Zmutowane zwierzę, przypominające wielką granatową kupę futra, z odstającym białym pyszczkiem i tego samego koloru oczami bez źrenic, skoczyło w moją stronę nie kryjąc wściekłości, bo zabraniu jego zabawki w postaci dziecka, któremu zdążyło tylko rozerwać ubranie. Dziewczynka pobiegła w stronę budynków, zapewne do swoich rodziców, a ja chwyciłem leżącą na ziemi cegłę i rzuciłem nią w stronę bestii. Trafiłem w jej głowę, upadła na ziemię i przez parę sekund była otumaniona. Podszedłem do tego czegoś w celu zakrycia go peleryną i zniknięciem, ale stworzenie raptownie się podniosło o rzuciło na mnie. Zrobiłem dwa uniki, gdy nagle z tej kupy futra wyrosły długie kończyny, przypominające odnóża pająka, ale w mniejszej liczbie; nóg było sześć i każda z nich była zakończona ostra igłą. To coś atakowało, a ja mogłem tylko omijać jej brzytwy, gdy jedna z nich po moim kucnięciu przecięła kapelusz. Melonik raptownie zleciał z mojej głowy, a ja wylądowałem na tyłku. Nim się zorientowałem, że stwór zbliża się w moją stronę, by podciąć mi gardło, dziura na moim kapeluszu zaczęła wsysać wszystko, co znajdowało się przed nią - w ty bestię. Siedząc na ziemi obserwowałem jak zmutowany pająk przytrzymuje się ziemi, ale jest zbyt słaby, by oprzeć się sile wydobywającej z mojego nakrycia głowy, tak samo jak samochód, który stał parę metrów dalej. Stwór wbił kończyny w ziemie, co poskutkowało głębokimi rysami w ziemi, gdy siła ssania ciągnęła go do siebie. W końcu to coś zniknęło, a kapelusz zaczął ciągnąc do siebie samochód. Szybko do niego podbiegłem i go chwyciłem, zakrywając dziurę palcem. To dziwne zjawisko zniknęło. Rozejrzałem się do mieście, wszyscy uciekli zostawiając tutaj tylko mnie i kolejną bestię, która atakowała ludzi. Ruszyłem w kierunku cyrku zastanawiając się, co właśnie się stało z moim nakryciem głowy.
Sam nie jestem do końca pewny, jak działa mój kapelusz. Wsadzam rękę, myślę o czymś i to wyjmuje. Tyle mi starczy do życia, nie wiem co w nim jest, co skrywa, ani co się stanie, gdy zostanie uszkodzony czy zniszczony. Teraz poznałem cząstkę tajemnicy, która okazała się dość poważna. Idąc w stronę cyrku i trzymając melonik tak, by dziura nie miała dojścia na świat zewnętrzny, zastanawiałem się, czy zszycie wystarczy. Czy może trzeba jeszcze to zakleić? Ale po co? A jeśli źle zszyje i na występie nić puści? A jeśli jest już całkowicie zepsuty i nic go nie naprawi? Przyśpieszyłem kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim namiocie i zając się usterką, gdy drogę zagrodził mi nieco niższa... dziewczyna. Chyba... osóbka miała uszy, kobiece rysy, ale była zbyt płaska... jeśli to płeć żeńska, zabije się za te myśli.
- Em... pomóc w czymś? - zapytałem zdezorientowany. Niebieskie oczy wpatrywały się w mój kapelusz jak zahipnotyzowane, a ja miałem problem z rozpoznaniem tej osoby. Ktoś nowy?
<Shuzo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz