna i upiłem mały łyk ciepłego napoju. Westchnąłem z lubością, kątem oka zerkając na współtowarzysza. Spoglądał na mnie z kpiną, jednak czułem, jak jego serce zaczyna zirytowane przyspieszać. Zadałem, niby zaciekawionym tonem pytanie, jednocześnie wskazując na tom leżący na jego kolanach.
– Czyżbyś potrafiła też czytać?
Chłopak zmrużył oczy, przez chwilę zaciskając dłonie na okładce.
– Nie da się ukryć. Umiem czytać... W przeciwieństwie co do poniektórych – mówiąc to, spojrzał się na mnie znacząco.
Uniosłem ręce do góry w obronnym geście, starając się nie rozlać kawy.
– Skarbie, skoro potrafisz czytać, na pewno łatwo dowiesz się, do kogo ta książka należy. – założyłem ręce na piersi – Otóż, do mnie. A raczej posiadanie książki bez umiejętności czytania byłoby bezsensem, dlatego zupełnie nie wiem, kogo mogłeś mieć na myśli przy swojej ostatniej wypowiedzi.
Usiadłem po turecku na podłodze, tuż obok jego krzesła.
– Miło mi poznać, w takim razie. Teoretycznie właśnie Ci się przedstawiłem – Chłopak spojrzał na mnie obojętnie, z miną mówiącą o całkowitym odrzuceniu. Pokręciłem głową, po czym gestem zaproponowałem napój blondynowi. Tym razem popatrzył się na mnie, jakbym postradał zmysły, a do kawy wsypał arszeniku. W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami. To nie miało być wyznanie płonnej miłości – zresztą wątpię, czy byłbym do tego zdolny – tylko zwykła propozycja. Arogant zachowywał się jednak jakbym właśnie oświadczył, że jestem z nim w ciąży. Dziwni są ludzie, doprawdy. Męczyła mnie ta cisza, dlatego rzuciłem pierwsze lepsze pytanie.
– Jesteś ogrodnikiem?
Chłopak parsknął cicho i pokręcił głową.
– Ja i bycie ogrodnikiem... – Okazało się jednak, że moje pytanie nie było najgorsze, gdyż po chwili wywiązała się z niego krótka rozmowa. Dowiedziałem się przykładowo, że blondyn dopiero uczy się na posadę iluzjonisty, gdy jednak to usłyszałem, mimowolnie oczy mi rozbłysły.
– Umiesz jakieś... sztuczki? – Chłopak skrzywił się lekko, jednak kiwnął głową – Możesz mi je zademonstrować?
Odpowiedzią były napuszone, wymruczane niechętnie słowa, ważne jednak, że odpowiedział twierdząco. Może udałoby mi się czegoś od niego nauczyć, co mogłoby mi się później przydać. Jeśli myśleliście, że chciałem się po prostu zwyczajnie z knypkiem zaprzyjaźnić – myliliście się. Po raz kolejny wyczułem nosem tylko dobrą okazję. Wstałem, otrzepując się i ruszyłem w kierunku wyjścia. Zatrzymałem się nagle, już naciskając klamkę.
– Jak masz na imię, potężny iluzjonisto?
Blondyn podszedł do mnie wolniej i spojrzał się, jakby zastanawiając, czy zasługuję na tę wiedzę. Widocznie jednak przeszedłem test, gdyż w odpowiedzi usłyszałem:
– Ace.
– A więc prowadź, zacny iluzjonisto o szlachetnym imieniu Ace – Mówiąc to, wyszliśmy z oranżerii, nagle jednak zatrzymałem się. Kretyn. Wszedłem do środka i zza jednej z doniczek wyjąłem pistolet, który poprzednio ukryłem. Chowając broń za pasek, poczułem się pewniej. Z fałszywie słodkim uśmiechem, wróciłem do kompana, po czym oboje ruszyliśmy przed siebie.
<Ja... nie wiem, co to jest, okay? Proszę nie pytaj ;___;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz