29 lis 2018

Anubis CD Blue

Anubis mimo iż był tu dopiero niedawno łatwo zaczął integrować się z innymi. Niestety, ale po chwili gra zakończyła się małym nieszczęściem. Chłopak nie zdążył zatrzymać piłki i ta poleciała pod nogi pewnej niskiej panienki. Na szczęście refleks Anubisa tym razem chciał go wesprzeć i na czas złapał nieznajomą. Nie minęła chwila, a dziewczyna po prostu sprintem zniknęła w głąb drogi. Niebiesko włosy zamrugał kilka razy nie rozumiejąc sytuacji, wystraszył ją? Nie mógł jednak długo się zastanawiać, gdyż moment później poczuł jak jedna z dziewczyn przytula się do jego lewej ręki, a druga niczym prawdziwy skaner lustruje jego ciało. Poprawił włosy wzdychając i powoli zaczął iść w przód chcąc uwolnić się od natrętnych, ale ładnych pań. Ciekawość tutaj przewyższyła wszystko.
- Idę do Pik’a... – mruknął do swoich kolegów. Było to oczywiście czystym kłamstwem, to była rzadkość, aby Anubis stawił się u jego osoby.
Tak też, pod przykrywką poszedł w stronę, w którą wyparowała nieznajoma. Miał zamiar dowiedzieć się, dlaczego ją tak spłoszył. Stawiał pewnie kroki co jakiś czas się rozglądając. Dzisiaj nie było tłumów przez co łatwo było się poruszać, więc nie było problemu z nawet truchtem. Przyspieszył swój bieg i zniknął w jednym zaułku. W końcu zatrzymał się zostawiając za sobą dym piasku z drogi. Spojrzał w lewo i zauważył właśnie tą niską dziewczynę wraz z pudełkiem obok. Powoli podszedł i przykucnął do niej, nieznajoma nie spodziewała się jego obecności, więc kiedy go zauważyła z jej ust wydobył się cichy pisk zaskoczenia, a sama odskoczyła w bok. Uśmiechnął się i podrapał się po głowie, był w sumie trochę rozbawiony całą sytuacją.
- H-Hey... czemu uciekłaś? – zapytał przypatrując się niej. Wyglądała strasznie niewinnie i wydawała się przerażona samą obecnością mężczyzny.
Postanowił zrobić na kucaku kilka kroków w tył, aby nie była taka spięta, nie chciał wywoływać u innych takich emocji... w końcu był klaunem. Czekał cały czas na odpowiedź, jednak jedyne co otrzymał to długą ciszę. Opuścił głowę patrząc w ziemię. Podniósł się i złapał karton po czym całkowicie się wyprostował.
- Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowna, więc może po prostu ci pomogę... – zachichotał trochę nerwowo, w końcu całe zdarzenie wydawało się niekomfortowe.
Nieznajoma dalej w milczeniu w końcu wstała. To był krok do przodu, przynajmniej tak myślał Anubis. Zaczęli powoli kroczyć w ciszy do miejsca docelowego, chłopak zerkał co jakiś czas na idącą za nim dziewczynę. Miała bardzo ładną urodę, miło się na nią patrzyło, a sam Khole uważał, że jak na pierwsze wrażenie była urocza. Gdyby się postarał, może uda mu się z nią trochę porozmawiać.
- Jestem Khole, znany tutaj jako Anubis – powiedział w pewnym momencie chąc zacząć rozmowę.
Przez chwilę ponownie do jego uszu dotarła tylko smętna cisza, ale ku jego zaskoczeniu usłyszał jej głos!
- Blue... – wymamrotała odwracając wzrok.
To było coś pięknego, Khole w końcu doczekał się takiego zaszczytu, aby usłyszeć głos tej panienki. Zatrzymał się przez co Blue wpadła na jego plecy, natychmiast też i odskoczyła w tył. Anubis zaśmiał się krótko z tej reakcji i wkładając karton pod ramię zerknął na nią.
- Miałabyś może ochotę oprowadzić mnie po pobliskich terenach? – zapytał z szerokim uśmiechem. – Jestem tu nadzwyczajnie krótko, byłem na... dwóch przedstawieniach maks, więc przydałaby mi się pomocna dłoń... – odwrócił się chcąc już ruszać dalej, ale był na tyle cierpliwy, aby poczekać na jej odpowiedź.

<Blue? :3>

27 lis 2018

Shu⭐zo CD Lennie

Ta świadomość, że Lennie jest chory i męczy się w tym łóżku. Smutno mi z tego powodu. Mam nadzieję, że zacznie mu się polepszać, a potem wyzdrowieje. Zajmowałem się nim jak mama swoim ukochanym dzieckiem. Teraz też tak było. Nie zejdę z posterunku, dopóki nie wyzdrowieje. Gdy tylko usłyszałem, jak podrywa się do góry. Od razu ruszyłem do jego namiotu. Wszedłem do środka.
- Lennie, połóż się, masz wysoką gorączkę.- odezwałem się dość stanowczym tonem. Nie chciałem mu rozkazywać, ale mogło to tak zabrzmieć. Chłopak po chwili zrobił to, co powiedziałem. Od razu poprawiłem jego koc.
- Nie martw się. Na pewno szybko wyzdrowiejesz.- uśmiechnąłem się.- Prześpij się jeszcze. To był tylko zły sen. Tutaj ci nic nie grozi.- zgarnąłem jego rude kosmyki z czoła i zmieniłem zimny okład.- Przyniósłbym ci jakiś rosołek albo chociaż coś ciepłego, ale nie sądzę, że jesteś na siłach, żeby coś zjeść. Później przyjdę z tą propozycją. Na razie śpij sobie. Odpoczynek jest bardzo ważny.- skończyłem swoją gadkę na ten temat. Szczerze za bardzo się na tym nie znam. Chłopak w odpowiedzi jedynie skinął głową. Naprawdę ma się słabo. Ledwo minęła minuta, a Lennie już zasnął. Wiem, że się powtórzę, ale serio się o niego martwię. Cicho wyszedłem na zewnątrz. Uśmiech zniknął i zostały same złe scenariusz. Hola hola. Nie nie nie. Muszę się ogarnąć. Przejdę się do pielęgniarza. W sumie głupie, że wcześniej na to nie wpadłem. Od razu tam pobiegłem. Szybko przedstawiłem sprawę z chorym magikiem. Pielęgniarz od razu się do niego wybrał. Ulżyło mi trochę. Lennie teraz jest w dobrych rękach, a ja mogłem się skupić na pracy. Ostatnio dość ją zaniedbałem. Mam dużo do roboty. Poza tym nie spełnię swoich marzeń, nic nie robiąc. Czas się wziąć bardziej za siebie.

Następnego dnia z samego rana poszedłem zajrzeć do Lennie'go. Chłopak wyglądał o wiele lepiej w porównaniu do wczoraj. Jednak dalej był chory. Korzystając z okazji, że już nie spał. Szybko do niego podszedłem.
- Dzień doberek.- uśmiechnąłem się.- Zobacz, co ci wczoraj zrobiłem.- wystawiłem totalnie przed jego oczy bordowy wydziergany szalik. Nie wiem, co mnie tak wzięło na prezenty.- Robiłem go pół nocy i sądzę, że było warto. Parę razy miałem takie schizy, że to jakiś wąż.- zaśmiałem się.- Ależ ja jestem niepoważny. Pięć razy przez to z krzesła spadłem.

<Lennie?> Sory, że tak długo i że takie nudne.

Vogel CD Rose

Po raz kolejny musiałem pracować przy biurku do późnej godziny, by móc nadrobić wszystkie zaległości, które dał mi Pik, tym razem w związku z racjami jedzenia, które ostatnio zaczęło nam dziwnym sposobem ubywać. W tej sprawie zostało nawet wszczęte małe śledztwo, lecz każdy z obecnych tutaj pracowników żarliwie upierał się przy tym, że jest niewinnym. Od samego początku mówiłem, że to nie ma sensu, bo albo każdy jest niewinny, albo ktoś po prostu nie chce się przyznać. Na szczęście przestali się nad tym zastanawiać, choć usłyszałem, jak mówiąc między sobą, wspominali coś, że przez jakiś czas będą bacznie obserwować ruchy każdego. Złapałem się za skronie, odkładając przy tym okulary, które już od jakiegoś czasu zaczęły mi obciążać nos. Przeniosłem prawą dłoń na grzbiet nosa i zacząłem go delikatnie rozmasowywać, ponownie zastanawiając się nad tym, czy aby na pewno nie dokonał tych kradzieży nikt z cyrku. Westchnąłem ciężko, pochylając głowę nad kartkami papieru. Za każdym razem, kiedy traci się ufność w stosunku do bliskich, czy współpracowników, obciążamy winą każdego za najmniejszą krzywdę tego świata. Uniosłem głowę i spojrzałem się w prawo, gdzie znajdywało się łóżko, lecz nie ono przyciągnęło moje spojrzenie, a zegar wiszący mad nim.
- Dwudziesta trzecia czterdzieści siedem -powiedziałem do siebie lekko ochrypniętym głosem.
Szybko odchrząknąłem kulę mieszczącą się w moim gardle, po czym wstałem z miejsca, mając zamiar pójść po szklankę wody. Podchodząc do prowizorycznej szafki, wyciągnąłem z niej przezroczystą szklankę, a następnie trzymając ją w dłoni, napełniłem ją wodą z kranu. Miałem już zacząć sączyć napój, lecz wtedy do moich uszu dobiegł zgłuszony odgłos, jakby wołanie czy krzyk. Odwróciłem głowę w kierunku drzwi, lecz kiedy niczego więcej nie usłyszałem, powróciłem do poprzedniej czynności. Zanurzyłem górną wargę w zimnej cieczy, która delikatnie łaskotała moje podniebienie, kiedy przelatywała przez jamę ustną. Będąc już w połowie, ponownie usłyszałem dziwny głos, tym razem na pewno o czymś świadczył. Zacisnąłem zęby i zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno mam wychodzić na zewnątrz, w końcu nie wiedziałem, co może czaić się za zamkniętymi drzwiami. Przymknąłem oczy i nie myśląc już więcej, szybkim krokiem podszedłem do szafy, która swoim uchwytem podtrzymywała kaptur od mojego płaszczu. Założyłem go na siebie, gdy tylko znalazłem się na dworze, gdzie od razu napotkałem zimne, choć bardzo orzeźwiające powietrze. Spojrzałem na telefon, sprawdzając raz jeszcze godzinę, po czym włączając w nim lampkę, poszedłem przed siebie. Zacząłem rozglądać się po okolicy, lecz niczego nie zauważyłem, więc chciałem już wrócić, lecz wtedy dostrzegłem w lesie jarzące się światło. Przystanąłem na chwilę, upewniając się, czy aby na pewno wzrok mnie nie myli. Rozejrzałem się dookoła siebie, próbując odnaleźć jakąś osobę, nikogo jednak ze mną nie było. Nie mając innego wyjścia, musiałem sprawdzić co się tam dzieje, wszedłem więc do lasu i idąc w kierunku powoli przybliżającego się światła, zacząłem się zastanawiać, czy może ma to związek z ostatnimi "kradzieżami".
Po kilku minutach w końcu doszedłem do miejsca zdarzenia. Zobaczyłem tam dwie osoby, jedną leżącą na ziemi, drugą klękającą przy drzewie. Wyglądały, jakby uciekały przed czymś. Wyszedłem z krzaków i już miałem zacząć się odzywać, lecz wtedy księżyc, który wyłonił się zza rozrzedzonych koron drzew, i ukazał mi niepokojącą prawdę. Na zimnej powierzchni leżał trup, a dwa metry dalej kucała dobrze znana mi osoba, Rose. Zmarszczyłem brwi, zaciskając w dłoni telefon. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Czy ona...? Mogłaby zabić? Zacisnąłem nerwowo wargi, pochylając delikatnie do przodu głowy, by wyjść na poważniejszego, niż zazwyczaj. W tym momencie dziewczyna spojrzała na mnie zapłakanymi oczami, trzymając przy tym dłonie przy ustach. Trzęsła się, lecz nie było to spowodowane tylko zimnem. Odwróciłem od niej wzrok, ponownie spoglądając na leżące truchło. Był to mężczyzna, leżał na wznak z powyrywanymi organami, które wyłaniały się z rozciętego brzucha, a przynajmniej z tego, co z niego pozostało. Przytkałem prawą dłoń do ust, zastanawiając się, co tutaj zaszło.
- Vogel... -usłyszałem załamujący się głos, wydobywający się spod szlochu.
Spojrzałem w jej kierunku, choć tak naprawdę nie chciałem tego robić. Czy naprawdę ją za to obwiniam? Zapewne to właśnie robię, choć z drugiej strony moja podświadomość mówi mi coraz głośniej, że to nie może być ona, po prostu nie.
- Proszę... -usłyszałem ponownie jej głos. Opuściłem dłoń i spojrzałem się w kierunku, gdzie znajdywał się cyrk.
- To ty? -wychrypiałem, nawet na nią nie spojrzawszy.
- Co? -odezwała się, z widocznym zaskoczeniem.
W tym momencie w końcu na nią spojrzałem. Chciałem jej uwierzyć, lecz to, co tutaj widzę, wcale w tym nie pomaga. Wszystko świadczy o tym, że zrobiła to ona. A przynajmniej świadczyło, dopóki nie spojrzałem na jej zabrudzone ubrania. Jej sweter nie był splamiony krwią.
- To nie ja... -wyszeptała, po czym podpierając się ręką o drzewo, zaczęła powoli wstawać, na trzęsących się nogach -To nie ja to zrobiłam, naprawdę! Uwierz mi Vogel, to nie ja! Przyszłam tutaj niedawno i już tutaj leżał! Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam biec po pomoc... po prostu... -jej oczy ponownie zrobiły się szklane.
Wtedy przypomniałem sobie swoje własne słowa, że tracąc zaufanie do bliskiej osoby, przypisuje się jej wszystko, co złe, nawet jeżeli tego nie zrobiła. Przymknąłem oczy, po czym podszedłem do niej, przezwyciężając swoje myśli, które ciągle mówiły o jej winie. Ściągnąłem płaszcz i zarzuciłem jej na ramiona, gdyż nie miała na sobie żadnej kurtki, a wyglądała na wymarzniętą. Po tym czynie spojrzała na mnie pytająco, a ja ją zbyłem tylko cichym pomrukiem. Zwróciłem się w kierunku mężczyzny. Jeżeli to nie ona, to kto? Trup wyglądał świeżo, więc sprawca nadal mógł gdzieś tu być, co mnie martwiło.

<Rose? Oj dzieje się... od razu jakoś tak inaczej się pisze haha>

26 lis 2018

Yin CD Lennie

Magików nie bez powodu nazywa się czasem iluzjonistami, gdyż to, co nam pokazują, opiera się na dobrych sztuczkach. Gdy Lennie ruszył z kiosku w stronę cyrku bez pianina, myślałam, że coś mu się w głowie pomieszało, jednak po tym, jak znalazło się na wskazanym przeze mnie miejscu, zrozumiałam, że rudowłosy nie posługuje się iluzją, lecz posiada specjalną umiejętność. Jeszcze nie byłam pewna, na czym ona polega, ale powoli się domyślałam.
- Teraz twoja kolej - powiedział, patrząc się z zadowoleniem na moją minę.
Racja, obiecał mi pomóc, pod warunkiem, że potem zagram. Przysunęłam krzesło do pianina i powoli otwarłam klapę. Otworzyłam i zacisnęłam pięści dwa razy i wzięłam głęboki oddech. Nie robiłam tego ze stresu. Chciałam dodać sobie trochę czasu do namysłu. Nie wiedziałam jaki utwór wybrać. Mogłam postawić na coś szybkiego i trudnego, aby pokazać swoje umiejętności, z drugiej strony znałam jednak miłe dla ucha kompozycje, świetne w swej prostocie. Lepiej zaprezentować coś szybkiego, czy wręcz przeciwnie. Wyprostowałam plecy i zdecydowałam się na Westworld Theme - cover na pianino. Pierwsze spokojne dźwięki, potem zaczęły się rozkręcać. Byłam w swoim świecie, czułam muzykę, palce smagały klawisze. Po ponad dwóch minutach utwór dobiegł końca. Wybrzmiały ostatnie nuty. Wróciłam na ziemię. Odwróciłam się do Lenniego.
- Teraz jesteśmy kwita - spojrzałam na chłopaka
- Droga tu trwała dłużej - stwierdził.
- Nie było takiej umowy - pokręciłam głową.
- Cóż trudno - poszedł do drzwi - idę do siebie, do jutra, czy kiedyś - uśmiechnął się i wyszedł.
Westchnęłam, z pianinem zawsze czułam się lepiej. Zagrałam jeszcze jedną, krótką kompozycję, dla własnej przyjemności.
***
Była noc, powinnam była spać, ale nie byłam w stanie. W ciągu dnia przywitałam się z kilkoma osobami, na które się natknęłam, gdy skończyły próbę. Dużo wydarzyło się tego dnia. Leżałam i myślałam nad wszystkim i niczym, do momentu, w którym stwierdziłam, że lepiej będzie mi się gdzieś przejść, może pooglądać gwizdy. Ubrałam się i wyszłam z przyczepy. Powędrowałam do lasu. Wspięłam się na drzewo i wlepiłam swój wzrok w czarne niebo. Widok był idealny, wszystkie gwiazdy, świeciły intensywnym blaskiem. Z moich rozmyślań, wyrwał mnie odgłos kroków. Zdziwiłam się, gdyż należały do Lenniego. Dlaczego chodził po lesie o tam późnej porze? Sama siedziałam na drzewie, ale chłopak wyglądał, jakby miał coś do zrobienia. Czułam to, mimo że było ciemno i jedynie blask księżyca dostarczał szczątki światła, rozszczepionego po chłodnej okolicy. Nie lubiłam wciskać nosa w nie swoje sprawy, ale postanowiłam podążyć za magikiem. Miałam tę przewagę, że on nie mógł mnie usłyszeć. W dodatku mrok nakładał na mnie ciemną płachtę. Mimo że Lennie był czujny i wciąż oglądał się za siebie (co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że zachowuje się dziwnie), nie miał szans wyczuć mojej obecności. Nim dłużej wlekłam się za rudowłosym, profilaktycznie chowając się między drzewami, tym większe było moje poczucie winy. To była jego sprawa, co robi i nic mi do tego być nie powinno. Jednak było już zbyt późno, aby przestać za nim iść. Gdzieś w oddali majaczyła się sylwetka. Z bliższej odległości nadal nie byłam w stanie zobaczyć twarzy tajemniczej, zakapturzonej osoby.
- Czego chcesz? - zapytał Lennie, jego głos wskazywał niechęć.
- Przywlokłeś kogoś za sobą - odpowiedział szorstki głos - czuję.
Przywarłam plecami mocniej do pnia drzewa, które było moją osłoną. W co ja się po raz kolejny wplątałam? Nie zaczęłam panikować, myślałam nad wyjściem z sytuacji, ale nie miałam takowego. Najniższa gałąź, na którą mogłabym się wspiąć, była zdecydowanie zbyt wysoko, a przebiegając do innego drzewa, dałabym się wykryć. Cofanie też nie wchodziło w grę. Podejrzana postać i Lennie zaczęli się do mnie zbliżać z przeciwnych stron. Rudowłosy zobaczył mnie, w tym samym momencie, co gość z kapturem. Odwróciłam głowę, patrząc się to na jednego, to na drugiego.
- Przepraszam panów - powiedziałam po chwili ciszy.

<Lennie?> Nie wiem, co się dzieje... Masz tu link do tego utworu Westworld - Main Theme (Piano Solo)

24 lis 2018

OD Queen Chie

Chłodno było i to bardzo. Nie lubiłam zimna i to bardzo. Ubrałam gruba bluzę z kapturem. Była ciepła, puchata i w dodatku przy kapturze miała królicze uszka. Musiałam dotrzeć do głównego namiotu chcąc sprawdzić czy wszystko jest przygotowane do dzisiejszego występu. Miałam zamiar wykorzystać dzisiejszą pełnię księżyca do występu Smiley. To ona dzisiaj była główna gwiazda występu. Przynajmniej tak słyszałam od Pik'a. W dodatku Blue miała dzisiaj dać swój pierwszy występ. Blue oraz Smiley przygotowały jeden wspólny występ oraz każda swój osobisty i to w dodatku z nowym układem. Po cichu już się nie mogłam doczekać. Spojrzałam się na godzinę w telefonie. Była prawie dwunasta. Czyli odpowiednia pora. Mało kto o takiej godzinie ćwiczył, więc mogłam na spokojnie sobie wszystko przygotować oraz poprawić to co złe.  Schowałem dłonie do kieszeni przedtem założyłam sobie kaptur na głowę. Rano odwiedził nas mróz, a temperaturę było można jeszcze teraz odczuć. Gdy oddychałam obłok białej chmury pojawiał się przede mną. Dotarłam do obranego celu. Weszłam po cichu do namiotu. Kaptur od bluzy był za duży i gdy opadł mi na oczy nic nie widziałam. Wpadłam na kogoś tym samym upadając na ziemię.
- Przepraszam, ja nie chciałam wpaść na ciebie - odsłoniłam swoje oczy, spojrzałam się w górę, aby zobaczyć osobę na która wpadłam.

<Ktoś?>

Lennie CD Yin

- Mogę ci pomóc - powiedziałem prostując się i lekko uśmiechając. Drzemka była świetnym pomysłem, chociaż musiałem nastawić budzik, by nie spać do wieczora lub co gorsza, do następnego dnia. - Gdzie go przenieść? - zapytałem, sądząc, że jej instrument jest w środku przyczepy.
- Tutaj. On jest w kiosku - pokiwałem powoli głową.
- To chodźmy. I tak nie mam nic lepszego do roboty - to była prawda. Byłem w tej chwili praktycznie nie potrzebny, wszyscy sobie świetnie radzili z przygotowaniami do jutrzejszego występu, a ponieważ nie występowałem, miałem dzień wolny. Oczywiście muszę obejrzeć występ magika, który mnie w tym czasie zastąpi. Miałam to być nowa dziewczyna, jej imię było zbyt długie, bym mógł je zapamiętać, dlatego porównałem je do najsilniejszej karty - Joker. Podobała mi się jej maska, ale osobiście z nią jeszcze nie rozmawiałem, przez chorobę nie miałem okazji.
- Może przyda nam się ktoś jeszcze? - machnąłem ręką i ruszyłem w kierunku miasta.
- Zapewniam, poradzę sobie - powiedziałem. Dziewczyna przez chwilę nie była przekonana i stała przy swojej przyczepie bez ruchu, ale gdy obserwowała, jak sam podążałem w stronę budynków, podbiegła, wyrównała krok i wskazała drogę.
Dotarliśmy dość szybko do kiosku. Po drodze głównie milczeliśmy, wymieniliśmy parę słów na temat jutrzejszego występu.
- Będziesz miała okazję poznać wszystkich - stwierdziłem.
- Też przyjdziesz? - pokiwałem twierdząco głową.
- Muszę obejrzeć występ magika, który mnie zastępuje.
- Zastępuje?
- Zachorowało mi się na kilka dni, a Pik stwierdził, ze to idealny moment dać się wykazać komuś innemu.
W kiosku dziewczyna od razu wskazała na swój instrument. Pianino normalnych rozmiarów, z czystymi dźwiękami, czarnym kolorem... nie będzie trudno go przenieść. Z fortepianem byłoby gorzej, musiałbym się z nim trochę posiłować.
- Przeniosę go, pod warunkiem, że potem mi coś zagrasz - odezwałem się, okrążając przedmiot. Yin przez chwilę milczała, przyglądając się pianinie, aż skinęła głową. Podeszła do niego i chwyciła za bok, ale kazałem jej go puścić. - Poradzę sobie, idź na zewnątrz - dziewczyna popatrzyła na mnie jak na idiotę i pokręciła głową. Gdy chciała coś powiedzieć, wygoniłem ją z budynku, a po paru minutach sam wyszedłem na zewnątrz. - Możemy iść - ruszyłem w kierunku cyrku. Yin stała w miejscu i mi się przyglądała.
- A pianino? - odwróciłem się do niej.
- Wszystko załatwione, no chodź - uwielbiałem miny, jakie niektórzy stroili. Wiedziałem, że dziewczyna w tej chwili pewnie bierze mnie za wariata, jakiegoś psychola, ale w rzeczywistości, byłem magikiem. Z uśmiechem kierowałem się w stronę domu, gdy Yin niepewnie szła za mną, co jakiś czas się odwracając.
- To... gdzie masz instrument? - zapytała, gdy staliśmy przed jej przyczepą. Zdjąłem teatralnie kapelusz z głowy i się ukłoniłem.
- Magik nie zdradza swych sekretów - nałożyłem kapelusz prostując się. - To gdzie go postawić? - Yin wskazała mi miejsce, a ja kazałem jej zamknąć oczy. Gdy upewniłem się, że nie podgląda, zdjąłem kapelusz i wyjąłem z niego czarny instrument. - Teraz twoja kolej - powiedziałem do niej, prezentując jej przedmiot. Zdjęła ręce z twarzy i wybałuszyła je ze zdziwienia.

<Yin? Szkoła. To wina szkoły...>

Rose CD Vogel

Od razu, jak wróciliśmy z zakupów i Vogel mnie odprowadził, walnęłam się na łóżko, przy okazji rzucając zakupami w jakiś kąt. Mimo, iż dopiero zaczęło się ściemniać, zasnęłam, nie dbając o zmianę ubrań, bądź umycie zębów. Czułam, że jakbym poszła do toalety, w trakcie upadłabym na ziemię i tak została dopóki ktoś by mnie nie obudził, ale teraz najważniejsze jest to, że mogę w spokoju zasnąć. Poprawiłam poduszkę i zamknęłam oczy, zastanawiając się, co jutro będę miała do zrobienia.
Nagle usłyszałam, jakieś krzyki dochodzące z lasu. Westchnęłam, wiedząc, że nie zasnę dopóki nie sprawdzę co się dzieje. Ziewnęłam, poprawiając się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po namiocie, by poszukać wzrokiem latarki. Było bardzo ciemno, dlatego zapaliłam lampkę, aby rozjaśnić oraz zwiększyć mój zasięg wzroku. Poprawiłam wstążkę, która służyła mi za gumkę do włosów. Nadal ten odcień fioletu mi nie odpowiadał, ale przecież i tak po paru myciach się zmyje. Zabrałam latarkę, leżącą na biurku. Ruszyłam w stronę lasu, starając się być, jak najciszej. Nie chcę nikogo obudzić. 
Po tym miejscu pełnym drzew chodziłam już dobrych kilkanaście minut. Nie wiedziałam czy idę w dobrą stronę, lecz nie traciłam nadziei. W sumie... Czemu jestem w lesie, skoro ktoś mógł się już zmyć? Walnęłam się w czoło, bo teraz to sobie uświadomiłam. Miałam już użyć swoich mocy, ale poczułam zapach krwi. Zaniepokoiłam się. Skąd się wziął ten zapach? Podążyłam za wonią, będąc zdaną tylko na mój węch. Po kilku sekundach znalazłam ciało, leżące na ziemi. Krzyknęłam. Wszędzie znajdowała się czerwona ciecz. Ciało miało rozerwany brzuch, gdzie było widać przeróżne organy. Najgorsze, że również one zostały pocięte. Nie mogłam wytrzymać... Zwymiotowałam, opierając się ręką o jedne z drzew.
<Vogel? W końcu dzieje się jakaś akcja! :P>

21 lis 2018

Vogel CD Smiley

Odprowadzałem ich wzrokiem, lecz po chwili znikli mi w tłumie pozostałych pracowników, którzy również zakończyli swój pobyt w tym miejscu. Przejechałem raz jeszcze widelcem po pozostałościach mojego posiłku, powoli kierując swój wzrok na rozpoczynającą rozmowę, Smiley.
- Masz może czas i chęci na mały spacer? -zapytała, posyłając mi przy tym delikatny, aczkolwiek życzliwy uśmiech.
Mimowolnie spojrzałem na talerz pod sobą, zastanawiając się, czy nie wziąć czegoś na później, do mojej przyczepy. Mając nadal nieco opuszczoną głowę, spojrzałem na dziewczynę zza niedbale ułożonych kosmyków włosów. Musiałbym je spiąć, lecz jak na złość nie mam przy sobie żadnej spinki czy gumki.
- Możemy się przejść -powiedziałem cicho, po czym unosząc już głowę i patrząc na jej twarz, dodałem miło -Gdzie chcesz, żebyśmy się przeszli?
Różowo-włosa zaśmiała się cicho, odpowiadając krótko, że wybierzemy się tam, gdzie nas nogi poniosą. Trochę mnie ten pomysł zadziwił, ale byłem dobrej myśli, w końcu nic się nie stanie. Mimo tego, że znajdywaliśmy się w Avalon dopiero od niedawna, mieliśmy trochę czasu zapoznać się z tutejszą florą i fauną. Po dokonaniu decyzji wstaliśmy z miejsc i powoli skierowaliśmy się do wyjścia. Będąc już przy drzwiach namiotowych, o mało co nie zapomnieliśmy o naszych małych towarzyszach, które raz po raz potykały się o swoje łapy, przez co szybko zauważyliśmy, że są zmęczone. Nie poddając ich już większym katorgom, zabraliśmy je na ręce -ja małą suczkę, a Smiley białego lisa -i zanieśliśmy do namiotu niebieskookiej. Kładąc zwierzaki na łóżku dziewczyny, ta pożegnała się z nimi, natomiast ja wyszedłem już na zewnątrz. Kiedy tylko nastąpiłem na delikatnie zazielenioną ścieżkę przed wejściem do namiotu, szybko poprawiłem swój płaszcz, gdy tylko poczułem na karku zimne powietrze jesiennego wiatru. Długo jednak nie musiałem stać w miejscu, gdyż po chwili podeszła do mnie Smiley, mówiąc żywo, że możemy zacząć naszą małą przechadzkę. W odpowiedzi skinąłem głową, a następnie ruszyłem przed siebie. Przechodząc przez główny plac naszego cyrku, rozglądałem się po ludziach. Pomimo narastającego chłodu, oni nadal błądzili po wydeptanych ścieżkach.
Weszliśmy do lasu, który przez to, że zbliżał się wieczór, był już dosyć ciemny w swej scenerii, a wchodząc coraz bardziej w jego głąb, było coraz gorzej z moją widocznością. Spojrzałem ukradkiem na idącą obok mnie towarzyszkę. Szła zamyślona, wpatrzona w coś przed sobą. W tym momencie zacząłem się zastanawiać na ten sam temat, co zawsze, gdy tylko się tu pojawiłem. Czy naprawdę tutaj z nimi żyłem, w tym cyrku? Pomimo tego, że znałem już odpowiedź po kilku rozmowach z Pikiem i resztą głównych cyrkowców, oraz po przeczytaniu kilku papierów, nadal mnie to zastanawiało, tym bardziej że większość i tak traktuje mnie, jak kogoś nowego, a przynajmniej mam takie wrażenie.
- Może pójdziemy na polanę? -jej głos oderwał mnie od rozmyśleń. Szybko spojrzałem przed siebie, a następie na nią -Jest zaraz za tym zakrętem, a że nie ma tam zbyt dużo drzew, powinno być, choć trochę jaśniej -dodała od razu, patrząc przy tym na mnie.
- Jeżeli tak mówisz -odpowiedziałem, po chwili posyłając jej delikatny uśmiech, na co ona skinęła głową.
Tak jak mówiła, za zakrętem niemalże od razu rozciągała się polana, która prowadziła do kilku wzniesień. Pomimo zmarzniętej trawy i znikomej ilości innej roślinności niż małe krzaczki czy obumarłe kwiaty, było tu naprawdę ładnie, a przede wszystkim, o wiele jaśniej, tak jak mówiła. Słońce, które jeszcze całe nie schowało się za horyzontem, dawało nam trochę światła, które drzewa z łatwością przysłaniały. Uniosłem dłonie do ust, po czym wypuściłem biały obłok, gdy oddechem spróbowałem ogrzać oziębione palce. Mój wzrok szybko zawisł na białych rękawiczkach Smiley. Przymknąłem oczy, przeklinając się przy tym w myślach, dlaczego jeszcze żadnej pary sobie nie kupiłem. Wtedy poczułem, jak coś delikatnie łapie moje wyziębione kończyny. Otworzyłem powoli oczy, zauważając przy tym Smiley, która obejmowała swoimi dłońmi, moje. Trochę się tym zdziwiłem, lecz jeszcze więcej zaskoczenia przyniosło mi to, że przyłożyła je do swoich ust i tak samo, jak ja przed chwilą, zaczęła je ogrzewać. Zawstydziłem się, a przez to, że prawie cała twarz mi zmarzła, mogłem nawet poczuć, jak policzki robią się lekko zaczerwienione. Właśnie w tym momencie spojrzała się na mnie, z jeszcze większym zakłopotaniem ode mnie.
- Dlaczego nie zabrałeś rękawiczek? -zapytała cichutko, na co ja odruchowo odwróciłem od niej spojrzenie.
- Zapomniałem kupić nową parę... -wyszeptałem, wypuszczając kolejny kłąb pary. Odchrząknąłem cicho i powoli uwolniłem ręce z jej uścisku -Dziękuję za pomoc -powiedziałem bez namysłu, układając ramie wzdłuż ciała -To, co teraz robimy? -dodałem szybko, by jakoś zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Dziewczyna przytaknęła cicho, po czym odwróciła się w kierunku rozpościerającej się polany.
- Może pójdziemy na tamten pagórek -wskazała palcem w danym kierunku -z tego, co pamiętam, za tymi wzniesieniami cała ziemia idzie coraz niżej, więc powinien być ładny widok -dokończając swoje słowa, zaczęła już iść w kierunku górki.
Ruszyłem zaraz za nią, lecz nie próbowałem jej dogonić. Zacząłem się zastanawiać nad tym, dlaczego tak swobodnie się przy mnie zachowała, tak jakby naprawdę bardzo długo mnie znała. Westchnąłem cicho, przymykając przy tym oczy.
Po kilku minutach znaleźliśmy się na szczycie pagórka i tak jak mówiła Smiley, widok był naprawdę ładny. Polana, która powoli kryła się za stopniowo powiększającymi się drzewami tworzącymi niemalże rozwinięty dywan, powoli osuwała się w dół, przez co mieliśmy idealny wzgląd na zachodzące słońce, które jeszcze ostatkami sił próbowało ogrzać nasze twarze. Na sam ten widok, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, którego nie byłem nawet w stanie się pozbyć. Cieszyło mnie to. Tak po prostu.

<Smiley? Przepraszam za jakość, ale nie miałam pomysłu :,[ )

Vogel CD Rose

Zastanowiłem się chwilę, czy aby na pewno niczego więcej nie potrzebuję. W sumie niedawno co byłem w mieście po jakieś nowe rzeczy, więc nie musiałem się za czymś takim rozglądać. Chwyciłem się za podbródek, próbując sobie przypomnieć, czy mam wystarczającą ilość leków tłumiących moją alergię.
- Zastanowiłeś się już? -zapytała cicho, przyglądając się mi.
Zwróciłem twarz w jej kierunku i nadal milcząc, pokręciłem głową na znak, że niczego nie potrzebuję. Rozejrzałem się po placu, na którym staliśmy, zastanawiając się przy tym, która ze ścieżek zaprowadzi nas najszybciej do cyrku.
- Jak myślisz, którędy będzie szybciej? -powiedziałem, wskazując szybkim ruchem głowy na uliczki przed nami.
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, po czym mówiąc, że druga z tych ścieżek będzie najlepszym wyjściem, ruszyła przed siebie, poprawiając przy tym torbę z butami na swoim ramieniu. Szliśmy równo, lecz nie odzywaliśmy się do siebie. Raz o raz tylko zerkałem na Rose, która wydawała się z każdym przebytym metrem być coraz to bardziej zmęczona. Zapewne wykończyło ją to chodzenie, ale nie dziwię jej się, w końcu sam powoli odczuwałem zmęczenie. Na samo to wspomnienie, zacząłem ziewać, a zaraz za mną zrobiła to Rose. Przetarła oczy i spojrzała się na mnie.
- Też jesteś zmęczony? -zagadnęła.
- Trochę tak -złapałem się za kark, zaczynając go delikatnie drapać -Takie chodzenie po sklepach zupełnie do mnie nie pasuje, nie lubię tego -westchnąłem ciężko, przymykając oczy.
- Rozumiem, przepraszam -odpowiedziała nieco ciszej, przez co znowu przeniosłem wzrok na nią.
- Niby za co przepraszasz?
- Za to, że tak cię wymęczyłam... Tak myślę -wzruszyła ramionami, raz jeszcze poprawiając torbę.
Przez chwilę patrzyłem się na nią niezrozumiale, po czym zacząłem się śmiać, przez co zwróciłem na siebie jej uwagę.
- Nie masz za co przepraszać, w końcu sam chciałem z tobą iść, nie pamiętasz?
Dziewczyna przekręciła oczami, po czym zatrzymała się przy światłach. Stanąłem zaraz obok niej, oglądając przy tym każdy przejeżdżający samochód, a przynajmniej próbowałem. Chwila nie minęła, jak wokół nas zjawiła się dość spora grupa ludzi, chcących, tak samo, jak my, przejść przez ulicę. Westchnąłem cicho i ukradkiem spojrzałem na moją towarzyszkę, która tępo patrzyła przed siebie. Ciekawe, o czym myślała? Może miała mnie już dość? Pewnie tak, w końcu za nic byłem dla niej nieuprzejmy, a do tego jeszcze się jej narzucałem. Przeczesałem włosy dłonią, gdy tylko zauważyłem, że możemy już przejść przez ulicę. Będąc już po drugiej stronie, skręciliśmy w lewo i znów szliśmy prostą drogą, jednak po kilkunastu minutach byliśmy już przy wejściu do drogi, która prowadziła do naszego cyrku. Nim jednak ruszyliśmy w dalszą drogę, niebieskooka zatrzymała się na chwilę, oglądając się za siebie.
- Coś się stało? -zagadnąłem, stając do niej bokiem.
Ta, gdy tylko usłyszała mój głos, delikatnie podskoczyła, po czym patrząc się na moją twarz, pokręciła głową.
- Nic takiego, chodźmy już lepiej -odpowiedziała ze słabym uśmiechem.
Nie rozwijając tego tematu dalej, wznowiliśmy naszą podróż. Wbrew pozorom, doszliśmy w dość krótkim czasie. Będąc na jednym z pustych placów, z którego mogliśmy zauważyć bok głównego namiotu, w którym odbywały się występy, odetchnąłem z ulgą, lecz w tym samym momencie przypomniałem sobie o pracy, którą tak po prostu sobie zostawiłem. Jęknąłem cicho. Wtedy do moich uszu doszły rozmowy zbliżających się do nas ludzi. Przywitali się z nami, lecz szybko zniknęli nam z oczu.
- Odprowadzę cię do twojego namiotu -mój ton głosu od razu wskazywał na to, że nie przyjmowałem jej odmowy, co chyba zrozumiała, ponieważ tylko skinęła głową.
Podchodząc do jej namiotu, raz jeszcze przeprosiłem ją za moje wcześniejsze zachowanie, po czym się z nią pożegnałem, idąc przy tym do swojej przyczepy. Z jednej strony miałem pracę, lecz z drugiej, miałem ogromną chęć zasnąć. Już wtedy wiedziałem, co wygra tę walkę.

<Rose? Wiem, że pisze takie nijakie opowiadania, ale nie bij, sama nie wiem dlaczego :< )

18 lis 2018

Rose CD Vogel

-W takim razie... W mieście nie mam za wiele do roboty. Zostało mi kupno nowych sportowych butów- powiedziałam, zerkając na moje poniszczone. Starałam się robić zakupy, jak najrzadziej, bo kiedyś potrafiłam wpadać w szał zakupów. W ten sposób wydawałam całe swoje kieszonkowe, a w dawnym pokoju, trzymałam masę niepotrzebnych przedmiotów.
Po chwili ruszyliśmy w stronę jakiegoś sklepu z butami. Między nami nastąpiła cisza, bo żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, bądź jak zacząć konwersacje. W sumie to mało co się znamy i nie wiemy na jakie tematy możemy pogadać. Weszliśmy do sklepu, a ja z prędkością światła znalazłam się przy obuwiu. Chłopaka zostawiłam za sobą, kompletnie zapominając o jego obecności. W oczy rzuciły mi się jedynie dwie pary i oczywiście, miałam problem z wyborem.
-Które ci się bardziej podobają?- spytałam Vogela, trzymając w dłoniach dwa ładne egzemplarze.
- Nie wiem, sama sobie wybierz- odpowiedział znudzonym głosem. Nie dziwię mu się, stanie i obserwowanie, jak zakładam, zdejmuję i oglądam botki, może być wyczerpujące, a zwłaszcza wtedy, kiedy jest się od godziny w tym samym sklepie. Po kilku bardzo długich minutach zdecydowałam się się na szare, które były wygodniejsze od tamtej pary. Poszłam do kasy, starając się, jak najszybciej załatwić tą nużącą czynność.
Oboje wyszliśmy z budynku wzbogaceni o jedną torbę z zakupami. Nie miałam ochoty na spędzanie już ani jednej chwili w mieście. Zrobiłam się zmęczona. Normalnie użyłabym teleportacji, lecz nie zamierzam zostawiać mężczyznę samego. To by było chamskie z mojej strony.
-To idziemy do cyrku czy jeszcze chcesz coś odwiedzić?- spytałam, wkładając portfelik do kieszeni.
<Vogel? Mam nadzieję, że nie zwaliłam tak bardzo>

Smiley CD Vogel

Zachowanie Vogel'a odrobinę się różniło, ale wciąż pozostawał on tym samym Vogel'em, którego znałam wcześniej. Głęboko w sercu bolało mnie serce, że nie pamięta mnie, ale byłam pozytywnie nastawiona. Nie miałam zamiaru się tym przejmować. Liczyło się obecnie to, że jest tu i teraz. A co do tego tu i teraz, to na chwilę zgubiłam go z oczu, a to wszystko przez tą dwójkę, która czasami jest utrapieniem. Ucieszyłam się, gdy zauważyłam, że Vogel nas odnalazł. Usiadł blisko mnie. Kontynuowałam rozmowę z bliźniakami. Dague się tylko przyglądał mi, a Vogel przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Dziękuję! - powiedziałam kończąc swoje jedzenie.
- Dlaczego tak mało zjadłaś? - zapytały się jednocześnie bliźniaki. Cała czwórka spojrzała się na mnie, a ja spojrzałam się na swój talerz. Może i mieli rację, że nie za dużo zjadłam, ale nie miałam za bardzo apetytu.
- Jesteś może chora? - Dague podszedł do mnie. Przyłożył swoją dłoń do mojego czoła.
- Spokojnie, nic mi nie jest - spojrzałam się na nich odrobinę poirytowana. - Czuję się lepiej, nie macie się o mnie co martwić - uśmiechnęłam się do nich, a oni wszyscy spojrzeli się na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Vogel, jeżeli zobaczysz, że coś nie tak z nią od razu nam powiedz! Wiem, że jesteś od niedawna w cyrku i nie pamiętasz nas, ale prosiłbym ciebie, abyś miał oko na naszą Smiley. Nie bez przyczyn otrzymała taki pseudonim - Dague chwycił Vogel'a za ramię, a ja się tylko przyglądałam całej tej sytuacji.
- Już skończcie! Przecież nic mi nie jest i nie będzie! - uniosłam odrobinę głos, patrząc się na cała trójkę zezłoszczona.
- No nic, my was zostawiamy! Do zobaczenia - każdy się pożegnał z nami, a ja spojrzałam na Vogel'a.
- Masz może czas i chęci na mały spacer? - zapytałam się z delikatnym uśmiechem.

<Vogel?>

Yin CD Lennie

Gdy zapanowała cisza, myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę. Chciałam się odezwać, jakoś wyratować zaistniałą sytuację, ale milczałam. Wolałam bardziej się nie pogrążać. Ulżyło mi, gdy chłopak mnie nie zwyzywał.
- Musisz mi kiedyś pokazać, co umiesz - dodał, gdy powiedziałam, czym się zajmuję.
- Jeśli pokażesz mi twoje umiejętności - stwierdziłam.
- Czemu twierdzisz, że należę do trupy cyrkowej? Mogę przecież być pracownikiem - Lennie mi się przyglądnął.
- Eee - zatkało mnie na chwilę, gdyż rola chłopaka wydała mi się oczywista. - Raczej jesteś magikiem.
- Fakt - uśmiechnął się. - Umowa stoi.
- Uh... Okej - to się wkopałam. - Wybacz za moje wcześniejsze, dziwne zachowanie, ale gdzie są wszyscy?
- Ćwiczą i przygotowują namiot do jutrzejszego występu - znów się uśmiechnął. - Jeśli chcesz jeszcze kogoś poznać, to za jakiś czas powinni skończyć.
Spuściłam głowę. Powinnam zapoznać się ze wszystkimi, ale jakoś nie bardzo mi się to uśmiechało. Słabo wychodziło mi rozpoczynanie znajomości, a przecież nie każdy mógł zachować się jak Lennie, który mimo mojego dziwnego zachowania nie zraził się do kontynuowania rozmowy. Zamyśliłam się, a gdy znów spojrzałam przed siebie, rudowłosy zniknął. Pacnęłam się ręką w czoło. Byłam, aż tak nierozgarnięta, że mój rozmówca uciekł. Jak mogłam być, aż tak nieuważna? Nigdy nie zdarzyło mi się nie usłyszeć jak ktoś odchodzi. Jednak gorsze od mojego braku skupienia było to, że ludzie wolą ode mnie uciec, niż rozmawiać. Niewiele myśląc, udałam się do swojej przyczepy, którą pokazał mi wcześniej Pik. Rzuciłam podręcznik z ciekawostkami na podłogę i dwa razy uderzyłam pięścią w ścianę, wkurzona na siebie. Oczywiście nie było słychać odgłosu ani upadającej książki, ani mojej pięści. Miałam ochotę zagrać na pianinie, ale ono zostało w kiosku. Teoretycznie powinnam sobie poradzić z przetransportowaniem go tutaj. Moje pianino miało kółka, przymocowane do podstawy, gdyż często przewoziłam go w różne miejsca, by móc dorabiać na grze. W dodatku do cyrku wcale nie było, aż tak daleko... Zdecydowałam, że jednak spróbuję poznać kilka osób należących do cyrku. Wyszłam więc z przyczepy i dodając sobie otuchy, szepnęłam do siebie „może ktoś pomoże mi z pianinem?”.
- Potrzebujesz pomocy? - usłyszałam pytanie, więc odwróciłam głowę w kierunku, z którego dobiegło. Zobaczyłam Lenniego.
- Taaa - wydłużyłam i pozbawiłam słowo „tak” ostatniej literki, zdziwiona, że widzę chłopaka. Przecież zniknął mi sprzed nosa. Popatrzyłam na niego, nie wiedziałam, czy pytać, dlaczego uciekł.

<Lennie?>

Rose CD Cal & Vivi

Po bardzo ciężkim dniu w końcu mogłam się położyć spać. Nadal byłam wkurzona na resztę, że znaleźli się bez pytania. Zastanawiałam się czy to jakieś fatum czy coś innego. Nie ważne, gdzie ja szłam oni zazwyczaj, tam też byli, a to wtedy oznaczało kłopoty, z którymi muszę sobie poradzić sama. Nie interesowało mnie, jaki oni mają relację, lecz nie chcę ponownie stawać między nimi.
Nagle usłyszałam, jak ktoś wchodzi na miotu, lecz zignorowałam to, myśląc, że to sen. Często tak miałam, dlatego się tym nie przejmowałam, kiedy ktoś lub coś szperało, chodziło czy starało się robić, jak najmniej hałasu.
W pewnym momencie poczułam jakiś dotyk na ramieniu. Natychmiast wstałam, sądząc, że to jakiś złodziej. Miałam krzyknąć, ale mojego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. Co do... Czemu znowu Cal jest w moim namiocie bez pytania!? Trochę kultury! Jeszcze brakuje mi tego pielęgniarza, do tej całej parady egoistów.
- Ooo dzień dobry, jak się spało? - spytał się. Co on ode mnie chciał, tym razem? Znowu miałam mu w czymś pomóc? Przez jego kłopoty,  w którym jestem zmuszona uczestniczyć czuję się, jak jakaś wolontariuszka.
- Teraz mnie słuchaj uważnie. Pozwolę ci mówić, ale pod warunkiem, że mi pomożesz i ładnie odpowiesz bez zadawania zbędnych pytań. Umowa stoi?- rzekł, oczekując odpowiedzi. Serio? Przecież o nic innego nie może chodzić. Nie miałam ochoty, ale się zgodziłam. Oddał mi głos i pokazał moje karty. Czy mi grzebał w rzeczach? Wzięłam karty do ręki i się im przyjrzałam. Dziwiło mnie to, że chciał te trzy konkretne.
- O co ci chodzi? Nie możesz z tym poczekać do rana?-warknęłam zirytowana, bo nawet spać już nie mogę. Skoro Wysoko Urodzony Egoista, specjalnie o trzeciej w nocy, przyszedł do mnie, by wiedzieć co oznaczają te karty, powinnam czuć się zaszczycona.
-Ta pierwsza przedstawia cierpienie- powiedziałam, odkładając ją na stolik. Dwie następne były dość nietypowe. Bardzo rzadko się zdarzały.
-A te dwie ostatnie to śmierć i miłość. Dlaczego chcesz wiedzieć co oznaczają te konkretne karty?
<Cal?Vivi?>

