30 lip 2018

Husky CD Smiley

Lepka, gorąca ciecz spływała po mojej twarzy. Czułem jak krople skapują z brody na bluzę, zabarwiając ją na czerwono. Ból przyćmiewał wszystko dookoła, przez pierwszych kilka chwil nie byłem w stanie zarejestrować nic z tego co działo się wokół mnie.
Podniosłem głowę, a na wprost moich oczu znalazła się broń. Powędrowałem spojrzeniem po ręce, która ją trzymała aż dotarłem do twarzy. Usta Lucasa poruszały się ale nie byłem w stanie dosłyszeć tego co mówi. Odruchowo przyłożyłem dłoń do ucha, chcąc zetrzeć z niego krew, licząc że to coś pomoże.
- Nie ruszaj się!  -te słowa poprzedziły bolesny cios, który mężczyzna wymierzył mi w brzuch.
Bolało.
Ale jednocześnie pomogło mi się ocknąć z dziwnego transu.
Gdy ponownie podniosłem głowę Smiley klęczała przede mną zwrócona twarzą do Lucasa.
- Nie rób mu krzywy, proszę -jęknęła- Zrobię wszystko.
- Postaraj się bardziej! -warknął- Przez ciebie straciłem kupę pieniędzy, jak niby mi to zrekompensujesz?
Dziewczyna spuściła głowę nie wiedząc co powiedzieć.
W tym momencie od strony domu dobiegły nas czyjeś kroki. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę, a naszym oczom ukazał się Mischa, o którym każdy z nas chwilowo zapomniał.
- Nareszcie ty durniu -warknął Lucas- Nie potrafisz zająć się dwójką dzieciaków?
Mężczyzna nie odpowiedział, zbliżał się do nas w milczeniu. Zmierzyłam go spojrzeniem w nadziei, że ma gdzieś schowaną broń i jednak nam pomoże.
- To był pierwszy i ostatni raz -odezwał się Mischa- zaskoczył mnie.
Lucas przewrócił oczami i znów wbił spojrzenie w Smiley.
- Ty wogóle coś potrafisz? -spytał szyderczo- jestem przez ciebie kilka tysiaków w tył i rozbiłaś mi auto. Co mi po was?
Jego wzrok padł na mnie, a dłoń trzymająca pistolet zacisnęła się jeszcze mocniej.
- Na tobie oczywiście mogę się zemścić, droga Smiley, tortury powinny mi nieco zrekompensować te ogromne pieniężne straty... -mówił teraz spokojniej- myślę, że powinienem zacząć od zmasakrowania twojego przyjaciela. Bardzo byś tego nie chciała, prawda suko? -zacmokał ironicznie.
- Proszę, nie -przesunęła się na klęczkach w bok by zasłonić mnie przed mężczyzną- Ja oddam ci te pieniądze.
Lucas zaśmiał się zerkając przy tym na Mischę, który sztucznie się uśmiechnął.
- No ciekawy jestem jak to zrobisz?
Smiley spojrzała mu w oczy i zaczęła wymieniać, a wraz z każdym wypowiedzianym słowem nadzieja w jej głosie zaczęła rosnąć.
- Znam różne sztuczki, pracuję w cyrku,  mogłabym dawać pokazy... Mam też trochę oszczędności, mogę coś sprzedać... I zatrudnienię się do jakiejś dodatkowej pracy...
- Ty tępa suko -westchnął poirytowany- choćbyś zapieprzała na robocie do końca życia i sprzedała wszystko co posiadasz to w życiu mi się nie wypłacisz.
Smiley już miała kontynuować ale niespodziewanie Mischa zabrał głos.
- Może się przydać przy akcji rabunkowej
Lucas spojrzał na niego z wyrazem twarzy trudnym do rozszyfrowania.
- Pamiętasz jak wspominałeś, że z chęcią okradłyś tę ciężarną kobietę? Kasy to ona ma jak lodu -przerwał ale nie doczekawszy się odpowiedzi kontynuował- Wystarczyłoby, żeby młoda ukradła sejf i będziecie kwita. Nie oszukuj się, sam w życiu byś sobie nie poradził. Ona ma dobrze zabezpieczony dom a ty do najbardziej gibkich nie należysz.
Lucas skrzywił się na ostatni komentarz ale wyraźnie rozważał tę opcję.
- Ona jest w domu sama. W dodatku w ciąży. Jej mąż do końca tygodnia nie wróci z zagranicy.
- Dobra -skwitował- Ale w takim razie ten mały gówniarz do niczego nam się nie przyda.
- Nie! -krzyknęła Smiley- Jak go zabijesz to nigdzie nie pójdę
Lucas podszedł o krok i spojrzał na nią wściekły.
- Nie ty tu dyktujesz warunki!
- Wyniosę z tamtąd cokolwiek chcesz ale nie zabijaj go -poprosiła
Mischa posłał Lucasowi jednoznaczne spojrzenie i mężczyzna opuścił broń.
- Ty się w niej zakochałeś czy jak? -spytał ironicznie i szarpnął Smiley za włosy by się podniosła- Zaprowadź go gdzie trzeba, ja zajmę się tą dziewuchą.
Ruszył z dziewczyną do domu. Spojrzałem na Mischę w wyczekiwaniu.
- Zbieraj się -rzucił- I bez żadnych sztuczek, i tak poszedł wam na rękę.
Podniosłem się z ziemii i spojrzałem na Boni.
- Zajmę się nią -odparł- Rana nie wydaje się głęboka.
Podążyłem za Mischą do mieszkania Lucasa. Mężczyzna w żaden sposób mnie nie trzymał ani nie szarpał na siłę. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że w tym momencie ucieczka nie miała żadnego sensu. Trzeba było liczyć na to, że Smiley się uda, oraz, czego najbardziej się obawiałem, czy Lucas dotrzyma słowa.

<Smiley?>  (Dlatego od dziś piszę w notatniku xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz