25 mar 2021

Tenso CD Smiley

 Zwierzaczki. To zdecydowanie było coś, co natychmiastowo pozwoliło mi zapomnieć o niezręczności zaistniałej sytuacji. Zarówno Bisca jak i Yuki wyglądały przeuroczo, więc mój upadek i gapienie się przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Przynajmniej do czasu.

W życiu nie spodziewałbym się, że taka mała sunia może mieć w sobie tyle energii. I przyznam się bez bicia, nieźle mnie zaskoczyła swoimi słodkimi acz zabójczymi skokami. Biedna Smiley nie wiedziała, jak ją uspokoić, ale mnie osobiście to nie przeszkadzało. Zamiast tego próbowałem zastanowić się, jak okiełznać małego potworka. Pech chciał, że po raz kolejny zaplątałem się o własne nogi i runąłem na ziemię jak kłoda. Cóż, do trzech razy sztuka, chociaż miałem wrażenie, że każdy kolejny upadek wcale nie czynił mnie silniejszym, wbrew staremu przysłowiu. Smiley pomogła mi wstać, za co byłem jej niezmiernie wdzięczny, bo wszelkie stłuczenia i zadrapania po treningach, zaczynały mi znowu doskwierać. Dziewczyna przepraszała mnie tyle razy, że aż lekko się zakłopotałem.

- Nie no co ty, nie przejmuj się! Zwierzaki czasami są żywiołowe, nic się nie stało! — zaśmiałem się. Wkrótce Bisca znowu się do mnie zbliżyła, ale tym razem znacznie spokojniej, więc mogłem ją bez problemu pogłaskać. — Masz jeszcze jakieś zwierzęta?

- Tak, konia - odparła i nie powiedziała mi na jego temat nic więcej. Uznałem, że lepiej na razie o to nie pytać.

 - Ach, słyszałem, że robisz też akrobacje podczas jazdy konnej. To wiele by wyjaśniało. Bardzo to trudne?

- Trening czyni mistrza.

- Trudno się nie zgodzić. Oby mi się udało. A skoro o tym mowa, to chyba przejdę się do pielęgniarza. Plastry i bandaże mi się trochę ubrudziły, więc chyba pora na zmianę opatrunków. Tylko... wiesz może, w którą to stronę?

<Smiley? Wybacz za ten godny pożałowania dialog ;-;>

20 mar 2021

Smiley CD Tenso

Przede mną stał chłopak o śniadej cerze. Busz platynowych włosów przykrywał jego karmazynowe, duże oczy. Nim zdążyłam coś powiedzieć chłopak nagle się potknął. Rozśmieszyło mnie to, ale powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem. 
- Nic ci nie jest? - przyjrzałam się mu dokładnie. Widząc po kilku siniakach mogłam tylko zgadywać jaka jest jego specjalność. Sam po chwili się przyznał. Był eskapologiem. 
- Jestem Smiley, miło mi - wyciągnęłam do niego rękę, delikatnie się uśmiechając. 
Chłopak podał mi rękę, a ja pomogłam mu wstać z ziemi. - Nie musisz się tak denerwować - dodałam. - Wiem, że trudno jest tu się zagospodarować, ale daj sobie trochę czasu i rób wszystko na spokojnie. Gdy będzie ciebie coś przytłaczać po prostu weź kilka głębszych oddechów i uspokój się, pomaga.
- Naprawdę? - spojrzał się na mnie.
- Tak, bo sama tak robię. Zwłaszcza gdy nie wiem od czego najpierw zacząć - zaśmiałam się delikatnie pod nosem. 
Wtedy uświadomiłam sobie, że znowu to robię. Daję swego rodzaju porado-kazanie zamiast zapoznać wpierw się z tą osobą. Gdy chciałam przeprosić Tenso, Bisca i Yuki podbiegli do mnie, aby zobaczyć kim jest chłopak. 
- Tenso to jest Bisca i Yuki - obydwoje spojrzeli się na niego i zaczęli wymachiwać ogonami ze szczęścia. 
Yuki zatrzymał pewien dystans jednak Bisca nie. Ta sunia miała tyle energii, że nie wiedziała jak przywitać się z nowo poznaną osobą. Chodziła nie no wręcz biegała do okoła niego, a gdy zaczęła szczekać i skakać przesadziła. - Bisca uspokój się proszę! - uniosłam delikatnie swój głos, jedna ona jakoś się mnie nie posłuchała, z resztą tak jak zawsze. - Przepraszam cię Tenso za nią! Ale gdy ona kogoś pozna nowego, a ten ktoś się jej spodoba to zaczyna wariować. Nawet mnie się wtedy nie słucha. Ona nie jest opanowana jak Yuki. Naprawdę cię za nią przepraszam! - nie wiedziałam jak mam ją uspokoić. W dodatku jak na złość przez to że się tak przekomarzała pod nogami biedny Tenso znowu upadł. Yuki był na tyle mądry, że przyniósł ulubioną piszczałko-zabawkę dla Biscy. Gdy usłyszała dźwięk od razu pobiegła zza Yukim. 
- Wybacz mi za nią! - przeprosiłam go podając mu przy tym rękę, aby mógł wstać. - Naprawdę cię przepraszam! - było mi bardzo głupio, że upadł na ziemię przeze mnie. 

<Tenso?> 

18 mar 2021

Tenso CD Smiley

 Dołączenie do trupy cyrkowej zdecydowanie było jednym z najbardziej pokręconych pomysłów, na jakie do tej pory wpadłem. Pewnie wiele osób pomyślało, że zwariowałem i wcale im się nie dziwiłem. Moje umiejętności wyzwalania się z więzów pozostawiały wiele do życzenia, ale byłem gotowy to zmienić w każdej chwili. Cóż, to pewnie dość odważna deklaracja jak na świeżaka, ale od początku wiedziałem, że nie będzie mi tu łatwo. Zdałem sobie z tego sprawę jeszcze bardziej, gdy obserwowałem występy zaawansowanych cyrkowców. Wiele mi brakowało do bycia porządnym eskapalogiem, podobnie jak do pomagania ludziom swoją magią. Jakby tak się zastanowić, to w ogóle przy tych wszystkich performerach wypadałem najsłabiej, przynajmniej na razie. Mimo to nie miałem w planach się poddawać.

Początki były pracowite i zmuszały mnie do porzucenia „leżakowego” trybu życia, który prowadziłem do tej pory. Spory cyrk, z równie dużą ilością członków o różnych, niesamowitych specjalizacjach miał zupełnie inne wymagania. Szczerze mówiąc, ledwo starczało mi czasu na przeprowadzenie jakiejś sensownej konwersacji, bo zaraz byłem zaganiany na treningi. Udało mi się poznać większą część personelu, poza paroma wyjątkami, wśród których znalazła się tajemnicza akrobatka, o którą pytałem w zasadzie każdego, kogo spotkałem. Słyszałem, że jest częścią grupy zaawansowanej, jednak występuje tylko wtedy, gdy jest to konieczne. To tyle, nikt nie chciał zdradzić mi szczegółów. Ale ja, nieznośnie ciekawski chłystek, wiedziałem, że prędzej czy później wszystko z nich wyduszę. Musiałem tylko być cierpliwy.

***

Ten dzień był wyjątkowo spokojny, przynajmniej dla grupy doszkalającej. Najlepsi cyrkowcy byli zajęci przygotowaniami do nadchodzącego występu. Oczywiście, korzystając z chaosu, zrobiłem sobie mały dzień wolny od ćwiczeń. Muszę przyznać, że to była kolejna, mądra decyzja. Już nie potrafiłem zliczyć, ile miałem na sobie siniaków i plastrów, od nieudanych prób wyswobodzenia się z łańcuchów. Liny były dużo łatwiejsze.

Tak czy siak, postanowiłem powędrować po terenie i poprzyglądać się „tym lepszym” w swoim naturalnym środowisku, w nadziei, że czegoś się nauczę. Łaziłem od namiotu do namiotu, aż w końcu dostrzegłem kogoś, kogo kompletnie się nie spodziewałem.

Dziewczyna o lśniących, różowych włosach i smutnej twarzy wykonywała różne, akrobatyczne ćwiczenia. Z jakiegoś powodu od razu wiedziałem, że to ta perełka z zaawansowanych, o której wszyscy tyle mi mówili. Rzeczywiście, wyglądała zjawiskowo, chociaż jeszcze nie zabrała się za swój układ. Trochę za bardzo skupiłem się na jej ruchach i nim się obejrzałem, zauważyła mnie, stojącego jak jakiś stalker, tuż przy wejściu do namiotu. Miałem powiedzieć jej coś sensownego, żeby choć częściowo odkupić swoje winy, ale zanim zdążyłem się odezwać, bardzo elegancko potknąłem się o własne nogi.

- Cholercia...

- Nic ci nie jest? - spytała, a na jej twarzy pojawiło się swego rodzaju współczucie.

- Tak, tak, wszystko gra. To nic w porównaniu z moimi treningami. Sto razy bardziej wolę upadać na twarz, niż uwalniać się z łańcuchów - zaśmiałem się głupkowato. Tak, brawo Tenso, twoje umiejętności komunikacyjne są aż za dobre. - Um, wybacz, że tak się na ciebie gapiłem... Dołączyłem do trupy dość niedawno i trochę próbuję zrozumieć panujący tu system. Nie chciałem cię rozpraszać. A tak w ogóle, to jestem Tenso, miło mi.

Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Gorszego startu nie mogłem mieć, ale liczyłem, że moje bycie ofermą życiową nie sprawi, że dostanę po głowie za włażenie w miejsca, w które wchodzić nie powinienem.


<Smiley? ^^>

OD Smiley

Weszłam do karczmy którą ktoś mi polecił podczas mojej wędrówki. Poprosiłam o klucz do pokoju który był ostatnim. Zwierzaki weszły wraz ze mną a Szafira zaprowadziłam do jego boksu. Zdjęłam swój płaszcz z kapturem pod którym ukrywałam swoje włosy oraz twarz. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie rozpoznał. Byłam daleko od cyrku jednak nigdy nic nie wiadomo. Jest lato, a podczas tej pory dużo osób wyjeżdża na wakacje.
Wzięłam kąpiel, nałożyłam czyste ubrania na siebie a ubrudzone wyprałam.
Usiadłam sobie na fotelu. Bisca i Yuki zasnęli na łóżku. Byli wyczerpani. Otworzyłam swój dziennik w którym chciałam zapisać sobie kilka ciekawostek których się dzisiaj dowiedziałam. Przeglądając dziennik zauważyłam, że pozostało mi tylko dwie kartki. Jakby nie patrząc obiecałam iż wrócę gdy tylko dziennik się zapełni. Taki miałam cel odkąd nie potrafiłam sobie poradzić z utratą ważnych osób dla mnie. Ostatni rok był dla mnie bardzo trudny. Osoby które tak bardzo ceniłam sobie w życiu odeszły, a ja nie potrafiłam sobie z tym kompletnie poradzić. Niby osoby z cyrku to moja rodzina, ale tak jak kiedyś Red mi powiedział nie powinnam się do nikogo zza bardzo przywiązywać, a jeżeli już chcę się do kogoś przywiązać powinnam nauczyć się jak radzić sobie z ich utratą. Do pewnego czasu nie było to trudne dla mnie, ale gdy nawiązałam bardzo dobrą więź jakoś tak.... no tak... tak wszystko... się posypało... 
Pisząc swoją notatkę z dzisiejszego dnia postanowiłam, iż wrócę do domu. Moja podróż się skończyła i nadszedł czas, aby zmierzyć się z rzeczywistością.

Podróż zajęła mi około czterech dni, a to wszystko dzięki pomocy którą otrzymałam od kilku miłych osób. Pożegnałam się z osobami z którymi podróżowałam. Stanęłam przed bramą wejściową do cyrku. Dużo nowych osób do nas doszło. Było trochę tłoczniej niż przedtem. Nim przeszłam przez próg, Pik mnie zauważył i od razu podleciał. Zaczął mnie ściskać tak mocno, że miałam problem aby zaczerpnąć powietrze. 
- Pik... dusisz mnie... - wykrztusiłam z siebie słowa.
- Przepraszam, ale tak się cieszę, że wróciłaś. Jak zawsze zjawiasz się w odpowiednim miejscu i chwili. Potrzebuję ciebie... - spojrzał się na mnie tym swoim wzrokiem, który niby rozgryzłam już, ale zawsze czaił się jakiś haczyk. 
- Pomogę z miłą chęcią... - odpowiedziałam nie pewna swoich własnych słow. 
- Tak więc idź ćwiczyć, musisz dzisiaj wystąpić, mam dzisiaj mało osób do programu... 
- Pik? - chciałam się go o coś zapytać, ale nie potrafiłam. 
- Dziękuję ci Smiley! - po wypowiedzeniu tych słów, Pik odszedł. 
Skierowałam się do swojego namiotu gdzie odłożyłam swoją torbę. Następnie odprowadziłam Szafira do jego boksu, dałam mu jeść oraz kilka smaczków. Spojrzałam się na Biske i Yuki'ego. 
- Chodźcie, czas poćwiczyć po tak długiej przerwie - uśmiechnęłam się delikatnie w ich stronę, a one radośnie podążyły za mną. Ubrałam swój strój do ćwiczeń, po czym zaczęłam od kilku prostych akrobacji. Po krótkiej rozgrzewce chciałam się wziąć za układanie mojego układu, ale wtedy zauważyłam, że nie jestem sama w namiocie...

<Ktoś?>  
 

Połowa zła na tym świecie wynika stąd...

 ... że ktoś chce się czuć ważnym

15 mar 2021

Shu⭐zo CD Lennie

Prawdą jest, że pierwsze co usłyszałem, gdy Yuki przyszedł na świat był jego płacz. Czułem wtedy niewyobrażalne szczęście, lecz byłem wtedy bardzo senny i dziwnie zmęczony, choć nie robiłem nic poza spaniem. Praktycznie wszystkim zajął się wtedy lekarz, a ja pomimo tego, że minął już dobry tydzień od całego zamieszania z porodem, wciąż czuję, że coś przewraca mi się w żołądku, a do tego okazało się, że... Mogę karmić piersią? Nie zareagowałem na tą wiadomość jakoś bardzo emocjonalnie. Chciałem to tylko zachować dla siebie, co i tak mi nie wyszło. Lennie okazał się być bardziej spostrzegawczy niż myślałem. Coraz częściej się zastanawiam, jak on tak naprawdę mnie widzi... Jestem takim dziwadłem.
- Mhhhm. - chcąc nie chcąc przytaknąłem na jego słowa, obracając się na bok i chowając się pod kołdrą. Nie widziałem w tym, co zrobiłem żadnego powodu do dumy. Zrobiłem to, bo nie było innego wyjścia. Czemu dziecko miałoby się męczyć, a wręcz cierpieć z mojego powodu? Czemu Lennie też miałby się męczyć i ciągle zarywać nocki, wstawać i sam praktycznie wszystko robić, bo ja zdecydowanie za bardzo się nad sobą użalam? Gdybym nie czuł tego już praktycznie odrażającego uczucia zmęczenia, sam bym poszedł do tego sklepu... Jednak teraz nie miałem nawet co protestować. Zasnąłem szybciej niż zdołałem się obejrzeć.

***

Zaspany podniosłem się do siadu. W namiocie panowała cisza, ale tylko pozorna. Nie mógłbym nie słyszeć swojego śpiącego maleństwa, które co jakiś czas poruszało się w kołysce. Był teraz taki grzeczny i cichy... Nie miał praktycznie żadnych powodów do płaczu i niczego mu nie brakowało. Był takim małym bezbronnym aniołkiem, które mogło liczyć tylko na swoich rodziców. Mnie i Lenniego. Nachyliłem się do kołyski i choć robiłem to dość często, to wciąż nie mogłem się napatrzyć na własnego synka. Chyba wciąż do mnie nie docierało, że to się serio stało i od niespełna dwóch tygodni albo i dłużej jestem pełnoprawnym rodzicem. Obstawiam, że z czasem na pewno się to zmieni, ale jak na razie była to dla mnie na tyle nową sytuacją, że zupełnie nie byłem w stanie się z nią oswoić. Co prawda był to temat, który przez bardzo długi czas nawiedzał moją głowę, lecz gdy teraz przyszło co do czego, to zwyczajnie nie umiem się nawet za bardzo dostosować. Wszystko stało się tak szybko...
- Już jestem. - wyszeptał Lennie, który właśnie wrócił do namiotu. Od razu na niego spojrzałem z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Cześć kochanie. - przywitałem się sam z siebie, a ten po chwili usiadł tuż obok na łóżku i mnie pocałował, przy okazji jeszcze przytulając zimnymi łapskami, które mi wpakował pod koszulkę. Od razu drgnąłem czując jego zimne palce na własnej skórze i pierwsze co zrobiłem to za nie złapałem i odciągnąłem od siebie. Lennie oczywiście zaczął się cicho śmiać, a ja tylko przewróciłem oczami. Przynajmniej czułem się bardziej pobudzony, co teraz na pewno pomoże mi sprawniej ruszyć tyłek z łóżka.
- No wybacz mi. - dodał, gdy tylko zobaczył moją minę i pocałował mnie w czoło. W sumie nie miałem w planie się gniewać. Brakowało mi chwili tego luzu, gdzie byłem po prostu ja i on, który się śmieje, bo zrobił moim zdaniem coś totalnie głupiego. Nie da się ukryć, że za takie małe rzeczy właśnie go kocham. Jedyne co byłem w stanie zrobić, to się do niego przytulić, darując sobie zbędne komentarze. Miałem dziwne wrażenie, że bardzo mi go brakuje, choć w rzeczywistości praktycznie ciągle jest przy mnie i przy Yukim.
Niestety ta wyczekiwana przeze mnie chwila spokoju nie mogła trwać wiecznie. Lennie objął mnie ramieniem i miałem takie przeczucie, że chce mi coś powiedzieć.
- Wiesz za niedługo mam występ... - zaczął tak dość niepewnie, ale nie zwracałem na to uwagi. Pierwsze co zrobiłem to skinąłem głową, potwierdzając to co sam powiedział. - Muszę się w końcu wziąć za próby. - kontynuował, a ja znów przytaknąłem. - Chciałbym się tym dzisiaj zająć. Poradzisz sobie sam z małym przez jakiś czas? - spytał i od razu na mnie spojrzał. Moja odpowiedź nie była jakoś zaskakująca.
- Oczywiście. - odpowiedziałem pewnie i nawet w pakiecie się uśmiechnąłem do męża. Wiedziałem, że prędzej czy później ten moment nastąpi. W końcu obowiązkiem Lenniego jako członka grupy zaawansowanej jest przecież ćwiczenie i przygotowywanie się do występów. Ja jako zwykły szary pracownik miałem o tyle sprawę ułatwioną, że prościej mi było własne obowiązki połączyć z czymś jeszcze, jak chociażby opiekowanie się Yukim, dlatego chcąc nie chcąc musiałem dać sobie radę. - Możesz w spokoju iść. - dodałem jeszcze, puszczając go w końcu.
- Ale wiesz jak jesteś zmęczony, to mogę poprosić Robina-... - od razu mu przerwałem. Nie chciałem nawet o tym słyszeć.
- Nie nie nie. Czuję się wyjątkowo dobrze. - zapewniłem, choć byłem świadom, że z pewnością tak nie wyglądam. Za każdym razem patrząc w lustro mam wrażenie, że nie widzę siebie, a jakieś straszydło. Potargane włosy, podkrążone oczy i wiele innych rzeczy, na których myśl ogarnia mnie głębokie obrzydzenie, więc wolę o nich nie wspominać. - Możesz w spokoju iść. Będziemy razem na ciebie czekać. - dodałem jeszcze, a ten uśmiechnął się słysząc moje słowa. Nie chcę się nawet zastanawiać czy kwestionował moje zapewnienia, ale powinien też dobrze wiedzieć, że nie ma nic dla mnie gorszego jak brak takiej pracy czy w ogóle czegokolwiek do roboty. Byłem już zmęczony byciem zmęczonym i choć wciąż czułem, że moje wnętrzności są wywracane do góry nogami, to wolałem się zmusić do wstania i ogarnięcia się, niż dalszego leżenia.
Lennie niedługo potem wyszedł, a ja zostałem sam z dzieckiem. Jak na razie byłem dość optymistycznie nastawiony do całej sytuacji. Yuki słodziutko spał, a sam dobrze wiedziałem czym już muszę się zająć. Co zmierzyć, przyciąć, pozszywać, bądź doszyć. Na samą myśl o tych czynnościach czułem nieodpartą ekscytację. Strasznie się za tym stęskniłem. Tak to już jest, gdy robi się to, co się po prostu lubi. Obecnie nie pozostało mi nic innego, jak w końcu się przebrać i zabrać się do roboty. Tak też zrobiłem. Otworzyłem na oścież szafę i zacząłem w niej szukać czegoś przede wszystkim wygodnego, a potem już przebrany, usiadłem za biurkiem. Jeszcze tak hipotetycznie spojrzałem w stronę kołyski, ale nie dochodziły z niej żadne niepokojące dźwięki, więc logiczne było, że mój mały aniołek ciągle jeszcze spał. Nie będę ukrywać, że było to dla mnie dość zaskakujące, ale nie będę przecież narzekać.
