27 cze 2021

Ozyrys do Lacie

- Ja nie wiem, czy to dobry pomysł - stwierdziłem, patrząc na wiszącą obręcz. Light poklepał mnie po plecach i wskazał wiszący, złoty przedmiot.
- Jak nie zaczniesz czegoś robić, to niczego się nie nauczysz - spojrzałem na niego. Dużo robiłem, ale w ukryciu i tak, by nikogo przypadkiem nie skrzywdzić. Nie powiedziałem mu jednak tego, Light miał zbyt długi język i nigdy mu nie ufałem.
- Jestem pewny, że coś się stanie - skierowałem wzrok na Diane, która właśnie stała na koniu. 
- Słuchaj, plan jest prosty. Ty podpalasz obręcz, a Diane przelatuje przez nią na koniu. Proste - wyjaśnił swój bystry plan po raz czwarty. Nie ważne ile razy go powtarzał, nie docierał do mnie. Podpal obręcz, to wydawało się takie proste. Dla niego było proste! Ale dla mnie, kiedy wyobrażałem sobie, że podpalam co innego lub co gorsza, podpalam konia lub dziewczynę, stawało się wręcz niemożliwe. 
- Jak nie chce, to go nie namawiaj - usłyszałem głos akrobatki. Spojrzałem na nią. Była zmartwiona, ale wątpiłem, aby zaczęła się kłócić z Light'em, którego charyzma zaraz by sprawiła, że zmieniłaby zdanie i sama zaczęłaby przedstawiać mi ten pomysł, w nieco innym świetle, ale z tym samym celem.
- Poczekaj - Light machnął jej dłonią, a ta tylko wzruszyła ramionami i dalej czekała. - Na prawdę chcesz zrezygnować? Wiesz, że będę ci truł dupsko, póki tego nie zrobisz - przez moment patrzyłem w jakiś losowy punkt na obręczy, aż w końcu wyciągnąłem rękę do przodu. Light się tylko uśmiechnął i pomachał do Diane, ze może zaczynać. Dziewczyna popędziła konia, który okrążył scenę dwa razy i wtedy skupiając się na złotej obręczy, wystrzeliłem smugę ognia w jego stronę. Leciała prosto. W jednej chwili się trochę przechyliła, miałem wrażenie, że podpale siedzenia za sceną, ale cudem trafiła w obręcz, która zapłonęła. Uśmiechnąłem się, a kamień spadł mi z serca, kiedy Diane mogła przeskoczyć przez płonące koło. Wtedy Light uderzył mnie w plecy z głośnym "Udało się" i przez nagłe zaskoczenie z mojej wyciągnięte dłoni, wyskoczył mały płomień, który wylądował na siodle dziewczyny. Diane od razu zeskoczyła z wierzchowca, a spłoszony koń zaczął szaleć. 
Całość nie trwała długo. Jakiś chłopak o białych włosach dopadł do konia, a Light odpiął siodło i szybko je ugasił. Było w połowie zniszczone. Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja wbiłem wzrok w ziemie. Przecież mówiłem, że nie wyjdzie. Po chwili podszedł do mnie Light i dał siodło. Zobaczyłem w jego oczach mały zawód.
- Zanieś do jubilera, bo ozdoby są nienaruszone i przydadzą się na następne siodło. A to potem wywal - pokiwałem głową i bez słowa wyszedłem z namiotu. 

Lacie? Masz robotę

25 cze 2021

Lennie CD Shu⭐zo

Słysząc propozycje Shuzo krótko się zaśmiałem pod nosem, nie przerywając składania swoich spodni, które schowałem do szafy.
- Chyba się do tego nie nadaje – odparłem. – Odkąd poznałem prawdziwe historie i zakończenia bajek dla dzieci, zrezygnowałem z tych dobrych wersji – ubrałem pidżamę i podszedłem do łóżka.
- Tak? Na przykład? – zerknąłem na malucha, który uśmiechał się do mnie i trzymał rękę czarnowłosego. Z twarzy był do niego bardzo podobny, mały nosek i niebieskie oczy. 
- Wiedziałeś, że czerwony kapturek zjadł babcie razem z wilkiem, który ją dla nich przygotował? I potem zjadł czerwonego kapturka, nie przyszedł żaden bohaterski łowczy – położyłem się obok Yuki’ego. Shuzo słysząc moją historie, zakrył maluchowi uszy.
- No wiesz co? – był oburzony, a ja tylko przewróciłem oczami.
- Pytałeś. Po za tym i tak nie rozumie – stwierdziłem, a ten uderzył mnie lekko w głowę.
- Rozumie – przytulił swojego syna. – Nie obrażaj go – westchnąłem tylko i położyłem głowę na poduszce.
- Dobra… hm… - pomyślałem chwilkę i w końcu przypomniała mi się stara bajka, którą słyszałem raz od babci. Opowiedziałem im dwóm o małym chłopcu, który bawiąc się w ogrodzie, kopnął piłkę w stronę lasu. Bez namysłu poszedł jej szukać, niestety zabawka poleciała tak daleko, że chłopiec oddalił się od znanej mu okolicy. Zgubił się w lesie. Długo błądził i szukał drogi powrotu, aż w końcu usiadł pod drzewem i zaczął płakać. Zbliżała się noc, która dla malucha mogła być zabójcza. Na szczęście na ratunek przyszły mu leśne duszki. Żyły wśród drzew, były zrobione z liści i wydawały śmieszne odgłosu stukania w pustą kłodę. Na początku chłopiec się wystraszył, ponieważ mama opowiadała mu, że las i żyjące w nim stworzenia są groźne. Leśne duszki okazały się jeszcze dobre. Oddały chłopcu piłkę, a ten się uśmiechnął. Szybko pokazały mu drogę do domu i jeszcze przez zmrokiem wrócił do rodziców.
Yuki wesoło machał rączkami i mi się przyglądał, Shuzo za to słodko spał. Zwróciłem się do synka:
- Albo moja bajka się nie nadawała, albo Shu był okropnie zmęczony - nachyliłem się jeszcze nad mężem i ucałowałem go w czoło. Potem pocałowałem Yuki'ego i położyłem głowę na poduszce, obserwując, jak maluch zasypia.


Środek lata i ogromne upały nikomu nie służyły. Nikt z nas nie miał ochoty ćwiczyć, a turystów i dzieci pojawiało się coraz więcej - wakacje to najcudowniejszy czas dla dzieciaków. Lody i zimne napoje sprzedawały się jak świeże bułeczki, a najciekawsze okazały się atrakcje, w których można było się ochłodzić, czyli te w klimatyzowanych pomieszczeniach albo kolejki. Potem już wszystkie stoiska stały pod dachem, aby dać ludziom trochę cienia i zachęcić ich do korzystania z innych atrakcji. Miałem wrażenie, że teraz mieliśmy jeszcze więcej pracy. Częstsze występy, częstsze ćwiczenia, nowsze układy, zmiany. Mnie również to dotyczyło, przez co spędzałem mniej czasu z mężem i synem, a to doprowadzało do częstszych kłótni. Wiedziałem, że nie ważne jak bardzo kochasz swoje małe dziecko, też masz ochotę odpocząć od ciągłego biegania wokół niego i słuchania, jak płacze, a na nieszczęście naszemu Yuki'ego upały się bardzo, ale to bardzo nie podobały.
- Obiecuje, że dzisiaj wrócę wcześniej - powiedziałem, ubierając się. Shuzo kołysał syna i posłał mi znudzone spojrzenie.
- Ciągle to powtarzasz.
- Czasami wychodzi - nałożyłem kapelusz. Podszedłem do czarnowłosego, chcąc go pocałować.
- Dostaniesz, jak wrócisz wcześniej - powiedział trochę zły. Jedynie westchnąłem i spojrzałem na Yuki'ego. - Tylko mi go nie obudź - szepnął. Im dłużej się dąsał, tym był bardziej uszczypliwy.
- Jasne - pogładziłem rączkę synka, po czym wyszedłem z namiotu.
Nie mogłem go winić, ani się na niego złościć, a jednak gdzieś z tyłu głowy denerwował mnie. Denerwowało mnie to, że był na mnie zły. Z resztą ostatnio wszystko działało mi na nerwy. Dłuższe próby, ciągłe zmiany na scenie, nawet to przemieszczanie się tych wszystkich ludzi, i cyrkowców, i turystów. 
- Muszę odpocząć - westchnąłem, przecierając twarz dłońmi. - Wszyscy musimy - ruszyłem na próbę.

- Czy możesz mnie usunąć na kilka następnych występów? - zwróciłem się do Pika, którego szukałem dłużej, niż zamierzałem i straciłem sporo czasu.
- Nie na rękę nam to, wiesz przecież ilu jest teraz ludzi - aktualnie wypełniał jakieś dokumenty.
- Wiem, ale chyba zaraz zwariuje - spróbowałem powiedzieć to spokojnie, jednak usłyszał moją lekką irytacje w głosie.
- Ponieważ? - w końcu podniósł na mnie wzrok. Już chciałem mu powiedzieć, że męczą mnie ciągłe próby, nawet to, że muszę patrzeć na tych wszystkich ludzi, że miałem po prostu dość i chciałem odpocząć, ale zrezygnowałem.
- Od tylu dni wracam późno do namiotu i Shuzo już ma tego dość. Nie spędzam z nim czasu, ani nie zajmuje się synem. Trzy dni wolnego to chyba nie duża prośba - przez dłuższą chwilę milczał. 
- No dobrze, poradzimy sobie jakoś - uśmiechnąłem się.
- Dzięki Pik, do zobaczenia - pożegnawszy się z szefem, ruszyłem do namiotu męża, aby oświadczyć mu, że wreszcie spędzimy ze sobą trochę czasu. Zahaczyłem jeszcze o stołówkę, z której zabrałam dwa donuty - uwielbiał je.

<Shuzo? WRACAM(y)>

3 cze 2021

Lacie CD Orion

Przychodząc do jadalni o tak później porze i siadając przy jednym z najbardziej oddalonych jak i ukrytych stołów myślałam, że dałam jasno znać, że nie życzę sobie towarzystwa innych, nawet jeśli jest się niejakim Orionem, w tym momencie zwłaszcza nim, bo to właśnie przez jego osobę mój plan w większej części legł w ruinie. Musiałam więc zadowolić się jego marną namiastką z dnia następnego, resztką, a jednocześnie wielkim finałem, który mógł jeszcze przyjemnie namieszać. Niestety na moje nieszczęście czytanie między wierszami jest darem, który nie wszyscy mogą posiąść, mimo że niektórzy szczególnie powinni - Ogłada towarzyska nie boli, więc następnym razem spytaj, czy możesz się dosiąść, bo nie wszyscy muszą mieć ochotę na twoje towarzystwo i dosadnie cię o tym poinformują – nie spojrzałam nawet na mężczyznę - Doceniam szczerość, ale zupełnie mnie to nie obchodzi - W tym momencie i tak nie miało to najmniejszego znaczenia. Wyjątkowym nietaktem z mojej strony by było, gdybym wyrzuciła go teraz od stołu, skoro już tutaj i tak tu siedział.  Poza tym podobno wspólne posiłki są ważnym elementem pomagającym zacieśnić więzy międzyludzkie, dlaczego więc miałabym tego nie wykorzystać? W życiu nie sztuką jest wygrywać, gdy ma się na ręce same asy, dopiero gdy  gra się takimi kartami, jakie się posiada, często zwykłymi blotkami i się zwycięża, można mówić o prawdziwym zwycięstwie. Więc jeśli świat, mimo niezbyt korzystnego układu kart  dawał mi sprzyjające możliwości, nie mogłam ich zmarnować.
Klątwa, którą obłożyłam czarny opal w kolii wypożyczonej Diane parę dni wcześniej była wyjątkowo paskudna, jej skutki, początkowo całkowicie nieodczuwalne, z każdym dniem będą coraz bardziej natarczywe. Najpierw niespiesznie, niczym pierwsze takty melodii wygrywane pojedynczymi klawiszami fortepianu, stopniowo będą przyspieszać, aż wywołana gwałtowna burza będzie nie do powstrzymania, jak kula śnieżna, która z czasem rozpędza się coraz bardziej by nagle zakończyć swój żywot, zderzając się ze skałą. Zdecydowanie nieoczekiwane, aczkolwiek przyjemne zrządzenie losu sprawiło, że to właśnie Orion przyniósł mi ją, mimo iż wyraźnie podkreśliłam Diane by nikomu nie dawała biżuterii, mogli ją oglądać, podziwiać jednak nie mieli prawa jej dotknąć. Więc to ona sprowadziła na niego nieszczęśliwe fatum z jeszcze bardziej nieszczęśliwym końcem. I właśnie tak to miało wyglądać w przypadku Oriona. To on był tą kulą, którą czeka tragiczny koniec, na razie jeszcze malutką, właściwie nie większą od szklanej kulki, z każdym następnym dniem będzie czuł się coraz gorzej, początkowo lekkie zmęczenie lawinowo zmieni się w ból nie do wytrzymania. Ale jeszcze nie teraz, nie w tej chwili, nie tym tygodniu czy miesiącu. Stopniowo, bardzo powoli, z każdą chwilą nieubłagana śmierć będzie zabierać jego część, aż w końcu jego czas się skończy. Do tej pory całkiem nieźle się trzymał, zastanawiające było, ile wytrzyma – Zgodziłeś się zastąpić Diane, nie byłeś odpowiednią osobą na jej miejsce, właściwie to każda inna akrobatka nadałaby się zdecydowanie lepiej od ciebie. Praktycznie każdy to widział, mimo to nie odmówiłeś, chociaż miałeś do tego pełne prawo, nawet bym powiedziała obowiązek, jeśli kierować się dobrem przedstawienia. Więc albo jesteś egocentrycznym snobem, który za nic ma dobre imię całej trupy cyrkowej, albo kompletnym idiotą, który nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo może zaszkodzić – wróciłam do posiłku, jednak czułam na sobie wzrok Oriona. Przez dłuższy moment siedzieliśmy w ciszy, którą dopiero po chwili przełamał mój towarzysz – Tak sądzisz? Nie oceniałbym nie znając dokładnie całej sytuacji, ani samego siebie. – wzruszył nonszalancko ramionami – Myśl sobie co chcesz, ale uważam to za bardzo nieprzemyślany ruch. Jeśli chciałaś mi tym dopiec to nic z tego królewno - przetarłam delikatnie rogiem serwetki usta -    Źle mnie zrozumiałeś, nie mam żadnego powodu, chęci ani tym bardziej korzyści z tego, aby ci w tym momencie, jak to ładnie ująłeś, dopiekać. Zastanawiam się, jaka była twoja motywacja, tylko tyle – tylko albo aż, motywacja zdradza wiele o człowieku, więcej niż można by przypuszczać. Dla jednych jest całkowicie niedostępna niczym zamknięta książka, ale puszcza oko do tych, którzy potrafią z niej czytać. – Ale nie uważasz, że mogłaś się jakoś ładniej o to spytać? Mnie się od razu wtedy lepiej rozmawia, a tak to nie wiem co mam myśleć… Mogę, chociaż wiedzieć czemu cię to tak interesuje? Istnieje tyle innych tematów dotyczących mnie – przechyliłam delikatnie głowę w bok – Czy nie powinno mówić się wprost co się myśli? Obu rozmówcom może to zaoszczędzić w przyszłości niedopowiedzeń i niepotrzebnych nieporozumień. Sam pytałeś, czy będę na występie, więc założyłam, że z jakichś nieznanych mi powodów jesteś ciekawy mojej opinii, właśnie taka ona jest. Każda akrobatka byłaby od ciebie lepsza do zastąpienia Diane – odłożyłam sztućce na talerz odruchowo pilnując by leżały w odpowiednim ułożeniu równolegle do siebie – Wiesz pomimo tego niefortunnego wypadku i tak bym się pojawił na scenie tylko w trochę innej roli. Chodziło o ogólną opinię, a nie spojrzenie przez pryzmat wypadku Diane – wyjaśnił i cicho westchnął, cóż, trzeba było być bardziej precyzyjnym, w końcu wypadek akrobatki był ściśle powiązany z występem – A poza tym nie znasz sytuacji w szczegółach. Zostałem przyparty do muru i musiałem jakoś sobie z tym poradzić – nikt nigdy nie jest zupełnie bez wyjścia, uwięzione zwierzę odgryzie sobie łapę, aby uciec, on zdecydował się na kapitulację, która będzie brzemienna dla niego w skutkach – Tym bardziej powinieneś zrezygnować, przez ciebie luka w zespole nie została zapełniona tylko przesunięta. Poza tym przypomnę ci, że byłam na arenie podczas wypadku Diane, nie wyglądałeś na wyjątkowo przypartego do muru, stosunkowo łatwo przyszło ci odnaleźć się w nowej sytuacji, zupełnie jakbyś czekał na taką okazję. Jeszcze trochę i zacznę się zastanawiać czy niefortunny wypadek faktycznie nim był, w końcu byłeś jedyną osobą, która na nim zyskała – spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem i uniósł jedną brew – Zyskała? Pomijasz wiele faktów. Ja nie miałem nigdy wpływu na decyzję Diane. To ona wyskoczyła z taką, a nie inną propozycją, a wszyscy inni dokoła stali się nagle dziwnie zgodni z jej wyborem, a uwierz, tak nie powinno być. Gdyby mogli to większość zgodnie by mnie w ogóle z namiotu wykopała – zaśmiał się gorzko – A zyskiem tego nie nazwę. Nie zapracowałem na to – oczywiście, że przyklasnęli pomysłowi Diane, co prawda ta wyszła ze swoją propozycją całkowicie nieoczekiwanie, czym bardzo mnie zaskoczyła, jednak cała reszta poszła zgodnie z planem – Widzę, że w jednym się zgadzamy, nie zapracowałeś na to. Wystąpiłeś ze swojego miejsca w szeregu i zwykłym fartem wkradłeś się w centrum przedstawienia, by zająć miejsce gwiazdy. Nie wiem, jak inaczej można to nazwać, jeśli nie zyskiem, zwłaszcza że obaj doskonale wiemy, kto siedział na widowni, wspaniała możliwość, aby odpowiednio się zaprezentować, niejeden zrobiłby wiele, aby dostać taką szansę – sztuczny, a już zwłaszcza przesadzony uśmiech rozpoznam na kilometr, od małego byłam tego uczona, a właściwie tego, by każdy uśmiech, gest, skinienie dłonią, mimo że wymuszone, wyglądało naturalnie – Cóż zgrabnie wyjaśniłem, że gwiazdą nie jestem, więc ktokolwiek tam był, może się wypchać – interesujące, jednak byłam już zbyt zmęczona jego towarzystwem, by ciągnąć temat, zwłaszcza że sama skończyłam już jeść – Myślę, że nie chcę ci dłużej zabierać czasu i przeszkadzać w – spojrzałam lekko krytycznie na jego prawie nietknięty talerz, szukając dobrego słowa – w posiłku – wzięłam swoje puste nakrycie i wstałam od stołu – smacznego życzę i zapewne do zobaczenia kiedyś.

***

Bycie pracownikiem, a nie znaną twarzą z cyrku daje wiele możliwości, a przede wszystkim daje pełną, jakże upragnioną przeze mnie anonimowość podczas odwiedzania miasteczka. Co prawda nie jeden z mieszkańców krzywo się patrzył w moją stronę, tutaj wszyscy się znali, wiedzieli, kto kim jest, gdzie mieszka, czego się po nim spodziewać. A ja? Byłam nową twarzą, nieopatrzoną jeszcze, taką, która zdecydowanie wzbudza podejrzenie wśród miejscowych. Zapewne nocne spacery, które wyjątkowo często urządzam sobie po okolicy, nie łagodziły sytuacji, a rodzinne historie ciągnące się za mną niczym cień niczego nie ułatwiały. Jednak niezbyt mnie to ruszało. Krążące plotki o potworze, który czaił się gdzieś w mroku tego miasteczka, przyciągały mnie do siebie jak magnes, sprawiały, że nie mogłam spać w nocy. Musiałam go znaleźć i byłam zdeterminowana poświęcić dokładnie wszystko i wszystkich, by dopiąć swego, nawet jeśli kosztem miałaby być moja własna dusza, którą podobno posiada każdy śmiertelnik.
Niektórzy mawiają, że w nocy wszystkie koszmary wyłażą ze swoich nor, by siać popłoch, że bestie ciemności można znaleźć na każdym kroku, gdy tylko ośmieli się opuścić bezpiecznie schronienie choćby na krótką chwilę. Ale to nie była prawda, prawdziwych potworów nie dało się znaleźć ot tak, gdy tylko się chciało. Należało cierpliwie czekać i mieć nadzieję, że to one zechcą skrzyżować z nami swoje ścieżki. Koszmaru, którego także i ja tak uparcie szukałam, nie znalazłam. Spędzając samotne godziny na przetrząsaniu każdego możliwego kąta niczego, oprócz lekcji pokory i cierpliwości nic nie zyskałam. Dopiero gdy chwilowo odpuściłam, niesiona przez swoje nogi przed siebie, bez konkretnego celu, a już z pewnością bez ślepego uporu, który utrudniał i ukrywał to co było na wierzchu, wszystko to, po co tak naprawdę wystarczyło sięgnąć, przewrotne fatum postanowiło zlitować się nade mną i spełnić moją zachciankę - Ptaszyno, popatrz co ci przyniosłam -  szczęk szarpniętych łańcuchów odbił się echem po opuszczonym pomieszczeniu, a przewlekły jęk przenikał aż do kości, wywołując nieprzyjemne ciarki. Tak przynajmniej twierdzili okoliczni wieśniacy, którzy w przypływie odwagi zdecydowali zapuścić się w te rejony. Jak co wieczór od jakiegoś czasu spacer kończyłam w dawno zapomnianej kaplicy  pod lasem. Właśnie tam, między butwiejącą już rupieciarnią, którą znalazłam w środku, w potrzasku znajdował się jeden z nich. Czarny niczym noc stwór za każdym razem gdy się zjawiałam, wyciągał oszalały w moją stronę swoje macki, a ja dokładnie za każdym razem zupełnie jak zwierzątku, które chce się przygarnąć i próbuje się do siebie przekonać, rzucałam mu niezbyt duży kawałek surowego mięsa. Ale ja nie chciałam go udomowić, aby został potulnym futrzakiem śpiącym na kanapie, nie chciałam go tresować ani szkolić by wykonywał sztuczki cieszące oko dzieci. Chciałam utrzymać go przy życiu jak najdłużej, trzymać na uwięzi tak długo, aż dowiem się wszystkiego, co potrzebuję na jego temat. Aż zdradzi mi wszystkie sekrety, które mnie interesują, tajemnice, zwłaszcza te, o których nie mogłam nawet przypuszczać ani marzyć. A na koniec? Zamierzam go wypuścić, zwrócić wolność i spuścić ze smyczy wygłodniałą bestię, która jako jedna z nielicznych stworzeń na świecie jest w stanie wywołać tak zróżnicowane reakcje na twarzach napotkanych ludzi, od panicznego strachu i determinacji, by tylko przeżyć po pragnienie szybkiej i bezbolesnej śmierci. Aby pokazał widowni przedstawienie, jakiego jeszcze nie widzieli, nie niesamowite pokazy akrobatów, którzy wzbudzały podziw, kuglarzy ze swoimi sztuczkami szerzącymi radość i śmiech dzieci czy stoiska z wata cukrową, które samym zapachem przywracały szczęśliwe wspomnienia. Nie to chciałam im dać, chciałam dać im coś, czego nigdy nie zapomną, coś, co do końca swojego marnego życia będą wspominać.

Deski skrzypiały pod moimi stopami, a duszące od kurzu powietrze utrudniało oddychanie. Z każdym krokiem nieprzyjemny warkot był coraz głośniejszy, zdradzając aktualne położenie stwora. Szłam bardzo ostrożnie, łańcuch, w który zaplątał się mój pisklak, był  na tyle długi, by swobodnie mógł przemieszczać się po zagraconym kącie, już nie raz próbował mnie zaatakować, mimo iż tylko dzięki mnie jeszcze żyje i to ja go karmię dzień w dzień. Ale to bestia, bezrozumne monstrum, które nie pojmowało pojęcia wdzięczności, więc nie można było od niego wymagać podzięki. Jedyne co można od niego wymagać, to brutalne, a jednocześnie zniewalająco piękne szerzenie chaosu. Gdy byłam wystarczająco blisko, rzuciłam kawałek mięsa na podłogę i w bezpiecznej odległości przyglądałam się, jak stwór jednym kęsem dosłownie połknął całość i patrzył wygłodniałym wzrokiem w moją stronę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że jeden nieostrożny ruch a, po tej skromnej przystawce przyjdzie czas na danie główne - Już niedługo robaczku – przykucnęłam – niedługo wyciągnę cię stąd, powiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć, o takich jak ty, a później? A później zacznie się bal.

Na teren tymczasowo zajęty przez cyrk wróciłam tuż przed wschodem słońca, nie miałam najmniejszego zamiaru wysłuchiwać ciekawskich pytań, których odpowiedzi mogły narodzić jeszcze więcej niejasności lub – co gorsza – podejrzeń co do mojej osoby. Poza tym dzisiaj miał odbyć się publiczny lincz na jednej z gwiazdek ostatniego show, a ja za nic nie mogłam pozwolić sobie na przegapienie tego.  W końcu od samego początku taki był mój cel.


Orionie?

Smiley CD Tenso

Opatrywanie ran Tenso uszczęśliwiło mnie ponieważ mogłam mu pomóc oraz oderwać się na chwilę od moich myśli. Jego rany przypomnały mi o tym gdy to mi kiedyś opatrywano rany. Spojrzałam się na chłopaka po założeiu ostatnich bandarzy i po ogarnięciu wszystkiego. 
Gdy chłopak wspomniał o powrocie do treningu jakoś się mi to nie uśmiechało. Sama nie wiem ale trening jakoś nie przepowiadał do mnie. Energia za bardzo mnie nie rozpierała ponieważ czułam się obca. 
- Um, to może być dośc głupie ale... Wszystko w porządku?
Zauważył, że coś nie gra, a ja nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
- Tak w porządku, ale szczerze mówiąc nie chce mi się już wracać do treningu. Jakby ci to wytłumaczyć, muszę wymyślić nową choreografię, ale... ale...
- Nie masz weny - dokńczył.
- Tak właśnie to miałam na myśli. Muszę wymyślić coś nowego, ale nie wiem jeszcze co, więc odpuszczę sobie na chwilę trening. A co z tobą, masz teraz trening czy może wolną chwilę? - spojrzałam się na niego z delikatnym uśmiechem. 
- Mam wolną chwilę - odparł.
Gdy powidział, że ma wolną chwilę w mojej głowie zaczęła się burza myśli w jaki sposób mogłabym się zapytać czy nie chciałby wyjść ze mną do miasta. Układałam zdania, ale wciąż mi się nie udawał w poprawny sposób. Musiałam wreszcie coś powiedzieć, ale wciąż nie wiedziałam  jak więc zaryzykowałam. 
- Czy  miałbyś ochotę... - zaczęłam nie pewnie. -... miałbyś ochotę pójść ze mną do miasta? Wiesz nie zmuszam ciebie czy coś, ale skoro masz trochę wolnego czasu to może miałbyś  ochotę - wszysyko poplątałam. Sama nie wiedziałam czy on wogóle coś z tego zrozumiał z tego co miałam na myśli.

<Tenso?>