18 lis 2022

Doll CD Ozyrys

Ciemność. To wszystko, co mogłem dostrzec. Strach nie pozwalał mi skupić myśli. Co się stanie? Czy Ozyrysowi nic nie będzie? Jak uciec? Gdzie uciec? 
Czując powoli zastygające błoto na moich włosach i skórze, myślałem o swoim położeniu. Jak długo będę musiał uciekać? I co z cyrkowcami? Pech był moim cieniem i szedł za mną wszędzie. Przechodził na każdego, z kim miałem styczność. Jak zaraza. Niszczył wszystko na swojej drodze – przyjaźnie, rodziny, odbierał wszystko, również życie. 
Wkrótce Ozyrys zajrzał do kufra. Szybko wyciągnął mnie z niego, chwycił rzuconą niedbale na stolik ciemną perukę i zaczął zakładać mi ją na głowę. 
— Ozyrys, co ty robisz? — zapytałem zdezorientowany. Dlaczego chciał się bawić teraz w przebieranki? Byłem cały w błocie. 
— Policja tu jedzie. — odpowiedział szybko. W jego głosie wyczułem coś jakby strach. 
— To chyba dobrze... — wciąż nie rozumiałem tego pośpiechu. 
— Nie mogą cię znaleźć. — odparł, pospiesznie układając rozczochrane włosy. 
— Dlaczego? — dopytywałem. 
— Nie ma czasu. — magik zaczął ciągnąć mnie w stronę drzwi. Pociągnąłem go za rękę, zniżając go do mojego poziomu. Chwyciłem jego twarz w umorusane dłonie. 
— O co chodzi? — powtórzyłem z naciskiem. 
— Jeśli cię znajdą, oddadzą cię do tamtego faceta. — wysapał. 
— Dlaczego mieliby to zrobić? — zapytałem zdziwiony jego tokiem rozumowania. 
— Tamten facet tak powiedział... 
— Zanim zaczął uciekać przed policją? Ozyrys, on nie ma niczego, żeby potwierdzić, że do niego należę. Niewolnicy nie mają dokumentów. Ja nie istnieję. 
— Co? — magik znieruchomiał osłupiały. 
— Czy gdyby to co powiedział było prawdą, zakradaliby się tu w środku nocy czy wezwaliby policję? Okłamał was, żebyście zrobili dokładnie to, czego chciał. Chciał, żebyście mnie ukryli, żeby policja mnie nie znalazła i żeby mogli tu przyjść znowu, gdy Pik będzie się tłumaczyć za bezpodstawne wezwanie. 
W szeroko otwartych fiołkowych oczach Ozyrys’a widziałem, że wszystko zaczyna do niego powoli docierać. Puściłem go i zdjąłem perukę. 
— Pojadę z nimi i będę zeznawać. Czas z tym skończyć. Nie tylko dla mnie, dla innych też. 
— A jeśli ma tam swoich ludzi? — zapytał nagle magik. 
— Bardzo możliwe. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Ale nie martw się, dam sobie radę. — powiedziałem z uśmiechem. Bałem się, że mężczyźni w radiowozie lub na komisariacie są opłacani przez mojego pana, że odwiozą mnie do rezydencji, żeby otrzymać nagrodę. Ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Ozyrys i tak był kłębkiem nerwów. 
— Jadę z tobą. — wypalił nagle. 
— Co? Po co? — zapytałem zaskoczony. 
— Możesz potrzebować pomocy. — odparł, idąc ze mną do drzwi — Lub zwyczajnie wsparcia... — dodał ciszej. Uczepiłem się jego dłoni obiema rękami. Biło od niej przyjemne ciepło. 

Przy wejściu do namiotu czekał na nas Pik. On również był przejęty całą tą sytuacją. Uspokoiłem go i powtórzyłem wszystko, co przed chwilą powiedziałem Ozyrys’owi. 
— Przepraszam za to całe zamieszanie. Nie chciałem nikogo narażać... Po prostu...nie miałem gdzie pójść... — dodałem ciszej. Magik objął mnie ramieniem w milczeniu. Pik natomiast przez chwilę analizował całą sytuację. W końcu westchnął ciężko i spojrzał na mnie. 
— Czyli jedziesz teraz z nimi? 
— Tak. Muszę to zakończyć. — powiedziałem już pewniej. W końcu tylko to było właściwe w tym momencie. 
— Powodzenia, młody. — odparł Pik, czochrając moje włosy — A ty? — zwrócił się do magika. 
— Pojadę z nim. 
— Dobrze. Nie powinien zostawać sam, póki nie nauczy się bronić. — powiedział Pik, zawijając ręce na piersi. 

Razem udaliśmy się w stronę wozów policyjnych. Wyjaśniliśmy całą sytuację. Zdecydowano o zabraniu mnie na komisariat. 
— A ty czego tu? — zapytał policjant, gdy Ozyrys wszedł do radiowozu za mną. 
— J-Ja... — zająknął się magik. 
— Jestem nieletni. Mam prawo do zabrania ze sobą opiekuna. — uciąłem. 
— To twój ojciec czy matka? — zażartował drugi mężczyzna. 
— Przypominam, że opiekun nie musi być rodzicem. Tutaj jest nim Ozyrys. — odparłem, kończąc rozmowę. Następnie przysunąłem się bliżej magika i oparłem głowę na jego ramieniu. 
— Dzięki, Oz. — powiedziałem cicho.

***

Zatrzymaliśmy się w połowie drogi, jak to powiedział policjant za kierownicą, na stacji paliwowej. Spojrzałem przez okno jak tankuje radiowóz, a następnie idzie w stronę sklepu, by za chwilę zniknąć  za jego automatycznymi drzwiami. Drugi mężczyzna również wysiadł, żeby wykonać telefon. Przeszedł na drugą stronę wozu i co jakiś czas zerkał na mnie podczas rozmowy. Było w tym coś podejrzanego. Powoli zacisnąłem dłoń na ręce Ozyrys'a.
— Musimy stąd wyjść.
— Co? Dlaczego?
— Coś tu nie gra.
Policjant, widząc, że zamierzamy wysiąść, natychmiast wsiadł do radiowozu i zablokował wszystkie drzwi.
— Gdzie się wybierasz, Jamie? Słyszałem, że byłeś bardzo niegrzeczny. — powiedział, patrząc na mnie przez lusterko z obrzydliwym uśmiechem na ustach.


< Oz? > 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz