30 kwi 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Gdy przerwał ciszę, przestałem się zastanawiać. Ciepło się uśmiechnąłem.
- Chcesz spojrzeć mu w oczy? - zapytałem, on nagle zbladł.
- Nie… nie wiem. Chyba nie – powiedział szybko i jękliwie.
- To chodź – ociągnąłem go lekko w swoją stronę, idąc tyłem.
- Gdzie?
- Wyjdziemy do miasta – odpowiedziałem. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ale… Lennie… przecież – nie wiedział co dokładnie powiedzieć. Objąłem go ramieniem, prowadząc do wyjścia.
- Nie martw się, nie zwariowałem – zapewniłem go. Pozwolił się wyprowadzić z namiotu. Postawiłem go przed wejściem i kazałem zostać.
- Gdzie idziesz?
- Otworzyć szafę – jak powiedziałem, tak zrobiłem. Wszedłem do środka, odwiązałem wstążkę na drzwiczkach i je otworzyłem. W ostatniej chwili odsunąłem się od olbrzyma, który przewrócił się na podłogę. Kucnąłem obok jego twarzy i przyłożyłem palce do szyi. Shuzo go nie zabił i wątpię, by zwykłe uderzenie patelnią skrzywdziłoby takiego wielkiego faceta. Wstałem i mu się przyjrzałem. Założyłem ręce na krzyż i zmarszczyłem brwi, co on w nim takiego widział? No może rzeczywiście miał wspaniałe ciało (ale nie dla mnie), był przystojny, ale… nie pasował do mojego przyjaciela, tego byłem pewien. Zostałem mężczyznę na podłodze i wyszedłem z namiotu, czarnowłosy nerwowo chodził w te i z powrotem. - Żyje, nie masz co się bać. Oddychaj – stanąłem naprzeciwko niego. Lekko przytaknął głową, zamykając oczy.
- Ale co, jeśli się obudzi?
- Ciebie już nie będzie, pójdziemy do miasta, odprężysz się, a on chwilę się tu pokręci i sobie pójdzie – mówiłem przekonująco, chociaż sam w to nie wierzyłem. Czy naprawdę zniknie z własnej woli? Prędzej będą musieli go stąd wyrzucić, ale nie chciałem bardziej martwić towarzysza, nie teraz, gdy cały chodzi, a do jego głowy wchodzą dziwaczne myśli.
- Na prawdę tak myślisz? - słysząc to pytanie zdałem sobie sprawę, że mnie przejrzał. Westchnąłem i delikatnie się uśmiechnąłem, obejmując go.
- Chodź. Znajdziemy coś, co ci poprawi humorek.

<Shuzo? Wiem, że to okropne...>

29 kwi 2019

Cal CD Rose

Ta zabawa od początku mi się nie podobała. Klon deptał mi po piętach i nie dawał spokoju. Moja irytacja wzrastała z minuty na minutę. Ten demon mnie jeszcze popamięta. Chcąc nie chcąc musiałem znaleźć tą Rose. Ja mam unikać jej klona, a ona sobie tu spokojnie chodzić?! Nie ma takiej opcji. Oczywiście z czasem zacząłem jej szukać. Długo mi to nie zajęło. Dziewczyna siedziała w bufecie, spokojnie popijając herbatkę. Szybko udało mi się ją zlokalizować. Oczywiście, panienka się zastanawiała czego mogłem chcieć. Jej umysł jest otwartą księgą, z której mogę czytać co chcę i kiedy chcę z większej odległości. Jest to w pewnym sensie udogodnienie, ale nie chce już z nią gadać. Niestety jeszcze muszę. A czego mogłem od niej chcieć? Prosta sprawa. Musiałem się na kogoś wydrzeć, a to przez nią i tego demona znowu tkwię w jakimś kiepskim bagnie, którego mogę się wydostać, dopiero gdy ją pocałuje. To musi być jakiś nieśmieszny żart. Nie ma na świecie nic bardziej ohydnego od czegoś takiego. Niestety nie ma się co oszukiwać. To żaden żart, tylko rzeczywistość. Od razu ruszyłem w jej stronę widocznie wkurzony.
- Naprawdę co ty sobie myślisz? To nie jest tylko mój problem. Chce ci przypomnieć, że to twój klon gania po całym cyrku, a ty tak sobie zwyczajnie popijasz herbatkę jak gdyby nigdy nic.
Głupie tłumaczenia, że jesteś zmęczona tym wszystkim nie pomoże. Odpoczywa się dopiero po skończonej robocie, a nie...
Nie zdążyłem skończyć. Dziewczyna zirytowana wstała z miejsca, złapała mnie za nadgarstek i przeniosła nas w jakieś miejsce. Sam nie wiem, gdzie wtedy stałem. Za nim w ogóle zdążyłem zareagować, przycisnęła swoje wargi do moich. W momencie stanąłem, jak wryty. Jednocześnie zrobiło mi się niedobrze i słabo. Od razu odsunąłem się od niej, ledwo co stojąc na nogach. Był to w zasadzie pocałunek i ten klon powinien zniknąć. Tyle dobrze. Dziewczyna bez zbędnych ceregieli zniknęła i zostawiła mnie gdzieś tutaj. Parę sekund później zwyczajnie zwróciłem swój obiad w jakieś krzaczory, a potem zemdlałem. Nasze usta się dotknęły. To jakiś koszmar. Było mi tak niedobrze.
Szczerze nie wiem, kiedy odzyskałem przytomność. Leżałem w tym samym miejscu, gdzie wcześniej straciłem przytomność. Było to miejsce gdzieś na skraju lasu. W oddali widziałem cyrk. Słońce zaczęło wychodzić znad horyzontu. Czyżby ranek? Dalej czułem się słabo, jednak od razu postanowiłem wrócić do cyrku.
Gdy już dotarłem do namiotu, okazało się, że miałem w nocy gościa. Wszystkie moje rzeczy były porozrzucane w totalnym nieładzie po całym namiocie. Zniknęła pamiątka po moim ojcu - miecz, którym pozbawiłem go głowy. Czyżby w cyrku był jakiś wysłannik mojego braciszka? Poza tym nie zauważyłem, żeby jeszcze coś zniknęło. Po co to komuś było? Może był to ten demon? Mogłem się jedynie nad tym zastanawiać, ale najważniejsze jest żeby ten miecz się szybko znalazł i żeby moja tajemnica nie wyszła na światło dzienne. Od razu opuściłem namiot i jak to miałem w zwyczaju - zacząłem szukać informacji. Kręciłem się wokół ludzi z cyrku i zaglądałem niepostrzeżenie do ich umysłu. Koniec z końców w moim zasięgu wzroku znowu znalazła się Rose. Z tego, co już zdołałem się dowiedzieć. Pik dał mi i jej jakieś wspólne zadanie. Naprawdę nie miałem na to ochoty. Gdy tylko przede mną stanęła, przewróciłem oczami.
- Nic nie musisz mówić. Wszystko wiem i od razu mówię, że nie mam czasu na takie rzeczy. Znajdź sobie kogoś innego.
(Rose?)

27 kwi 2019

Shu⭐zo CD Lennie

Niestety... W taki sposób radzę sobie z problemami, że w ogóle sobie z nimi nie radzę. Tak jak wtedy. Te pamiętne parę lat temu. Uciekłem od problemu z nadzieją, że sam się w końcu rozwiąże. Z jednej strony się cieszę, ale to, co teraz się stało... Sam nie wiem, co powiedzieć, co zrobić. Po chwili ciszy wziąłem głęboki oddech.
- To wszystko był nieszczęśliwy wypadek. Spanikowałem i odruchowo go uderzyłem, bo się do mnie podkradł od tyłu. Potem to już w ogóle nie wiedziałem co zrobić, więc zaciągnąłem go tutaj. Nie wiem, czego chce, ale to mało prawdopodobne, że chodzi o mnie. - spojrzałem na zamkniętą szafę. - Poza tym w inny sposób bym go nie przywitał. Dobrze, że oberwał. - mruknąłem niezadowolony. Spojrzałem dość smutno na magika. - Szczerze nie mam co opowiadać. Niektórzy po prostu nie są lojalni wobec ciebie, tylko wobec własnych potrzeb związanych z tobą. A wraz ze zmianą ich potrzeb, zmienia się także ich lojalność. - westchnąłem cicho, spuszczając głowę. - Mnie to za bardzo zabolało. Jakaś część mnie dalej nie może się pogodzić ze stratą. Chociaż uważam, że to głupota. Dlatego. - podniosłem głowę z lekkim uśmiechem, patrząc na magika. - Najlepiej znajdź sobie kiedyś kogoś, kto sprawi, że będziesz się uśmiechał bez przerwy. Kogoś, kto będzie umiał cię wkurzyć, a po chwili rozbawić do łez. Kogoś takiego kto przegada z tobą całą noc, gdy nie będziesz mógł zasnąć. Kogoś wspaniałego... Kogoś, kto będzie na zawsze z tobą, a nie tylko na chwilę i będzie cię naprawdę kochał, a nie tylko wobec własnych potrzeb związanych z tobą. - wstałem i po prostu musiałem się do niego przytulić. - Chyba że chcesz zostać singlem do końca życia, ale to dość słaba opcja. Za ładny na to jesteś. - poczochrałem go po głowie, a potem obaj zaczęliśmy się śmiać. Mam nadzieję, że serio kogoś sobie znajdzie i będzie szczęśliwy... Puściłem go. Od razu zrobiło mi się lepiej. Spojrzałem niechętnie na szafę. - Ile może być nieprzytomny?... A co jak mu zrobiłem jeszcze większą krzywdę i teraz coś będzie z nim nie tak? Co jak się w ogóle nie obudzi?
- Spokojnie Shuzo. Nie panikuj.
- Ale to by było okropne. Nie lubię go, ale też nie chciałem go uderzyć tą patelnią. Musiałbym być jakąś okropną osobą, żeby zrobić to specjalnie. A co jak jestem taki głupi i zwyczajnie się oszukuję, że jestem dobry, a naprawdę jestem zły i od samego początku chciałem mu przyłożyć? - zacząłem już dramatyzować i gadać totalne głupoty. Przecież to zwyczajnie niemożliwe. Niestety nie umiałem się ogarnąć. - A co jak ja w ogóle nie istnieję? Co jak w ogóle nie jestem psem, tylko wrednym kosmitą w czapeczce?... Moment to bezsensu. Kosmici nie mają czapek. - w ogóle się nie umiałem zamknąć. Ciągle tylko gadałem i gadałem, aż w końcu za bardzo wniknąłem w temat kosmitów... Co ja sobie durnego ubzdurałem wtedy? Na szczęście Lennie mnie uciszył i po prostu zatkał mi buzię ręką.
- Cisza. - oznajmił stanowczym tonem, patrząc mi prosto w oczy. Widocznie już nie mógł tego słuchać. Nie dziwię się. Zamrugałem parę razy, gapiąc się na niego, ale koniec z końców pokiwałem głową. On wziął rękę z mojej twarzy i nastała cisza. Od razu spojrzałem na szafę, w której nic się nie działo.
- ... Nie mogę tak siedzieć i nic nie robić. Co jak mu coś jest? - to by było na tyle z tej ciszy.