Lennie CD Yin

Wpatrywałem się w nią i „idioczałem”od słuchania jej zdań. Skoro wszystkich coś zjadło, to ty jesteś toksyczny, że wciąż jesteś tutaj? Czy ona chciała mnie obrazić? Chociaż wiedziałem, o co jej chodzi, czułem się jak dureń. To ma sens jak przeciwsłoneczne okulary, których można używać tylko w nocy. Tego nawet nie zrozumiałem, nie mówiąc o sensie. Czułem się dziwnie, a zmęczenie, jakie zapanowało w mym ciele, potęgowało się, wykorzystując moje otępienie tą sytuacją. Czułem się, jak uczy zaczynają mi się kleić, a gdy chciałem coś powiedzieć, otwierając usta, nie wydobywał się z nich żaden dźwięk, bo nie wiedziałem, co powiedzieć. Co można odpowiedzieć na To ma sens jak przeciwsłoneczne okulary, których można używać tylko w nocy. 
- Racja - powiedziałem w końcu, biorąc jej stronę (chyba). Stwierdziłem w myślach, że skoro nie mogę jej zrozumieć, bo prostu przyznam jej racje, by myślała, że jest inaczej i ją popieram (w czymkolwiek). Gdy wypowiedziałem to słowo, odzyskałem panowanie nad swoim ciałem i zdusiłem w sobie zmęczenie, które zmuszało mnie do zamknięcia oczu. Byłem bliski upadku i zaśnięciu na gołej ziemi, bo nie rozumiałem dziewczyny...
- Ech... - westchnęła, chyba nie nabierając się na to. Przez chwilę obydwoje milczeliśmy, ja w dalszym ciągu nie wiedziałem co powiedzieć, a ona chyba zrezygnowała z dalszego "upokarzania się". Staliśmy na przeciwko siebie bez ruchu, napięta cisza działała na mnie tak samo, jak wcześniejsza nie wiedza. Znowu poczułem się przygnębiony, zmęczony, a co ważniejsze, senny. Powstrzymałem się przed ziewaniem i otworzyłem usta. Najlepiej zacząć od początku.
- Jesteś nowa? - zapytałem, zaciskając zęby, by nie ziewnąć otwartymi ustami. Zamrugałem parę razy oczami, a zmęczenie zniknęło. Czułem się jak wcześniej. Widziałem, jak dziewczyna kiwa głową, na co delikatnie się uśmiechnąłem. - Jest pracownikiem, czy cyrkówką? - zadałem drugie pytanie.
- Cyrkówką. Konkretnie, to robię akrobacje z zawiązanymi oczami - po tych słowach, czułem, jak życie do mnie wraca. Lubiłem odważnych ludzi, z nimi zazwyczaj było najciekawiej.
- Pewnie jesteś w tym dobra - stwierdziłem. - Musisz mi kiedyś pokazać co umiesz - dodałem.

<Yin? Może od początku xd>

Queen Chie

"Dla mnie liczy się tylko dobra zabawa i wygrana, nic więcej!"

Cal CD Rose & Vivi

Nie nie nie nie nie. W życiu nie wezmę nic do ust od tego demona. Pomyśleć, że mógł tam wsadzić jakąś trutkę na szczury albo nie wiadomo jakie świństwo, żebym się szybko z życiem pożegnał. Jednak on dobrze wie, że mam pewnego rodzaju - można to nazwać słabością, chociaż nie do końca - do czekolady. Niestety. Tym razem się nie poczęstuję.
- Zabieraj to ode mnie. - wywaliłem talerz z deserem prosto na ziemię.- Wynocha z mojego pokoju.- oznajmiłem stanowczo demonowi.- I sprzątnij to.- dodałem po chwili. Wstałem z łóżka i usiadłem za biurkiem.
- Oczywiście Tyberiaszu.- odpowiedział demon i pstryknięciem palców sprawił, że talerz i czekoladowa słodycz zniknęły.
- Wyjdź stąd. Nie chcę cię tutaj już widzieć.
- Nie da się grzeczniej? - spytał, kierując się do drzwi. Ja jedynie przewróciłem oczami i zajrzałem do notatek, które leżały na moim biurku.
***
Na ziemię pada światło księżyca, dość jasne, żeby rozproszyć nocne ciemności. W srebrzystej poświacie... Nie ma sensu tak wszystkiego poetycko opisywać. Nie ma sensu sprawiać słowami, że świat jest czymś pięknym. To jedynie rozprasza i odwraca uwagę od ważnych spraw. Jedynie marzyciele się zajmują takimi głupotami. Stałem na polu jakiegoś zboża. Oczywiście jest noc i księżyc w pełni. Zerwał się dość chłodny wiatr. Gdy tylko się odwróciłem, zobaczyłem za sobą mały szałas. Każdy na moim miejscu pewnie by tam wszedł. Ja jednak poszedłem w przeciwną stronę. Nie mam ochoty na żadne przygody. Jednak szybko i, tak czy siak, znalazłem się w środku. Porąbane. Za nim skumałem, gdzie się znajduje. Siedziałem już przed jakimś stole, na którego środku była szklana kula. No cudnie jeszcze jakichś głupich przepowiedni mi brakowało. Poczułem dziwny przeszywający ból, który ogarnął całe moje ciało. Czemu zawsze muszę cierpieć?! Wszystko zaczęło się rozmazywać. Jednak trzy karty, które ukazały się na stoliku przede mną. Były aż za wyraźne. Nie znam się na tym, ale nie sądzę, że to coś dobrego. Mam pecha w życiu. Nagle znowu zerwał się wiatr, który porwał cały ten szałas. Ból ustał i została ciemność...
***
Poderwałem lekko głowę do góry, otwierając oczy. Znowu zasnąłem z głową na biurku. Jak tak dalej pójdzie, moje kości będą się buntować. Z tego, co widzę, na moim zegarku jest trzecia nad ranem. Jeszcze lepiej. Nie mogłem się zwyczajnie rano obudzić? Przeczesałem włosy to tyłu ręką. Oparłem się na krześle i odchyliłem głowę do tyłu. Zacząłem myśleć, chociaż wiadome, że lepiej jest pójść spać. Niestety nie mogłem. Co to miało być? Jakieś durne karty mi podświadomość pokazuje i teraz ciągle mi to chodzi po głowie. Nie da mi to spokoju. Wyszedłem z namiotu. Po dość długim spacerku w ciemnościach w końcu znalazłem to, czego szukałem. Czyli niestety namiot tej całej Rose. Znowu tam wejdę bez pytania, ale już trudno. Dziewczyna spokojnie spała w swoim łóżku. Ja natomiast musiałem znaleźć jedną rzecz - te jej karty. Nie poszło tak łatwo, jak myślałem. Było ciemno. Nie ułatwiło mi to w ogóle sprawy. Jednak koniec z końców je znalazłem. Dziewczyna dalej spała. Chociaż tyle. Stanąłem przed wyjściem z namiotu i zacząłem przeglądać te karty. Znalazłem trzy dość podobne. Tylko teraz... Co to za dziwne obrazki? Czemu świat musi mi tak życie utrudniać? Chcąc nie chcąc stanąłem nad łóżkiem śpiącej Rose. To wiadome, że nie mogę z tym poczekać do rana. Ugh nie wierzę, że to robię. Szturchnąłem ją delikatnie w ramie swoją ręką, wiecznie schowaną w skórzanej rękawiczce. O mało co w twarz nie oberwałem. Zerwała się na równe nogi od razu. Co za nerwowa kobieta. Mam pokojowe zamiary.
- Ooo dzień dobry, jak się spało? - spytałem. Od razu też użyłem swojej mocy, by ją uciszyć. Nie chcę tutaj osób trzecich. Dziewczyna była tym zszokowana. Niby usta się otwierały, ale dźwięk nie wychodził.- Teraz mnie słuchaj uważnie. Pozwolę ci mówić, ale pod warunkiem, że mi pomożesz i ładnie odpowiesz bez zadawania zbędnych pytań.- skończyłem.- Umowa stoi? - spytałem dla pewności. Dziewczyna nie była widocznie za bardzo do tego przekonana. Jednak koniec z końców pokiwała głową. Zgodnie z umową sprawiłem, że mogła znów mówić.
- O co ci chodzi? Nie możesz z tym poczekać do rana?- spytała trochę zirytowana.
- Nie mogę.- odpowiedziałem. Przy okazji pokazałem jej te trzy karty.- Co one znaczą?

<Rose? Vivi?>

15 lis 2018

Yin CD Lennie

- Nazywam się Yin - spojrzałam na rudowłosego. - Jeśli chodzi o to, kim jestem, to trochę zbyt posępną osobą.
Chłopak uważnie mi się przyglądał, ja też zwróciłam na niego większą uwagę, gdy podszedł trochę bliżej. Wyglądał na lekko przeziębianego lub przemęczonego. Wydawało mi się, że już kiedyś go gdzieś widziałam. Nie byłam pewna, czy to złudzenie, dopóki przed oczami mignął mi obraz sprzed kilku miesięcy. Zbierałam pieniądze, pokazując swoje umiejętności akrobatyczne. Niestety policja od czasu, do czasu miewa chęci uprzykrzania życia, dorabiającym na ulicy. Wtedy też miała taką ochotę. Przebili się przez tłum i chcieli mnie spisać. Wyszłoby wtedy na jaw, że nie mam domu ani opiekunów, wsadziliby mnie do przytułku. Zaczęłam zwiewać, byłam szybsza. Uciekając, potrąciłam jednak jedną osobę. Rudy chłopak stracił równowagę i przewrócił się. Odwróciłam się szybko, pomogłam mu wstać i biegnąc dalej krzyknęłam -przepraszam-. Zniknęłam za rogiem budynku. Byłam zbyt zaaferowania, by zwrócić na niego większą uwagę, ale teraz miałam pewność, że tym chłopakiem był Lennie. Zamyśliłam się, byłam ciekawa czy on też mnie zapamiętał...
- Więc co tu robisz? - zapytał, chyba tylko po to, by przerwać ciszę.
- Nie mogłam nikogo znaleźć, pomyślałam, że kogoś spotkam - nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Byłam zbyt sztywna, drętwa... Kurde, nie chciałam, aby pierwsza osoba, którą poznałam w tym miejscu, miała po rozmowie ze mną same złe wrażenia. Zmarszczyłam lekko brwi zła na siebie. Miałam nadzieję, że chłopak tego nie dostrzegł. - Skoro wszystkich coś zjadło, to ty jesteś toksyczny, że wciąż jesteś tutaj? - zerknęłam na Lenniego. Spojrzał na mnie wzrokiem, którego nie byłam w stanie rozszyfrować. Pewnie uznał mnie za szurniętą. Najpierw gadam do siebie, potem ledwo co mogę z siebie wykrztusić, aby po chwili wygadywać głupoty. No, gdybym jeszcze wspomniała, że pamiętam jak kilka miesięcy wcześniej, wpadłam na niego, to miałby świetny materiał do podpięcia mnie pod zakładkę „trzymaj się z daleka to wariatka”. - Wybacz z to pytanie - świetnie... Pytam i przepraszam, że pytam. - To ma sens jak przeciwsłoneczne okulary, których można używać tylko w nocy...
Nie zdałam sobie sprawy z tego, że ostatnie zdanie wypowiedziałam na głos. Czyli jednak trafię do zakładki z wariatami...

<Lennie? Mnie bardziej>

13 lis 2018

Lennie CD Yin

Wyszedłem z namiotu dość późno. Cała noc nie spałem, jedynie przeleżałem, sprawdzając co godzinę, która jest. Koniec końców zasnąłem mniej więcej o siódmej rano, a potem nie mogłem wstać. Wiedząc jednak, że jeśli nie zrobię tego przed południem, znowu będę miał problemy ze snem, wynurzyłem się ze swej nory, ale oślepiony promieniami słonecznymi, wróciłem do namiotu. Przetarłem twarz rękoma, rozciągnąłem się i ponownie wychyliłem łeb zza materiału. Przez chwilę miałem zamknięte oczy, wsłuchiwałem się w teren: ćwierkot ptaków, szelest liści, szum wiatru, świst między budynkami i czyjeś stłumione głosy. Otwarłem jedno oko i się rozejrzałem; teren był czysty, wszyscy zebrali się w głównym namiocie. Cyrkowcy ćwiczyli, a pracownicy przygotowywali namiot do jutrzejszego występu, w którym nie brałem udziału, ze względu na chorobę, jaka się mnie przyczepiła podczas podróży. Leżałem w namiocie dobry tydzień i chociaż miałem tylko katarem i kaszelek, przeobrazili się w gorączkę i chociaż moje moce wcale się nie zmieniły i mógłbym wystąpić bez przygotowania, Pik wolał dać na moje miejsce kogoś nowego. Nie miałem temu nic przeciwko, nawet się cieszyłem, bo gdy wszyscy trenowali w jednym miejscu, ja mogłem legalnie wybrać się na spacer, który odświeży mi nieco umysł.
Będąc przy magazynie, natknąłem się na jakąś dziewczynę. Słysząc, jak mówi sama do siebie, rzuciłem na nią okiem. Była to niziutka blondynka, która po chwili mnie zaczepiła. Mimo, iż nie do końca jeszcze do siebie doszedłem, delikatnie, acz słabo się uśmiechnąłem.
- Lennie – przedstawiłem się, stając w miejscu i patrząc w jej fiołkowe oczy, jakby pozbawione życia i radości. Wyglądała na poważną osóbkę,  a reguły nie przepadałem za takimi ludźmi; nie chodziło tu o ich zimną krew, czy poważne podejście do życia. U większości takich ludzi brakowało radości, bez której świat był nudny i pozbawiony kolorów i nawet takiemu egoiście i prosakowi jak mi bardzo to przeszkadzało. Nie można było z takimi ludźmi pożartować, a znalezienie luźnego tematu do rozmowy było jeszcze trudniejsze.
Ale przecież nie należy sądzić po okładce, prawda?
- A ty kim jesteś? - zapytałem uważnie przypatrując się nieznajomej.

<Yin? Trochę nudnawe mi wyszło>

Yin DO Lennie

Wiedziałam, że ulotki ot, tak sobie, nie wsuwają się do pomieszczeń. Nie mają własnej woli. To Pik podsunął ją do mojego „mieszkania". Jego spotkałam jako pierwszego. Zaprosił mnie do jednego z namiotów i zaproponował przystąpienie do pierwszej grupy. Skorzystałam z tej propozycji. Dowiedziałam się jeszcze trochę o historii cyrku. Wydawał się sympatycznym człowiekiem. Potem Pik gdzieś zniknął, a ja zostałam sama. Nie chciałam się nikomu naprzykrzać, ale nie znałam żadnej z osób należących do trupy bądź pracowników, a wcale nie było ich mało. Miałam nadzieję, że kogoś spotkam i ten ktoś nie zacznie rozmowy od pytania o mój wzrost. Przyszłam w to miejsce, zostawiając moje pianino w starym kiosku. Nie miałam go jak ze sobą przetransportować, a zależało mi, aby go nie stracić. Może jest tu ktoś, kto wiedziałby jak rozwiązać mój problem. Jednak zaczynanie rozmów to nie jest moja dobra strona. Jedyne przeszłam tam i z powrotem bez celu i usiadłam pod drzewem. Otworzyłam książkę, którą wcześniej jako pierwszą lepszą wyciągnęłam z teczki. Trafiło na podręcznik z ciekawostkami z astronomii. Otworzyłam na losowej stronie. Przeczytałam tytuł zagadki; „Księżyc jest kulą, jednak na jego tarcza wygląda płasko - brakuje cieniowania charakterystycznego dla kuli oświetlonej światłem kierunkowym - czego to efekt?” Westchnęłam, wyobrażając sobie gwiazdy. Skierowałam głowę ku górze.
- To przez grunt, który odbija najwięcej światła do źródła. To dość powszechne zjawisko wśród skalistych ciał niebieskich - pomyślałam, nie patrząc na odpowiedź pytania.
Poczułam na sobie czyiś wzrok. Nie nachalny, ale ktoś zwrócił na mnie uwagę. Odwróciłam głowę i dostrzegłam rudego, wysokiego chłopaka. Miał na sobie pelerynę i kapelusz. Ruszyłam swoje cztery litery z ziemi.
- Poczekaj, proszę- odważyłam się na pierwsze słowa. Zacięłam się jednak na chwilę, bo dziwnie było mi pytać o przysługę, w postaci przeniesienia fortepianu, kogoś dopiero zauważonego. - Jak masz na imię?


<Lennie?>

Yin

"Ilu z nas owija serce izolacją? By było łatwo, nie jest łatwo."

10 lis 2018

Informacja

Informuję Was, że event został zakończony. Z pewnością powrócimy jeszcze do niego, jednak jak na razie zostanie to odłożone na bok.

~ Przepraszam was no i życzę miłego dnia ^^