29 wrz 2022

Ozyrys CD Doll

Nie do końca trzeźwo myślałem w takim stresowych i niebezpiecznych sytuacjach. Gdy jeden wróg został unieszkodliwiony, pobiegłem do Pika, aby go zawiadomić i prosić o pomoc, nie myśląc o tym, że zostawiając chłopca samego, narażam go na kolejnych przeciwników. Niestety zdałem sobie z tego sprawę, gdy znalazłem się już w namiocie Pika. Mężczyzna spał, a moje nagłe przybycie nie tyle go obudziło, co zdenerwowało. Był to kolejny raz z nielicznych momentów w moim życiu, w którym to ja komuś ostro przerwałem i przejąłem głos. Do szefa cyrku szybko doszła powaga sytuacji. Pytając, gdzie Doll i odpowiadając mu, że w namiocie, Pik nazwał mnie kretynem, każąc mi szybko do niego wracać.
- Może być ich więcej, myśl o takich rzeczach – zbesztany wyszedłem z namiotu i pobiegłem w kierunku swojego namiotu, w którym zostawiłem młodego. 
W moim kierunku zbliżała się postać. Uciekała, ale śliskie błoto nie pozwalało jej w pełni się rozpędzić. Gdy tajemnicza postać była wystarczająco blisko, aby jej twarz oświetlił blask lampy, ujrzałem Doll’a. Jego przerażona twarz mnie nie zauważyła i gdy tylko go zatrzymałem, zaczął się wyrywać.
- To tylko ja, Doll, spokojnie. To ja, Ozyrys – mówiłem do niego, aż spojrzał mi w oczy i przestał się szamotać.
- Oni tu są. Oni tu są – mówił wręcz płaczliwym głosem. Przycisnąłem go do siebie, był to odruch bezwarunkowy, jakbym podświadomie nie chciał go nikogo oddać. W tym samym czasie Pik wyszedł ze swojego namiotu i podszedł do nas.
- Zabierz go do głównego namiotu i ukryj. Niech nie wychodzi, dopóki nie pozwolę – polecił, nie zdradzając niczego więcej. Pokiwałem głową i gdy mężczyzna ruszył w swoim kierunku, ja przykucnąłem, aby móc spojrzeć chłopcowi w twarz.
- Nie bój się, Pik zaraz coś wymyśli, a my się schowamy – wyjaśniłem. Doll pokiwał głową. W jego oczach widziałem strach, był cały umorusany w błocie, jakby się po nim tarzał. Nie chciałem go na razie pytać, co się stało podczas mojej nieobecności, dlatego tylko chwyciłem go za rękę i pobiegłem z nim do namiotu. 
Na miejscu panowała ciemność i cisza. Szczekanie psa w oddali, które było słyszalne na zewnątrz, teraz zniknęło. Wejście do namiotu wyglądało jak wielka smocza jama i gdyby nie dzieciak, raczej bym nie wszedł do środka. Wyciągnąłem rękę z zapalniczką przed siebie, odpaliłem ją i przeniosłem płomień na dłoń. Jeśli nic się nie stanie, na pewno sobie poradzę z małym płomyczkiem, który niewiele oświetlał. Weszliśmy głębiej w ciemność, którą rozpraszał ogień. Musieliśmy się gdzieś skryć. Nie znałem planu Głowy Cyrku, ale nie było mi z tym źle. Chciałem tylko znaleźć jakiś schron, by móc bezpiecznie przeczekać razem z Dollem tą cała sytuację. 
Oboje stwierdziliśmy, że najlepszą kryjówkę można znaleźć na zapleczu, z tyłu namiotu, gdzie są przechowywane wszystkie przedmioty, potrzebne cyrkowcom do ich sztuczek. Pomimo tego, że wszystkie rzeczy miały swoje miejsce, było to pomieszczenie zagracone. Znaleźliśmy dla Dolla kryjówkę w dużej skrzyni. Wyciągnęliśmy z niej różne akcesoria i odkładając je na bok, chłopiec położył się bokiem w pudle.
- Obiecujesz, że przyjdziesz po mnie? – zapytał cichym głosikiem. 
- Oczywiście – posłałem mu ciepły uśmiech i pogłaskałem po włosach. Wyglądał tak bezbronnie w tej pozycji. – I pamiętaj, nie wychodź z niej sam, nie ważne co by się działo, dobrze? – pokiwał głową. – To będzie tylko chwila – zapewniłem go, po czym powoli zamknąłem skrzynie, patrząc jeszcze mu w przestraszone oczy. „Będzie dobrze, będzie dobrze”, zapewniałem w myślach samego siebie.
Usłyszałem strzał. Był to stłumiony odgłos, musiał oddalić w oddali. Całe moje ciało drgnęło.
- Ozyrys… - zaraz usłyszałem drugi dźwięk, cichy i piskliwy. Otworzyłem wieko skrzyni.
- Spokojnie, są daleko – wyszeptałem chłopcu, po czym ponownie je przymknąłem. Wstałem i skierowałem się w kierunku wyjścia, by sprawdzić, co się działo. Długo stałem na zewnątrz, starając się dostrzec cokolwiek w mroku, który obejmował całe miejsce. Gdy zacząłem się trząść z zimna, w mieście rozległo się wycie syren policyjnych. Czyli to był plan Pika.
- Ty – spojrzałem w bok. Ciemność nie pozwoliła mi dostrzec twarzy jegomościa, ale jego sylwetka wskazywała na to, że coś, co trzymał w dłoni, było skierowane w moją stronę. Uniosłem powoli dłonie do góry. Syreny policyjne były już niedaleko. 
- Opuść broń – za nim pokazał się Pik. Mężczyzna odwrócił głową i odsunął się na bok, by móc obserwować nas obojga. – Policja już tu jest.
- To niczego nie zmieni. Chłopak i tak wróci do rezydencji.
- Skąd taka pewność? – zapytałem, a on się zaśmiał.
- Bo tam jest jego miejsce. Nie zdołacie go tu zatrzymać. Jest nieletni, a prawnie należy do mojego Pana – gdy dźwięk wozów policyjnych był już blisko, a my z Pikiem spojrzeliśmy w kierunku, z którego on dochodził, mężczyzna zaczął uciekać. Gdy chciałem już coś zrobić, Pik mnie ubiegł. Okazało się, że był posiadaczem strzałek usypiających i po chwili jedna z nich wbiła się w ciało mężczyzny. Gdy mój umysł starał się zrozumieć, że Pik ma więcej tajemnic, niż ktokolwiek z nas sądził, mężczyzna podszedł do mnie.
- On ma racje – wozy policyjne pojawiły się na terenie cyrku. Patrzyliśmy jak z dwóch samochodów wychodzi czterech ludzi. – Prawnie mogą go stąd zabrać nawet siłą, jeśli jego opiekun zgłosi tą sprawę, a pewnie wkrótce to zrobi. Jeśli Doll chce tu zostać, musisz go ukryć.

<Doll?>

Lennie CD Shu⭐zo (+18)

- Więc to twoja tajemnicza broń – stwierdziłem, powracając do naszej zabawy. 

16 wrz 2022

Cherubin CD Orion

Taka ciuciubabka była dziwna, taka nieprzyjemna, oraz trochę straszna. Czułem dreszcze na ciele, gdy przestałem dostrzegać Oriona, uciekał ode mnie. Jednakże teraz przynajmniej wiem, jaką ma zdolność. Dziwną, ale też niecodzienną. Wolałem już odzyskać wzrok, jednakże chyba nie prędko się do tego silił. Najwyraźniej urażone ego bywa zabójcze. Gdy go znalazłem, już byłem zmęczony tym dniem, a ta cała zabawa, była co najwyżej, by mnie upokorzyć, a nawet pokazać, że chce też czegoś więcej, a nie tylko jedno. Choć ja nie miałem zbyt udanych związków. Kończyły się one zazwyczaj nocą w łóżku jako zgoda, a spędzanie czasu razem nie było dla mnie. Gdyż wtedy zazwyczaj pracowałem. Takie jest spotykanie się z pisarzem, czasem nawet spędzanie nocy razem, nie było mi potrzebne. Podobnie jak sen i posiłki. Czasem trzeba było mi przypominać albo prowadzić za rączkę jak dziecko, bym jadł, brał prysznic, spał i żył jak człowiek, a nie robił tylko jedno. Życie z pisania jest piękne i potworne, gdyż pisząc książki, autor jest dumny, że jego dzieła się sprzedają, ale gdy jest wręcz odwrotnie i pokazują się negatywne komentarze, do tego dochodzą też sprzedaże książek, bo nikt ich nie chce kupić, wówczas autor przechodzi swego rodzaju załamanie. Może zbyt wiele myśli o tym wszystkim, co mógłby zrobić inaczej, gdzie popełnił błąd, czy jest sens, by dalej pisał, by żył... 

12 wrz 2022

Odchodzi

VOGEL | Złota rączka


Powód: Decyzja właściciela

11 wrz 2022

Orion CD Cherubin

Heh, aniołek ma niezłe rogi - mój najbardziej adekwatny komentarz do całej sytuacji. Nie chciałbym wchodzić w zbędne szczegóły poza faktem, że jak widać, nie leżą mi takie zabawy. Czy chciałbym powiedzieć coś więcej? Możliwe, ale to raczej nic nie wniesie do sprawy, więc szkoda sobie strzępić język. Czy jestem zły? Byłem wkurwiony, a teraz... Sam nie wiem. Lekki niesmak z pewnością pozostał, a, szczególnie że nie po to tyle na niego czekałem.
Obaj siedzieliśmy aktualnie na łóżku. Cherubin opierał się o mnie, coś mówiąc i jednocześnie przejechał parę razy opuszkami palców po moim nadgarstku. Jednak po chwili ciszy z mojej strony podniósł na mnie wzrok. - Orion? - słysząc swoje cyrkowe imię, jakoś wyrwałem się z zamyślenia i skomentowałem, cokolwiek wcześniej powiedział, dość głośnym westchnieniem.
- Pójdę już. - dodałem jeszcze, podnosząc się, lecz za nim zdążyłem zabrać rękę, Cherubin złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni, a sam spojrzał na mnie swoim kuszącym wzrokiem. Nie byłem za bardzo w nastroju ani nie czułem się na siłach, aby jakoś na to reagować. Jedyne co to zabrałem rękę. - Pożyczę sobie tę jedną książkę, nie obrazisz się? - spytałem, łapiąc za książkę, której nie zdążyłem dokończyć i zmierzyłem jej okładkę wzrokiem.
- Nie obrażę. - odparł, samemu również wstając. - Ale przynieś ją później z powrotem. - dodał jeszcze, siadając za biurkiem i wyciągając z szuflady swój notes. Pewnie będzie wracać do pisania.
- Jasne. - mruknąłem, wychodząc z namiotu, wpatrzony w okładkę. Na zewnątrz zdążyło się już ściemnić, a do tego przywitał mnie niezbyt przyjemny zimny wiatr, co jasno wskazywało, że cudowne lato zbliża się ku końcowi. Niebo całe zachmurzone, a gdzieś w oddali już dało się usłyszeć ciche grzmoty. Zapowiadało się na bardzo urokliwą noc.

***

Obudziłem się z otwartą książką na twarzy. Nieszczególnie mnie to zdziwiło, gdyż po powrocie na nowo wciągnęła mnie cała historia, ale zupełnie nie pamiętałem, kiedy udało mi się zasnąć. Nie mówiąc już o tym, że przespałem całą noc bez zbędnych koszmarów. W sumie nawet nie pamiętałem, co mi się śniło, ale nie sprawiło to, że czułem się tak w stu procentach wypoczęty. Mimo wszystko po wstaniu wziąłem się za siebie i zająłem się moimi codziennymi sprawami. Na tym też zleciał mi cały poranek. Bieganie, ćwiczenia, prysznic, śniadanie, chwila przerwy, w której czytałem, a później próba, na której tylko przelotnie spotkałem się z Cherubinem. W zasadzie pomachałem raz do niego z góry i nawet nie jestem pewny czy to zobaczył. Później przyszedłem na obiad i już go tam nie zastałem, ale za to miałem okazję skończyć czytanie. Zostało mi zaledwie parę rozdziałów i koniec okazał się dla mnie wielce niesatysfakcjonujący. Nie chciałbym tutaj nic spojlerować, ale koniec chyba powinien być końcem, a nie miszmaszem, który pozwoliłby autorowi w razie czego na kontynuację, gdyby książka się dobrze sprzedała. Niestety w tym życiu wszystkim głównie zależy na pieniądzach.
- Hej, wróciłem z książką. - wtrąciłem na wstępie, wchodząc do namiotu chłopaka. Było już grubo po porze obiadowej, a ten zajmował się dalej pisaniem. Czyżby deadline zbliżał się wielkimi krokami? Równie dobrze wena mu mogła sprzyjać. Różnie to bywa z takimi pisarzami.
- Świetnie, odłóż ją, proszę na miejsce do pudełka. - odparł, odrywając wzrok od notesu i śledząc wzrokiem moje poczynania. - Jak się podobała? - spytał jeszcze. Wtedy też odwróciłem się do niego i wzruszyłem ramionami.
- Wciągająca, to na pewno. - przyznałem, jednocześnie podchodząc do stolika i sięgając do pudełka z ciastkami. Widząc je oraz ten charakterystyczny imbryczek byłem prawie pewny, że odbyła się tu kolejna pogadanka z Blackiem, ale wolałem nie dopytywać. Na stoliku zauważyłem kolejną książkę, która oczywiście mnie zainteresowała i była drugą rzeczą, jaką podniosłem. Ciastko zagryzłem zębami, wpatrując się w okładkę. - A to co? - spytałem, odgryzając kawałek ciastka i siadając przy stoliku. Cherubin zajął miejsce tuż obok, zaglądając mi przez ramię.
- Black ją przyniósł. Tą też chciałbyś pożyczyć? - spytał łagodnym i rozbawionym tonem, jednocześnie zdejmując mi z kącika ust jakiś okruszek z ciastka. Wpatrywał się we mnie głębokim wzrokiem, a jego ręka mimowolnie zjawiła się na moim udzie.
- Może kiedyś. - mruknąłem, zauważając, co robił. Ciężko mi było zrozumieć, jak to się dzieje, że tak właśnie kończy się każde nasze spotkanie sam na sam. Tym razem jednak nie chciałem mu tego ułatwiać. Stąd też bez słowa odsunąłem jego rękę od siebie.
- Dalej się gniewasz? - spytał, tak czy siak siadając mi okrakiem na kolanach. Było w tym trochę prawdy, w końcu cała sytuacja nieźle uderzyła w moją męską dumę i nie chciałem tego tak zostawić. To trochę jak taka mała skaza, z którą nie potrafię żyć. Niby nic nie znaczącą, ale jej istnienie nie daje mi spokoju.
- Nie, ale zaraz mogę zacząć. - odparłem spokojnym tonem. Zabrzmiało trochę tak, jakbym rzucał mu wyzwanie, co zresztą sprawiło, że nasze spojrzenia się spotkały. Moje ego przemawiało przeze mnie o wiele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. To było dość niepokojące, a, szczególnie że trochę odleciałem we własnych zapędach. Wtedy też złapałem chłopaka i zepchnąłem na sofę, patrząc już na niego z góry. - Choć słońce świeci, choć rozjaśnia mrok. Ty nic nie zobaczysz... - parsknąłem śmiechem, widząc tą niewinną i zmieszaną minę. - Bo właśnie straciłeś wzrok. - następnie pstryknięcie palcami, a sam już to uwieńczyłem krótkim pocałunkiem, po którym dopiero się zaczęło dziać. Było to dość przejmujące, gdy oczy chłopaka ogarnęła mgła. Ich blask momentalnie zniknął, a razem z nim nastała ciemność, jakby ktoś nagle zgasił światło w zaciemnionym pokoju. - To może lepiej wezmę. Na razie się nie przydadzą. - wtrąciłem, wstając i zabierając okulary chłopaka.
- Orion? - usłyszałem dość niepewny głos Cherubina oraz zauważyłem, jak wyciąga ręce przed siebie, aby mnie zlokalizować, czy też, aby się oswoić z ciemnym otoczeniem.
- Tutaj jestem, jakbyś się ciekawił. - odparłem, stając po drugiej stronie namiotu i z nudów oglądając sobie jego okulary, a nawet finalnie je przymierzając. Fajnie tak widzieć świat w różowych barwach. Cherubin w końcu dość pokracznie podniósł się z sofy, już na wstępie zahaczając nogą o stolik. - Nie planowałem tego w sumie. - przyznałem rozbawiony, rozglądając się po jego skarbach na jednej z półek. - Ale chciałem, żebyś tak na przyszłość wiedział parę rzeczy. Skoro nie jesteś skłonny do zwykłych rozmów, to tą musiałem jakoś urozmaicić. - mówiłem dalej, co jakiś czas uciekając mojemu kochasiowi, który szedł za moim głosem. Świetna zabawa, polecam wszystkim. Do tego miałem pewność, że nie podglądał. Pytanie tylko, czy serio słuchał?- Jeżeli mnie znienawidzisz za taką akcję, również to zrozumiem, ale spokojnie, nie robię tak często. Jedynie, gdy tracę cierpliwości. - dodałem rozbawiony, ściągając jedną rzecz z półki i oglądając w dłoni. Bardzo śmieszne bibelociki. - Nie ukrywam, że udało ci się mnie zaskoczyć, ale... - przerwałem na chwilę, zajmując tym razem miejsce za biurkiem, na którym odstawiłem okulary chłopaka. - Takie zabawy mi ewidentnie nie leżą. Plus za bardzo lubię się rządzić, aby ktoś miał mi to odbierać. - przyznałem rozbawiony, zaczynając się cicho śmiać. - Do tego ileż można? - spytałem i w tym samym momencie Cherubin zaliczył mało przyjemne spotkanie z biurkiem. Podniosłem się wtedy i krótko go pocałowałem, ręką gładząc go po włosach. - Nie znudzę ci się za szybko, gdy każde nasze spotkanie będzie się tak kończyć? - spytałem, kładąc obie dłonie na jego policzkach i spoglądając na niego dość smutno. Całe szczęście, że tego nie widział. Brakowało jeszcze, abym się tam popłakał, ale skoro już się w coś zaangażowałem, to nie chciałbym, aby zbyt szybko się skończyło. - Znalazłeś mnie. - dodałem jeszcze, cicho się śmiejąc.

(Cherubin~?)

4 wrz 2022

Lacie CD Ozyrys

Nawet ślepy mógł wyraźnie zobaczyć, że Ozyrys niezbyt entuzjastycznie przystąpił nie tylko do powierzonego mu przeze mnie zadania, jak i w ogóle całej pracy dla mojej osoby. Niw było jednak w tym nic wyjątkowo zaskakującego, z pewnością nie pała do mnie wybitną sympatią. Jakby nie patrzeć, ta niechęć jest zdecydowanie obustronnie uzasadniona. W końcu to ja straciłam dużo więcej od niego właśnie z jego winy,  to on był prowodyrem tej całej nieprzyjemnej dla każdego z nas sytuacji. Gdyby słuchał uważnie i robił dokładnie to, co się do niego mówi, przed czym przestrzega się go, nasze drogi systematycznie, aczkolwiek wyjątkowo okazjonalnie przecinałyby się tylko i wyłącznie w momentach, które wymagałaby naszej bilateralnej współpracy na rzecz ogółu, którym jest cala trupa cyrkowa i jej dobro. Sam więc jest sobie winny, jedyne co miał wtedy zrobić to trzymać te swoje lepkie ręce przy sobie, a nie machać nimi we wszystkie strony jak obłąkany. Rozpętał burzę w szklance wody, nie zdając sobie sprawy, że prawdziwy powód do zmartwień dopiero nadejdzie. Teraz pretensje powinien rościć tylko do siebie, a nie beztrosko przerzucać je na każdego z jego otoczenia, by tylko siebie wybielić i zrobić z siebie uciśnioną ofiarę potwora znalezionego we mnie. Zachowanie zdecydowanie godne manipulanta. Ale, aby zachować się, jak na mężczyznę przystało, powinien wziąć odpowiedzialność za swoje jakże nierozważne czyny, doszczętne zdewastowanie czyjegoś mienia i narażenie innych na utratę zdrowia lub nawet życia, tymczasem użalał się nad sobą jak najzwyklejsze dziecko, któremu matka nie dała kolejnego cukierka. 
Aktualnie niezbyt zainteresowana samopoczuciem cyrkowego towarzysza potrzebowałam nieco czasu dla siebie. Wysławszy go z listą niezbyt trudnych zadań, z którymi nawet ktoś taki jak on sobie poradzi, mogłam przemyśleć niektóre rzeczy, przede wszystkim ustalić priorytety, którymi powinnam się kierować. Ozyrys i jego dziecinne zachowanie, muszę przyznać, że jest całkiem zabawne, aczkolwiek w pełni przewidywalne, nie skłamałabym, gdybym powiedziała, że wręcz zakrawa na nudę. Twierdząc, że został oczerniony, sam siebie uzna za niesprawiedliwie skrzywdzonego, zapewne będzie banalnie szukał pomocy u osób trzecich, chcąc rozwiązać niedogodności związane z podpaleniem albo, co będzie praktycznie niewykonalne, złamać nałożoną na siebie przez własną głupotę klątwę. Do tego potrzebna jest moja księga zaklęć, rodzinna pamiątka, starannie uzupełniana nowymi czarami, jak i sposobem ich odczynienia, przez kolejnych właścicieli i przekazywana z pokolenia na pokolenie od setek lat. No i przede wszystkim umiejętność korzystania z zaklęć, samo ich przeczytanie przez byle kogo nic nie zdziała. Boska, a właściwie trafniej mówiąc diabelska iskra dziedziczona tylko przez jedno dziecko w pokoleniu, pozwalała na prawidłowe użytkowanie zawartości woluminu. 
Zdecydowanie ciekawszym obiektem był domniemany właściciel sprzedawanego lokalu. Ordynarny prostak panicznie chcący utrzymać się na powierzchni zrobi właściwie wszystko, byleby mógł nadal wygodnie egzystować w swoim zacofanym świecie pełnym męskiego szowinizmu. To niepohamowane pragnienie, wręcz zwierzęcy głód, zakorzenił się w nim na dobre i jest już na tyle silny, że podświadomie kieruje się swoją nieodpartą potrzebą. A ja, mając w rękach narzędzie, jakim jest Ozyrys, mogę bez obaw z ukrycia pociągać za sznurki władzy i w razie nieprzewidzianego kaprysu losu, który postanowi w jakimś momencie ze mnie zadrwić, po prostu się odciąć zostawiając chłopaka samego sobie. Wyprzeć się jakichkolwiek powiązań i obarczyć wszystkim ognistowłosego. Był moim asem w rękawie, trumfem, którego mogę użyć w odpowiednim czasie, by wykpić się, jednocześnie pysznie  się przy tym bawiąc, patrząc, jak upada na samo dno.
Moją kontemplację trwającą sama nie jestem pewna ile, równie brutalnie co zapewne nieświadomie przerwał jeden z moich obiektów rozmyślań. Ozyrys w ciszy stał dwa kroki od stołu, jednak sama jego obecność skutecznie mnie rozpraszała. 
— Zrobiłem wszystko, co sobie życzyłaś. Tutaj — podszedł do biurka i położył na nim dwie zapisane odręcznym i zdecydowanie schludnym pismem kartki, po czym cofnął się na stare miejsce, jakby większa odległość między nami dawała mu złudne poczucie bezpieczeństwa —
masz listę przedmiotów, które przekazałem Shuzo i których jeszcze potrzebuje, ale nie byłem stanie ich znaleźć, a także tych, które Smiley potrzebuje na następne przedstawienie — pobieżnie przejrzałam zapiski, zarówno dla Smiley, jak i Shuzo niektóre z elementów nie były jeszcze gotowe
— Na dzisiaj to wszystko, dziękuję — kilka następnych dni zdecydowanie będzie stało pod znakiem nieprzespanych nocy. Czasu do najbliższego występu było zatrważająco mało i chcąc skompletować zamówienie, należało zminimalizować ilość snu na tyle, by nie zmalała wydajność, a zarazem dokładność pracy
— A jutro, chciałabym, żebyś się dowiedział czy właściciel lokalu jest gotowy na dalsze rozmowy dotyczące kupna. Jeśli tak, to ustal termin nie wcześniej niż za trzy dni. 

Ozyrys?