Z czasem sielanka się skończyła i musiałem przerwać pracę, słysząc jak moje maleństwo zaczyna płakać. Przyjąłem to dość spokojnie, bo przecież to nie była pierwsza sytuacja, gdy musiałem go uspokoić. Od razu podszedłem do kołyski i wyciągnąłem z niej ostrożnie maluszka.
- Ojejku co to się dzieje? - spytałem stroskany, zaczynając go lekko kołysać w swoich ramionach i chodzić z nim po namiocie. Cóż problemem nie była biedna pieluszka, więc pozostało mi dalej zgadywać. Na moje szczęście był po prostu głodny i po daniu mu butelki, od razu się uspokoił. Złapał ją nawet jedną łapką, przy okazji otwierając swoje piękne i niebieściutkie oczka. Wpatrywał się prosto we mnie, gdy ostrożnie z nim usiadłem na łóżku. Bez wątpienia mam bardzo uroczego synka. - I po problemie. - oznajmiłem sam dla siebie. - Całkiem nieźle nam idzie bez taty. - po tych słowach z uśmiechem pogładziłem maleństwo po głowie.
Nie minęła nawet godzina i znów oderwał mnie od pracy płacz. Jednak nie miałem się czym przejmować. Tym razem musiałem po prostu przewinąć tego małego delikwenta i nagle nastał blogi spokój. Yuki potrafił się tak budzić naprawdę dość często i nie będę ukrywać, że z czasem zaczęło mnie to trochę niepokoić. Może robiłem coś źle? Ten znowu zaczął płakać.
- Co się dzieje słoneczko? - spytałem, zrywając się po raz kolejny z miejsca w stronę łóżeczka mojego synka. Wziąłem go na ręce tak, jak za każdym razem, gdy zaczynał płakać. Tym razem zupełnie nie wiedziałem o co może mu chodzić. W takich chwilach po prostu zacząłem żałować, że nie może mi tego wprost powiedzieć. Butelka - nie. Pieluszka - nie. Bezradny wpatrywałem się w synka. Chodziłem z nim po pokoju, starając się coś wymyślić, ale im dłużej przysłuchiwałem się tym płaczą, to ogarniała mnie coraz większa panika. A może on jest chory? Może coś go boli? O mało co się z nim nie wywróciłem, prawie wchodząc w Pika, który zajrzał do środka.
- Ah, Pik. - spojrzałem na niego trochę zmieszany, przytulając do siebie maluszka. - W czym mogę pomóc? - spytałem, trochę się cofając. W gorszym momencie nie mógł się zjawić.
- Mam koszule bez paru guzików. Pomyślałem, że mógłbyś na to zerknąć i jakieś doszyć. - odpowiedział. - Ale jak widzę jesteś trochę zajęty. - dodał, przenosząc wzrok na dziecko. Widocznie nie chciał mi się naprzykrzać i już chciał proponować, że przyjdzie później.
- Nie umiem go po prostu uspokoić, ale to nic. - w sumie tym bardziej nie wiedziałem, co zrobić. Yuki, Pik, płacz, guziki... Żałuję, że nie mogłem się rozdwoić. - Ja już się tym... - już chciałem odłożyć dziecko do kojca, ale nie wiedząc czemu, zatrzymałem się i odwróciłem do Pika. Ten płacz już dźwięczył mi w uszach, a świat przed oczami, zaczął się delikatnie kręcić. Pik się nagle rozdwoił, a po chwili i potroił. Jeden z nich do mnie podszedł jakoś bliżej i o dziwo był rudy...
- Już jestem. - usłyszałem łagodny głos Lenniego, jednocześnie czując, że odbiera ode mnie płaczącego Yukiego. Kamień spadł mi z serca i odruchowo położyłem dłoń na jego ramieniu. Jednak nie dałem rady odetchnąć, tak jak chciałem, tylko praktycznie parę sekund później bez ostrzeżenia wybiegłem z namiotu i padłem na kolana parę metrów dalej, jakoś dziwnie kaszląc. Zemdliło mnie trochę, ale na szczęście moje śniadanie zostało w całości w żołądku, a ja uspokoiłem się po paru zimnych wdechach. Trochę chwiejnie wstałem na nogi, odgarniając dłonią włosy do tyłu, a potem biorąc głęboki wdech, wyprostowałem się i wróciłem już do namiotu.
Zaglądając do środka zauważyłem, że Pik już się ulotnił, a Lennie nachylał się do łóżeczka.
- Oo... Już nie płacze. - zerknąłem w ich stronę z widoczną ulgą, a potem też podszedłem. - O co chodziło?
- Wystarczyło go tylko przykryć. Zimno mu było. - odpowiedział, poprawiając kocyk, którym okryte było maleństwo.
- Zimno? - zerknął na niego, a potem w dół na synka. Płakał, bo jego genialna mama nie wpadła na coś tak oczywistego... Nie ukrywam zrobiło mi się trochę głupio i od razu przez to położyłem po sobie uszy. - Cóż... Cieszę się, że teraz może już spać w spokoju. - oznajmiłem, lekko się uśmiechając, choć nie czułem powodu do radości. Dziś to się popisałem swoim rodzicielstwem. - Jak było w ogóle na próbie? - spytałem, chcąc po prostu zmienić temat i przy okazji przytulić się do męża.

(Lennie~? Trochę to trwało, ale też już wracam)

Orion CD Lacie

Moje szczęście w cudzym nieszczęściu? Możliwe, ale nie byłem na tyle głupi, żeby pysznić się tym nagłym zwrotem akcji, w którym to ja miałem przejąć pałeczkę prawdziwej gwiazdy wieczoru. Spodziewałem się, że miejsce Diane zajmie przede wszystkim jakaś kobieta, której chcą, nie chcąc ani trochę nie przypominam. Do tego do mojej specjalizacji nie należy chodzenie po linie. Osobiście byłem zaskoczony propozycją dziewczyny, a szoku doznałem, gdy reszta artystów się z nią zgodziła. Przyjąłem werdykt, choć ani trochę się z nim nie zgadzałem. Mieliśmy naprawdę mało czasu i nie było sensu się przegadywać. Nad ich motywującą i dziwną zgodnością mogę zastanowić się później.
- Dobra. - klasnąłem w dłonie, by zwrócić na siebie uwagę większości. - Zabierzcie Diane do pielęgniarza. - poleciłem dwóm osobą, które stały przy dziewczynie. Jej nogę oglądała jedna z artystek, która dobrze się z nią znała, a nad nimi nie wiadomo, po co stała jubilerka, która od razu zlustrowała mnie wzrokiem, gdy między innymi zwróciłem się również do niej. Nie przejąłem się tym kompletnie, choć wydało mi się to dziwne. - Reszta się rozchodzi, a akrobaci idą za mną. - ruszyłem w stronę środka areny. - Mamy mało czasu. - dodałem niezbyt zadowolonym głosem. Może i czułem się jak właściwa osoba na właściwym miejscu, to nie mogłem się dać za bardzo ponieść własnej ułomności, jaką jest wybujałe ego. Dobrze wiedziałem, że nie będę w stanie zastąpić Diane, a widzowie mogą nie za dobrze odebrać taką gwałtowną zmianę. Mogą, choć nie muszą poczuć się wręcz oszukani, przez co ja zostanę zmieszany z błotem, a do tego już dopuścić nie mogłem. Widziałem, że trzeba pomyśleć strategicznie i w razie czego zadbać o swoją własną dupę.
Pomyśleć, że serio opłaca się myśleć parę kroków do przodu.

***

Znowu wszystkie oczy będą głównie skierowane na mnie. To nie tak, że kiedykolwiek by mi to przeszkadzało, ale ta sytuacja bardzo różniła się od wszystkich poprzednich. Byłem święcie przekonany, że nawet nie stałem tam wtedy z przypadku, co osobiście uważam za pierwsze oznaki głupoty. Nigdy nie przychodziły mi tak łatwo na myśl takie teorie spiskowe. Niestety moja głowa poleciała z wypadkiem Diane na całość. Tak to bywa, gdy nie mogę sobie czegoś bardziej sensownie wytłumaczyć. Przed samym występem starałem się również znaleźć Diane i przede wszystkim z nią pogadać. Jednak na złość w namiocie jej nie było, a pielęgniarz nie chciał mnie wpuścić do siebie. Nawet nie wiem, czy ona tam była. Facet zupełnie nie chciał ze mną rozmawiać i wygonił mnie praktycznie od razu, za nim zdążyłem o nią spytać. Chciałem też pogadać o tym ze swoimi najbliższymi współpracownikami, ale żadne z nich nie potrafiło tego jakoś sensownie wytłumaczyć, a teksty, że: "wiesz jesteś przecież najlepszy" albo coś w tym stylu zupełnie na mnie nie działało. To w ogóle było głupie, bo czy nie dawno mieli do mnie nie wiadomo jakie pretensje, a teraz nagle prawią, jaki to ja jestem idealny na miejsce Diane? Nie kupuję tego. To jedynie dało mi do myślenia i wiedziałem, że sytuacja nie jest taka jasna, na jaką wyglądała. Postanowiłem również porozmawiać z Pikiem, tutejszym szefuńciem, ale on też nie za bardzo mi pomógł. Zgodził się z głosami większości. Skoro uważają, że to ja uratuje występ, to niech tak będzie. Nie, żebym chciał się czepiać, ale odkąd to pracownicy decydują o tym, kto występuje, kiedy i za kogo? Czemu w ogóle się nimi sugerował? Próbowałem jakoś uargumentować własne zdanie, ale facet był nieugięty, a gdy zacząłem za bardzo naciskać, to odesłał mnie z kwitkiem. W tej sytuacji miałem ochotę odejść i po prostu olać całą sprawę. Aczkolwiek nie będę skreślać swojej rozwijającej się kariery, bo ktoś nie raczy mnie wysłuchać. Kiedyś się odegram, a na razie pozostało mi cierpliwie czekać. Czas występu zaczął się powoli zbliżać, a ludzie schodzić i korzystać z pobocznych atrakcji, jakie były tutaj oferowane. Karuzele, diabelski młyn, wata cukrowa, baloniki, przejażdżki na wielbłądzie i kucykach oraz występy teatrzyku kukiełkowego, gdzie lalki wydawały się o wiele żywsze niż były w rzeczywistości, a ich przygody bardzo prawdziwe i nie zawsze bardzo odpowiednie dla widowni, której były przedstawiane. Kojarzę sytuację, gdy jedno dziecko nawet odbiegło od teatrzyku z płaczem. To właśnie wspomnienie pokierowało mnie znowu do tego miejsca. Nie miałem co ze sobą zrobić.
- Pozbyłaś się ich szczura. Oczekiwałaś za to cukierka? - usłyszałem pytanie, które głosem lalkarza wypowiedziała lalka kruczoczarnego kota. Znajdowała się ona tuż przy dość zmarniałej i ewidentnie smutnej marionetce tancerki. Miała ona brudną i poszarpaną sukienkę, a mimo jej szmacianej twarzyczki z jej guzikowych oczu i namalowanych pisakiem ust dało się wyczytać głęboki smutek i żal. Niestety nie znam kontekstu całej sytuacji. Nie wyglądało to jednak za kolorowo, a dzieci, którym przyszło to słuchać, również nie były za bardzo wesołe. Na tym pytaniu przedstawienie dobiegło końca, a swój głos zabrał narrator, czyli lalkarz we własnej osobie, który wyjrzał zza swojego teatrzyku. - Tancerka opadła z sił na swą małą scenę. Poniosła karę za swoją zbrodnię, a kot... - odwrócił głowę w kierunku teatrzyku, a lalka kota będąca w nim, zeszła ze swej sceny z wdziękiem i dumą, powoli machając przy tym ogonem. - Już bezpański udał się w podróż. Przeniknął do nowego świata i cóż... - zrobił krok w przód i schylił się do dziecka, które siedziało najbliżej. Przypatrywałem się temu wszystkiemu z boku i już czułem, że zaraz kolejne dziecko odbiegnie stamtąd z płaczem. - Samotny pozostał, przyszło mu znaleźć nowego przyjaciela i... - znów na chwilę przerwał, by niby się na chwilę zastanowić, po czym wzruszył ramionami. - To właśnie jemu zgotuje śmierć. - wypowiedziane przez niego zakończenie zmroziło wszystkie dzieci, lecz ten zupełnie się tym nie przejął. Wyprostował się i przeleciał obojętnym wzrokiem po zebranych tu brzdącach, zatrzymując go na dłuższą chwilę, przy osobie, która również stała na uboczu i zaczynała się przysłuchiwać. Sam wtedy spojrzałem w tamtym kierunku. O dziwo okazała się to Lacie. Sam nie wiem, czy to miała być jakaś aluzja w jej stronę, czy po prostu Riddle gustuje w takich kobietach. Nie mnie oceniać i on i ona wydawali mi się dziwni. - Kolejna bajka za piętnaście minut. Teraz spadać mi z oczu. - oznajmił i zupełnie niewzruszony, znów patrząc na dzieciaki, a następnie jak gdyby nigdy nic skierował się za swój teatrzyk. Zawsze bawiło mnie jego podejście do ludzi. Było tak cholernie specyficzne, że nie wiem. Czasem zastanawiała mnie przyczyna tego. Uważał wszystkich za gorszych od siebie... To się dopiero nazywa wybujałe ego, które pewnie już dawno wystrzeliło poza skale, ale co ja tam mogę wiedzieć.
- Na odwal się było to zakończenie. Nie sądzisz? - spytałem dziewczyny, którą miałem okazję wcześniej zauważyć. Postanowiłem podejść. W końcu dzieliło nas tylko parę kroków. Ta już na wstępie posłała mi chłodne i beznamiętne spojrzenie, a potem znów odwróciła wzrok, wydając z siebie ciche westchnienie. Nie trudne było do zauważenia, że jest już zmęczona moją obecnością.
- Możliwe. - odpowiedziała niechętnie. Choć to nie była dla mnie jakoś bardzo wystarczająca odpowiedzieć, to postanowiłem przejść do sedna, a nie tracić czasu.
- Wiesz jak się miewa Diane? Z tego, co wiem, to z tobą poszła do pielęgniarza. - tym pytaniem dziewczyna wydała się bardziej zainteresowana. Jednak nie wiem dlaczego. Miałem coś między zębami? Zrobiłem głupią minę? Czy może po prostu sam temat Diane jest dla niej taki pasjonujący?
- Niestety... Nie widziałam jej, odkąd tam trafiła. - odpowiedziała, a ja po prostu skinąłem głową i westchnąłem, odwracając głowę znów w stronę teatrzyku. - Będziesz na występie? - spytałem tak o z czystej ciekawości.
- Swoją drogą nie powinieneś już na niego iść? Nie wyglądasz na przygotowanego. - odparła z przekąsem, na co ja tylko posłałem jej pobłażliwe spojrzenie i rozbawiony uśmiech. Wyglądało to komicznie. W końcu jest ode mnie niższa o jakieś dobre 15 centymetrów. Nie będzie tutaj osądzać czy jestem przygotowany, czy nie.
- Nie ładnie tak odpowiadać pytaniem na pytanie. - śmiałem zaznaczyć, a ona przewróciła oczami, wzdychając. Miała mnie już dość. - No dobrze Królowo śniegu. Nie będę naciskać. - szturchnąłem ją tylko lekko by w sumie się przekonać, czy nie mam do czynienia z bryłą lodu, a potem już rozbawiony odszedłem, aby rzeczywiście przygotować się do występu. Ludzie zaczynali się schodzić w głównym namiocie, co tylko sprawiło, że mina mi zrzedła. Pomimo własnego planu nie byłem pewny finalnego końca całej historii.
Bycie gwiazdą jest rzeczą nadzwyczaj przyjemną, ale wiedząc, że stałem tu z przypadku, jeszcze bardziej sprawiało, że wolałbym skapitulować i nie być tu, gdzie właśnie byłem. Światła zgasły, zapadła cisza — przyszedł czas na gwóźdź programu. Światła reflektorów zostały skierowane prosto na mnie, na co ludzie zareagowali dość głośnym zdziwieniem. Stałem na trapezie, huśtając się na nim praktycznie jak na zwykłej huśtawce. Jedyna różnica jak dla mnie była taka, że byłem dobre paręnaście metrów nad ziemią bez żadnych zabezpieczeń w razie czego.
Występ sam w sobie nie był bardzo nadzwyczajny. Praktycznie zwykły banał wymyślony na szybko, aby i tak coś nadzwyczajnego pokazać gawiedzi. Oczywiście nie byłem w tym sam. Reszta akrobatów była bardzo urzekającym tłem, co mimo wszystko wzbudziło sympatię oglądających. Pewnie znaczna ich część łudziła się, że Diane jednak się pojawi, a występ będzie dłuższy.
Oczywiście się nie myliłem, gdy w końcu wylądowałem na ziemi z ukłonem, a chwilę po mnie reszta uczestników przedstawienia, ludzie wyrazili swoje niezadowolenie. Od razu wtedy się wyprostowałem i posłałem w ich stronę niezadowolone spojrzenie. Jak można być tak bezczelnym i nie doceniać czyjejś pracy? Jaka szkoda, że moje przypuszczenia okazały się trafne. Nie będę oszukiwać — puściły mi nerwy. Nie pozwolę się tak obrażać. Postąpiłem parę kroków do przodu, co o dziwo zwróciło na mnie większą uwagę ludzi.
- Proszę o wielkie brawa dla Diane! - wskazałem dłonią w stronę wejścia na arenę. Światło jednego z reflektorów od razu skierowało się w tamtą stronę, by oświetlić dziewczynę, która właśnie pojawiła się na arenie. Diane miała dość zmieszaną minę, ale odważyła się pomachać do publiczności. Przyszła tu z pomocą jednego z pracowników, a widownia szybko zauważyła, że coś jej jest i natychmiastowo ucichła. - Może i nie jest w stanie wystąpić, ale tu przyszła dla państwa. Wyznaczyła mnie na swojego zastępcę, a gdy wyzdrowieje, wróci na arenę i będzie tak samo niesamowita, jak na wszystkich plakatach. Jak na razie w jej imieniu i wszystkich cyrkowców tutaj dziękuję państwu za przybycie. - skończyłem ponownym ukłonem. Światła zgasły, a ludzie zaczęli klaskać. Prawda bywa bolesna, ale teraz nikt się nie może mnie przyczepić, a nawet może mnie podziwiać. W końcu zgodziłem się ją zastąpić.

***

Było już dość późno. Ogarnięcie się z występu zajęło mi trochę czasu, a potem chcąc zjeść w spokoju kolację, musiałem poczekać, aż bufet trochę opustoszeje. Wszyscy artyści pognali do bufetu, by jak najszybciej coś zjeść i odpocząć. Miałem taki sam plan, ale słysząc ten gwar, jaki tam panował, postanowiłem to przeczekać. Wróciłem do siebie i rozsiadłem się na łóżku, zaczynając czytać pierwszą lepszą książkę, jaka wpadła mi w ręce. Już myślałem, że prędzej tam zasnę, niż coś zjem, ale na szczęście w porę się oderwałem od lektury. Gdy po raz kolejny zajrzałem do bufetu, nikogo w nim nie zauważyłem. Pierwsze co zrobiłem, to pognałem po odrobinę herbaty, którą popijałem suchą bułkę, którą udało mi się przechwycić. Nie miałem ochoty na nic wykwintnego. Miałem zamiar w spokoju usiąść i gdy zbliżyłem się do pierwszego lepszego miejsca, kątem oka zauważyłem, że nie jestem tu sam. Z boku ktoś siedział i wydawał się zupełnie nie zwracać na mnie uwagi.
- O proszę, kogo ja tu widzę. - zaśmiałem się, podchodząc do Lacie. Dziewczyny, z którą miałem już okazję zamienić parę słów przed występem. Niby nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, ale chciałem tylko spytać, czy widziała mój występ. Pewnie dalej ta konwersacja się nie rozwinie, jednak co ja mogę na to poradzić? Ostatnio dość często pojawia się gdzieś na mojej drodze. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy nie spotkałem aż tak sztywnej dziewczyny, jak ona. Nawet jedząc, wydawała się taka pusta i zimna. Wyprostowana niczym struna z rozłożonymi zgodnie z jakimiś zasadami sztućcami, jadła swój posiłek. Szczerze czułem się przy niej jak jakiś wieśniak. W sumie nie sądziłem, że uda mi się ją tu spotkać. - Oczy zdobi lodem i powiewa od niej chłodem. - dodałem żartobliwie, siadając naprzeciwko niej. - Któż to taki?

(Lacie? Wybacz za zwłokę)