31 gru 2017

Szczęśliwego Nowego Roku!

Jako, że nowy rok odwiedził nas już jakiś czas temu, chciałabym Wam życzyć, aby obecny rok był owocny dla was we wszystkim w czym chcielibyście, aby Wasze postanowienia Noworoczne się spełniły ( o ile jakieś macie ^^ ) dużo weny, dobrych ocen oraz tego czego jeszcze nie wymieniłam.

~ Życzy Administracja ~

24 gru 2017

Merry Christmas

Dzisiejszy dzień jest zapewne dla każdego wspaniałym dniem na różne sposoby. W dzisiejszy dzień chciałabym Wam życzyć wszystkiego najlepszego oraz miło spędzonych dni.

"Niech te święta tak wspaniałe, 
będą całe jakby z bajek. 
Niechaj gwiazda z nieba leci, 
niech Mikołaj tuli dzieci. 
Biały puch niech z nieba spada, 
niechaj piesek w nocy gada. 
Niech choinka pachnie pięknie, 
no i radość będzie wszędzie".


~~ Życzy Administracja ~~

16 gru 2017

Przerwa świąteczna

Jak już po samym tytule posta, możecie wnioskować że nasz cyrk będzie miał przerwę świąteczną. Został dodany event ale większości osób nie ma czasu, aby zgłosić się przez to, iż obecnie każdy jest zajęty przez nadchodzące Święta Bożego Narodzenia. Dlatego też chciałam powiedzieć, że przez około dwa tygodnie będzie blog zawieszony, a ja przy okazji go odświeżę.

~ Administracja

11 gru 2017

Smiley CD Vogel

Idąc w stronę atrakcji jaka to zaproponowałam, coś było nie tak. Vogel przyglądał się mi i zupełnie jakby chciał się o coś zapytać, ale nie potrafił. Uciekł ode mnie aby kupić bilety. Przyjrzałam się mu, ale on jakby chciał się naprawdę o coś mnie zapytać. Nie dawało mi to za bardzo spokoju.
Przyglądając się pięknym lampionom, które puszczało się w niebo wraz ze życzeniem, zamyśliłam się na chwilkę. Patrząc sobie na te piękne lampiony, przypomniało mi się że kiedyś puszczałam takie wraz z rodzicami i moim bratem. Byłam mała, ale wciąż to pamiętam. Życzenie jakie chciałam aby się spełniło tak naprawdę się nie spełniło. Zażyczyłam sobie aby moi rodzice i brat byli szczęśliwi, a ja abym mogłam ich podziwiać. Życzenie się nie spełniło, a stało się to co miało się stać. Odeszłam od stanowiska gdy tylko zobaczyłam Vogel'a machajacego biletami w powietrzu. Kolejka minęła szybko, a my usiedliśmy do jednego z wagoników. Przykleiłam się wręcz do okna z którego było widać bardzo duży obszar. Były to cudowne widoki, jednak moja uwagę odwrócił Vogel i to jego spojrzenie. Może i tłumaczyłam się występami, ale chłopak mnie za dobrze chyba znak. Wiedział, że to nie o występy chodzi.
- Możesz to przede mną ukrywać, ale sądzę, że lepiej by było, gdybyś komuś to powiedziała. Byłoby ci na pewno lżej! -spojrzał się na mnie, a ja nie wiedziałam za bardzo co mam mu na to odpowiedzieć.
- Proszę cię Mikael, usiądź, bo jeszcze coś się stanie - powiedziałam poważnie nie tylko ze względu na jego bezpieczeństwo, ale też dlatego że kompletnie nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
Po jego twarzy zobaczyłam, że robi to z niechęcią, ale nie chciałam go więcej obarczać moimi problemami. Chciałam coś powiedzieć jednak Mikael wyciągnął w moją stronę pluszaka, którego wygrał.
- Wygrałem go dla ciebie - wypowiadając te słowa lekko zarumieniłam się przyjmując pluszaka od niego. Zbliżyłam się bliżej do chłopaka, całując go w policzek.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się przytulając się do misia.
Niespodziewanie diabelski młyn się zatrzymał. A dzięki informacji usłyszanej z głośnika, dowiedzieliśmy się, że będziemy tak stać przez przynajmniej dwie godziny, aż ktoś nie naprawi tego mechanizmu, który się zablokował.

<Vogel?>

Vogel CD Smiley

Chwyciłem za puszystą, kremową głowę ogromnego misia, którego przed chwilą wygrałem, po czym patrząc na Smiley, kiwnąłem nią kilka razy. Dziewczyna zaśmiała się z tego cicho, a następnie ruszyliśmy przed siebie, kierując się przy tym na diabelski młyn, który to zaproponowała. Zaraz po przejściu kilku metrów, zacząłem myśleć nad jej humorem, jaki miała przed przyjściem tutaj. Coś mi nie pasowało w tym, co mi wtedy odpowiedziała. Tym bardziej że wcześniej jakoś bardzo nie wspominała, że tęskni za występami, wręcz godziła się, z tym że musi odpocząć. Spojrzałem się na nią przez ramię misia, marszcząc przy tym brwi. Nawet teraz, pomimo tej całej atmosfery, w której cały czas panuje zabawa. Westchnąłem przeciągle, na co zwróciła uwagę moja towarzyszka, spoglądając na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Czy coś się dzieje? -zapytała szybko, zrównując ze mną krok jednym podskokiem.
- Tak to znaczy... nie. -speszyłem się, przez co przyłożyłem usta do sztucznego futerka zabawki. -To nic -powiedziałem dość niewyraźnie, lecz dziewczyna zdołała to rozczytać.
- Na pewno? Wiesz, mi możesz wszystko powiedzieć -uśmiechnęła się, rumieniąc się przy tym delikatnie.
Skinąłem głową, odwracając przy tym głowę w stronę diabelskiego młyna, który był zaraz za rogiem.
- Już zaraz jesteśmy -wypaliłem szybko, tylko po to, aby dalej nie zaprzątać sobie tym głowy -to może ja już pobiegnę do kolejki, żeby szybciej dostać bilety? -zapytałem się, odwracając z powrotem głowę w jej stronę.
- Nie trzeba! -pokręciła głową -możemy poczekać razem.
Skinąłem głową, lecz i tak jej nie posłuchałem, tylko od razu tam pobiegłem. Stojąc jako siódmy w kolejce, poprawiłem misia i rozejrzałem się dookoła, aż w końcu wypatrzyłem w tłumie Akane, która przyglądała się kolorowym lampionom. Nawet teraz wyglądała, jakby nad czymś myślała. Od razu posmutniałem. Po kilkunastu minutach w końcu dotarłem do sprzedawcy. Poprosiłem o dwa bilety i odszedłem, uprzednio za nie płacąc. Będąc kilka metrów od kolejki, która znów się utworzyła, zawołałem do siebie Akane, wymachując biletami w powietrzu. Dziewczyna czym prędzej do mnie podeszła, uśmiechając się szerzej. Po krótkiej chwili wyczekiwania, w końcu przyszła kolej na nas, aby wsiąść do ogromnej, kolorowej budki z oszklonymi ścianami. Były tam jednak plastikowe ławeczki. Usiedliśmy naprzeciw, patrząc przy tym na siebie. Szybko wybuchliśmy śmiechem. Kiedy kolejka ruszyła, zaczęliśmy od razu się rozglądać. Po krótkiej chwili spojrzałem się z powrotem na Smiley, która obecnie była praktycznie przyklejona do okna, podziwiając przy tym widoki. Siedziałem tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu mnie zauważyła. Odwracając się w moją stronę, zaśmiała się niemrawo.
- Dlaczego to ukrywasz? -zapytałem szybko.
Dziewczyna wyraźnie zaskoczyła się tym pytaniem, lecz widziałem, że w końcu załapała, o co może mi chodzić. Uśmiechnęła się szerzej.
- To nic, przecież ci mówiłam. Martwię się oto, kiedy w końcu będę mogła występować.
Uniosłem jedną brew do góry, po czym gwałtownie wstałem, przez co cała budka się delikatnie poruszyła. Przegryzłem wargę, przymykając przy tym oczy.
- Możesz to przede mną ukrywać, ale sądzę, że lepiej by było, gdybyś komuś to powiedziała. Byłoby ci na pewno lżej! -spojrzałem się na nią.
Ta patrzyła na mnie, nawet się nie ruszając. W końcu jednak powiedziała cicho.
- Proszę cię Mikael, usiądź, bo jeszcze coś się stanie.
Z niechęcią ją posłuchałem, łapiąc przy tym niedźwiedzia. Przyjrzałem się jego oczom, aż w końcu wyciągnąłem go w stronę Akane.
- Wygrałem go dla ciebie -powiedziałem, uspokajając się przy tym.

<Smiley?>

9 gru 2017

Akuma CD Rue

Jego serce zabiło szybciej, miał wrażenie, że widzi jedynie niewielką przestrzeń naprzeciwko niego. Nigdy nie spodziewał się, że spotka swojego, w pewnym rodzaju, idola. Nie, nie wielbi go jakoś ogromnie, ale trzeba przyznać, pióro to on znakomite posiadał. Przygryzł wargę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Co prawda wiedział, że na siedemdziesiąt procent spotkają się z tym człowiekiem, ale chyba nie oczekiwał tego i nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby tak się w istocie stać. "Boże, jestem przy nim pierdolonym analfabetą", pomyślał czując, jak rodzi się w nim pewnego rodzaju trema, jak przed występem.
- Ogarnij się, nie mamy czasu. Sean najwidoczniej bardzo chce otrzymać te medaliony, a nie wiem czy zauważyłeś, on się potrafi teleportować, do cholery! - warknęła, ciągnąc go za rękaw. Przeniósł na nią wzrok, bez cienia rozbawienia, choć właśnie stwierdził, że stara, dobra Rue sprzed paru wróciła.- Słuchaj, jeśli przez ciebie tutaj utkniemy, to dam słowo, a role się odwrócą i to ja zostanę psychopatycznym rolnikiem, idioto - zaśmiał się, wróciła na sto procent. Pokiwał z niedowierzaniem głową, ruszając w końcu przed siebie. Ale z każdym krokiem nabierał coraz więcej wątpliwości co do siebie i swoich umiejętności samozachowawczych. Po prostu podejść i zagadać? Wyjaśnić sytuację? Nie, bo jeszcze uzna ich za opętanych i naprawdę spłoną na stosie. Boże, cholerni celebryci.
- William Szekspir? - spytała Rue, gdy już zdążyli zwrócić na siebie wzrok mężczyzny. Zadrżał słysząc te słowa, które naparły na niego, zwiększając wagę wszystko o chyba połowę.
- We własnej osobie - popatrzył na nas niezrozumiale, jakby badawczo. Jego usta pozostały lekko rozchylone, patrzył to na jednego, to na drugiego. WYBACZ, NIE WIEDZIAŁAM JAK TO NAPISAĆ Z RACJI, ŻE RUE TO DZIEWCZYNA XD Przyjaciółka posłała mu znaczące spojrzenie, mówiące "Ogarnij się, cieciu, a nie śliń na jego widok, bo widzisz, że już się ciebie przestraszył!". No tak, spojrzał nieco zawstydzony na ziemię, w końcu jego oczy musiały przypominać wtedy spodki od filiżanek, a usta uformować się w taki sposób, jakby właśnie stracił nad nimi kontrolę i wisiały tak bezwładnie. Cóż, po części to prawda.
- Ja jestem Akuma, a to Rue - nie wiedział zbytnio co powiedzieć. W końcu czego mieli od niego żądać? Wierszyka? Wywiadu? Przytulasa z fanem? Do czego miała prowadzić na konwersacja? Spojrzał błagalnie na przyjaciółkę, ale ona chyba także nie miała pojęcia, co powiedzieć. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale zaczął się jąkać, co natychmiast wykorzystał Szekspir. SAM SZEKSPIR.
- Logan mi o tobie wspominał, uczniu - ostatnie słowo wypowiedział z naciskiem, patrząc pewnym siebie wzrokiem na szarowłosego chłopaka. O cholera. - Możecie mi tutaj chociaż wyjaśnić, o co chodzi? Dlaczego się za niego podałeś? I przede wszystkim, skąd wiedziałeś, że ja... się tym zajmuję? - pod koniec pochylił się do dwójki przybyszów z innych czasów, ściszając głos. Jak mu z ust jedzie, l matko... Jednak mocno tutaj higiena dawała w kość. A mydło chociaż mieli? - Bo mam rozumieć, że ty też w to jesteś zamieszana? - spytał po chwili ciszy, kierując swoje pytanie do Rue.
- Właściwie, to tak - Akuma aż miał ochotę się na nią rzucić. Właściwie?! Przecież to był jej pomysł udając uczniaka jakiegoś wielkiego pisarza z przeszłości! Ma szczęście, że jest dziewczyną. I traktuje ją jako siostrę, którą owszem, można wkurzać, ale nie krzywdzić. Dlaczego świat zesłał na mężczyzn taką wielką odpowiedzialność??? - nie jesteśmy stąd - spojrzał na nią krzywo, to chyba ostatnia rzecz, jaka się przyda pisarzowi.
- Logan mi wspomniał, podróżujecie, tak tak, ale nie o to pytałem - mruknął szybko, machając przy tym dłonią. A więc gesty mają te same, co w przyszłości? A myślał, że będzie nowoczesny, gdy zatańczy shuffle dance. Lipa. A nawet brzoza. Czekaj, co?
- Nie do końca - powiedział cicho Akuma, spoglądając niepewnie na Rue i szukając u niej poparcia. Jednak ta przejęła wodze rozmowy i uratowała go od deprechy spowodowanej zbłaźnieniem się przed tak ważnym autorytetem. Kogo on będzie oszukiwać, to jednak jego idol, a nie jakiś gość który pisze poematy godne "mleka i miodu". Beznadzieja, swoją drogą. Czaicie sarkazm?
- No, bo nie podróżujemy. Pochodzimy jakby... z innego miejsca, można tak powiedzieć. Nie z naszej woli. To przez naszyjniki, zgubiliśmy je, a teraz musimy odszukać. To przez nie tutaj jesteśmy - sprytnie to zaplanowała, w razie czego zabrzmiało to tak, jakby po prostu je zgubili i chcieli odnaleźć, a nie teleportowały ich w czasie, o mało co nie zabijając. 

< Rue?Ach, to słynne mleko i miód, kwaśniejsze od cytryny... >

EVENT

Otóż, z racji, że nikt nie wysłał opowiadania na event, zostaje on przedłużony o tydzień ( czyli opowiadania można wysyłać do 15.12. ). Zasady są takie same.
Także ten, powodzenia życzę i w ogóle ;P

Rue CD Akuma

Wariat. Kompletny wariat i psychopata, który umie wywrócić oczy w taki sposób, że widać tylko białka. Trzymałam świece w dłoni, aby móc dokładniej przyjrzeć się jego twarzy, ale nie zdążyłam. Mówił o kimś, kto właśnie po nas idzie. Nie tylko psychopata, ale także opętaniec. Co to za czasy?!
- Kto? - zapytałam nie rozumiejąc o czym on mówił.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia – powiedział pospiesznie. Kazał nam się złapać za ręce. Usłyszałam za ścianą głuche odgłosy kroków. Gdy zrobiliśmy to, co kazał, drzwi się otwarły, ale w nich nikt się nie pojawił. Otworzyły się z taką siłą, że najpierw uderzyły o ścianę, a potem zawisły na ostatnim zawiasie. Po chwili mężczyzna dotknął naszych dłoni. Dziwny blask oślepił mnie nagle, zamknęłam oczy, czując dziwne zawroty głowy i okropne zimno. Nie mogłam podnieść powiek, ponieważ światło raziła mnie nawet z zamkniętymi. Po chwili siedziałam na czymś zimnym. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, ze znajdowaliśmy się na pustym śnieżnym polu, a zimno pod tyłkiem to śnieg. Wszędzie śnieg, żadnych drzew czy najmniejszego kamienia lub korzenia wystającego spod białej warstwy. Od razu zaczęłam się trząść. Spojrzałam na nich. Akuma także zareagował na zimno, a Sean odetchnął z ulgą. Para wyleciała z jego ust.
- Gdzie ty nas... - zaczął, ale nie skończył, zapewne nie widząc jak to ująć. Teleportował? Na prawdę? Czy może leciał z prędkością światła? Zaraz, nie ma skrzydeł... A może to sen? Tak bardzo bym tego chciała...
- Poczekajcie – machnął rękoma i wyjął zza pleców jeden, a potem drugi kożuch. Podał nam je i bez zastanowienia nałożyłam swój. Dalej się rozglądałam w poszukiwaniu czegokolwiek, ale jedynie, co tu było, to rażąca w oczy biel śniegu. - Uciekliśmy, nie znajdą was tu – delikatnie się uśmiechnął, jakby tymi słowami wytłumaczył nam całą akcję. Oboje z Akumą spojrzeliśmy na niego jak na kompletnego idiotę.
- Mów jaśniej! Kto! - wykrzyczał zdenerwowany chłopak. Obcy chwilę milczał mierząc go zirytowanym wzrokiem.
Zaczął opowiadać o Infirytach; stworzeniach stworzonych przez demony. Niewidzialne stwory, które widzą tylko anioły i ich podgatunki, takie jak on. Opowiedział o dwóch medalionach, które po jego opisie wyglądały dokładnie tak samo, jak te, które my dostaliśmy. Z góry dowiedział się, że my byliśmy ostatnimi, którzy je dotknęli, dlatego poszukują nas te Infiryty, aby oddać je dla swoich panów, co będzie miało okropny skutek. Bowiem może to nawet zniszczyć świat, gdyż podróżowanie w czasie jest niebezpieczne, a nawet najmniejsza zmiana w przeszłości, może wywołać kataklizm w przyszłości. On, jako wysłannik Boży miał nas odnaleźć i uchronić także medaliony.
- Tak więc gdzie je macie? - zapytał. Spojrzeliśmy po sobie z chłopakiem i milczeliśmy. Uwierzyć, czy nie? W normalnym świecie takie rzeczy są wyśmiewane, a mówca brany za czubka. Ale po tym wszystkich trudno jest nie uwierzyć w taki ciąg wydarzeń. Tylko dalej nie rozumiem, jakim cudem talizmany były skierowane do Akumy. No i dziwne jest to, że on, jako wysłannik boży nic nie wie, że my je zgubiliśmy. W końcu skoro rozmawia z Tym na górze, a on wszystko widzi, to czemu nic mu nie powiedział? Coś mi tu nie gra...
- Nie mamy – odpowiedziałam po długiej chwili ciszy, podczas której Sean zaczynał się niecierpliwić. Spojrzał na nas zdziwiony, zauważyłam, że lekko się unosił w powietrzu, jego stopy wisiały nad ziemią jakieś trzy centymetry.
- Jak to ich nie macie?! - zapytał niższym głosem, wcale do niego nie podobnym.
- Po prostu, zgubiliśmy – odpowiedział chłopak. Sean zmarszczył brwi mierząc nas morderczym spojrzeniem. Jego oczy stały się czerwone. Odeszliśmy dwa kroki w tył oglądając, jak wysłannik boży unosi się coraz wyżej, jego skóra zmienia kolor na czarny, pokrywa się łuskami, palce stają się zaostrzone niczym szpony, a na głowie wyrastają zakręcone rogi. Czyli tak wygląda coś, co zesłał Bóg? Nie wydaje mi się.
- Nie wierzę... Ludzie z przyszłości są jeszcze głupsi, nić teraźniejsi... - powiedział załamany i... zniknął. Biały blask ponownie nas oślepił, ale tym razem tylko na sekundę. Sean'a nigdzie nie było, nie pozostało po nim nic, dosłownie. A my przenieśliśmy się z białego pola na środek miasta. Ludzie nie zwrócili na nas uwagi, tak jakbyśmy tu stali od samego początku.
- Co się stało? - zapytałam bardziej sama siebie, rozglądając się wokół. Tą ulicą szliśmy z Loganem, kiedy nas wyprowadzał z targu niewolników.
- Wydaje mi się, że to nie był żaden wysłannik – powiedział lekko naburmuszony chłopak. Spojrzałam na niego nie odpowiadając. Nie miałam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Czyli to, co mówił, było kłamstwem? Czy jednak w jakimś stopniu mówił nam prawdę? Nie mam pojęcia... - Trzeba znaleźć te cholerne wisiorki – przyznałam mu rację, ale problem był taki, że nie wiadomo, gdzie ich było szukać. Zaczęliśmy iść kamienistą drogą przed siebie mając nadzieję, ze natrafimy na coś przydatnego. I tak się stało. Jakoś po dziesięciu minutach, gdy znaleźliśmy się na końcu miasta i mogliśmy zobaczyć las, którym Logan nas kierował do swojego dziwnego lokum, moją uwagę przykuła dziwna postać. Samego Szekspira mogłam oglądać tylko na zdjęciach i była to jedyna morda, którą zapamiętałam. Zatrzymałam się i pociągnęłam chłopaka za ubranie.
- Zobacz – wskazałam mu mężczyznę z gołym czołem i włosami po bokach. Dlaczego go zapamiętałam? Bo wyglądał koniecznie. Widziałam facetów łysych, z wygolonymi bokami, czy puchem, zamiast włosów, ale tak komicznej głowy nigdy w życiu. Wyglądał okropnie i ohydnie, a mi się kojarzył z brzydką panienką, która przez notę zaczęła łysieć na czubku.

<Akuma?>

3 gru 2017

Smiley CD Vogel

Może i taniec nie szedł za bardzo w parze z chłopakiem, ale nie przeszkadzało mi to. Wystarczyło mi, że mogłam się świetnie bawić wraz z nim. Takie chwile jak te, były czymś bardzo wspaniałym. Po ulicznych "densach" przeszliśmy do kolejnej atrakcji jaka była strzelnica. Musieliśmy chwilę poczekać aż przyjdzie nasza kolej, ale nie przeszkadzało mi to. Czas czekania nie był długi więc minęło nam się to dość szybko. Vogel jak to Vogel, zamiast grać na poziomie podstawowym tak jak każdy inny, on podniósł sobie poprzeczkę. Tarcze w które miał strzelać chłopak, zaczęły się coraz to szybciej poruszać. Miałam nadzieję, że da sobie radę. Chwycił za strzelbę. Przymierzył się i wystrzelił swój pierwszy strzał. Trafił. Sprzedawca był zaskoczony. Ludzie stojący w kolejce zebrali się do okoła. Uważnie przyglądali się naszej dwójce, ogólnie to bardziej Vogel'owi niż mnie. Chłopak oddał drugi strzał, udało mu się. Kolejne strzały trafiły w cel. Vogel tym samym wygrał główną nagrodę. Pluszowy maskotką będąc prawie takiego samego wzrostu co Vogel została wręczona do rąk Vogel'a. Gdy ten się odwrócił plecami do atrakcji zobaczył tłum ludzi, mający na nim wzrok. Po chwili ciszy i tym samym zaskoczenia chłopaka dostał oklaski na stojąco.
- Hm... - usłyszałam tylko z jego strony, na co tylko się zaśmiałam.
- Pójdziemy może na diabelski młyn? - zapytałam jak tylko tłum się rozszedł. - Nie ma za dużej kolejki i przynajmniej będziemy mogli chwilę odpocząć - dodałam z uśmiechem na twarzy.

<Vogel?>

Akuma CD Rue

Pewnie nie było jeszcze dziewiętnastej. Kolacja zaczęła się o osiemnastej, wszyscy wyszli po jakimś czasie, a trudno byłoby jeść godzinę. Mimo tu już czuł się padnięty. Bolały go mięśnie, powieki piekły, jak przy gorączce. Jeśli się po tym śniegu rozchorował, dobrze nie będzie. Próbował walczyć z sennością, ale nie potrafił jej odpędzić. Nagle jego umysł się rozbudził, całe ciało naprężyło, a to przez głos Rue.
- Kim ty, do cholery, jesteś? - jej głos brzmiał ostro, wyzywająco. Poderwał się do pozycji siedzącej, światło świec było jasne, zaskakująco jasne. Z czego były wykonywane, skoro dawały tak dobre oświetlenie? I jak ona je zapaliła? Hubką? Kiedyś takie stosowano, ale nigdzie nie widział tutaj niczego podobnego... Nagle jednak uświadomił sobie, że przed ich łóżkiem stoi nieznajomy mężczyzna. Około trzydziestki, obcięty w modną fryzurę. Z podartymi jeansami, czarną kataną i koszulką z jakimś nadrukiem. Z początku nie skojarzył, co w tym dziwnego, ale przecież jego wygląd stanowczo różni się od wyglądu ludzi tutaj. Jest ubrany zupełnie jak osoba z teraźniejszości. Przynajmniej tej, w której dotychczas żyli.
- Jestem Sean, wy to zapewne Cassie oraz Hayato? - spytał. Oboje powoli wstali, chyba nie rozumiejąc, jakim cudem ten gość zna ich prawdziwą tożsamość.
- Skąd się tu wziąłeś? - odezwała się Rue, chyba zbywając fakt poprawienia tego gościa - Rue i Akuma, a nie Cassie i Hayato. Mniejsza z tym, jakim cudem on tutaj wlazł? Tak cicho, skoro drzwi skrzypią na tyle głośno, że by się obudził?
- Bo nie jestem. I wy też - powiedział spokojnie, nadal stojąc w lekkim rozkroku i rękoma spuszczonymi wzdłuż tułowia.
- Nie oto chodziło - mruknęła Rue, ale przynajmniej warto wiedzieć, że ten ktoś ich zna. Lub przynajmniej wie, co jest grane. Może mógłby im pomóc? Akuma odchrząknął cicho.
- Rue, tam są drzwi - powiedział cicho, by tylko ona to usłyszała. Ale nie udało mu się. Ewentualnie nieznajomy posiada jakieś dziwne umiejętności, pozwalające mu słyszeć wszystko i wszędzie.
- Teleportowałem się tu - wytłumaczył z grubsza. Teleportował? Jaja se robi? Gdzie są kamery? Albo gdzie peleryna superbohatera? Gościu, przeginasz. Won stąd, no won.
- Weit, weit, weit, what??? - odezwał po angielsku, krzywiąc przy tym twarz. To podróże w czasie istnieją? Ogólnie, teleportacja? Śmieszne. Przecież sami to wszystko przeżyli. Cholera.
- Przepraszam, ale nie poinformowano mnie, że mówicie po angielsku... W jakim języku chcecie rozmawiać? Dostosuję się do każdego - powiedział, patrząc to z jednego, to na drugie. Wymienili zdziwione spojrzenie. On nie żartuje, to też nie jest sarkazm. Mówi z lekkim zdziwieniem, ale i melancholią. Jak jakiś pieprzony polityk. Czy to prezydent???
- Nawet kosmitów? - nie mógł się powstrzymać, za co Rue zgromiłą go wzrokiem. Jednak ku jemu zdumieniu, uzyskał odpowiedź. I to po raz kolejny bez użycia choćby grama sarkazmu, czy szczypty dowcipności.
- Oni nie mają swojego języka, Hayato - odezwał się. Prychnął, czy to jakieś kpiny? Faceci w czerni, tyle że w wersji średniowiecznej???
- Dlaczego tutaj jesteś? - zadała pytanie. No tak, trzeba kontynuować to szalone dochodzenie. Zmierzył wzrokiem mężczyznę. Sean? Brzmi typowo, dlaczego więc już uznał go za największego dziwaka, jakiego dotychczas zobaczył? Delikatny zarost na twarzy, ciemno brązowe włosy, rysy dobrego człowieka. Ale czy jest człowiekiem, skoro potrafi takie rzeczy?
- I czym jesteś? - spytał, ku jemu zdziwieniu Rue nie zareagowała. O co chodzi? Ten świat staje się coraz bardziej porąbany. Jeszcze chwila, a sam Napoleon Bonaparte przyjedzie tutaj na swoim białym rumaku oznajmiając, że śledzi ich horda zombie. Byłby wampirem. Tak dla odmiany, wampirów jeszcze nie było.
- Jestem tutaj na polecenie Pana. Jestem jego...posłańcem - Akuma ledwo co powstrzymał śmiech. Anioł? Naprawdę?
- A skrzydełka z kurczaka też masz? - spytał z sarkazmem w głosie. W Boga wierzy, ale anioł? Gościu, co brałeś??? Warto było? Teraz twierdzisz, że się teleportowałeś i jesteś aniołkiem. No proszę, a gdzie Lucyś? Lucynka, gdzie jesteś??? "Nawet mi zaczyna odbijać" - pomyśłał, słysząc własne myśli.
- Nie rozumiem, o czym mówisz. Moja rasa nie ma skrzydeł, zwłaszcza z kurczaka - jego poważny i rzeczowy ton głosu brzmiał niezwykle komicznie z takim znaczeniem słów.
- Twoja rasa? - spytała akrobatka, chcąc zmusić go do kontynuowania przemowy.
- Jestem duszą stworzenia nadprzyrodzonego. Te, które idą do nieba, służą Bogu. - Nagle jego tęczówki oraz źrenice zniknęły, zostały same białka. Demon, czy jak?! Rue rzuciła się do świec i chyba chciała nimi go podpalić ( przynajmniej takie miał wrażenie ), ale zamarła z jedną w dłoni. Sean zaczął ciężko dyszeć, gdy jego oczy wróciły do normalności.
- Musimy się pośpieszyć, idą po was - wysapał.

< Rue?Nie zabij mnie, ja nie wiem skąd ten pomysł XD >

2 gru 2017

Rue CD Akuma

Okropnie się czułam, gdy nagle wszystkie twarze skierowały się w nasza stronę. Tak, jakbym właśnie miała dokonać czegoś niemożliwego zwracając na siebie ich uwagę. Trzeba się uspokoić, bo na prawdę zaczynam wariować. Gdy zaczęliśmy iść w kierunku wolnych miejsc, które znajdowały się gdzieś na środku po lewej stronie, większość wróciła do jedzenia, które swoją drogą świetnie pachniało. Ta woń unosząca się w powietrzu... od razu zaburczało mi w brzuchu. Usiedliśmy na krzesła, a wtedy już nikt na nas nie zwracał uwagi. W sali ponownie rozległ się harmider i stuk kubków, z których prawie się wylewało piwo. Szybko przeleciałam wzrokiem po potrawach i nałożyłam sobie do talerza dwa kawałki kurczaka i chleb. Do szklanki nalałam wody.
- Czemu się spóźniliście? Niewyraźnie się wysłowiłem o której kolacja? - dopiero teraz zauważyłam, że obok Akumy siedział Logan. Mierzył nas poddenerwowanym wzrokiem, trzymając w dłoni udko. Mimo tego hałasu, usłyszałam go bardzo wyraźnie. Co ciekawsze, nikt nie zwrócił na nas uwagi, każdy był zajęty swoją osobą. Nie potrafiłam zrozumieć o czym rozmawiają, jedynie mogłam wyłapać parę słów jak "mocno", "uderzyć" czy "piwo".
- Nie wiedzieliśmy, która godzina – odpowiedział chłopak po namyśle.
- Na prawdę? Myślałem, że skoro jesteś uczniem Szekspira, to masz więcej talentów, niż ktokolwiek z nas – powiedział drwiącym głosem. W myślach stwierdziłam, że ma rację. Mamy o wiele więcej talentów niż oni, gdyż my jesteśmy z przyszłości i wiemy o rzeczach, które pewnie się nawet jeszcze nie wydarzyły. Ale to nie ważne, teraz bałam się, że wpadniemy. Milczałam, czekając, aż Akuma coś wymyślił. W tym czasie zapchałam usta mięsem, aby wymigać się od odpowiedzi, gdyby oczekiwał jej ode mnie. - Tym bardziej, że podróżnicy powinni umieć odczytywać godzinę ze słońca – dodał. Coraz bardziej się bałam, ze coś nie wyjdzie. Nawet jeśli widziałam, że nikt nas nie słyszy, nikt nie jest nami zainteresowany, to czułam, że jednak się nam przyglądają i nas słuchają. Jakby chcieli znaleźć ten jeden moment, w którym się potkniemy i wszystko się wyda.
- Mylisz się. Nigdy nie potrafiliśmy odczytywać godziny ze słońca. Sami sobie wybieraliśmy porę kiedy jemy czy idziemy spać – próbował się wytłumaczyć. Brzmiał pewnie. Ja bym zapewne zaczęła nawijać jak szalona, co by było bardzo podejrzane. A w jego głosie był tylko spokój. Mogłam odetchnąć na razie z ulgą.
- Na prawdę? - usłyszałam zdziwiony głos mężczyzny. Ponownie ugryzłam mięso i napiłam się wody. Akuma skinął głową. - Więc jesteście większymi idiotami, niż wyglądacie – odwrócił się do nas bokiem i powrócił do jedzenia. Także się wyprostowałam marszcząc brwi. Na prawdę? Jesteśmy idiotami? Gdybyśmy im zaczęli nawijać o przyszłości, pewnie uznali by nas za wariatów, a potem dopiero za magików, gdyby nam w jakiś sposób uwierzyli. Musieliśmy jednak milczeć i w tej ciszy wróciliśmy do kolacji. Żadne z nas się nie odezwało, byliśmy pochłonięci konsumowaniem mięsa. W pewnej chwili zachciało mi się napić piwa, ale stwierdziłam, że nie będę ryzykować, mimo, iż koleś obok mnie mi to proponował. Hałas w sali powoli znikał, wraz z ludźmi, którzy najedzeni opuszczali to miejsce. My stąd wyszliśmy prawie ostatni, jednak "mój pan" nas zatrzymał. - Skoro nie umiecie odczytywać godziny, obudzę was jutro wcześniej i nauczę tego. Nikt nie będzie po was chodził, żebyście zeszli na jedzenie czy treningi – oświadczył. - Lepiej to doceńcie, normalnie to byście musieli zgadywać, co jest kiedy i najwyżej szli byście głodni spać – odwrócił się i wyszedł. Spojrzeliśmy po sobie z Akumą, po czym opuściliśmy jadalnie. Znowu zaczęliśmy krążyć po budynku w poszukiwaniu naszego pokoju; najpierw trzeba znaleźć korytarz, a potem odpowiednie drzwi, co będzie trudne, bo każde jest takie same. Wałęsaliśmy się jakiś kwadrans, a potem dziesięć minut wybieraliśmy odpowiednie wejście. Tak czy siak najpierw się pomyliliśmy, wchodząc do pokoju jakiejś dziewczyny. Szybko je zamknęliśmy i weszliśmy do drugiego obok, który okazał się naszym. Podeszłam do łóżka i położyłam się na nie plecami tak, że nogi miałam na ziemi.
- Nie mają tu zegarków? - mruknęłam zamykając oczy. Okropnie się najadłam i miałam wrażenie, że zaraz zasnę.
- Nie mam pojęcia, ale w tych czasach chyba powinni mieć – chłopak usiadł obok i także się położył. - Jak nas wypuszczą, od razu trzeba się zastanowić, co zrobić.
- Ale tylko ciebie – zauważyłam. - Mnie może nie puścić – mruknęłam niezadowolona. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zostanę czyjąś niewolnicą; na dodatek w przeszłości. Przydałoby się go słuchać, skoro nie każe mi się bawić w typową kobietę od garnków.

<Akuma? Błogosławiony weekend>

1 gru 2017

Vogel CD Smiley

Przyglądałem się przez chwilę dziewczynie, która wyglądała, jakby chciała uciec od mojego spojrzenia. Przeniosłem wzrok za nią, gdzie odbywało się niemałe przedstawienie tancerzy, o których przed chwilą mówiła. Westchnąłem, uśmiechając się przy tym, a następnie spojrzałem ponownie na nią, kładąc przy tym dłoń na jej miękkich włosach, po których trzy razy przejechałem. Smiley ze zdziwieniem podniosła głowę, na co jeszcze bardziej poszerzyłem uśmiech, chwytając się przy tym za biodra.
- Może pociągniemy tę zabawę dalej? -zaproponowałem, w tym samym momencie wyciągając w jej stronę dłoń -zatańczymy?
Przez krótką chwilę nie wiedziała, co ma zrobić, wyglądała na zaskoczoną, lecz zaraz po tym uśmiechnęła się szeroko i podała mi swoją drobną dłoń.
- Z przyjemnością.
Skinąłem głową i podeszliśmy do tłumu ludzi. Dłużej nie czekając, włączyliśmy się do zabawy. Nie będę ukrywał, niezbyt mi to szło, jednakże widząc szczęśliwą twarz Akane, od razu zapominałem o tym, że nie potrafię dobrze się ruszać. Nawet nie przeszkadzało mi to, że inni mogą się na nas patrzeć. W sumie było mi z tym dobrze. Niedługo po nas, dołączyli się inni. Pary, grupki, a nawet samotnicy. Cała część tej ulicy, na której się znajdywaliśmy, była przepełniona tańczącymi ludźmi, przez co powoli robiło się tłoczno. Przez chwilę miałem wrażenie, że znów zgubiłem Akane, przez co chciałem już się przeciskać przez ludzi, lecz wtedy poczułem, że ktoś dotyka moje plecy. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynę, która wyciągała w moją stronę rękę. Złapałem się jej, a wtedy poczułem szarpnięcie. Akane wyprowadziła mnie z tego ogromnego tłumu, ciągnąć gdzieś dalej. Znaleźliśmy się przy jakiś budkach z mini grami jak strzelanie do celu, wyławianie rybek czy nawet rzutki. Najbardziej zaciekawiło mnie oczywiście strzelanie do celu. Cały czas obserwowałem przepełnione stoisko, w którym główną nagrodą była ogromna zabawka, lecz chyba nikt nie trafiał zbyt celnie, jeżeli nadal wisiała. Złapałem Akane za rękę, drugą wskazując w stronę stoiska.
- Może przejdziemy się tam? -zaproponowałem.
- Możemy -odpowiedziała, kiwając głową.
Musieliśmy stać w kolejce, która jakby nie miała końca, bo zaraz po nas, przybyło kolejnych osób. Głęboko odetchnąłem, rozglądając się przy tym, aż w końcu zwróciłem się do dziewczyny.
- Po tym pójdziemy na tę atrakcję, która ci się podoba, w porządku? -zatrzymałem się, lecz kiedy tylko zauważyłem, że chce coś powiedzieć, szybko dodałem -chyba że chcesz po prostu pochodzić!
Smiley skinęła głową, na co się uśmiechnąłem. W końcu przyszła kolej na nas. Stając w wyznaczonym miejscu, spojrzałem się na prowadzącego. Był dosyć wysoki, na głowie miał szary kapelusz, pod którym ukrywały się kasztanowe włosy. Jego postura też była niczego sobie, wyglądał na takiego, który dużo ćwiczył. Z szerokim uśmiechem przedstawił nam cel zabawy. Mając strzelbę, trzeba trafić w dziesięć czerwonych tarcz, a dokładniej w czarne punkty na nich narysowanych. Kiedy zestrzeli się wszystkie, dostaje się główną nagrodę. Skinąłem głową w geście zrozumienia, po czym zabrałem od mężczyzny strzelbę. Chwilę ją oglądałem, sprawdzając każde detale, aż w końcu przeładowałem, a gra się rozpoczęła. Cele poruszały się jednak za wolno, dlatego poprosiłem o podniesienie poziomu trudności. Nim się obejrzeli, ustrzeliłem wszystkie potrzebne tarcze. Przetarłem czoło i szczęśliwy spojrzałem się w stronę Akane.

<Smiley?>

30 lis 2017

EVENT/INFO

 INFORMACJA
  • Od dzisiaj opowiadania można wysyłać również na konto savagery. ( z kropką na końcu, na howrse )
  •  Tablica ogłoszeń została odnowiona, można sprawdzić wszystkie zmiany
 EVENT

Otóż, niedługo zbliża się grudzień, a wraz z nim...MIKOŁAJKI! Każdy chyba lubi dostawać prezenty, prawda? Z tej okazji, organizowany jest event - polegać on będzie na napisaniu opowiadania dotyczącego jakiejś mikołajkowej przygody Waszych postaci. Pod spodem jest dokładniejsze wytłumaczenie całej zabawy ( wybieracie jeden punkt do zrealizowania ):

1. Kto wierzy w Świętego Mikołaja? Skoro nasz cyrk specjalizuje się w zwalczaniu wszelkiego zła, nawet tego nadprzyrodzonego, to dlaczego ktoś taki miałby nie istnieć? W każdym razie, w okolicy zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Od ginących ciasteczek dla Mikołaja, po samego renifera, który ugrzązł na drzewie, ponad dziesięć metrów nad ziemią. Wygląda to na sprawę dla cyrku, prawda? Krótko po tym okazuje się, że ŚWIĘTY MIKOŁAJ ZAGINĄŁ ( tutaj już należy do Was, w jaki sposób się tego dowiecie - czy poprzez tajemniczy list, czy może ktoś Wam powiedział ). Podejmujecie akcję, by zapobiec dziwnym sytuacjom, zdarzającym się coraz częściej i mających coraz większą wagę. Czy uda Wam się rozwikłać sprawę tajemniczego zniknięcia samego Świętego Mikołaja? A może ktoś Wam w tym pomoże? Chyba, że tak naprawdę ktoś upozorował to zniknięcie...?

2. Jest już 6 grudnia, wychodzicie jak co dzień ze swojego namiotu, a tam... tajemnicza paczka! Co więcej, nie jest podpisana. Nie macie pojęcia, od kogo mogłaby być - pytacie znajomych, ale nikt nic nie wie, tylko do Was trafiła ta tajemnicza "znajdźka". Jest nią złoty, lekko zardzewiały klucz. Co to mogłoby oznaczać? Jakie drzwi otwiera? Co więcej, k t o mógłby Wam ofiarować ten przedmiot? Dalsza część należy już do Was ; )

3. Jest chłodna noc, śnieg zdążył już przykryć bardzo dużo. Słyszycie pukanie do Waszego namiotu - niechętnie wstajecie z łóżka, wychodzicie, a tam... sanie! Co więcej, zaprzężone w sześć par wspaniałych reniferów! Sanie są wyposażone w wielki worek, obok leży kartka. Pisze na niej jedynie "Prezentów nigdy nie zabraknie, masz tylko jedną noc, by rozdać je całemu światu!". Z początku myślisz, że to żart. Że gdzieś w pobliżu kryje się osoba przebrana za Mikołaja, którego tutaj brakuje. Ale staje się coś niesamowitego - jeden z reniferów zaczyna do Was mówić! Przedstawia się jako lider całej grupy i tłumaczy, że Święty Mikołaj ciężko zachorował i nie jest w stanie rozdać prezentów na czas. Czy pomożecie mu wykonać to zadanie? Inaczej nikt nie dostanie prezentów w Mikołajki!

Wymóg: 600 wyrazów
Czas trwania eventu: prace możecie wysyłać od dzisiaj do 08.12.
Prace możecie wysyłać na konta: savagery. oraz fopa12 lub dodawać samemu ( należy wtedy jedynie poinformować o napisanej pracy)
ŻYCZYMY POWODZENIA!!!^^

27 lis 2017

Smiley CD Vogel

Moja yukata spodobała się chłopakowi, a komplement od chłopaka mnie bardzo uszczęśliwił. Ruszyliśmy w stronę festiwalu oraz tłumu ludzi. Ciężko było mi się poruszać w tej yukacie a w dodatku ten tłum ludzi mi nie ułatwiał sprawy. Na szczęście Vogel wypatrzył jakieś stoisko z dango gdzie chociaż przez chwilę mogłam odpocząć. Kulki na patyku były bardzo smaczne. Takich smaków nie było można na codzień znaleźć oraz spróbować. Muzyka która była od czasu do czasu zagłuszając tylko w pozytywny sposób przez ludzi, ich śmiech. Dekoracje były kolorowe i wesołe, zauważyć można było iż ludzie którzy pomagali w organizacji włożyli dużo swego serca. Odwróciłam się wzrokiem na chwilę w stronę gdzie zobaczyłam jak jacyś ludzie tańczyli. Stanęłam na chwilę w miejscu. Rozejrzałam się do okoła. Nigdzie nie było Vogel'a, chciałam już ruszyć dalej w poszukiwaniu jego, ale ktoś chwycił mnie za rękę.
- Dołącz do nas, piękna pani? - spojrzałam się na osobę. Był to młody chłopak, prawdopodobnie w moim wieku.
- Ja nie potrafię tańczyć - powiedziałam lekko zaskoczona ta sytuacja.
- Spokojnie, pokażemy ci! - uśmiechnął się, a ja nim zdążyłam coś powiedzieć on zaciągnął mnie za sobą. Przyjrzałam się dokładnie im ruchom. Były trochę trudne, ale ja uwielbiałam wyzwania. Wystarczyło raz, abym zapamiętała wszystko. Przyłączyłam się do nich. Było zabawnie, ale dzięki temu może udałoby mi się znaleźć również Vogel'a. Martwiłam się już powoli, że nie odnajdę go dzisiaj.
- Vogel gdzie jesteś? - zapytałam się pod nosem, szukając go wzrokiem poprzez tłum. Może i tańczyłam, ale potrafiłam się również skupić i na innych ludziach.
- Smiley! - usłyszałam znajomy mi głos. Nie mogłam się mylić, to musiał być Vogel.
- Dziękuję za taniec, ale muszę wracać - przeprosiłam ich. Widząc jak to Mikael stoi plecami w moją stronę poszłam, wręcz prawie biegłam, aż do momentu gdy zawisłam na jego szyi.
- Nareszcie ciebie znalazłam! - powiedziałam uradowana z uśmiechem jak banan na twarzy.
- Wybacz mi... nie zauważyłem kiedy zniknęłaś mi z oczu - powiedział trochę smutny oraz zły sam na siebie.
- To moja wina, bo nie zatrzymałam ciebie gdy stanęłam, aby popatrzeć na tancerzy... - schyliłam głowę w dół, mówiąc trochę ciszej. W tej chwili było mi bardzo, ale to bardzo głupio. - Przepraszam - dodałam.

<Vogel?>

Akuma CD Rue

Ubogo tutaj. Ale nie to go martwiło. Panował tam chłód, jeśli mieli nie zamarznąć w nocy, będą musieli rozpalić ognisko pośrodku pomieszczenia, a najlepiej jak najbliżej łóżka. Sypialnia nie zrobiła na nim większego wrażenia. Jednak było tutaj czysto. Ani śladu kurzu, jakby ktoś dopiero co tutaj wysprzątał. Spodziewano się ich? Możliwe, szczerze, to nie zdziwiłby się. Jednak jak już Rue zdążyła zauważyć ( kobiety... ), łazienka nie była w lepszym stanie. Cztery świece ustawione na stoliku zwróciły jego uwagę - wyglądały na takie, które będą długo się palić. Ale pytanie, jak mają zapalić knot? Żadnych zapałek, o zapalniczce już nie ma mowy. Zacisnął szczęki, gdyby miał żyć w tych czasach, nie wytrzymałby. Zaczął tęsknić za ogniem, jego ciepłem, barwą, właściwościami,... Oraz dymem. No i maską przeciwgazową. Plecakiem. Czy teraz istnieją jakieś plecaki? Westchnął, zastanawiając się, dlaczego by się nie zabić. Byłoby szybciej.
- Może to część tej gry? - spytał Rue, która posłała mu zaskoczone spojrzenie, że myśli o takich rzeczach, podczas gdy ona straszy go pająkami i innymi robactwami oraz insektami. To w sumie miałoby sens. - No wiesz, może mamy zbudować jakiś wehikuł czasu... Może ktoś stąd będzie wiedzieć coś więcej, chociażby o tej szalonej grze. Może istniała od wielu tysięcy lat i ktoś zna ją głębiej? Może to nie przypadek, że trafiliśmy akurat do czasów i miejsca, gdzie żyje sam Szekspir? Może mamy odkryć coś na jego temat, coś, co mogłoby zmienić bieg historii... - ciągnął, wbijając wzrok w podłogę. Jeśli ktoś by ich teraz usłyszał, zeszedłby. Na bank. Lub też odprawił egzorcyzmy. Czy właśnie w tej epoce było to takie popularne? To całe palenie na stosach, biczowanie na znak pokuty i inne tego typu pierdy?
- Sama nie wiem. W sumie to logicznie mówisz, ale... no sama nie wiem - mruknęła, siadając obok z rezygnacją. Miał nadzieję, że chociaż kolacja będzie realna, w przeciwieństwie do ich wyobrażeń.
- Zgubiliśmy naszyjniki. Może po prostu mamy je odnaleźć, czy coś? Albo gdy je zgubiliśmy, cofnęliśmy się przez przypadek w czasie? - podsunął, opierając brodę na zaciśniętej w pięść dłoni.
- Oby nie. W takim razie moglibyśmy tutaj utknąć na dobre. Jak mielibyśmy odzyskać coś, co zostało w przyszłości? No, teraźniejszości... No wiesz o co chodzi! - zirytowała się, że nawet nie da się dokładnie określić ich czasów, w których dotąd żyli.
- A jeśli przetransportowały się tu z nami? Może by warto wrócić w miejsce, w którym mnie znaleziono?
- Bo on cię zaprowadzi - prychnęła, chyba tracąc nadzieję lub chociaż pomysły jej się kończyły. To nie dobrze, bo mu także. Jednak wciąż miał nadzieję, opierał się na niej, niczym starzec na lasce. Tyle, że mu nie wychodziło to tak sprawnie. Wciąż się chwiał, rozglądał po okolicy, niczym zagubione dziecko. Co za ironia - tyle wieków w jednym czasie, i tyle czasów w jednym wieku. Phi. ZNOWU MNIE NA FILOZOFIĘ WZIĘŁO...

- On ma imię -powiedział, ale spotykając się z krytycznym wzrokiem przyjaciółki, natychmiast wzruszył ramionami i wrócił do wcześniejszej pozycji. - Logan, ma na imię Logan. Ale mniejsza z tym. Może jeśli byś go nauczyła tego paraliżowania, zgodziłby się nas tam zabrać... Może ktoś z okolicznych będzie wiedział, gdzie mnie znaleziono. Nie wiem, jak z plotkami w tych czasach, al mogłoby się udać. 
- Może - skwitowała niewyraźnie. Najwidoczniej miała już dość wracania ciągle do rozmowy na ten sam temat. Postanowił więc go zmienić, po niemalże minucie ciszy z obu stron.
- Kolacja niby miała być o osiemnastej? Skąd mamy wiedzieć, która jest godzina? Może już pójdziemy? - po każdym wypowiedzianym pytaniu zastanawiał się na chwilę, ostatecznie wstają.c Rue zrobiła to samo, nieco ożywiona myślą o jedzeniu. 
Paręnaście minut włóczyli się pośród przerozmaitych drzwi i korytarzy. Jak to szło? "Bez trudu odnajdziecie drogę"? "Łatwo znajdziecie jadalnię"? Już nawet nie pamiętał, ale te zapewnienia to zwykłe łgarstwa. Dopiero za zapachem, co szło im dosyć kiepsko, dotarli do otwartych szeroko drzwi, za którymi mieściła się spora, a wręcz ogromna hala z stołem długim na jakieś dziesięć metrów. Siedziało już przy nim z dwadzieścia osób, jedząc posiłek i rozmawiając pomiędzy sobą. Wymienili spojrzenia, kierując się w stronę dwóch najbliższych wolnych miejsc obok siebie. Spojrzał na wystawione potrawy, w których rozpoznał piwo, zapewne grzane oraz mięso, wyglądające na pieczone, ale tutaj nie mają piekarników. Może mieli jakiś tego zamiennik? W każdym razie, na gotowaniu nie zna się prawie w ogóle ( robi dla siebie idealną kawę, tyle z jego kulinarnych zdolności ). Więc tak na prawdę to danie nie musiało powstać poprzez pieczenie.

< Rue? > 

25 lis 2017

Rue CD Akuma

Tak jak wcześniej kłamanie nie sprawiało mi żadnego problemu, tak teraz czułam, że oboje zaraz wpadniemy. Gdyby nie wymyślona historyjka Akumy, na pewno coś by podejrzewali. Teraz jednak jest szansa, że w to uwierzyli. Jesteśmy podróżnikami, mnie złapano i sprzedano, a to wszystko były tylko przypadkowymi zdarzeniami. Wszyscy mierzyli nas podejrzliwym wzrokiem. Ścisnęłam mocniej jego rękę i zacisnęłam zęby. Miałam ochotę stąd uciec, wszystkich ich sparaliżować i uciec z chłopakiem jak najdalej. Odnaleźć cokolwiek, co by nam pomogło i wrócić do naszego świata, a raczej do przyszłość. Przecież takie rzeczy dzieją się tylko w filmach!
- Nie ważne. Na razie zostajecie z nami - powiedział Logan, na co poczułam ogromną ulgę. Czułam się, jakby kłamstwo przytłaczało mnie jak małe dziecko, które dopiero uczy się tej sztuki. - Chodźcie - odwrócił się i machnął ręką, abyśmy za nim poszli. Pospiesznie ruszyliśmy za nim, by nie stać już w centrum koła zaciekawionych wojowników. Widziałam kątem oka, jak dopiero teraz podnoszą sparaliżowaną dziewczynę, a ona mierzy mnie morderczym spojrzeniem. Przełknęłam gulę w gardle prostując się. Przybrałam poważną minę, ale w środku się trzęsłam. Przecież ona mnie udusi, jak tylko usnę. Oni wszyscy chyba to zrobią. Nie puszczałam Akumy, aż nie przeszliśmy długiego korytarza. Tutaj smród całkowicie zniknął, czułam tylko powiew wiatru, który wciskał się między szczeliny.
- Gdzie idziemy? - zapytałam. Logan chwilowo milczał, aż otworzył drzwi. Ukazał się nam kolejny korytarz, ale tym razem po obu stronach znajdowały się drzwi.
- Będziecie tu spać jak każdy. Chcecie razem czy oddzielne? - zapytał odwracając się w nasza stronę.
- Razem - powiedzieliśmy wspólnie. Logan podniósł jedną brew do góry i skinął głową. Podszedł do jednych drzwi i je otworzył.
- Żadne nie zamykają się na klucz. Kolacja jest o osiemnastej, łatwo znajdziecie salę - podeszliśmy bliżej i zajrzeliśmy do środka. - Obudzę was jutro - wyminął nas i wyszedł. Spojrzeliśmy po sobie i weszliśmy do środka. Każdy z nas zaczął oglądać pokój, chociaż dużo tego nie było; prowizoryczny salonik z jednym łóżkiem, krzesłem i biurkiem oraz stare drzwi, prowadzące do łazienki. Poczułam dreszcze na plecach wchodząc głębiej.
- To wygląda jak pokój z tamtej organizacji. Pamiętasz? - do głowy wróciły wspomnienia, jak pakowali nas osobno do samochodów, a potem do jakichś pokoi z podglądem. Pamiętam, jak się wykłócałam o kamery w łazience, bo nie chciałam, żeby nas podglądali.
- Jak mógłbym zapomnieć - chłopak usiadł na łóżku, a ja wyjrzałam za okno. Szara ulica z nudnymi ludźmi i takimi samymi budynkami.
- Przeszłość jest okropna i brzydka - mruknęłam obserwując wóz, na których jechało dwóch chłopców w kajdankach. Szybko odwróciłam wzrok, gdy spojrzeli w moją stronę. - Ciekawe, czy jedzenie będzie dobre jak tam - zapytałam samą siebie idąc do łazienki. Po otwarciu drzwi coś przebiegło przed moimi stopami. Miałam ochotę zwymiotować.
- Tam się najedliśmy tak, że nam brzuchy sterczały.
- Nie chciało mi się iść do pokoju, wolałam, aby ktoś mnie tam zaniósł - zaśmialiśmy się pod nosem. - Nie jesteśmy sami - zamknęłam drzwi kierując się do chłopaka. - Karaluchy będą cie łaskotać w nogi, pajączki w brzuch, a inne robaczki zrobią ci masaż - wystawiłam język z obrzydzeniem.

<Akuma? Ja śpię od brzegu! Robaki ze ściany pójdą do ciebie>

23 lis 2017

Vogel CD Smiley

Po wejściu do sklepu nawet nie miałem chwili na przyjrzenie się wszystkim kolorowym dekoracjom. Od razu pod rękę wzięła mnie kobieta, odciągając mnie tym samym od Akane. Przed wejściem do jakiegoś pokoju, spojrzałem na nią, po czym zniknęła mi z oczu. W środku niezbyt dużego pokoju kobieta ubrana w białą, jak się później dowiedziałem, yukatę, zaczęła odmierzać moje ciało, czasami zerkając w stronę stojących manekinów. Cały proces trwał jakoś dziesięć, może piętnaście minut. Po tym stanęła przede mną i z uśmiechem mi się przyglądała. Speszony, złapałem się za tył głowy, tym samym ją odwracając.
- Czy coś nie tak? -zapytałem, na co kobieta się zaśmiała, po czym łapiąc mnie za skrawek stroju, pociągnęła mnie do ogromnego lustra.
Z niemałym zdziwieniem przyglądałem się sobie, podchodząc bliżej do lustra. Miałem na sobie czerwoną yukatę, która u dołu była bladożółtawa. Na tej samej części znajdywały się kwiaty zabarwione na zielono, biało i pomarańczowo. Przez mój brzuch przechodził czarny, dosyć gruby pas. Dotknąłem go. Był przyjemny w dotyku. Z uśmiechem odwróciłem się w stronę kobiety.
- Dziękuję -rzekłem.
- Nie ma za co, ważne, by twojej dziewczynie się podobało -uśmiechnęła się szerzej i nawet nie dała mi się wytłumaczyć, gdyż od razu podeszła do wyjścia.
Głęboko wzdychając, ruszyłem za nią. Wychodząc zza jasnozielonych zasłon, wyszedłem na sam środek jasnego pomieszczenia, gdzie w końcu mogłem przyjrzeć się wystawom. Podchodząc do manekinów, podziwiałem ich kroje, przeróżne kolory oraz wzory. Po kilku chwilach usłyszałem, że ktoś wychodzi z drugiej przebieralni. Odwróciłem się w tamtym kierunku i ujrzałem Smiley. Ubrana była w fioletową yukatę, która na dole, jak i na rękawach, miała pomarańczowe przebarwienia. Na całej powierzchni ubrania znajdywały się różowe kwiaty wiśni. Opasana była żółto-niebieskim pasem. Wyglądała naprawdę pięknie, tym bardziej że jej włosy były naprawdę dobrze ułożone. Uśmiechnąłem się do niej. Po zapłaceniu za stroje wyszliśmy na zewnątrz, gdzie jeszcze na chwilę się zatrzymaliśmy. Spojrzałem na nią, rozmyślając, po czym odrzekłem.
- Wyglądasz naprawdę ślicznie -mówiąc to, uśmiechnąłem się przyjaźnie, na co dziewczyna się zarumieniła. Spojrzałem przed siebie i dodałem -lepiej już chodźmy.
W końcu ruszyliśmy. Trochę musieliśmy przejść, zanim znaleźliśmy się na miejscu. Gdy zaszliśmy, naszym oczom ukazała się naprawdę ogromna liczba ludzi. Znaczna część była przebrana, tak jak by, lecz tamta, wręcz znikoma cząstka, również była zauważalna. Wchodząc razem miedzy nich, wypatrzyłem stoisko z jakimś jedzeniem. Powiedziałem to Akane i od razu tam podeszliśmy. Po obejrzeniu wszystkich przysmaków zgodziłem się wraz ze Smiley, że kupimy sobie tak zwane dango. Mając je w rękach, szliśmy przed siebie, podziwiając dekoracje. Gdzieś w oddali można było usłyszeć muzykę, która czasami była zagłuszana przez śmiech i rozmowy osób zebranych się w tym miejscu. Po długich poszukiwaniach, w końcu odnalazłem ławkę, na której mogliśmy odpocząć. Kiedy jednak się odwróciłem, ujrzałem, że Smiley nie ma nigdzie przy mnie. Byłem tym faktem przerażony. Zacząłem się nerwowo rozglądać, aż w końcu wbiegłem ponownie w tłum ludzi.
<Smiley?>

22 lis 2017

Akuma CD Rue

Zastanowił się, jak bardzo fatalnym pomysłem było stwierdzenie, że jest on uczniem Szekspira. Owszem, zna jego dzieła, ale co, jeśli powie te, które jeszcze nawet nie powstały? Być może zakłóci czasoprzestrzeń, być może nie zostaną one wydane i przyszłość wypadnie zupełnie inaczej, być może nawet ani on, ani ona nie będą istnieć, gdy zmienią przeszłość, choć tak z pozoru nieważną i nic nie znaczącą. Co, jeśli Szekspir zaprzeczy, że się znają? Jeśli to sprowadzi na nich zgubę? Bolesną śmierć na stosie? Czy stosy jeszcze są używane? Błagał w myślach o to, by tak nie było. Ale z drugiej strony, przecież co innego Rue mogłaby powiedzieć? Jak on sam mógłby się obronić? "Przybywamy z przyszłości, bo mieliśmy pograć w grę, ale chyba nie wyszło tak, jak ten ktoś, kto nas tutaj wysłał, zamierzał...". Pogmatwane? Bardzo. Nierealne? I to jak. Niebezpieczne? Z pewnością.
- Co robimy? - spytał półszeptem, gdy zdał sobie sprawę, że w ich kierunku zmierza trójka mężczyzn, podczas gdy Logan obserwuje ich z uniesioną brodą, ciekawskim spojrzeniem i rękoma założonymi na piersi.
- Nic - odezwała się. Zmierzył ją wzrokiem, ale uszanował decyzję. Jak to nic? Miał nadzieję, że ma jakiś plan albo chociaż pojęcie, co właśnie się dzieje. Lub chociaż dobry powód, dla którego nie mieliby uciekać lub wdać się w bójkę. A, no tak. Przewaga liczebna. Jego nieumiejętność posługiwania się bronią oraz walki wręcz. Powinien jednak się podszkolić w życiu, ostatnio działo się tak wiele, że to również dobra wymówka do rozpoczęcia treningów. Jak mógł nie przewidzieć, że w przyszłości będzie potrzebował znać sztuki walki, samoobrony, czy czegoś podobnego?
- Kim jesteście? - padło pytanie z ust ciemnoskórego, łysego, napakowanego niczym Vin Diesel, kolesia. Jego muskuły były tak wielkie, że obcisła w ramionach koszulka z krótkim rękawem była rozdarta i postrzępiona. Oczywiście, o ile sam nie wykonał takiej dekoracji. Rzuca się w oczy, a jednocześnie dopasowuje do tego świata, pomyślał. Ironia, po raz kolejny odwróciła jego uwagę od tego, co powinno być jej punktem skupienia.
- Przyjaciółmi - odpowiedziała Rue, chyba chcąc zyskać na czasie i udając, że właśnie tak pojęła sens tego pytania. Co powiedzieć? Co powiedzieć?! Myśl, Akuma, myśl, myśl, myśl!!! Są z innego kraju? Innej planety? INNEGO WYMIARU? INNEGO CZASU??? Ciemne oczy murzyna utkwiły wzrok w oczach Rue, posyłając jej spojrzenie naciskające na dalszą część wypowiedzi. Niestety, ta się nie pojawiła. Oczywiście, dla niego to strata. Dla nich kolejne parę sekund na wymyślenie dalszej części historii.
- Skąd jesteście? - spytał mężczyzna z ciemnobrązową, puszystą brodą niczym drwal i grubymi brwiami. Jego włosy mimo wszystko były długości zbliżonej do tej posiadanej przez szarowłosego. Właściwie, to nawet tkwiły w nieładzie, jak u niego. Zmierzyli się wzrokiem, chyba myśląc o tym samym. Ale, nie mógł zachować nie powagi. Chociaż już na usta cisnęły mu się słowa pogardy i sarkazmu, nie pisnął ani słówka. Przynajmniej na ten temat.
- Trudno powiedzieć... - powiedziała Rue.
- Podróżujemy - dokończył za nią, a ona energicznie pokiwała głową .Cholera, jeszcze nigdy kłamstwo nie szło im tak kiepsko. Jeszcze niedawno twierdzili, że Akuma to uczeń Szekspira. Jedno zaprzecza drugiemu. Bosko. - Zatrzymaliśmy się tutaj na ponad pół roku, żyłem w ukryciu, gdyż ktoś porwał moją przyjaciółkę, Rue - wskazał na nią końcem brody, lekko się uśmiechając, by dodać jej otuchy i wyglądać bardziej przekonująco. - Chciałem zachować anonimowość do momentu, aż jej nie odnajdę. Spotkałem Szekspira. Okazało się, iż mamy wspólną pasję, pisarstwo. Tyle, że nie jestem w tym dobry. Więc zaczął mnie uczyć. No wiecie, łatwiej kogoś szukać, gdy nikt nie szuka ciebie... - wypowiedział ostatnie zdanie wolniej i pod przymusem, widząc podejrzany wzrok całej trójki.

< Rue? Kill me, please ;v >

19 lis 2017

Smiley CD Vogel

Upadne, upadne i to na bank! - zdążyłam tylko tyle powiedzieć, zamykając tym samym oczy, aby skupić się na bólu gdy boleśnie upadnę. Coś mi tu jednak nie pasowało. Minęło kilka sekund, a ja poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie w swoją stronę. Gdy już otworzyłam oczy, poczułam ciepło bijące od drugiej osoby oraz jego zapach. Vogel obecnie trzymał mnie w swoich objęciach. Ulżyło mi, serce co prawda zaczęło mi szybciej bić, ale ta chwila była  czymś niespotykanym oraz pięknym dla mnie. Obecne uczucie zaczęło mną ogarniać. Jednak to czego w tej chwili nie rozumiałam to co to jest za uczucie. Moim oczom pokazała się blada twarz chłopaka na której można było zobaczyć delikatne rumieńce oraz jego włosy jak zawsze były potargane.
- Głupek, szkoda że nie wiesz jak się czuje... - powiedziałam pod nosem ruszając przed siebie, gdy tylko chłopak zaliczył mówić.
Szybko wyrównał ze mną krok. Jednak nie odezwał się do mnie, raczej oczekiwał aż to ja zrobię ten pierwszy krok i zacznę rozmowę. Vogel wspomniał, że nie ma stroju w stylu japońskim na festiwal, ale mi to nie przeszkodziło. Sklep jaki zauważyłam kątem oka przed sobą, był odpowiedni, aby coś kupić na tą okazję.
- Chodźmy do tego sklepu - uśmiechnęłam się, chwytając tym samym za rękę chłopaka. - Jak coś to ja za wszystko płacę! - dodałam, wchodząc do sklepu.
- Dzień dobry - usłyszeliśmy od pani że sklepu, która była ubrana w jeden z japońskich strojów.
- Dzień dobry - odpowiedziałam.
- Czy mogę wam w czymś pomóc? - podeszła do nas bliżej.
- Szukamy yukate na dzisiejszy festiwal. Czy mogła by pani nam pomóc. Ze mną nie powinno być problemu, ale chce, aby on wyglądał dzisiaj tak jak jeden z tych chłopaków co widziałam na zewnątrz... czy mogę liczyć na pani pomóc?
- Ależ oczywiście - uśmiechnęła się. - To ja sir zajmę twoim chłopakiem - słysząc słowo "chłopak" speszyłam się i to niesamowicie. - Spokojnie twoja dziewczyna będzie w dobrych rękach mojej córki - chwyciła Vogel'a za rękę i gdzieś z nim poszła, nim zdążyłam powiedzieć, że on nie jest moim chłopakiem. Domie podeszła dziewczyna młodsza ode mnie ze dwa może trzy lata.  Miała kruczo czarne włosy upięte w piękną fryzurę, a do tego ubrana była w piękną czarne yukate w kwiaty.
- Nie bój się. Na pewno coś ci wybiorę, że planuje dzisiaj swojego chłopaka - uśmiechnęła się do mnie.
- On nie jest moim chłopakiem. To tylko mój przyjaciel - uśmiechnęłam się.
- Na serio?! Mówisz poważnie?! Jak dla mnie to wyglądaliście na parę... - zawstydziłam się lekko. - Nie martw się. Skoro nie teraz to może kiedyś będziecie ze sobą. Jak na razie chodź ze mną. Pomogę ci w wybrać najładniejszą yukate, aby go zauroczyć - zaprowadziła mnie do przymierzalni. Zaczęła na mnie nakładać yukate. Ona była naprawdę dokładna i precyzja w tym co robiła. Przy okazji śpiewa również moje włosy.
- Gotowe. Wyglądasz przeuroczo - usłyszałam z jej strony. Sama nie wiedziałam co mam sądzić. Jakoś nie za bardzo byłam przekonana co do tego. - Jak coś to on również jest gotowy! - odpowiedziała. Wyszłam z przebieralni, a przede mną był Mikael.
- Proszę, oddaje twoją dziewczynę... - powiedziała uradowana czarnowłosa dziewczyna. Podeszłam do kasy, gdzie zapłaciłam za nasze stroje.
- Do zobaczenia oraz miłej zabawy! - usłyszeliśmy od kobiety. Wyszliśmy ze sklepu.
- I jak ci się podoba? - zapytałam się cicho, ale nie za cicho.

<Vogel?>

Rue CD Akuma

Zaraz, o czym my tu własnie rozmawiamy? Czy oni się z nas nabijają? Ta, tyle, że nie wyglądają na takich, co chociażby żarcik opowiedzieli. Więc...
- Który mamy rok? - wtrąciłam się, przez co zostałam ostro zmierzona wzrokiem.
- Pierwszy zadałem pytanie - odpowiedział. Pociągnęłam za rękę Akumę.
- To poczekaj - zaciągnęłam chłopaka z dala od nich. Stanęliśmy sami w miejscu, gdzie walczyłam. To wszystko było bardzo dziwne...
- W którym roku żył Szekspir? - zapytałam.
- Jakoś w XVI wieku - powiedział po namyśle i sam spojrzał na mnie zdziwiony, powoli rozumiejąc sytuację.
- Wiesz, dla mnie to nie jest żadna gra. Jakim cudem przenieśliśmy się do przeszłości? - nie uzyskałam odpowiedzi, ponieważ obok nas nagle pojawił się Logan. Mierzył nas podejrzliwym wzrokiem. Odwróciliśmy się w jego stronę.
- No mów - popędził chłopaka, który zamilkł. Lekko go szturchnęłam.
- Ale co? Mam ci na prawdę zarecytować go? - zapytał zdziwiony. Logan skinął głową i założył ręce na krzyż. Czekał, a nie wyglądał na typa, który był cierpliwy. Nie w takich sytuacjach. Akuma chwilę się wahał, aż w końcu zaczął mówić. Odwróciłam wzrok na ścianę, na której wisiały gazety. Opuściłam na chwilę chłopaka i podeszłam bliżej ściany. Cała była wypełniona gazetami. Każda z nich przedstawiała co innego, ale nie to mnie interesowało. Daty... To nie był nasz rok. Wręcz przeciwnie. 1570... 72... 89... Co jest?! Szybko wróciłam do przyjaciela, na którego Logan patrzył z ogromnym zdziwieniem i... podziwem? Zapewne mi się wydaje, ale... jego oczy chyba aż błyszczały. Kiedy Akuma skończył, chłopak przybrał rozgniewaną minę.
- Skąd ty go znasz? - chłopak się spiął. Musieliśmy coś zrobić, a wygadywanie, że jesteśmy z przyszłości brzmi bardzo głupio.
- No przecież to jego nauczyciel - powiedziałam klepiąc Akumę po plecach. Blondyn spojrzał na mnie i zmierzył mnie morderczym spojrzeniem.
- Jak na niewolnicę to rozgadana jesteś - burknął pod nosem. Spojrzał jeszcze na chłopaka, po czym odwrócił się na pięcie i podszedł do olbrzyma, który aktualnie z kimś rozmawiał. Logan wyglądał na zdenerwowanego. Miałam wrażenie, że zaraz na prawdę mi przywiążę jakieś łańcuchy i każe sprzątać mu pokój. Przeszły mnie dreszcze.
- To jest na prawdę dziwne - odezwał się przyjaciel. - To jest... nienormalne - wymachnął zbulwersowany rękoma.
- Ta, ale nie powiesz im, że jesteś z dwutysięcznego roku. Wyśmieją cię, ale w najgorszym zabiją - zgadywałam. Nie znam tym czasów, nie interesuje się historią. Równie dobrze mogli nas posłać na szubienicę, ale wygnać gdzieś na jakiś pustkowie.
- Musimy się dowiedzieć co to za medaliony. To miała być gra, a nie przeszłość... - na przypomnienie o talizmanach zacząłem szukać swojego, ale... nigdzie go nie było. Przegrzebałam całe ubranie jeszcze raz, ale musiałam go zgubić. Nie wiem kiedy, może wpadł do rzeki z wulkanem. Może został gdzieś zasypany w śniegu. W najgorszym wypadku znaleźli go ci, którzy mnie zabrali. Po chwili i Akuma zaczął szukać swojego, ale gdy zbladł jak trup zrozumiałam, że on swojego też nie ma. Zauważyłam, że troje mężczyzn zaczyna się do nas zbliżać.
- Na razie nic nie gadamy. A ty jesteś uczniem Szekspira - normalnie to bym się zaśmiała, ale sytuacja wymagała powagi. Nawet jeśli serce waliło mi jak oszalałe, a nogi uginały się pode mną. Złapałam za rękę chłopaka. Miałam złe przeczucia. Chciałam stąd wybiec i nigdy nie wracać. A najlepiej to wrócić do domu. Pokręcić się na trapezach, pochodzić na linie, poskakać nad płomieniami... przysięgam. Jeżeli przeżyje, zrobię dla samej siebie najlepszy występ, na jaki mnie stać na wypadek, gdybym znowu miała wylądować... gdzieś. Dobrze, że był ze mną Akuma. Sama bym oszalała, jestem tego pewna. Tyle rzeczy w ciągu paru tygodni... to nie jest normalne.

<Akuma?>

Akuma CD Rue

Przestąpił z nogi na nogę, w zasadzie to parę razy, zaciskając wargi w cienką linię. Chciał rzucić się na pomoc przyjaciółce, ale wierzył, że da sobie radę. W momencie, gdy cios w brzuch sprawił, że zacisnął pięści, role się odwróciły. Z zaledwie parę sekund to Rue zyskała przewagę, miał ochotę walnąć z całej siły w wielki gong, które kiedyś widział w Japonii podczas walk. Przypisywał on tylko jednej osobie, ale teraz chętnie rzuciłby się na niego z pięściami - z frustracji i gniewu, a także szczęścia i ulgi. Na jego twarz wpełzł uśmiech, gdy pieniądze zostały przekazywane z rąk do rąk, wokół rozległy się szmery, a niektórzy po prostu mierzyli wzrokiem zwyciężczynie, zapewne próbując ją rozszyfrować. A raczej tajniki tego, co właśnie wykonała. Ciche przeklęcia, głośne śmiechy, gwar nastąpił w jeszcze krótszą chwilę, niż wygrana została przesądzona. Ludzie rozeszli się po całej sali, czasem wskazując palcem na Rue, do której właśnie zmierzał, a czasem po prostu lustrując ją zazdrosnym lub wściekłym spojrzeniem.
- Piękny występ - pochwalił, uśmiechając się. Odpowiedziała tym samym, po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł się... normalnie. Chyba tak można to ująć. Jakby owy występ był najzwyklejszym w jej życiu, nie dotyczył krwawej walki właśnie rozegranej. O ile można powiedzieć, że jej popisy są najzwyklejsze. Niecodziennie można popatrzeć na osobę lawirującą pomiędzy obręczami, trapezami, linami, a czasem nawet i płomieniami, czy ostrzami, jak sobie przypomina.
- Ale wszystko okay? Dostałaś - nie musiał dokańczać, bo odruchowo dotknęła zapewne wciąż bolącego miejsca. Cios nie wyglądał dobrze, ale może nie jest tak źle. Nie wiedział jednak, ile bólu właśnie ukrywa, wydając się zdrową.
- Obstawiłem dwieście że przegrasz - pojawił się wściekły Logan. Założył ręce na piersi. Akuma ledwo powstrzymał własne nogi i ręce, by się na niego nie rzucić. Czyli to jej wina, że wygrała? Po pierwsze, było powiedziane, że jest w tym dobra. I że potrafi kogoś obezwładnić, a co się z tym wiąże, wygrać. A po drugie, to ona wcale nie miała nic do powiedzenia! Musiała jakoś dać sobie radę, by nie oberwać! A po trzecie, gdyby przegrała, ten blondaś nie byłby bardziej szczęśliwy, niż teraz. Po prostu posłał mordercze spojrzenie typowi. Jednak teraz zauważył, że podobnie jak niektórzy wcześniej, mierzy z lekkim podziwem sylwetkę wkurzonej dziewczyny. Zaśmiałby się normalnie widząc ją w takim stanie, ale sytuacja mu to uniemożliwiała.
- Teraz ty - powiedział, odwracając się do szarowłosego i wskazując na niego brodą. Zaśmiał się nerwowo. Ale to nie był żart. Cholera.
- Ja nie potrafię walczyć - próbował wybrnąć z niekorzystnej sytuacji. Zaczął gorączkowo wymyślać różne sposoby walki. Nie mając przy sobie swojej broni nic nie zdziała. NIC. A więc wymówka. Jaka? Boli noga? Jest się chorym? Ma się jakąś dziwną fobię?
- To co niby potrafisz robić? - zmarszczył brwi. Po chwili nieco uniósł ręce w geście irytacji. - Słuchaj, młody. Żeby przeżyć, musisz się czymś wybić. Widziałeś reakcję publiczności na jej walkę? To było względne zadowolenie. Jeśli nie wyjdziesz na ring lub czegoś nie wymyślisz, skończysz marnie.
- Nie będę walczył - powtórzył uparcie, ku jemu zdziwieniu głos mu nie drżał - brzmiał pewnie, a nawet i groźnie, niczym podczas napadu z bronią i pewnemu zgarnięciu stu dolarów.
- Słuchaj... - zaczął ponownie tą samą gadką. Nagle wybuchnął, zwracając na siebie uwagę paru osób.
- Nie wiem, co mógłbym, kurwa, zrobić! Wyrecytować Szekspira? Zagrać na pianinie? Stworzyć coś na podobieństwo bomby dymnej? Zanucić hymn?! - coraz bardziej ściszał głos, poczuł jak Rue kładzie mu dłoń na ramieniu, dodając otuchy i lekko uspokajając. Spojrzał w dół, uświadamiając sobie, że zrobił parę kroków do tyłu. Z wolna cofnął się, posyłając wzrok przepełniony pragnieniem mordu Loganowi, przyglądającemu się mu z zaciekawieniem. Niczym kot przekrzywiał głowę.
- Szekspir? - spytał. Na moment go wmurowało.
- Tak, Szekspir, no i co z tego? - mruknął, kręcąc głową i gestykulując rękoma.
- Skąd wiedziałeś? - spytał blondyn. Zmarszczyli brwi, obaj. Mógłby się założyć, że Rue także to zrobiła.
- Ale co wiedział? - podeszła Rue, zrównując się z Hayato. Posłal jej krótkie spojrzenie, widząc jedynie kątem oka nieodgadniony wyraz twarzy.
- No... Szekspir to nazwisko mojego nauczyciela. Prywatnego. William Szekspir. Jak dotąd tylko ja i parę osób wiemy, że pisze. Skąd ty to wiesz? - ponowił pytanie, naciskając na "ty". To chyba jakiś żart. Szekspir? Ten Szekspir? Czy oni rozmawiają o tej samej osobie?

< Rue? Ja nie wiem co ja z życiem swoim robię ;-; >

18 lis 2017

Rue CD Akuma

W powietrzu unosił się zaduch, który utrudniał oddychanie, bynajmniej dla mnie. Rozejrzałam się po wnętrzu. Czerwone cegły, które gdzieniegdzie były ubrudzone ziemią, wyglądały, jakby zaraz miały się zburzyć. Wszystko to oświetlało tylko znikome światło słabej żarówki, która zdawała się gasnąć z każdą chwilą. Szliśmy korytarzem, aż nie dotarliśmy do drzwi. Co dziwniejsze, nie miała ona klamki, a przez środek przechodziła prosta linia. Tutaj ten dziwny zaduch się skończył, zmienił się w bezwonne powietrze. Żadne z nas nie zapytało się gdzie dokładnie idziemy. Wątpiłam, aby nam odpowiedział, a nawet jeśli, to w sposób tajemniczy. Chłopak przyłożył dłoń do dziwnym drzwi i zastukał w nie trzy razy, a po chwili jeszcze raz. Na początku nic się nie działo, aż nagle drzwi zaczęły się rozsuwać w obie strony, zaczynając od tego "pęknięcia" na samym środku. Robiły to powoli, a ja wyczułam smród krwi i potu. Chłopak ruszył pierwszy, a my za nim, chociaż ja się na początku wahałam. Taki sam smród czułam w tamtej piwnicy, z której mnie wyciągnęli na targ niewolników, z tym, ze tutaj odór jest nieco słabszy i brakuje zgnilizny, jak i ludzkich szczątek.
Na wielkiej sali znajdowało się sporo osób, przeważnie mężczyźni. Zdążyłam zauważyć dwie kobiety, nim przed nami pojawił się rosły mężczyzna.
- Kogo przyprowadziłeś? - odezwał się do naszego "przewodnika" niskim tonem i mierząc nas surowym spojrzeniem. Wyglądał jak jeden z zawodników walk MMA; napakowany gdzie tylko się da, ostre spojrzenie i zaciśnięte pięści. Z tyłu było słychać odgłosy walki; uderzanie o worek treningowy, jęki i inne. Zerknęłam na to, co działo się za nim. Dwoje ludzie walczyło ze sobą kijkami, obok nich ręcznie. Jakaś kobieta uderzała w worek treningowy, który rozwalał się po latach ćwiczeń. Była para, gdzie jeden atakował, a drugi unikał. Miel strzelnice, z której aktualnie korzystało troje chłopców. Byli młodzi, zgaduje, że mieli po jakieś czternaście lat. Ciekawe co to za miejsce...
- On był zasypany pod śniegiem, a ona z targu niewolników. Uciekli Wobrynom - odpowiedział. Ostatniego słowa nie zrozumiałam, co to miało znaczyć? "Wobrynom". Brzmi jak jakiś zmutowany zwierzak albo skażona rzeka. Obcy zlustrował nas oboje wzrokiem.
- Nie przydadzą się - odpowiedział po chwili. Nie wiem dlaczego, ale poczułam ulgę. Może nas wypuści, a my zrobimy swoje?
- Wątpię - jego ton wskazywał na to, że nie ma ochoty się kłócić. - Chłopak jest młody, starsi dawali sobie radę. A ta baba ponoć umie paraliżować ludzi - wielkolud spojrzał na mnie, a następnie na chłopaka. Długo milczał. Zauważyłam, że niektórzy przerwali swój trening i teraz nam się przyglądali.
- Niech walczą - odwrócił się do nas plecami i głośno gwizdnął. Reszta spojrzała w naszym kierunku, a ci, którzy nas wcześniej już zauważyli, ruszyli w naszą stronę. Spojrzałam na Akumę nie wiedząc co robić. Znowu walka? Ja mam dość. Ciągle jakaś walka o życie, a teraz po co? Żeby się zaprezentować? - Chcę zobaczyć jak "paraliżuje ludzi" - powiedział to kpiącą. Zapragnęłam użyć tej umiejętności na jego wielkim cielsku. - Vanora! - wypowiedział głośno imię, a po chwili z tłumu gapiów wyłoniła się wysoka i zgrabna kobieta. Była piękna, miała długie czarne włosy związane w wysoki kucyk oraz niebieskie oczy. Ubrana była w spodenki i krótką koszulkę odkrywającą jej płaski brzuch. Była ode mnie wyższa. Już dawno nie czułam się tak niepewnie jak w tym momencie.
- A jak ja nie chcę walczyć? - mruknęłam bardziej do siebie, jednak wypowiedź słyszał mój przyjaciel, jak i jego znajomy.
- Kupiłem cię, więc albo będziesz walczyć, albo mi obciągać każdego dnia - popchnął mnie do przodu, a ja wystawiłam język w znaku obrzydzenia. Nigdy w życiu. Wolę walczyć i niech mnie nawet tną, a za żadne skarby nie tknę jego...
Stanęliśmy na małym kwadratowym placyku. Ustawiłyśmy się na przeciwko siebie bez żadnej broni. Wokół nas utworzyło się kółko, które... zaczęło robić zakłady? Przypomniało mi to te stare i biedne miasta, w których obstawiać można wszystko; nawet to, która ślina zleci z okna pierwsza.
Nawet nie zauważyłam kiedy kobieta zaatakowała. Cudem uniknęłam ciosu nogą, potem drugiego dłonią, ale trzeci zadany łokciem trafił mnie prosto w brzuch. Lekko się zgięłam łapiąc się za obolałe miejsce, a następnie za jej nogę, którą chciała mnie kopnąć w twarz. Marszcząc brwi zaczęła nią machać, dlatego ją puściłam. Kiedy znowu zaczęła mnie atakować, zrobiłam piruet przechodząc pod jej ramieniem i stając za jej plecami, wbijałam dwoma palcami u obu rąk w miejsca na łopatkach, krzyżu i nerkach. Kiedy się odwróciła powtórzyłam tą czynność; po chwili opadła na ziemię nie mogąc się ruszyć.

<Akuma? A ty czym się pochwalisz? xd>

16 lis 2017

Vogel CD Smiley

Po tym, jak grupka dzieciaków odeszła, dziewczyna skierowała się do mnie wraz z pytaniem. Festiwal? I do tego w stylu japońskim? Może być nawet ciekawie. Akane nadal coś mówiła, wskakując przy tym na murek, lecz mój wzrok przykuła jedna para, która bardzo żywo dyskutowała na jakiś temat, zapewne tego festiwalu, ponieważ dziewczyna trzymała kolorową ulotkę w prawej ręce, gdyż lewą wymachiwała na każde strony. Chłopak na natomiast uśmiechał się nieśmiało, wykorzystując przy tym gest uspokojenia dziewczyny ruchami dłoni, nic mu to jednak nie pomagało, dlatego też mówił coś do niej. Na sam ten widok uśmiechnąłem się delikatnie. Miło jest mieć takie relacje, kiedy drugi człowiek rozumie cię nawet bez słowa, a w tym przypadku, nawet w nadmiarze niezrozumiałych słów. Z takim samym uśmiechem spojrzałem się na Akane, której chciałem odpowiedzieć na pytanie, co myślę o jej pomyśle. Nie było mi to jednak dane, gdyż ujrzałem, że dziewczyna zachwiała się na murku i zaczęła niebezpiecznie przechylać się w prawą stronę, wprost w jakiś mały stawik. W tamtym momencie poczułem, jakby wszystko się spowolniło. Widząc powoli spadającą Smiley, kątem oka dostrzegłem tamtą parę, gdzie dziewczyna ze szczęściem uwiesza się na szyi chłopaka, z drugiej strony widziałem starszego pana, któremu zerwał się ze smyczy pies, który pobiegł do innego, zaraz obok. Gdzieś przede mną stał mały chłopiec z torbą pełną słodyczy, a zaraz za nim szła uśmiechnięta kobieta, która sprawdzała coś w swoim telefonie. Nic jednak mnie nie interesowało na tyle, bym mógł odwrócić wzrok z Akane. Momentalnie moje wszystkie mięśnie napięły się, a ja dłużej nie myśląc, podbiegłem do niej, łapiąc ją za rękę, by móc ją do siebie przyciągnąć. Szarpnąłem ją dosyć mocno, po czym zamortyzowałem jej upadek na sobie, mocno ją do siebie przytulając. Wtedy wszystko wróciło do normy, a wszystko zaczęło znów płynąć swoim tempem. Staliśmy tak dłuższą chwilę, aż w końcu odsunąłem ją od siebie. Przyjrzałem się jej, by sprawdzić, czy nic sobie nie zrobiła. Gdy tylko się upewniłem, że nic jej nie jest, uśmiechnąłem się blado.
- Nic ci nie jest -mruknąłem z ulgą, cofając się przy tym do tyłu.
Zakrywając usta pięścią, chrząknąłem dosyć mocno, po czym ponownie powiedziałem.
- Co do twojej propozycji, jestem za -rzekłem, czując przy tym, jak moje policzki stają się gorące.
Dziewczyna jednak niczym nie odpowiedziała, tylko wgapiała się we mnie tymi swoim niebieskimi oczyma. Przełknąłem ślinę i ponownie się uśmiechając, zapytałem się jej o stroje na festiwal.
- Wiesz, ja chyba niczego takiego w stylu japońskim nie mam w swojej szafie, więc... -kończąc, złapałem się za tył głowy, drapiąc się przy tym.
W tym samym momencie Akane zaczęła iść przed siebie, cichutko mrucząc coś pod nosem. Zdziwiłem się na jej zachowanie, lecz podbiegłem do niej, wyrównując z nią krok. Spojrzałem na nią, po czym westchnąłem. Ta jednak nawet na mnie nie spojrzała. Czyżbym coś jej zrobił przez to szarpnięcie? Możliwe. Coś jednak mówiło mi, że to nie jest to. Czekałem więc na ruch z jej strony.
<Smiley?>

15 lis 2017

Akuma CD Rue

- Nie wiem - powiedział szczerze. Miał wrażenie, że idzie zupełnie nowymi ulicami, co tak na prawdę nie miało sensu, bo wszystkie wyglądały dokładnie tak samo. Stare, często zniszczone ceglane budynki, z niektórych kominów toczył się dym tworząc rozmaite zawijasy, nienaturalnie czarne jak na te, które dotychczas widział. Ale cóż, to chyba nie najdziwniejsza rzecz, jaka dotąd ich spotkała w tej... grze. No właśnie. Co teraz? Są razem, ale przecież nie mają jak kontynuować rywalizacji, o ile można to tak ująć. Gdy przegrają, stracą życie, a gdy wygrają, to... trudno powiedzieć. Jedyne, co pozostaje pewne to fakt, iż znajdą się u siebie. W cyrku, gdzie czeka ich wspólna przyszłość, być może dalej niepewna, ale przynajmniej w znajomym miejscu. Jednak gdyby na nowo ich porwano, wyrzucono w kosmos, czy spotkało by ich coś podobnego, nie zdziwiłby się. Prześladują ich dziwne zdarzenia. Gdy zaczął się tak dłużej nad tym zastanawiać, to przecież nierealne, by tyle razem przeszli. Chodzi o te wszystkie morderstwa, pościgi, jakąś cholerną grę, duchy, porwania, nierozwiązane sprawy,... To bardzo dużo jak na parę miesięcy. A jeśli ktoś to ustalił? Lub miało to do czegoś prowadzić? Było testem lub jakimś ćwiczeniem, mających ich przygotować do czegoś wielkiego? A jeśli chodzi o tą grę? Wcześniej nie brał tego pod uwagę. Ale w takim razie ktoś od początku musiał śledzić ich ruchy. Styl życia, naprowadzić na siebie i tak bardzo wystawić na całe niebezpieczeństwo i zagrożenie, że parokrotnie ledwo uszli z życiem. To by było nieludzkie. Jaki byłby tego cel? Westchnął, to chyba ten moment, gdy zaczyna się tracić rozum. Ale bądźmy szczerzy, ile razy jedna osoba może go stracić? Spojrzał na Rue, było jej widocznie zimno i chyba ledwo chodziła. Zastanowił się, czy czasem jej nie ponieść, ale stwierdził, że nie zgodziłaby się na to. Tym bardziej, jeśli to Logan miałby to zrobić. Zastanowił się, czy jest jakiś sposób, żeby jej pomóc to znieść. Ale nie wiedział, jak to zrobić. Dać coś cieplejszego? On sam nic nie ma, mógłby jej dać buty, ale znowu spodziewał się odmowy. A nawet jeśli, to byłyby zbyt duże.
- Jeszcze tylko kilka minut - odezwał się idący przed nimi bad boy, nawet się nie odwracając. Jego słowa brzmiały dziwnie pokrzepiająco, jakby naprawdę zależało mu na tym, czy mają dość wędrówki, czy nie. I skąd tak w ogóle wiedział, że tak jest? Cóż, przynajmniej w przypadku Rue. Akuma natomiast czuł się dziwnie dobrze, jakby wypił dziesięć energetyków w ciągu godziny i ich działanie wciąż było odczuwalne w skutkach.
- Dziwny jest - mruknął szeptem prosto do ucha towarzyszki. Zlustrował wzrokiem jego sylwetkę, próbując rozszyfrować zamiary typa. Puści ich wolno? Wątpił w to. A więc, czy uda im się uciec? - Podobno mnie uratował. Nie wiem, co robił pośrodku zlodowaciałego pustkowia i jakim cudem znalazł mnie pod warstwą śniegu, ale to chore - mówił. Usłyszał cichy śmiech, a raczej parsknięcie. Zaraz mu przypierdzieli, jeśli coś powie. A jednak, musi się pohamować.
- Od kiedy ratowanie czyjegoś życia nazywasz czymś chorym? - zastanowił się nad odpowiedzią, po chwili stwierdzając, że wypowiedź blondyna była trochę nietypowa. Powiedział "od kiedy", jakby znali się już wieki. Może to on ich obserwował? Sam skarcił się w duchu za to, że tak myśli. To nierealne. - Mniejsza z tym, jesteśmy na miejscu - oznajmił, wprowadzając ich do jakiegoś budynku. Wyglądał na jeden z tych lepszych, jednak nikt nie pofatygował się na pomalowanie ścian, pozostawiając widoczne rudawe cegły. Tutaj jeszcze nie byli.
- Co to z miejsce? - spytał bez wahania, chcąc isę upewnić, że sam nie postanowił sprzedać ich jako niewolników. Ale ludzie potrafią kłamać. A ten gość wygląda na takiego, który jest dobry we wszystkim. Zapewne łgarz z niego przekonujący.
- Można powiedzieć, że mój dom - oznajmił, na moment przekrzywiając głowę. "Można powiedzieć"? Coraz dziwniej się robi, pomyślał.
< Rue? >

11 lis 2017

Rue CD Akuma

Poczułam ulgę... nie. To było coś większego, coś, co spadło mi z serca z takim ciężarem, przez który nie mogłam oddychać. Kiedy zobaczyłam przyjaciela zmierzającego w moją stronę, chciałam do niego podbiec i rzucić mu się na szyję, ale tę czynność niestety miałam uniemożliwioną. Z niecierpliwością czekałam na niego. Wydawało mi się, że trwało to wieczność, póki nie doszedł. Kiedy znów był przy mnie, uspokoiłam się. Zostało tylko dokończenie tej gry... tylko jak? Nie pamiętam nawet gdzie wtedy mieliśmy iść. W ogóle... co to za gra, skoro są tu ludzie? Są fikcją? Aż taką rzeczywistą?
Obok przyjaciela pojawił się nieco od niego wyższy blondyn o szarych oczach. Miał poważny wyraz twarzy, a oczy chłodne. Lustrował mnie wzrokiem, jakbym była szmacianą lalką, którą trzeba wrzucić do pieca, albo oddać dla psa jako zabawkę. Na jego słowa z moich rąk zostały zdjęte kajdany, dzięki czemu odwzajemnić uścisk. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z Akumą na temat tej gry i powrotu do domu, ale to raczej nie była najlepsza chwila. Mężczyzna, który miał kluczyk odszedł czekając na kolejnych niewolników, a na jego miejsce przyszedł wątły i niski czarnoskóry. Wystawił rękę.
- Kupił, to płać - powiedział niskim tonem, co w jego wykonaniu było dość straszne i bardzo przekonujące.
- No, chciałeś, to płać - blondyn szturchnął Akumę, a ten spojrzał na niego nie wiedząc co zrobić. - Zaraz się rozbeczysz - powiedział to tak oschle, jakby chciał mu przekazać, że nienawidzi go do tego stopnia, że chętnie sprzedał by go za marny grosz. Pogrzebał w kieszeni i wyjął ze skórzanego portfela ustaloną kwotę. Czarnoskóry szybko przeliczył po czym skinął głową. Rzucił w moją stronę koc i odszedł do następnego kupca. Szczelnie przykryłam się materiałem, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie czuje palców. - Twój chłopak mówił, że jesteś cyrkówką - powiedział to z takim rozbawieniem w głosie, jakby się z tego śmiał. Nie zareagowałam na to, tylko na jego słowa.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie obchodzi mnie to - jego ton znowu zmienił się na poważny i oschły. Mierzył mnie surowym wzrokiem, jakby chciał ukarać za nieposłuszeństwo. No tak, ja jestem niewolnicą, a on moim panem.
Śmieszne.
- Podał mi także twoją ciekawą umiejętność, wiec jeśli nie chcesz bawić się w typową kurę domową i robić dzieciaki, nauczysz mnie jej - w tej chwili mówił tak strasznym i jednocześnie przekonującym tonem, jak tamten czarnoskóry. Poczułam dreszcze, nawet się nie odezwałam, chociaż starałam się zachować powagę. Jedynie skinęłam głową zaciskając żeby, wyobrażając siebie jako kurę domową, lub to drugie, czego nie powtórzę. - Idziemy - odwrócił się i zaczął iść przed siebie. Spojrzałam na chłopaka, który dał mi do zrozumienia, że lepiej pójść z nim, niż samemu uciekać. Dlaczego? Być może temu, że on jest tutejszy, a nas pokonał wiatr.
Zaczęliśmy sobie opowiadać co się z nami działo, kiedy się rozdzieliśmy. Mnie zabrali do piwnicy i wysłali na targ niewolników, a jego uratowali. Okropnie się cieszyłam, że tak się zakończyła moja licytacja. Aktualnie szliśmy środkiem drogi. Po obu stronach stały budynki, zauważyłam, że wszystko wyglądało tak samo; nawet ludzie. Może to jednak gra? Głupia zabawa, a oni wszyscy zostali stworzeni na jeden wzór? Będę tak myśleć, póki coś nie zmieni tego. Szłam blisko chłopaka z dwóch powodów; chciałam być po prostu blisko niego, a drugie był taki, że po prostu zamarzałam, a koc powoli nic nie dawał. Palce już dawno temu mi zdrętwiały, teraz musiałam się zmuszać, by poruszać nogami.
- Daleko jeszcze - mruknęłam do przyjaciela.

<Akuma? Ta, dość krótkie i nudne...>

10 lis 2017

Smiley CD Vogel

Trening czy też jakby to nazwać ćwiczenia jakie Vogel robił, aby przygotować się do występu, zapierały mi dech w piersi. Jego ruchy były płynne i w dodatku wszystko wyglądało to tak jakby przy tym tańczył. Wszystko ze sobą współgrało. Podobało mi się to co robił chłopak, jednak nie wystarczyło mi to, aby chociaż na chwilę zapomnieć o informacji jaka dostałam dzisiejszego ranka od Pik'a.
Vogel poprosił mnie, aby zajrzała do jego magicznej "skrzyni" i wybrała coś dla niego. Podeszłam i przyjrzałam się uważnie rzeczom jakie to znajdowały się w magicznej skrzyni. Ta bardzo dziwna rzecz której nazwy nie znałam, przykuła mi uwagę i to bardzo. Co jak co, ale nie widziałam jeszcze takiego czegoś. Podałam to do rąk chłopaka z pytającym wzrokiem, który wystarczył aby otrzymać zarys tej o to rzeczy no i oczywiście do czego służy. Rzecz może i dziwna była, ale zastosowanie jej, było bardzo pożyteczne i z pewnością musiało zabierać dech w piersi, gdy się patrzyło na taki występ. Mówiąc szczerze to ja zazdrościłam tego, że Vogel potrafił tyle rzeczy a najbardziej zazdrościłam tego, że będzie się mógł pojawić na scenie. Na węgla moja sytuację, Pik wziął jedną z dziewczyn. Po cichu przyjrzałam się jej oraz reakcji Pik'a. W oczach stanęły mi łzy wtedy bo usłyszałam, że jest o dużo lepsza niż ja. W dodatku zwrócił się do niej "Księżniczko". Może i to głupie, ale czułam się zupełnie tak, jakbym już nie pasowała do cyrku. Moje uczucie zazdrości w ostatnich dniach, dało mi się we znaki. Najpierw ta sytuacja z najlepszą przyjaciółką Vogel'a, która tak naprawdę go kocha. Nie wiem czy on to zauważył, ale ja tak i to bardzo. Po drugie zachowanie Pik'a na widok osoby, która mnie zastępuje. No i po trzecie całą tą sytuacją z domem dzieckiem. Może i nie byłam zazdrosna, ale miałam co do tego mieszane uczucia. Głowę zaczęły mi zaprzątać rzeczy które nie powinny, chociażby w obecności Vogel'a.
Nim się zorientowałam Vogel skończył swój trening. Byłam bardzo zaskoczona, ale rozumiałam słowa chłopaka. Po odłożeniu rzeczy, wyszliśmy z namiotu, a główne pytanie było takie "Co teraz?" Skierowałyśmy się w stronę miasta. Vogel się zamyślił, a ja nim zrobiłam to co chłopak walnęłam się rękoma w policzki.
- Smiley czas się obudzić! - powiedziałam pod nosem, a gdy skierowałam swój wzrok na chłopaka on patrzał się na mnie pytającym wzrokiem "Co ty robisz?" - To nic takiego... - zaśmiałam się nerwowo, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Patrz tam będzie organizowany festiwal i to dzisiaj! Idziemy? - usłyszałam głos przed siebie. Skierowałam swój wzrok na osoby. Była to grupka młodych ludzi z których jeden z nich trzymał jakąś ulotkę.
- Hej dzieci, czy mogłabym się zapytać gdzie jest ten festiwal? - podeszłam do nich zostawiając Vogel'a za sobą.
- Musicie się kierować zachodu słońca, a potem dotrzecie tam dzięki lampionom - dostałam odpowiedź, a w nagrodę dałam każdemu z nich małe co nie co.
- Vogel, wiem co będziemy robić! - byłam radosna.
- Jestem ciekaw. Słucham cię - spojrzał na mnie.
- Co powiesz na to, abyśmy na sam początek zmienili swoje ubrania na takie w stylu japońskim? Wiesz z tego co usłyszałam to z jakiejś okazji, nie wiem dokładnie jakiej został zorganizowany festiwal w stylu japońskim. To co ty na to? - spojrzałam się na niego, wskakując przy tym na murek, który był blisko nas.
Chcąc coś odpowiedzieć, nie było miło dane, gdyż stawiając krok mój pech dał sobie we znaki oraz to, że nie pomyślałam, że murek jest mokry, poślizgnęłam się. Nie chcąc widzieć zakończenia po próbie utrzymania równowagi, zamknęłam oczy...

<Vogel?>

6 lis 2017

Akuma CD Rue

- Porypało cię?! No licytuj dalej! - szarpnął za ramię chłopaka, patrząc prosto w jego oczy, niczym wykute z żelaza. Twarz wykazywała szczere rozbawienie wymieszane z pogardą, choć wzrok pozostał taki sam. Mrożący krew w żyłach, poważny, krwiożerczy, wzbudzający niepokój. Akuma aż poczuł, jak krew w jego żyłach się gotuje, gdy blondyn zepchnął jego dłoń energicznym ruchem, powodując zachwianie się na parę chwil.
- A co z tego będę mieć? - pyta. Szarowłosy zacisnął szczęki. Skończyły mu się argumenty, gdy poprzednie odtrącił. Nie przystał na obietnicę mycia podług do końca życia, wszelaką pomoc, choć wciąż licytował.
- Dziesięć... - zaczęło się odliczanie. Gorączkowo spojrzał w kierunku Rue, ich spojrzenia na chwilę się złączyły, gdy wpadł na pewien pomysł. Jeśli nie wypali, ten idiota zrujnuje szansę na uratowanie jej, nie podnosząc ręki i nie mówiąc jakiejś kwoty, która i tak jest bezwartościowa, gdy w grę wchodzi życie kogoś tak ważnego.
- Słuchaj, ona zna się na wielu rzeczach,. Jest akrobatką. Nauczyłaby ciętych wszystkich salt, skoków i innych pierdół. Potrafi jeździć konno, obezwładnić człowieka paroma dotknięciami,...- zaczął wymieniać jej cechy pozytywne. Lub te, które mogłyby mu przypaść do gustu - jest bardzo odważna, waleczna, wytrzymała. Na pewno się odwdzięczy, tylko musisz DAĆ JEJ SZANSĘ - ostatnie słowa wycedził w taki sposób, że zagłuszył odgłos wymawianej siódemki. Tylko tyle dzieli go od stracenia wszystkiego, a jednocześnie odzyskania tego, co najważniejsze.
- Dwieście! - niezbyt wiedział, czym tak naprawdę przekonał tego wielkoluda, ale miał ochotę rzucić się na niego i mocno przytulić, a jednocześnie rzucić na niego i zacząć okładać seriami pięści. No i kopać. Tego też nie można pominąć. Patrząc na jego twarz widział lekkie znużenie, rozbawienie i pogardę. Jakby chciał się spytać "Ale co ona mi może dać, czego ja nie mam?".
- Więcej nie licytuję - powiedział półszeptem. Akuma spiorunował go wzrokiem. Dlaczego to nie? Przewrócił oczyma - Tylko mi się tutaj zaraz nie popłacz - mruknął, ponownie przybierając zbudzony wyraz. Pięści cyrkowca się zacisnęły tak bardzo, że niemal przed oczyma miał obraz swoich  białych kostek. Jego oddech stał się płytki, poczuł, że zaczyna brakować mu powietrza. Zakaszlał parę razy, przykładając wciąż zaciśniętą pięść do ust. Zrobił to jeszcze parę razy, aż w końcu kłucie przeszło. Miał nadzieję, że przynajmniej na jakiś czas. Na razie nie mógł odwrócić myśli od jednego - odliczanie zaczęło się na nowo. Wypowiadane cyfry już sięgały czterech. Jeszcze tylko trochę, a będzie super. Będzie dobrze, będzie zniewalająco fajnie, będzie genialnie, będzie niewyobrażalnie wspaniale, będzie "po staremu".
- Sprzedana dla pana w skórzanej kurtce! - albo mu się zdawało, albo też gość ze sceny mrugnął do jego towarzysza. W każdym razie otrząsnął się, używając do tego dosłownie ruchów głowy.
- Dzięki - mruknął tylko i już zaczął przeciskać się przez tłum. Nadepnął komuś na nogę, i to chyba parę razy, ale się tym nie przejął, kontynuując przebywanie wymierzonej sobie drogi. Kątem oka dostrzegł, że Rue została już sprowadzona po stopniach. Przyśpieszył, nie zwracając uwagi na nic innego. Po prostu gdy okazała się już w zasięgu, objął ją w niedźwiedzim uścisku, niczym troskliwa mamusia, a raczej tatuś, jak na każdego osobnika płci męskiej przystało, zaczął kołysać się na boki.
- Tak się bałam - wyznała. Kciukiem gładził jej plecy.
- Ja też -  powiedział, ostatecznie puszczając ją - potem wszystko mi opowiesz, na razie chodźmy.
- Zaraz. Chcesz wziąć ją w łańcuchach, czy bez? - odezwał się mężczyzna stojący obok. Z początku myślał, że tylko sobie żartował, ale w końcu pojął, że powiedział to na serio.
- Oczywiście, że bez, idioto - Akuma usłyszał głos za sobą. Logan. Jeszcze tego brakowało. Chociaż to chyba dobrze. To on jest tutaj nadziany.

< Rue? >

5 lis 2017

Rue CD Akuma

Całą drogę okropnie nami rzucało. Raz nawet uderzyłam głową w twardą furgonetkę, przez co byłam zmuszona "mocniej się trzymać", chociaż w rzeczywistości było to niemożliwe i rzucało nami jak szmatami. Trwało to wieki, nim dojechaliśmy na miejsce. Samochód powoli wyhamował, ale drzwi otwarły się szybko i z głośnym chrzęstem, jakby zaraz miały wypaść.
- Wychodzisz - rozkazał chłopak z bronią w dłoni. Kiedy nikt się nie ruszył, wycelował ją w stronę dzieciaka. Byliśmy zmuszeni wyjść z furgonetki jak najszybciej, ale dziecko zostało w środku. Słyszałam słowa mężczyzny: "Ty zostaniesz ze mną. Nie będę wydawał pieniędzy na jakieś chude baby". Poczułam gniew rozchodzący się po całym ciele, kiedy wyobraziłam sobie, co może mu zrobić. Chciałam się odwrócić i kopnąć go w nogę, ale on zdążył podejść do mnie od tyłu i pchnąć do przodu, aby szła szybciej. Drzwi się zamknęły, ostatni raz widziałam tak przerażoną i bladą twarzyczkę. Miałam nadzieję, że jakoś ucieknie, albo chociaż nie będzie długo się męczył. Miałam ochotę płakać, albo rozerwać kajdany, ale to drugie było niemożliwe. Zacisnęłam szczękę, kiedy wprowadzili nas do jakiegoś budynku. Był on nie duży, śmierdziało w nim potem i odchodami. Za grubymi kratami znajdowali się ludzie; od dzieci po staruszki. Każdy z nich był związany, nie patrzył na to, kto idzie. Każdy miał spuszczone głowy, milczeli, panowała tutaj grobowa cisza. Otworzyli jedną pustą kratę do której wrzucili naszą siódemkę. Zdążyłam złapać równowagę i nie upaść na ziemię, reszcie jednak to się nie udało. Kobieta o blond włosach połamała sobie przez to nos. Spojrzałam w kierunku zamykanych krat. Mężczyzna spojrzał na nas z dziwnym uśmiechem, zmierzył wzrokiem tę, której krew leciała z nosa, po czym kręcąc kluczami na jednym palcu odszedł.
Długo siedzieliśmy w bezruchu. Gdy próbowałam zrobić cokolwiek, chociażby spróbować kością otworzyć zamek. Tak, kością. W ciemnym rogu więzienia znajdował się szkielet, który w dalszym ciągu miał na sobie kajdanki. Zastanawiałam się, dlaczego go tu zostawili, chociaż bardziej wierzyłam w to, że sam się schował. Widząc to przed oczami wróciło wspomnienie ciemnej piwnicy, do której wraz z Akumą zostaliśmy wepchnięci przez ludzi Tobiasa.
Minęło parę godzin, nim przyszedł jakiś człowiek i wyprowadził nas wszystkich. Była nas masa i jestem pewna, że gdyby nie to, że każdy był już załamany i wierzył, że nic nie zrobi, że to koniec, udało by się nam. Nas było ponad trzydziestu, a ich tylko pięciu. Z tym, że oni mieli broń, a my kajdany na rękach.
Zatrzymaliśmy się w czymś, co przypominało stajnie dla koni, ale miało kraty w każdym możliwym wyjściu. Najpierw wyszedł mężczyzna, nie trudno było się domyślić co je w tym wszystkim grane; tak jak powiedziano mi wcześniej, my jesteśmy niewolnikami, a oni chcą nas kupić. Raptownie zaczęłam kręcić głową na boki szukając wyjścia, ale nim zdążyłam cokolwiek wymyślić, usłyszałam strzał, a na podeście, na którym mieliśmy się prezentować, leżał martwy człowiek. Kobieta, której nikt nie kupił. Na ten widok zamarłam, jeszcze bardziej chciałam znaleźć jakiegokolwiek wyjście, ale nie potrafiłam się ruszyć, bo na jej miejscu widziałam siebie.
Przyszli po mnie. Zaciągnęli trzymając za kajdany, a z tyłu popychając jakimś kijkiem. Chociaż zapierałam się nogami, coś, co wbijało mi się w kręgosłup zmusiło mnie do pójścia. Stanęłam na podwyższeniu, widząc z góry samych mężczyzn. Każdy miał taki sam styl i wszyscy patrzyli tym samym wzrokiem pełnym pogardy i wyższości. Znienawidziłam ich wszystkich w ciągu sekundy. Kiedy mężczyzna w długiej brodzie przedstawił mnie jako "idealną pomoc domową jak i wspaniałą robotnicą w polu", w tłumie usłyszałam szelesty, ale nikt się nie odzywał. Tak, zaraz skończę jak tamta staruszka. Padnę na kolana, poczuje tylko ukłucie bólu przeszywające moje całe ciało i umrę.
Ale nagle ktoś krzyknął "sto". Spojrzałam w kierunku wystawionej ręki. Nie obchodził mnie jej właściciel tylko osoba stojąca obok. Widząc Akume miałam wrażenie krzyknąć do niego i uciec z tego podestu.
- Sto od pana w skórzanej kurtce! Kto da więcej! Jestem pewien, że nikt nie będzie narzekał na tę pannę. Będzie idealna do robienia dzieci - słysząc to spojrzałam na niego z potępieniem, po czym nie myśląc nad tym co robię podniosłam nogę i kopnęłam go w tę wielką dupę. Poleciał do przodu lądując na twarzy. Przez sekundę miałam z tego satysfakcję, ale czując jak ktoś przykłada ostrze do mojej szyi, przeraziłam się, ale nie żałowałam tego.
- Ty mała dziw*o - powiedział przez zaciśnięte żeby wstając z ziemi. Zmierzyłam go wzrokiem kryjąc strach, który grał w moim sercu jak na pianinie. Zaraz mi poderżną gardło. Zaraz zginę.
- Sto dwadzieścia! - krzyknął ktoś z tłumu. Spojrzałam na kolejną wysuniętą rękę do góry. Jej właścicielem był młody chłopak o potężnej budowie. Słysząc to brodaczowi automatycznie minęła złość i uśmiechnął się szeroko do klientów.
- Sto dwadzieścia! - powtórzył. - Kto da więcej? - pognałam wzrokiem do Akumy, który zaczął coś mówić do chłopaka obok niego. To on chciał mnie kupić za sto... czegoś tam, ale teraz mierzył mnie wzrokiem dając mi do zrozumienia, ze wszystko zależy od niego. Jego usta także się poruszały, aż w końcu wykrzyczał "sto pięćdziesiąt", po chwili mówić coś do Akumy. Czułam, jak serce staje mi w gardle. Chciałam, żeby już nikt nie podwyższał tej ceny. Nie ważne kim się okaże ten mężczyzna i co się ze mną stanie, chce po prostu być przy Akumie.
- Sto dziewięćdziesiąt! - znowu ten chłopak. Serce mi się zatrzymało, przez chwile nie oddychałam nienawidząc go. Dziwne, ze akurat po usłyszeniu o dzieciach zaczął się licytować. A niech mnie pocałuje w dupę! Za żadne skarby nigdzie się z nim nie ruszę! Spojrzałam błagalnie na tego, który stał obok Akumy i był moją ostatnią deską ratunku. W myślałam błagałam go o zgłoszenie się z wyższą ceną, gdyby to zrobił, zrobiłabym dla niego chyba wszystko. Tak jakby, nie popadajmy w paranoje. Po prostu chce być z przyjacielem, z kimś, kto mnie nie zabije kiedy odwrócę do tyłem, a wręcz przeciwnie.

<Akuma?>