15 mar 2021

Orion CD Lacie

Moje szczęście w cudzym nieszczęściu? Możliwe, ale nie byłem na tyle głupi, żeby pysznić się tym nagłym zwrotem akcji, w którym to ja miałem przejąć pałeczkę prawdziwej gwiazdy wieczoru. Spodziewałem się, że miejsce Diane zajmie przede wszystkim jakaś kobieta, której chcą, nie chcąc ani trochę nie przypominam. Do tego do mojej specjalizacji nie należy chodzenie po linie. Osobiście byłem zaskoczony propozycją dziewczyny, a szoku doznałem, gdy reszta artystów się z nią zgodziła. Przyjąłem werdykt, choć ani trochę się z nim nie zgadzałem. Mieliśmy naprawdę mało czasu i nie było sensu się przegadywać. Nad ich motywującą i dziwną zgodnością mogę zastanowić się później.
- Dobra. - klasnąłem w dłonie, by zwrócić na siebie uwagę większości. - Zabierzcie Diane do pielęgniarza. - poleciłem dwóm osobą, które stały przy dziewczynie. Jej nogę oglądała jedna z artystek, która dobrze się z nią znała, a nad nimi nie wiadomo, po co stała jubilerka, która od razu zlustrowała mnie wzrokiem, gdy między innymi zwróciłem się również do niej. Nie przejąłem się tym kompletnie, choć wydało mi się to dziwne. - Reszta się rozchodzi, a akrobaci idą za mną. - ruszyłem w stronę środka areny. - Mamy mało czasu. - dodałem niezbyt zadowolonym głosem. Może i czułem się jak właściwa osoba na właściwym miejscu, to nie mogłem się dać za bardzo ponieść własnej ułomności, jaką jest wybujałe ego. Dobrze wiedziałem, że nie będę w stanie zastąpić Diane, a widzowie mogą nie za dobrze odebrać taką gwałtowną zmianę. Mogą, choć nie muszą poczuć się wręcz oszukani, przez co ja zostanę zmieszany z błotem, a do tego już dopuścić nie mogłem. Widziałem, że trzeba pomyśleć strategicznie i w razie czego zadbać o swoją własną dupę.
Pomyśleć, że serio opłaca się myśleć parę kroków do przodu.

***

Znowu wszystkie oczy będą głównie skierowane na mnie. To nie tak, że kiedykolwiek by mi to przeszkadzało, ale ta sytuacja bardzo różniła się od wszystkich poprzednich. Byłem święcie przekonany, że nawet nie stałem tam wtedy z przypadku, co osobiście uważam za pierwsze oznaki głupoty. Nigdy nie przychodziły mi tak łatwo na myśl takie teorie spiskowe. Niestety moja głowa poleciała z wypadkiem Diane na całość. Tak to bywa, gdy nie mogę sobie czegoś bardziej sensownie wytłumaczyć. Przed samym występem starałem się również znaleźć Diane i przede wszystkim z nią pogadać. Jednak na złość w namiocie jej nie było, a pielęgniarz nie chciał mnie wpuścić do siebie. Nawet nie wiem, czy ona tam była. Facet zupełnie nie chciał ze mną rozmawiać i wygonił mnie praktycznie od razu, za nim zdążyłem o nią spytać. Chciałem też pogadać o tym ze swoimi najbliższymi współpracownikami, ale żadne z nich nie potrafiło tego jakoś sensownie wytłumaczyć, a teksty, że: "wiesz jesteś przecież najlepszy" albo coś w tym stylu zupełnie na mnie nie działało. To w ogóle było głupie, bo czy nie dawno mieli do mnie nie wiadomo jakie pretensje, a teraz nagle prawią, jaki to ja jestem idealny na miejsce Diane? Nie kupuję tego. To jedynie dało mi do myślenia i wiedziałem, że sytuacja nie jest taka jasna, na jaką wyglądała. Postanowiłem również porozmawiać z Pikiem, tutejszym szefuńciem, ale on też nie za bardzo mi pomógł. Zgodził się z głosami większości. Skoro uważają, że to ja uratuje występ, to niech tak będzie. Nie, żebym chciał się czepiać, ale odkąd to pracownicy decydują o tym, kto występuje, kiedy i za kogo? Czemu w ogóle się nimi sugerował? Próbowałem jakoś uargumentować własne zdanie, ale facet był nieugięty, a gdy zacząłem za bardzo naciskać, to odesłał mnie z kwitkiem. W tej sytuacji miałem ochotę odejść i po prostu olać całą sprawę. Aczkolwiek nie będę skreślać swojej rozwijającej się kariery, bo ktoś nie raczy mnie wysłuchać. Kiedyś się odegram, a na razie pozostało mi cierpliwie czekać. Czas występu zaczął się powoli zbliżać, a ludzie schodzić i korzystać z pobocznych atrakcji, jakie były tutaj oferowane. Karuzele, diabelski młyn, wata cukrowa, baloniki, przejażdżki na wielbłądzie i kucykach oraz występy teatrzyku kukiełkowego, gdzie lalki wydawały się o wiele żywsze niż były w rzeczywistości, a ich przygody bardzo prawdziwe i nie zawsze bardzo odpowiednie dla widowni, której były przedstawiane. Kojarzę sytuację, gdy jedno dziecko nawet odbiegło od teatrzyku z płaczem. To właśnie wspomnienie pokierowało mnie znowu do tego miejsca. Nie miałem co ze sobą zrobić.
- Pozbyłaś się ich szczura. Oczekiwałaś za to cukierka? - usłyszałem pytanie, które głosem lalkarza wypowiedziała lalka kruczoczarnego kota. Znajdowała się ona tuż przy dość zmarniałej i ewidentnie smutnej marionetce tancerki. Miała ona brudną i poszarpaną sukienkę, a mimo jej szmacianej twarzyczki z jej guzikowych oczu i namalowanych pisakiem ust dało się wyczytać głęboki smutek i żal. Niestety nie znam kontekstu całej sytuacji. Nie wyglądało to jednak za kolorowo, a dzieci, którym przyszło to słuchać, również nie były za bardzo wesołe. Na tym pytaniu przedstawienie dobiegło końca, a swój głos zabrał narrator, czyli lalkarz we własnej osobie, który wyjrzał zza swojego teatrzyku. - Tancerka opadła z sił na swą małą scenę. Poniosła karę za swoją zbrodnię, a kot... - odwrócił głowę w kierunku teatrzyku, a lalka kota będąca w nim, zeszła ze swej sceny z wdziękiem i dumą, powoli machając przy tym ogonem. - Już bezpański udał się w podróż. Przeniknął do nowego świata i cóż... - zrobił krok w przód i schylił się do dziecka, które siedziało najbliżej. Przypatrywałem się temu wszystkiemu z boku i już czułem, że zaraz kolejne dziecko odbiegnie stamtąd z płaczem. - Samotny pozostał, przyszło mu znaleźć nowego przyjaciela i... - znów na chwilę przerwał, by niby się na chwilę zastanowić, po czym wzruszył ramionami. - To właśnie jemu zgotuje śmierć. - wypowiedziane przez niego zakończenie zmroziło wszystkie dzieci, lecz ten zupełnie się tym nie przejął. Wyprostował się i przeleciał obojętnym wzrokiem po zebranych tu brzdącach, zatrzymując go na dłuższą chwilę, przy osobie, która również stała na uboczu i zaczynała się przysłuchiwać. Sam wtedy spojrzałem w tamtym kierunku. O dziwo okazała się to Lacie. Sam nie wiem, czy to miała być jakaś aluzja w jej stronę, czy po prostu Riddle gustuje w takich kobietach. Nie mnie oceniać i on i ona wydawali mi się dziwni. - Kolejna bajka za piętnaście minut. Teraz spadać mi z oczu. - oznajmił i zupełnie niewzruszony, znów patrząc na dzieciaki, a następnie jak gdyby nigdy nic skierował się za swój teatrzyk. Zawsze bawiło mnie jego podejście do ludzi. Było tak cholernie specyficzne, że nie wiem. Czasem zastanawiała mnie przyczyna tego. Uważał wszystkich za gorszych od siebie... To się dopiero nazywa wybujałe ego, które pewnie już dawno wystrzeliło poza skale, ale co ja tam mogę wiedzieć.
- Na odwal się było to zakończenie. Nie sądzisz? - spytałem dziewczyny, którą miałem okazję wcześniej zauważyć. Postanowiłem podejść. W końcu dzieliło nas tylko parę kroków. Ta już na wstępie posłała mi chłodne i beznamiętne spojrzenie, a potem znów odwróciła wzrok, wydając z siebie ciche westchnienie. Nie trudne było do zauważenia, że jest już zmęczona moją obecnością.
- Możliwe. - odpowiedziała niechętnie. Choć to nie była dla mnie jakoś bardzo wystarczająca odpowiedzieć, to postanowiłem przejść do sedna, a nie tracić czasu.
- Wiesz jak się miewa Diane? Z tego, co wiem, to z tobą poszła do pielęgniarza. - tym pytaniem dziewczyna wydała się bardziej zainteresowana. Jednak nie wiem dlaczego. Miałem coś między zębami? Zrobiłem głupią minę? Czy może po prostu sam temat Diane jest dla niej taki pasjonujący?
- Niestety... Nie widziałam jej, odkąd tam trafiła. - odpowiedziała, a ja po prostu skinąłem głową i westchnąłem, odwracając głowę znów w stronę teatrzyku. - Będziesz na występie? - spytałem tak o z czystej ciekawości.
- Swoją drogą nie powinieneś już na niego iść? Nie wyglądasz na przygotowanego. - odparła z przekąsem, na co ja tylko posłałem jej pobłażliwe spojrzenie i rozbawiony uśmiech. Wyglądało to komicznie. W końcu jest ode mnie niższa o jakieś dobre 15 centymetrów. Nie będzie tutaj osądzać czy jestem przygotowany, czy nie.
- Nie ładnie tak odpowiadać pytaniem na pytanie. - śmiałem zaznaczyć, a ona przewróciła oczami, wzdychając. Miała mnie już dość. - No dobrze Królowo śniegu. Nie będę naciskać. - szturchnąłem ją tylko lekko by w sumie się przekonać, czy nie mam do czynienia z bryłą lodu, a potem już rozbawiony odszedłem, aby rzeczywiście przygotować się do występu. Ludzie zaczynali się schodzić w głównym namiocie, co tylko sprawiło, że mina mi zrzedła. Pomimo własnego planu nie byłem pewny finalnego końca całej historii.
Bycie gwiazdą jest rzeczą nadzwyczaj przyjemną, ale wiedząc, że stałem tu z przypadku, jeszcze bardziej sprawiało, że wolałbym skapitulować i nie być tu, gdzie właśnie byłem. Światła zgasły, zapadła cisza — przyszedł czas na gwóźdź programu. Światła reflektorów zostały skierowane prosto na mnie, na co ludzie zareagowali dość głośnym zdziwieniem. Stałem na trapezie, huśtając się na nim praktycznie jak na zwykłej huśtawce. Jedyna różnica jak dla mnie była taka, że byłem dobre paręnaście metrów nad ziemią bez żadnych zabezpieczeń w razie czego.
Występ sam w sobie nie był bardzo nadzwyczajny. Praktycznie zwykły banał wymyślony na szybko, aby i tak coś nadzwyczajnego pokazać gawiedzi. Oczywiście nie byłem w tym sam. Reszta akrobatów była bardzo urzekającym tłem, co mimo wszystko wzbudziło sympatię oglądających. Pewnie znaczna ich część łudziła się, że Diane jednak się pojawi, a występ będzie dłuższy.
Oczywiście się nie myliłem, gdy w końcu wylądowałem na ziemi z ukłonem, a chwilę po mnie reszta uczestników przedstawienia, ludzie wyrazili swoje niezadowolenie. Od razu wtedy się wyprostowałem i posłałem w ich stronę niezadowolone spojrzenie. Jak można być tak bezczelnym i nie doceniać czyjejś pracy? Jaka szkoda, że moje przypuszczenia okazały się trafne. Nie będę oszukiwać — puściły mi nerwy. Nie pozwolę się tak obrażać. Postąpiłem parę kroków do przodu, co o dziwo zwróciło na mnie większą uwagę ludzi.
- Proszę o wielkie brawa dla Diane! - wskazałem dłonią w stronę wejścia na arenę. Światło jednego z reflektorów od razu skierowało się w tamtą stronę, by oświetlić dziewczynę, która właśnie pojawiła się na arenie. Diane miała dość zmieszaną minę, ale odważyła się pomachać do publiczności. Przyszła tu z pomocą jednego z pracowników, a widownia szybko zauważyła, że coś jej jest i natychmiastowo ucichła. - Może i nie jest w stanie wystąpić, ale tu przyszła dla państwa. Wyznaczyła mnie na swojego zastępcę, a gdy wyzdrowieje, wróci na arenę i będzie tak samo niesamowita, jak na wszystkich plakatach. Jak na razie w jej imieniu i wszystkich cyrkowców tutaj dziękuję państwu za przybycie. - skończyłem ponownym ukłonem. Światła zgasły, a ludzie zaczęli klaskać. Prawda bywa bolesna, ale teraz nikt się nie może mnie przyczepić, a nawet może mnie podziwiać. W końcu zgodziłem się ją zastąpić.

***

Było już dość późno. Ogarnięcie się z występu zajęło mi trochę czasu, a potem chcąc zjeść w spokoju kolację, musiałem poczekać, aż bufet trochę opustoszeje. Wszyscy artyści pognali do bufetu, by jak najszybciej coś zjeść i odpocząć. Miałem taki sam plan, ale słysząc ten gwar, jaki tam panował, postanowiłem to przeczekać. Wróciłem do siebie i rozsiadłem się na łóżku, zaczynając czytać pierwszą lepszą książkę, jaka wpadła mi w ręce. Już myślałem, że prędzej tam zasnę, niż coś zjem, ale na szczęście w porę się oderwałem od lektury. Gdy po raz kolejny zajrzałem do bufetu, nikogo w nim nie zauważyłem. Pierwsze co zrobiłem, to pognałem po odrobinę herbaty, którą popijałem suchą bułkę, którą udało mi się przechwycić. Nie miałem ochoty na nic wykwintnego. Miałem zamiar w spokoju usiąść i gdy zbliżyłem się do pierwszego lepszego miejsca, kątem oka zauważyłem, że nie jestem tu sam. Z boku ktoś siedział i wydawał się zupełnie nie zwracać na mnie uwagi.
- O proszę, kogo ja tu widzę. - zaśmiałem się, podchodząc do Lacie. Dziewczyny, z którą miałem już okazję zamienić parę słów przed występem. Niby nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, ale chciałem tylko spytać, czy widziała mój występ. Pewnie dalej ta konwersacja się nie rozwinie, jednak co ja mogę na to poradzić? Ostatnio dość często pojawia się gdzieś na mojej drodze. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy nie spotkałem aż tak sztywnej dziewczyny, jak ona. Nawet jedząc, wydawała się taka pusta i zimna. Wyprostowana niczym struna z rozłożonymi zgodnie z jakimiś zasadami sztućcami, jadła swój posiłek. Szczerze czułem się przy niej jak jakiś wieśniak. W sumie nie sądziłem, że uda mi się ją tu spotkać. - Oczy zdobi lodem i powiewa od niej chłodem. - dodałem żartobliwie, siadając naprzeciwko niej. - Któż to taki?

(Lacie? Wybacz za zwłokę)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz