5 lis 2017

Rue CD Akuma

Całą drogę okropnie nami rzucało. Raz nawet uderzyłam głową w twardą furgonetkę, przez co byłam zmuszona "mocniej się trzymać", chociaż w rzeczywistości było to niemożliwe i rzucało nami jak szmatami. Trwało to wieki, nim dojechaliśmy na miejsce. Samochód powoli wyhamował, ale drzwi otwarły się szybko i z głośnym chrzęstem, jakby zaraz miały wypaść.
- Wychodzisz - rozkazał chłopak z bronią w dłoni. Kiedy nikt się nie ruszył, wycelował ją w stronę dzieciaka. Byliśmy zmuszeni wyjść z furgonetki jak najszybciej, ale dziecko zostało w środku. Słyszałam słowa mężczyzny: "Ty zostaniesz ze mną. Nie będę wydawał pieniędzy na jakieś chude baby". Poczułam gniew rozchodzący się po całym ciele, kiedy wyobraziłam sobie, co może mu zrobić. Chciałam się odwrócić i kopnąć go w nogę, ale on zdążył podejść do mnie od tyłu i pchnąć do przodu, aby szła szybciej. Drzwi się zamknęły, ostatni raz widziałam tak przerażoną i bladą twarzyczkę. Miałam nadzieję, że jakoś ucieknie, albo chociaż nie będzie długo się męczył. Miałam ochotę płakać, albo rozerwać kajdany, ale to drugie było niemożliwe. Zacisnęłam szczękę, kiedy wprowadzili nas do jakiegoś budynku. Był on nie duży, śmierdziało w nim potem i odchodami. Za grubymi kratami znajdowali się ludzie; od dzieci po staruszki. Każdy z nich był związany, nie patrzył na to, kto idzie. Każdy miał spuszczone głowy, milczeli, panowała tutaj grobowa cisza. Otworzyli jedną pustą kratę do której wrzucili naszą siódemkę. Zdążyłam złapać równowagę i nie upaść na ziemię, reszcie jednak to się nie udało. Kobieta o blond włosach połamała sobie przez to nos. Spojrzałam w kierunku zamykanych krat. Mężczyzna spojrzał na nas z dziwnym uśmiechem, zmierzył wzrokiem tę, której krew leciała z nosa, po czym kręcąc kluczami na jednym palcu odszedł.
Długo siedzieliśmy w bezruchu. Gdy próbowałam zrobić cokolwiek, chociażby spróbować kością otworzyć zamek. Tak, kością. W ciemnym rogu więzienia znajdował się szkielet, który w dalszym ciągu miał na sobie kajdanki. Zastanawiałam się, dlaczego go tu zostawili, chociaż bardziej wierzyłam w to, że sam się schował. Widząc to przed oczami wróciło wspomnienie ciemnej piwnicy, do której wraz z Akumą zostaliśmy wepchnięci przez ludzi Tobiasa.
Minęło parę godzin, nim przyszedł jakiś człowiek i wyprowadził nas wszystkich. Była nas masa i jestem pewna, że gdyby nie to, że każdy był już załamany i wierzył, że nic nie zrobi, że to koniec, udało by się nam. Nas było ponad trzydziestu, a ich tylko pięciu. Z tym, że oni mieli broń, a my kajdany na rękach.
Zatrzymaliśmy się w czymś, co przypominało stajnie dla koni, ale miało kraty w każdym możliwym wyjściu. Najpierw wyszedł mężczyzna, nie trudno było się domyślić co je w tym wszystkim grane; tak jak powiedziano mi wcześniej, my jesteśmy niewolnikami, a oni chcą nas kupić. Raptownie zaczęłam kręcić głową na boki szukając wyjścia, ale nim zdążyłam cokolwiek wymyślić, usłyszałam strzał, a na podeście, na którym mieliśmy się prezentować, leżał martwy człowiek. Kobieta, której nikt nie kupił. Na ten widok zamarłam, jeszcze bardziej chciałam znaleźć jakiegokolwiek wyjście, ale nie potrafiłam się ruszyć, bo na jej miejscu widziałam siebie.
Przyszli po mnie. Zaciągnęli trzymając za kajdany, a z tyłu popychając jakimś kijkiem. Chociaż zapierałam się nogami, coś, co wbijało mi się w kręgosłup zmusiło mnie do pójścia. Stanęłam na podwyższeniu, widząc z góry samych mężczyzn. Każdy miał taki sam styl i wszyscy patrzyli tym samym wzrokiem pełnym pogardy i wyższości. Znienawidziłam ich wszystkich w ciągu sekundy. Kiedy mężczyzna w długiej brodzie przedstawił mnie jako "idealną pomoc domową jak i wspaniałą robotnicą w polu", w tłumie usłyszałam szelesty, ale nikt się nie odzywał. Tak, zaraz skończę jak tamta staruszka. Padnę na kolana, poczuje tylko ukłucie bólu przeszywające moje całe ciało i umrę.
Ale nagle ktoś krzyknął "sto". Spojrzałam w kierunku wystawionej ręki. Nie obchodził mnie jej właściciel tylko osoba stojąca obok. Widząc Akume miałam wrażenie krzyknąć do niego i uciec z tego podestu.
- Sto od pana w skórzanej kurtce! Kto da więcej! Jestem pewien, że nikt nie będzie narzekał na tę pannę. Będzie idealna do robienia dzieci - słysząc to spojrzałam na niego z potępieniem, po czym nie myśląc nad tym co robię podniosłam nogę i kopnęłam go w tę wielką dupę. Poleciał do przodu lądując na twarzy. Przez sekundę miałam z tego satysfakcję, ale czując jak ktoś przykłada ostrze do mojej szyi, przeraziłam się, ale nie żałowałam tego.
- Ty mała dziw*o - powiedział przez zaciśnięte żeby wstając z ziemi. Zmierzyłam go wzrokiem kryjąc strach, który grał w moim sercu jak na pianinie. Zaraz mi poderżną gardło. Zaraz zginę.
- Sto dwadzieścia! - krzyknął ktoś z tłumu. Spojrzałam na kolejną wysuniętą rękę do góry. Jej właścicielem był młody chłopak o potężnej budowie. Słysząc to brodaczowi automatycznie minęła złość i uśmiechnął się szeroko do klientów.
- Sto dwadzieścia! - powtórzył. - Kto da więcej? - pognałam wzrokiem do Akumy, który zaczął coś mówić do chłopaka obok niego. To on chciał mnie kupić za sto... czegoś tam, ale teraz mierzył mnie wzrokiem dając mi do zrozumienia, ze wszystko zależy od niego. Jego usta także się poruszały, aż w końcu wykrzyczał "sto pięćdziesiąt", po chwili mówić coś do Akumy. Czułam, jak serce staje mi w gardle. Chciałam, żeby już nikt nie podwyższał tej ceny. Nie ważne kim się okaże ten mężczyzna i co się ze mną stanie, chce po prostu być przy Akumie.
- Sto dziewięćdziesiąt! - znowu ten chłopak. Serce mi się zatrzymało, przez chwile nie oddychałam nienawidząc go. Dziwne, ze akurat po usłyszeniu o dzieciach zaczął się licytować. A niech mnie pocałuje w dupę! Za żadne skarby nigdzie się z nim nie ruszę! Spojrzałam błagalnie na tego, który stał obok Akumy i był moją ostatnią deską ratunku. W myślałam błagałam go o zgłoszenie się z wyższą ceną, gdyby to zrobił, zrobiłabym dla niego chyba wszystko. Tak jakby, nie popadajmy w paranoje. Po prostu chce być z przyjacielem, z kimś, kto mnie nie zabije kiedy odwrócę do tyłem, a wręcz przeciwnie.

<Akuma?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz