21 lis 2022

Orion CD Cherubin

Nie dało się nie zauważyć, że jest coś nie tak z Cherubinem i jakkolwiek by Black tego nie nazwał, ja wiedziałem swoje. Choroba, przeziębienie — to jedno. Drugim mogło być tylko coś gorszego i to ta opcja najbardziej zaczęła mnie martwić. Szczególnie że Black ewidentnie wzbraniał się, aby coś więcej mi powiedzieć i sam nie chciał go wziąć do lekarza, który był dosłownie parę namiotów stąd. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie mówi mi wszystkiego i sam więcej z niego nie wyciągnę. Niczego innego nie spodziewałem się od Cherubina. Nie jest wylewny i nie wygląda na takiego, który dzieliłby się z własnej woli z kimkolwiek swoimi problemami. Zresztą to też nie jest moja sprawa. Mimo to przeszłość bezlitośnie pokazała mi, że jeżeli pojawi się w moim życiu osoba, która będzie dla mnie ważna — nie mogę stać bezczynnie i tylko się przyglądać, gdy dzieje jej się coś złego. Nawet jeżeli ta osoba nie chcę przyjąć mojej pomocy albo mi jej zakaże...
- Zostaw to mnie. - zawsze tak mówiła i wtedy nie było inaczej. - Odciągnę ich, a spotkamy się, gdy już będzie po wszystkim. - takimi słowami, nie dało się mnie tak łatwo przekonać. Takie rzeczy zdecydowanie wolałem załatwić sam.
- Ja to zrobię. Nie chcę, żeby... - nie dała mi dokończyć. Zamiast tego złapała mnie za rękę, wbijając we mnie stanowcze spojrzenie.
- Zaufaj mi, Sean. - wtrąciła, co w sumie automatycznie mnie zmroziło.
- Ufam, tylko... - wydukałem, a ona znowu mi przerwała. Ujęła w dłonie moją twarz i przybliżyła się, by mieć pewność, że w tym momencie patrzę tylko i wyłącznie na nią. Nie mieliśmy za wiele czasu. W każdej chwili ktoś mógł nas znaleźć.
- Nie ufasz i zrób to ten jedyny raz. - wyszeptała, utrzymując swoją stanowczość. - Nigdy więcej tutaj nie wrócisz, choćby nie wiem, co się działo. - wtedy nie do końca rozumiałem, dlaczego o tym w ogóle mówi. Nie dopuszczałem do wiadomości myśli, że z samozwańczego raju wyjdzie jedna osoba, a druga straci najcenniejszą rzecz na świecie — swoje życie. Ona za to wiedziała to bardzo dobrze. - Twoje marzenia są piękne, Sean. Nie rezygnuj z nich, dobrze? - jedyne, co ostatnie pamiętam, to jej przeszklony wzrok, przepełniony nadzieją. Ona zawsze we mnie wierzyła jak nikt inny kiedykolwiek.
- Ufam ci. - odpowiedziałem z o wiele większym zdecydowaniem. Coś mi podpowiadało, że nie mam innego wyjścia i znowu muszę jej wszystko zostawić. Zgodzić się na to, co sama chciała zrobić.
Boli mnie, że jestem taki uległy...
Sytuacja Cherubina zaalarmowała mnie w tym kierunku i rozszarpała skutecznie starą ranę. Tamtą noc, jej niemy krzyk ze sznurem na szyi i dwa znienawidzone słowa "zaufaj mi". Jak mam zaufać Blackowi, który gada od rzeczy? Jak mam zaufać Cherubinowi, który cierpi i nie chce mojej pomocy? Jak mam zaufać komukolwiek bojąc się, że historia w jakiś sposób może się powtórzyć?
- Wiesz... To ja powinienem zadać ci to pytanie. - odparłem, łapiąc go za nadgarstki, przy okazji również uważniej mu się przyglądając. Niby wszystko było dobrze, ale z pewnością były to tylko pozory. Słysząc moją odpowiedź, od razu odwrócił wzrok.
- Black przecież ci wyjaśnił, że tak przechodzę przeziębienie. Nie jestem jeszcze do końca zdrowy. - odparł. Nie wyglądał na zadowolonego. Ewidentnie nie odpowiadało mu, że to na nim skupiam cały temat, ale mało mnie to obchodziło. Moje sprawy są tu najmniej ważne. - Więc wybacz. - dodał, już mnie puszczając, choć ja i tak dalej trzymałem go za nadgarstki. - Jestem zmęczony, chce się położyć. Tobie zresztą też radzę. Odbija ci ostatnio.
- Heh, miło słyszeć, że tylko ostatnio. - odparłem, nie chcąc się z nim już dłużej przegadywać i bez ostrzeżenia, podniosłem go niczym pannę młodą. - Zaniosę cię, okej? Nie chcę, żebyś mi tu po drodze zasłabł. - chłopak już nie za bardzo się ze mną spierał. Zareagował, dopiero gdy zauważył, że w zasadzie to bardziej oddalamy się od jego namiotu, niż się do niego zbliżamy.
- Orion, wyobraź sobie, że idziesz w złą stronę. - wtrącił, co mnie rozbawiło.
- Naprawdę? Cóż, to na razie poleżysz sobie u mnie. - oznajmiłem, nie przyjmując żadnych sprzeciwów z jego strony. Zresztą nie za bardzo się opierał. Doceniam, że tak grzecznie się zachowywał i jedynie oparł głowę o moje ramię, czekając, aż będziemy na miejscu. Tym bardziej widziałem, że coś jest nie tak, mając go tak blisko przy sobie. Każdy moment, w którym albo się nagle spiął czy przeleciał po nim dreszcz — nie dało się tego przeoczyć. Nie wiem, jak bardzo trzeba być ułomnym, aby uwierzyć, że chodzi tutaj tylko i wyłącznie o zwykłą chorobę. Jeżeli brały w tym udział jakieś siły nadprzyrodzone, z pewnością będę mógł coś zaradzić. Wszystko w sumie by się zgadzało. Zbliża się zaćmienie i cały ten okres, który zakończy drugie zaćmienie. Teraz wszystkie zjawy, które mają coś do załatwienia, będą się odzywać.
- A to co? - spytał, gdy wszedłem z nim do środka, a ten dostrzegł osobliwy bałagan na mojej podłodze. Nie miałem ostatnio głowy do sprzątania ani w ogóle do niczego. Zgrabnie mimo wszystko przekroczyłem ten nieład złożony z walających się świeczek, jakiegoś lusterka, śmiesznej tablicy (kto wie, ten wie, o jakiej mówię), paru grzybków halucynków (wypraszam sobie. To nie tak, że byłem na haju przez pół nocy...) oraz innych takich "cudów".
- Bawiłem się trochę wczoraj. Nie zwracaj uwagi. - odpowiedziałem, sadzając już go na łóżku i przykrywając po sam nos. - Wolę cię mieć przy sobie w najbliższym czasie, a szczególnie, gdy przyjdzie zaćmienie... Mam nadzieję, że za bardzo ci to nie przeszkadza. - uśmiechnąłem się lekko, a później spuściłem wzrok, wstając z miejsca i biorąc się za sprzątanie tego bajzlu. Musiałem też znaleźć parę rzeczy, ale wszystko w swoim czasie.

(Cherubin~?)

19 lis 2022

Cherubin CD Orion

  - Nie miłe może być twoje zachowanie. To, że zamiast spać, wpatrujesz się w nocne niebo, nie znaczy, że możesz być tak sarkastyczny i nieprzyjemny. Twoja aura, aż krzyczy. - wyraziłem swoją opinię. Po czym zwyczajnie przesunąłem swoją osobę na miejsce, które wcześniej zajmowałem, zanim wpakowałem się na kolana do chłopaka.
Gdy Night mnie zawołał, wstałem i podszedłem, tylko po to, by Layla mogła zebrać moje wymiary, oraz dogłębnie mnie obejrzeć. Tak jakby oboje chcieli się dowiedzieć, co nie tak jest dziś z nami.
  - To pewnie, przez to zbliżające się zaćmienie. Ludzie i zwierzęta się zaczynają dziwnie zachowywać, nawet pojawia się rozdrażnienie i agresja. - rzekłem, nie to, że chciałem ich przestraszyć, ale taka była prawda.
Ten nieprzyjemny chłodny dotyk mnie nie opuszczał, zadrżałem nawet, co poskutkowało natychmiastowym zjawieniem się Blacka. Pociągnął mnie, byśmy wyszli z namiotu i nawet dalej. Najwyraźniej chciał odpowiedzi. Dlatego też zabrał mnie do swojego i brata namiotu, byśmy mogli pogadać.
  - Mów co to było?! - jeszcze trochę, a zacząłby wrzeszczeć. Pogładziłem go po głowie i sobie usiadłem.
   - Powróciła. - rzekłem jedno proste słowo.
  - To ona zostawiła te ślady na twoim ciele? - dopytał, jakby starał się przypomnieć o naszym pierwszym, może drugim spotkaniu.
  - Ślady? Tak to ona. Poprzednie na szczęście zniknęły. - zagryzłem wargi, gdyż ponownie usłyszałem jej głos do tego tę chłodną obecność. To naprawdę jest nieprzyjemne.
  - Poczekaj tu. Zaraz wrócę. - rzekł, po czym wyszedł.

***

- Ktoś taki jak ty, nie zazna szczęścia. - słowa tak chłodne, jak szpikulce lodu, które miały pozostawić po sobie ślad.
- Ranisz go, swoją obecnością. - kolejna szpileczka.
- Zakończ to, nim przyjdziemy i po niego. Tak samo, jak po wcześniejszych. - słowa, ciągnęły za sobą coś, czego nie cierpiałem. Tym, kim była moja osoba, dlatego też, gdy zdarzały się takie dni. Zaszywałem się w pokoju, wypełnionymi świecami, albo zażywałem tabletki nasenne i zwyczajnie starałem się je przetrwać. Kiedyś nawet próbowałem coś ze sobą zrobić, ale wówczas zostałem powstrzymany.
Kolejne słowa, krzyki, albo i ten ból jakby ktoś mi rozdzierał skórę, było to bardzo dobrze znane. Dlatego też zwyczajnie musiałem czekać, aż Black wróci.

***

Wrócił wraz z Orionem. Ten chłód zniknął, ale wciąż był odczuwalny. Dostałem leki od Blacka. Gdy ja je zażywałem, on w tym czasie rozmawiał i wyjaśniał na, co są te leki. Jednakże omijał te ważniejsze elementy. Czyli niepokój, chłód, traumę, strach, koszmary przeszłości, nawiedzającego ducha, demona, oraz te ślady na moim ciele. Ukrył wszystko. Rzekł, że są to leki na przeziębienie i odpornościowe. Po części to też była prawda. Kilka tabletek, które mogą wiele zmienić, ale też przedawkowanie ich może się kiepsko skończyć. Dlatego też, gdy je wziąłem, miałem zamiar wrócić do swojego namiotu na odpoczynek, jednakże akurat, gdy wychodziłem, Orion zaczął mnie ciągnąć w jakimś kierunku.
Nie miałem zbytniej ochoty na pogawędki, zabawy czy też tłumaczenie się, jednakże powinienem dalej grać niewzruszonego i nieustraszonego, wiecznie zajętego i niewchodzącego w dyskusje Cherubina, którym zresztą jestem. Jaki jestem pod tą powierzchnią, nikt nie powinien wiedzieć, Black już i tak za bardzo się przejmuje i mnie pilnuje. Jednakże jemu jestem akurat za to wdzięczny.
  - Orion? Gdzie mnie ciągniesz? - spytałem. Chłopak jednak dalej mnie ciągnął. Dlatego też, gdy po raz dziesiąty moje słowa nie zadziałały, zwyczajnie się wyrwałem. Po czym trzepnąłem Oriona po głowie, by wziął się w garść i powiedział co się z nim dzieje.
  - Dziwnie się zachowujesz. Co się stało? - spytałem i ująłem jego twarz w dłonie, by na mnie spojrzał i powiedział.

Orion?

18 lis 2022

Orion CD Cherubin

Przyznaję, że najzwyczajniej w świecie wyłączyłem się w pewnym momencie. Rozmowy grupowe są spoko, ale w tej jakoś odechciało mi się brać udziału, a szczególnie gdy wszedł temat całej imprezy. Nie wiem, ale nie za bardzo miałem ochotę się utożsamiać z resztą oraz ich entuzjazmem, czy czymkolwiek. Nawet teksty Cherubina puściłem mimo uszu i tylko patrzyłem, jak wychodzi, a gdy już to zrobił, opuściłem głowę, uderzając czołem prosto w stół. Dźwięk temu towarzyszący zwrócił uwagę praktycznie wszystkich, którzy w tym czasie jeszcze jedli swoje śniadanie i między sobą dyskutowali. Nie ukrywam, że udało się Layli mnie wyprowadzić z równowagi i na razie tylko w ten sposób mogłem jakość dać upust temu nieprzyjemnemu uczuciu. Co jak co, ale bardzo lubię załatwiać swoje własne sprawy samodzielnie i najlepiej bez udziału osób trzecich. Zresztą dalej mnie dziwiło i zastanawiało, dlaczego w ogóle wyskoczyła z taką propozycją. Sama wymówka w postaci zrobienia kostiumów jakoś w pełni mnie nie przekonywała, ale nie zamierzałem tego zgłębiać. Szczególnie że jakoś nie miałem na to siły ani tym bardziej chęci. Może po prostu szukam jakiś niedorzecznych teorii, gdzie tak naprawdę w ogóle ich nie ma.

***

Finalnie zaczęło mu się nudzić samemu i nogi same poniosły mnie w kierunku pracowni Layli. Spodziewałem się, że pewnie kogoś oprócz niej zastanę w środku, ale w życiu bym nie przypuszczał, że całą trójkę w komplecie: Cherubina oraz wkurzających braciszków. Akurat obstawiałem, że ktoś prędzej czy później się odłączy, a tu klops. Niestety było już za późno, żeby się wycofać i zostało mi się grzecznie przywitać.
- Widzę, że ostro się wzięłaś do roboty, moja droga. - odparłem, jako pierwszą zaczepiając Layli, która żywo rozmawiała głównie z Blackiem i Nightem. Cherubin mam wrażenie, że średnio się udzielał. Głównie to głosy tamtej trójki słyszałem na zewnątrz.
- Orion, jednak zdecydowałeś się przyjść. - zauważyła, spoglądając w moją stronę i uśmiechając się szeroko od ucha do ucha. Stała przy lustrze ze szkicownikiem w dłoniach, tuż koło niej był Night, a za to Cherubin z Blackiem siedzieli naprzeciwko nich na różowiutkiej kanapie.
- Powiedzmy, że szukam sobie jakiegoś zajęcia. - odpowiedziałem, bez skrupułów podchodząc od tyłu do sofy i najzwyczajniej w świecie, przerzucając przez nią jedną nogę. - Black, suń swój tyłek. - dodałem, nie czekając za bardzo na reakcję, a po prostu wpychając się między niego, a Cherubina. Chłopak oczywiście się odsunął, wręcz nie miał innego wyjścia — akurat, jeżeli chodzi o takie małe rzeczy, to łatwo nie odpuszczam albo się jakoś odgrywam.
- Jak małe dziecko. - oznajmił z westchnieniem, jednocześnie strzepując delikatnie dłoń, którą napotkała moja stopa. Ewidentnie nie był zadowolony z mojego zachowania, ale bardzo dobrze zrobił, nie odzywając się już więcej w tym temacie. Sam zwyczajnie go zignorowałem, z uśmiechem się im przypatrując.
- Nawet nie wiesz, ile cię ominęło. - zaczęła Layli, wciąż będąc bardzo podekscytowana całym tematem. W odpowiedzi jedynie wzruszyłem ramionami, wygodnie się rozsiadając między Blackiem a Cherubinem. Czułem ogromną dawkę satysfakcji wypływającej z tego czynu.
- Na czym skończyliśmy? A właśnie, jak dla mnie wampiry, zombie i inne te stwory są już passé. Co druga osoba się za coś takiego przebierze. - wyraził swoje zdanie Night. Layli, jak widać, nie do końca się z tym chciała zgodzić.
- Aha, to co? Przebierzesz się za strażaka? - roześmiała się, co w sumie mnie również rozbawiło.
- Nie o to mi chodzi. Po prostu jakieś ciekawsze potwory byłyby lepsze. - wyjaśnił.
- To, czym niby chcesz być? - spytała zrezygnowana, już nie chcąc się z nim przegadywać.
- Kanibal. - wypaliłem nagle, wtrącając się do rozmowy. - Oblać się czerwoną farbą, załatwić parę kości, a do tego można bezkarnie zacząć gryźć ludzi. - przedstawiłem ze śmiechem, co mam wrażenie, że chyba głównie tylko mnie rozbawiło, ale już trudno. Może po prostu przez ten brak odpowiedniej ilości snu zaczynam wygadywać takie głupoty?
- Co ci się w ogóle stało? - spytała, zauważając czerwony ślad na moim czole. Włosy w tej kwestii jak widać, trochę mnie zawiodły. Bardzo liczyłem, że nikt nie zauważy dowodu mojego bliskiego i umyślnego spotkania ze stołem, co zresztą było kolejną głupotą. Może powinienem postarać się trochę więcej i dłużej spać. Problem w tym, że chcąc obserwować nocne niebo, nie mogę spać. Zresztą i tak moje sny to istny dramat połączony z krwawą komedią.
- To nic. Rośnie mi trzecie oko, a co? - wyjaśniłem, dość sarkastycznym tonem, podpierając swój podbródek na dłoniach. W tym również momencie nachylił się do mnie Cherubin, dotykając dłonią centralnie miejsca, w które sam sobie zrobiłem krzywdę. Nie było to przyjemne, a wręcz jeszcze bardziej bolesne. Od razu syknąłem, odsuwając głowę do tyłu. - Zresztą zdążyłem już o tym zapomnieć. - wymamrotałem, z założonymi rękami.
- Nie chcesz, to nie mów. - tak skwitowała moją odpowiedź. Następnie znowu zwróciła się do Nighta, co osobiście mało mnie interesowało. Wtedy też westchnąłem, opierając się bardziej o oparcie kanapy i zmierzyłem wzrokiem Cherubina.
- Wszystko gra? - spytałem. W końcu jakoś rano przy śniadaniu nie miałem okazji tego zrobić. Zdecydowanie wyglądał o wiele lepiej, niż wczoraj leżąc jeszcze w łóżku, ale mimo wszystko wolałem się upewnić. Skoro już się zaangażowałem, to wypadałoby się zainteresować, choć to Black zdecydowanie bardziej go niańczy, więc nie wydaje mi się, że mam się o co martwić. Zauważyłem to już niejednokrotnie. Chłopak w odpowiedzi nieznacznie pokiwał głową, biorąc w dłonie moją rękę i opierając się o moje ramię.
- Jest zdecydowanie lepiej. - dodał, dobrą chwilę przyglądając się moim palcom. Następnie mimo wszystko się podniósł, zgrabnie siadając na moich kolanach i owijając mi ręce wokół szyi. Nikt z reszty tu zebranych za bardzo nie zwrócił na to uwagi. Dyskusja w zasadzie toczyła się dalej i nie zapowiadało, aby szybko mieli się porozumieć. Cherubin w międzyczasie nachylił się bardziej do mojego ucha.
- Pamiętasz, co ci mówiłem? - spytał dość tajemniczym i niskim tonem, jednocześnie jedną dłonią wędrując po mojej klatce piersiowej.
- Jeżeli nie było to coś miłego, to możliwe, że nie. - przyznałem rozbawiony. Przypuszczałem, że może chodzić o te parę słów z rana, gdzie się w zasadzie zbierał do wyjścia. Coś mówił, to na pewno, ale co dokładnie? Była to podobna sytuacja do tej, ale myślę, że skoro tak obojętnie do tego podszedłem wtedy, to raczej nie miałem się czym przejmować. Cherubinowi chyba nie do końca pasowała ta odpowiedź. Leciutko puknął mnie w czoło, co nie ukrywam, łagodne się nie okazało. Syknąłem krótko — ten ślad wciąż bolał. Już nigdy tak nie zrobię. - O widzisz? To na przykład było niemiłe. - dodałem, nawet samemu nie chcąc za bardzo dotykać tamtego miejsca.

(Cherubin~?)

Doll CD Ozyrys

Ciemność. To wszystko, co mogłem dostrzec. Strach nie pozwalał mi skupić myśli. Co się stanie? Czy Ozyrysowi nic nie będzie? Jak uciec? Gdzie uciec? 
Czując powoli zastygające błoto na moich włosach i skórze, myślałem o swoim położeniu. Jak długo będę musiał uciekać? I co z cyrkowcami? Pech był moim cieniem i szedł za mną wszędzie. Przechodził na każdego, z kim miałem styczność. Jak zaraza. Niszczył wszystko na swojej drodze – przyjaźnie, rodziny, odbierał wszystko, również życie. 
Wkrótce Ozyrys zajrzał do kufra. Szybko wyciągnął mnie z niego, chwycił rzuconą niedbale na stolik ciemną perukę i zaczął zakładać mi ją na głowę. 
— Ozyrys, co ty robisz? — zapytałem zdezorientowany. Dlaczego chciał się bawić teraz w przebieranki? Byłem cały w błocie. 
— Policja tu jedzie. — odpowiedział szybko. W jego głosie wyczułem coś jakby strach. 
— To chyba dobrze... — wciąż nie rozumiałem tego pośpiechu. 
— Nie mogą cię znaleźć. — odparł, pospiesznie układając rozczochrane włosy. 
— Dlaczego? — dopytywałem. 
— Nie ma czasu. — magik zaczął ciągnąć mnie w stronę drzwi. Pociągnąłem go za rękę, zniżając go do mojego poziomu. Chwyciłem jego twarz w umorusane dłonie. 
— O co chodzi? — powtórzyłem z naciskiem. 
— Jeśli cię znajdą, oddadzą cię do tamtego faceta. — wysapał. 
— Dlaczego mieliby to zrobić? — zapytałem zdziwiony jego tokiem rozumowania. 
— Tamten facet tak powiedział... 
— Zanim zaczął uciekać przed policją? Ozyrys, on nie ma niczego, żeby potwierdzić, że do niego należę. Niewolnicy nie mają dokumentów. Ja nie istnieję. 
— Co? — magik znieruchomiał osłupiały. 
— Czy gdyby to co powiedział było prawdą, zakradaliby się tu w środku nocy czy wezwaliby policję? Okłamał was, żebyście zrobili dokładnie to, czego chciał. Chciał, żebyście mnie ukryli, żeby policja mnie nie znalazła i żeby mogli tu przyjść znowu, gdy Pik będzie się tłumaczyć za bezpodstawne wezwanie. 
W szeroko otwartych fiołkowych oczach Ozyrys’a widziałem, że wszystko zaczyna do niego powoli docierać. Puściłem go i zdjąłem perukę. 
— Pojadę z nimi i będę zeznawać. Czas z tym skończyć. Nie tylko dla mnie, dla innych też. 
— A jeśli ma tam swoich ludzi? — zapytał nagle magik. 
— Bardzo możliwe. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Ale nie martw się, dam sobie radę. — powiedziałem z uśmiechem. Bałem się, że mężczyźni w radiowozie lub na komisariacie są opłacani przez mojego pana, że odwiozą mnie do rezydencji, żeby otrzymać nagrodę. Ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Ozyrys i tak był kłębkiem nerwów. 
— Jadę z tobą. — wypalił nagle. 
— Co? Po co? — zapytałem zaskoczony. 
— Możesz potrzebować pomocy. — odparł, idąc ze mną do drzwi — Lub zwyczajnie wsparcia... — dodał ciszej. Uczepiłem się jego dłoni obiema rękami. Biło od niej przyjemne ciepło. 

Przy wejściu do namiotu czekał na nas Pik. On również był przejęty całą tą sytuacją. Uspokoiłem go i powtórzyłem wszystko, co przed chwilą powiedziałem Ozyrys’owi. 
— Przepraszam za to całe zamieszanie. Nie chciałem nikogo narażać... Po prostu...nie miałem gdzie pójść... — dodałem ciszej. Magik objął mnie ramieniem w milczeniu. Pik natomiast przez chwilę analizował całą sytuację. W końcu westchnął ciężko i spojrzał na mnie. 
— Czyli jedziesz teraz z nimi? 
— Tak. Muszę to zakończyć. — powiedziałem już pewniej. W końcu tylko to było właściwe w tym momencie. 
— Powodzenia, młody. — odparł Pik, czochrając moje włosy — A ty? — zwrócił się do magika. 
— Pojadę z nim. 
— Dobrze. Nie powinien zostawać sam, póki nie nauczy się bronić. — powiedział Pik, zawijając ręce na piersi. 

Razem udaliśmy się w stronę wozów policyjnych. Wyjaśniliśmy całą sytuację. Zdecydowano o zabraniu mnie na komisariat. 
— A ty czego tu? — zapytał policjant, gdy Ozyrys wszedł do radiowozu za mną. 
— J-Ja... — zająknął się magik. 
— Jestem nieletni. Mam prawo do zabrania ze sobą opiekuna. — uciąłem. 
— To twój ojciec czy matka? — zażartował drugi mężczyzna. 
— Przypominam, że opiekun nie musi być rodzicem. Tutaj jest nim Ozyrys. — odparłem, kończąc rozmowę. Następnie przysunąłem się bliżej magika i oparłem głowę na jego ramieniu. 
— Dzięki, Oz. — powiedziałem cicho.

***

Zatrzymaliśmy się w połowie drogi, jak to powiedział policjant za kierownicą, na stacji paliwowej. Spojrzałem przez okno jak tankuje radiowóz, a następnie idzie w stronę sklepu, by za chwilę zniknąć  za jego automatycznymi drzwiami. Drugi mężczyzna również wysiadł, żeby wykonać telefon. Przeszedł na drugą stronę wozu i co jakiś czas zerkał na mnie podczas rozmowy. Było w tym coś podejrzanego. Powoli zacisnąłem dłoń na ręce Ozyrys'a.
— Musimy stąd wyjść.
— Co? Dlaczego?
— Coś tu nie gra.
Policjant, widząc, że zamierzamy wysiąść, natychmiast wsiadł do radiowozu i zablokował wszystkie drzwi.
— Gdzie się wybierasz, Jamie? Słyszałem, że byłeś bardzo niegrzeczny. — powiedział, patrząc na mnie przez lusterko z obrzydliwym uśmiechem na ustach.


< Oz? > 

16 lis 2022

Cherubin CD Orion

Silny zapach kwiatów uderzył w mój nos. Poczułem nagłe ciepło i coś, co spowodowało kilka kichnięć z mojej strony. Wysmarkałem swój zmaltretowany nos i wyrzuciłem do kosza na śmieci, który znajdował się blisko łóżka. Usiadłem na łóżku, będąc przykrytym od pasa w dół, by moje stopki się grzały. Chciałem się czuć dobrze, ale przeziębienie mnie dobiło. Do tego wszystkiego doszło przepracowanie oraz zostałem skrzyczany przez Blacka, że nie jem regularnie. Normalnie jak jakaś matka.- Jeśli mnie nakarmisz i zostaniesz na dłużej. - rzekłem i przejechałem dłonią po jego ręce, tylko po to, by za moment wpakować ją pod jego ubranie.

8 lis 2022

Orion CD Cherubin

Frustrujące jest stawianie pytań, na które odpowiedzi są nieosiągalne. Mimo to temat zdolności dość długo siedział w mojej głowie. W tym cyrku jest wiele takich osób. Kostiumograf zmienia się w psa, jeden magik włada nad ogniem, drugi potrafi wyciągnąć dosłownie wszystko, co sobie wymarzy z kapelusza. Jeden akrobata włada lodem, kolejny podobno posiada zdolność lewitacji. Przy nich wszystkich czuję się wyjątkowo zwyczajnie. Za to Cherubin - jego słowa mają moc. Teoretycznie moje też, ale ograniczają się do danej formułki i nie wykraczają poza jej granice. On raczej może się pochwalić większym wachlarzem możliwości w porównaniu do mnie. Przez to może się nasuwać pytanie, czy możliwości idą w parze z siłą? Mógłby odzyskać wzrok na własne życzenie? A co jeśli pozbawiłbym go głosu? W końcu "kto nie przebiera w słowach, ten utraci mowę". Wizja bycia lepszym od kogoś, zostania tym silniejszym zawsze kusiła i kusić będzie, a szczególnie właśnie mnie. Może nie na tyle, że nagle będę chciał przejąć władzę nad światem, ale nie oszukujmy się — fajnie jest się poczuć wyjątkowo. Nawet jako ten jednooki król w krainie ślepców...

***

Muszę przyznać, że już od jakiegoś czasu nawiedza moje myśli pewna ekscytacja. Dużo rzadkich wydarzeń szykuje się w kosmosie, co jak można się spodziewać, dosięgnie również nas wszystkich.
- As above, so below. - odparłem rozbawiony, gdy poruszyłem ten temat przy luźnej pogawędce z Layli. Musiałem się komuś wygadać, a ona akurat pierwsza się napatoczyła. Mamy jesień, a razem z nią rozpoczyna się dość mistyczny okres, gdzie granice świata żywych razem ze światem umarłych są niezwykle cienkie, a w noc pewnego święta wręcz się przenikają. Tamta noc zbliżała się wielkimi krokami, lecz gdyby to było jedyne, co miałbym do ogłoszenia, to raczej w ogóle bym się nie odzywał.
- Ale zaćmienie słońca? - spytała zaskoczona. Dokładnie tak, tegoroczne święto zmarłych było bardzo wyjątkowe pod tym względem, gdyż blisko jego daty miało nastąpić zaćmienie słońca i tego samego dnia będzie miał miejsce nów księżyca, a na dodatek wszystko w znaku skorpiona — najbardziej tajemniczego i magicznego znaku zodiaku. Do tego po całym święcie ma nastąpić zaćmienie księżyca w znaku byka. Wszystko będzie bardzo ekscytujące do oglądania, a do tego mam wrażenie, że podzieje się dużo różnych rzeczy w trakcie tego okresu. Spotkałem się z nazwą "wchodzenia do portalu zaćmień", który ma się zacząć wraz z zaćmieniem słońca, a zakończyć równo z zaćmieniem księżyca, więc tym bardziej nie mogę się doczekać. Co prawda stałem się okropnym sceptykiem w ostatnim czasie, ale to nie tak, że bagatelizuje wszystko. Jestem po prostu poważnie uczulony na ludzką głupotę i wierzę w to, co chcę uwierzyć. Nikt na pewno nie będzie mi nic narzucać.
- Nie tylko. - zaśmiałem się. - W astrologii zaćmienie oznacza pewnego rodzaju wejście w nieznane i przede wszystkim zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. - z ekscytacji aż wstałem z miejsca. - Chaotyczne i nieprzewidywalne, czyli liczę na to, że w moim życiu będzie się działo. - podsumowałem, już oszczędzając jej zbędnych szczegółów, bo zmiany te niekoniecznie mają być pozytywne. Zmiany powiązane z zaćmieniem bardziej są niepokojące, choć tak naprawdę nigdy jeszcze nie przywiązywałem do tego większej wagi. To też pierwszy raz, gdy oba zaćmienia tak zgodnie się zgrywają w czasie, więc tym bardziej nie liczę na nudę. Samo oglądanie tych zjawisk, to już na upartego będzie dla mnie dużo, choć w głębi duszy liczyłem na coś jeszcze w tym wszystkim, co mogłoby mnie zaskoczyć.
- Mimo wszystko jeszcze musisz poczekać. - stwierdziła, ściągając mnie tym tekstem na ziemię. To prawda, czasu jeszcze trochę było, ale mi zaczynała kończyć się cierpliwość. - Poza tym na pewno będzie się działo. W mieście ma się odbyć impreza Halloweenowa jakoś w tym czasie. Widziałam już nawet ulotki z tym związane. - oznajmiła z uśmiechem. - Może się wybierzesz? Na przykład z Cherubinem. - zaproponowała, niewinnie się szczerząc. - Mogę pomóc wam się przebrać i takie tam. - dodała, a ja zmierzyłem ją podejrzliwym wzrokiem, unosząc przy tym jedną brew.
- Nie wydaje mi się, aby interesowały go takie zabawy, chociaż może... - wzruszyłem ramionami, zastanawiając się nad tym. - Zawsze mogę zapytać.
- To świetnie. - odparła wesoło, ustawiając swoje palce w obiektyw i kierując je w moją stronę. Na chwilę zamilkła, zamykając jedno oko i przygryzając dolną wargę. Ewidentnie się nad czymś zastanawiała. - Widzę cię jako... Hmmm. W sumie masz tak parszywą buźkę, że tylko dynia na głowie może cię uratować. - oznajmiła w końcu, wybuchając śmiechem.
- Odezwał się klaun ze świetnym poczuciem humoru. - odparłem żartobliwie, samemu się śmiejąc. - Przynieś dynie, to możemy podyskutować. - dodałem rozbawiony, wstając już z miejsca. Nie ukrywam, był to bardzo kreatywny i interesujący pomysł, ale według mnie mało praktyczny, a szczególnie jeżeli to miałaby być część kostiumu na wcześniej wspomnianą imprezę.
- To do zobaczenia. - pożegnała się, gdy już odchodziłem od niej i finalnie opuściłem stołówkę. Co jakiś czas udawało nam się zgadywać w jakiejś przypadkowej chwili, gdy akurat oboje nie mamy nic do roboty.
Po drodze do namiotu trafiłem na jakże drogiego mi Blacka, który po krótkiej wymianie zdań, zdradził mi, że Cherubin nie za dobrze się czuje. Nie dziwiło mnie to jakoś szczególnie, bo pogoda była dość kapryśna i w tym okresie dużo osób łapie choroba. Miałem jedynie nadzieję, że mu się nie pogorszy, stąd też wolałem również sam go odwiedzić i sprawdzić, jak się miewa.
- Co to jest? - spytał, gdy postawiłem tuż przy jego butelce wody, niepozorny słoiczek z ciemną cieczą w środku.
- Słyszałem, że kiepsko się czujesz. - zacząłem, siadając sobie przy nim. Leżał na łóżku, okryty praktycznie po samą brodę i wyglądał mi, jakby sam niedawno co się obudził. - A to syrop z czarnego bzu. Jest bardzo dobry na przeziębienia, a wiem to z własnego doświadczenia. - dodałem z uśmiechem. Chłopak w międzyczasie sięgnął po słoiczek, oglądając go w dłoni.
- A skąd to masz? Nie wyglądasz na żadnego zielarza. - odparł krótko, finalnie odstawiając słoiczek i wtulając się bardziej w swój koc.
- Moi rodzice się tym trochę zajmowali, a jako przykładny syneczek mamusi, oczywiście mam to właśnie od niej. - odpowiedziałem, cicho się śmiejąc. - To nie tak, że chcę cię tu otruć. Choć, nie da się ukryć, że z dobrodziejstw natury, należy korzystać z głową. - dodałem, sięgając już po słoiczek i go otwierając. - A co za dużo, to nie zdrowo. - wtrąciłem jeszcze, a razem z otwarciem słoika po namiocie rozniósł się dość intensywny kwiatowy zapach, jeden z moich ulubionych, jak mam być szczery. - To co? Spróbujesz? - spytałem koniec z końców, spoglądając na niego.

(Cherubin~?)

Shu⭐zo CD Lennie

Nienawidzę wstawać. Szczególnie ostatnio stało się to o wiele trudniejsze. Za to dla Yukiego, ze zmęczeniem muszę stwierdzić, że wręcz przeciwnie. Cieszyłem się, że teraz przesypia zdecydowanie większość nocy i nie trzeba do niego wstawać, ale za budzikami nikt nie przepada, a mój synek był jednym z najlepszych, gdy nastawał poranek. Dzisiaj nie było inaczej. Tradycyjnie zerwał Lenniego na równe nogi, a jakąś godzinę później przyszła kolej na mnie, gdzie zamiast jedzenia, domagał się czyjejś uwagi, nie chcąc już siedzieć w łóżeczku.
- Dałbyś mi się chociaż w spokoju ubrać. - wymamrotałem, biorąc maluszka na ręce. - To nie. Tatuś się musi spieszyć. - dodałem rozbawiony, całując chłopca w czoło i starając się jakoś bez pomocy rąk, założyć drugi but. Yuki w moim odczuciu rósł, jak na drożdżach i był większy z każdym dniem. Nie mówiąc już, że równie tak samo szybko robił się coraz żywszy i widać, że nie podoba mu się siedzenie w miejscu. Muszę go wszędzie ze sobą nosić albo specjalnie wstawać podczas pracy, bo temu małemu królewiczowi się nudzi. Chcąc nie chcąc też ciągle muszę mieć na niego oko. Teraz poza ssaniem własnej stópki i grzecznego leżenia, bez problemu może się obrócić, czy nawet sturlać się z materaca. Nie mówiąc już, że po wszystko ochoczo sięga i chce wkładać do buzi. Plusem jest to, że jeśli robi się zbyt cicho, to wiem, że młody coś kombinuje, ewentualnie zasypia, ale w ciągu dnia już nie ma tylu drzemek, co kiedyś. Stąd też mam wrażenie, że Lennie nie do końca jeszcze dostrzega wszystkie te zmiany. Ja jestem z Yukim większą część dnia i zdecydowanie lepiej wiem, jak to wygląda. Choć to wciąż Lennie potrafi o wiele skutecznej zająć i zabawić malca ode mnie. Jego sztuczki magiczne robią na Yukim takie wrażenie, że teraz młody nie rusza się na krok bez swojego pluszaka, którego tatuś wyciągnął z pustego kapelusza. Ciężko mi o tym nie wspominać, ale to bardzo słodkie. Nie chcę nawet myśleć, co będzie, jak młody już podrośnie. Kto wie, może będę mieć dwóch świetnych magików w namiocie.
- Przepraszam, trafiłem do kostiumografa? - usłyszałem za sobą. Zapowiadało się na jakąś robotę dla mnie, choć akurat na brak pracy nie mogę narzekać. Wręcz czasem chciałbym, aby było tego troszkę mniej. Ciężko mi w cokolwiek ręce włożyć ostatnio. Przez to czasem nawet siebie nie poznaje. Dziecko, jak widać, potrafi skutecznie odciągać od obowiązków i zmienić nastawienie do nich.
- Oczywiście. - odparłem z uśmiechem, odwracając się do gościa. - Oto ja. - zaśmiałem się cicho, lecz szybko mi przeszło, zauważając z kim mam do czynienia. Co prawda samego mężczyznę widziałem pierwszy raz, jednak jego ciało... Te mięśnie, klatka piersiowa. Myślałem, że tam zaraz odlecę z zachwytu, przez co też lekko mnie zatkało. Wiem, że to straszne z samego faktu, że mam kochanego męża i dziecko, ale miałem ogromną ochotę go dotknąć albo przynajmniej zobaczyć go bez koszulki. Nie ma nic bardziej atrakcyjnego od umięśnionego męskiego torsu, więc ta chęć była silniejsza ode mnie.
- Super. Nie ogarniam tutaj jeszcze wszystkiego. Przyjechałem na występ i słyszałem, że zajmujesz się tu kostiumami. - odparł, przyglądając się mi z lekkim uśmiechem. - Nie przeszkadzam czasem? - spytał, zakładając ręce na piersiach.
- W życiu... - odpowiedziałem, trochę bardziej pogrążony we własnej fascynacji, ale w miarę szybko się otrząsnąłem. - Znaczy, nie. - zaprzeczyłem, z niepewnym śmiechem. - To tylko Yuki. Mój mały asystent, który teraz i tak będzie się bawić. - wyjaśniłem, całując chłopca w głowę i chcąc nie chcąc znów położyłem go do łóżeczka. Podałem mu również parę zabawek, aby się na nich skupił w najbliższym czasie, a później już wróciłem do rozmowy z wyjątkowo interesującym panem.
- Mały braciszek? - spytał, mimo wszystko zbliżając się do mojego biurka, a palcem wskazując na kołyskę.
- Nie nie nie. - odpowiedziałem z cichym śmiechem. - To mój synek. - dodałem, wyciągając swój notatnik, choć mój wzrok ciągle uciekał w jego stronę. Wysoki, bardzo dobrze zbudowany i z ciemną czupryną. Powiedziałbym, że nawet gdzieś w moim wieku albo trochę starszy.
- Taki młody facet ma już dziecko? - dopytywał, opierając się o biurko i śledząc mnie wzrokiem. - Pierścionek również. - dodał, widocznie taki zauważając na moim palcu. Uważam, że mało kto tak pewnie się zachowuje w takich sytuacjach, ale ten nic nie robił sobie z tego, że się nie znamy. Może po prostu zauważył, jak się mu przyglądam? Sam wręcz się trochę zawstydziłem, gdy wspomniał o pierścionku. Trudno mi wyjaśnić, dlaczego, ale to było okropne uczucie. Nie powinienem tak robić. Jestem dumny z faktu, że jestem z Lenniem, a nie z kimś innym.
- Jakoś nie narzekam. - odparłem, kryjąc to drobne zakłopotanie rozbawionym uśmiechem. Jednocześnie usiadłem, zakładając nogę na nogę. - A ty? Pewnie szczęśliwy singiel. - dodałem, mierząc go wzrokiem.
- Mówią mi Gabe. - odparł rozbawiony, wyciągając do mnie rękę. Niestety nie skorzystałem i uciekłem wzrokiem do notatnika.
- Mówiłeś coś o kostiumie. Przerabiamy czy raczej chcesz coś nowego?
- Coś nowego. Chciałbym się wpasować do reszty. W końcu na trochę u was zostaje. - odpowiedział, nie brzmiąc na wielce zadowolonego i zabierając rękę.

***

Z czasem sytuacja o wiele bardziej się rozluźniła, a Yuki był wyjątkowo spokojny. W pewnym momencie udało mu się nawet znowu zasnąć, a ja wtedy dowiedziałem się, że zacny Gabriel, a w skrócie Gabe — gościnnie będzie na przyszłych paru występach w naszym cyrku. Kojarzę, że Lennie coś o tym wspominał, ale nie za bardzo była mi potrzebna ta informacja. Najlepsze w tym wszystkim było to, że nie bez powodu jest on tak dobrze zbudowany. Gabe ma robić za siłacza i zdecydowanie na takiego wygląda (a szczególnie po zdjęciu koszulki). Ciężko mi było skupić się na pracy, a szczególnie że po ustaleniu projektu, musiałem go jeszcze pomierzyć.
- Robi wrażenie, co? - spytał, gdy tak na chwilę zastygłem z metrem, mierząc szerokość jego ramion. Od razu się odsunąłem z dość obojętną miną, gdy tylko wybrzmiało to pytanie.
- Czy ja wiem. - odpowiedziałem niewzruszonym tonem, a później znów się zbliżyłem, przejeżdżając dłonią po jego ramieniu, a finalnie się do niego przytulając. - Może troszeczkę. - przyznałem finalnie. Najlepsze jest to, że ten za dużo sobie z tego nie robił, a ja mógłbym się tak tulić godzinami. Te wszystkie mięśnie brzucha albo ramion. To było wręcz hipnotyzujące, jak wszystkie się ruszały razem z jego oddechem. Napinały, a potem rozluźniały i były takie przyjemne w dotyku.
- Nie jesteś pierwszym, który traci dla nich głowę. - przyznał rozbawiony. - Ma się ten czar.
- Tak mówisz? Hmmm... - odsunąłem się lekko, udając, że się zastanawiam, przy okazji przejeżdżając dłonią po jego klacie. - Znam osobę, która również potrafi czarować.
- Patrząc na to, jak się ustawiłeś, chodzi o twoją drugą połówkę, hm?
- Nie bez powodu się oświadczałem, aby teraz tak nie twierdzić. - odparłem, mimo wszystko też wracając do mierzenia.
- Jaka ona jest? - spytał, skoro już podjąłem się tematu. Od razu posłałem mu rozbawione spojrzenie.
- Jest magikiem. Czarowanie to jego praca. - przyznałem z uśmiechem, a Gabriel po usłyszeniu odpowiedzi jakoś bardziej się spiął. Czyżby wiedział, o kim mówię? Może po prostu się tego nie spodziewał? Mimo wszystko udało mi się wywołać wilka z lasu, gdyż dosłownie chwilę później do namiotu wrócił Lennie.
- Ooo, hej skarbie. - przywitałem się z nim, nie kryjąc swojego podniecenia gościem, gdyż od razu później zacząłem dłonią gładzić umięśnione ramię Gabe'a. - Widzisz to? Jego biceps jest prawie wielkości mojej głowy. - dodałem rozbawiony. Jakoś nie uważałem, żeby Lenniemu mogło to bardzo przeszkadzać. Myślę, że bardzo dobrze wie, że kocham go nad życie i nigdy się to nie zmieni.

(Lennie~?)