(Lennie~?)

20 kwi 2019

Vogel CD Rose

Uważnie obserwowałem jej ruchy nad talią kart. Powoli je przesuwała, odwracała, czasem się na chwilę zatrzymywała, mając przy tym niewyraźny grymas. Po kilku minutach obserwacji dziewczyna z wielkim zaskoczeniem spojrzała na mnie, mówiąc przy tym, co w nich zobaczyła. Zaskoczyło mnie to. Siedziałem w bezruchu, próbując zebrać myśli. Kolejne ciało? Czyli to seryjne zabójstwa. Może to tylko przypadek? Nie, nie ma takiej mowy, to nie może być niefortunne zdarzenie i to jeszcze w tak krótkim odstępie czasowym. Przeczesałem włosy dłonią, odwracając głowę w stronę biurka dziewczyny. Panowała na nim czystość, czego nie mógłbym powiedzieć o swoich myślach. Przymknąłem powieki, odrywając się przy tym od świata rzeczywistego. Przede mną pojawił się obraz nieboszczyka, którego wczoraj ujrzeliśmy. Był brutalnie zmasakrowany, to na pewno nie jest przypadek, a pomysł jakiegoś psychopaty. Otworzyłem delikatnie oczy i kątem oka spojrzałem w kierunku Rose, która nadal badała karty. Czyżby myślała nad pomyłką? Zapewne, gdyż miała taki wyraz twarzy. Chciała, by to nie było prawdą. Westchnąłem cicho, po czym oparłem się wygodniej o ramę krzesła.
- To nie może być przypadkowe... -powiedziałem w końcu, tym samym zwracając na siebie jej uwagę.
- Co? -szepnęła, próbując złapać swoim spojrzeniem moje. W końcu je połączyliśmy.
- Pomyśl, w tak krótkim czasie dwa zabójstwa? -odpowiedziałem, mając lekko zachrypnięty głos, szybko jednak odkaszlnąłem. Przez moment siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu pochyliłem się w jej kierunku, łącząc przy tym palce dłoni -Możesz wyczytać z kart, gdzie to się zdarzyło?
Dziewczyna na moje polecenie delikatnie się wzdrygnęła, lecz po chwili zwróciła głowę w kierunku tarota, szukając odpowiedzi na moje pytanie. Cierpliwie czekałem na nawet najmniejszy jej ruch. Przełknąłem nerwowo ślinę, a wtedy Rose skinęła twierdząco głową. Wyglądała na przerażoną, ale to pewnie mi się przewidziało, dlatego szybko odgoniłem tę myśl.
- Jesteś w stanie określić dokładne położenie? -dopytałem.
- Niestety nie, ale wiem, że ciało leży przy kanale wodnym -gdy to powiedziała, próbowałem przypomnieć sobie, gdzie ten kanał się znajduje.
- Niedaleko nas -wyszeptałem, zasłaniając sobie dłońmi usta.
W tym momencie przeszedł mnie dreszcz. Teraz już byłem pewny, poprzednie zdarzenie nie było pojedynczym incydentem, a wprowadzeniem do jakieś chorej zabawy. Zacisnąłem zęby, kołysząc przy tym delikatnie swoim ciałem.
- Vogel? -usłyszałem jej głos, dzięki któremu podjąłem decyzję -W porządku?
Mój wzrok zawisł na jej zakłopotanej twarzy, a właściwie na wąsko ściśniętych ustach, tak jakby bała się powiedzieć coś jeszcze. Gwałtownie wstałem z miejsca, po czym zacząłem krążyć przed stolikiem, na którym to Rose dokonała dla mnie czegoś niemożliwego. Po kilku sekundach stanąłem do niej tyłem i zwracając głowę przez ramię, powiedziałem:
- Musimy to zbadać, nie możemy pozwolić, by to się przeniosło na kogoś jeszcze -moja wypowiedź była szorstka, bez emocji, przez co i ja się w sumie zaskoczyłem.
- Oszalałeś?! -dziewczyna stanęła naprzeciw mnie, podpierając się o stolik -Vogel, to nie są przelewki, co jak ktoś nas znajdzie? Co, jeżeli wszystko spadnie na nas?
- Lepiej na nas, niż kogoś innego -wtrąciłem się jej, odwracając się przodem -Rozumiem twój brak przekonania, ale sądzę, że gdy zobaczyliśmy te pierwsze ciało, zostaliśmy wprowadzeni do gry, jeżeli wiesz, o co mi chodzi -wzruszyłem ramionami, opierając się tyłem o szafę.
- Nie, nie rozumiem -pokręciła głową -To jest zbyt niebezpieczne, nie możemy się w to wtrącać, co jeżeli...
- A jednak czekałaś na mnie, by móc coś wyczytać z kart -ponownie się wtrąciłem, tym razem powodując u dziewczyny coś na wzór zszokowania.
To, co mówiła, to o niebezpieczeństwie, było prawda, ale moje słowa także nią są. Gdyby ją ta sprawa nie interesowała, to by o niej zapomniała, a nie szukała odpowiedzi. Rose zwiesiła głowę, zasłaniając się włosami. Myślała. Postanowiłem zrobić to samo. Skrzyżowałem ręce i przechyliłem głowę delikatnie do przodu, zamykając przy tym oczy. Czy to, co robimy, jest w ogóle dobre? Oczywiście, że nie. Może Rose nie podziela mojego zdania, ale ja nie mogę pozwolić, by ktoś stąd został skrzywdzony. Obydwa zabójstwa są niebezpiecznie blisko naszej lokacji, a to może oznaczać trzy rzeczy. Po pierwsze -ktoś chciał zrobić to w ukryciu, lecz jakimś cudem nie wiedział, że znajduje się tu cyrk. Po drugie -dobrze wiedział, że jesteśmy tu rozbici, a żeby tylko podejrzenia nie padły na niego, zrobił to właśnie tutaj, próbując wplątać w to cyrk. I co najgorsze, trzecia opcja, która mi się nasunęła, a była to zaplanowana akcja na nasze społeczeństwo. Ostatnia opcja jest najmniej prawdopodobną, ale może się zdarzyć. Nie wiadomo przecież, co takiemu człowiekowi może siedzieć w głowie. Jeżeli jednak trzeci wybór miałby się spełnić, lepiej się zabezpieczyć i po prostu szukać wskazówek, o ile takie w ogóle istnieją.
- ...hej no, słyszysz mnie? -od rozmyśleń oderwał mnie głos dziewczyny.
Otwierając oczy, spostrzegłem, że stoi tuż przede mną, wpatrując się w moją twarz. Cofnąłem przez to głowę, próbując zachować jakąś przestrzeń.
- Co jest? -zapytałem, powstrzymując się z trudem od jąkania. Na jej twarzy powstał niewielki grymas, do którego dodała wyprostowaną pozę i skrzyżowane ze sobą ręce. Wyglądała, jakby się obraziła. -Przepraszam, zamyśliłem się -złapałem się za tył głowy, delikatnie ją masując. Ta westchnęła zrezygnowanie i spojrzała w kierunku kart.
<Rose?> przepraszam za czas i jakoś : D

19 kwi 2019

Lennie CD Shu⭐zo

- Zamknąłem swojego byłego w szafie…
To zdanie brzmiało tak nieprawdopodobnie i niewiarygodnie, że aż niemożliwie śmiesznie i jednocześnie przerażającą. W pierwszej chwili nie mogłem pojąć co powiedział. Zamknął… kogo… gdzie? Świeży umysł, który dopiero co wstał i jedyne co zdołał zrozumieć, to to, że z przyjacielem jest coś nie tak, właśnie został rzucony na głębokie wody i został zmuszony do zrozumienia tak dziwnego zdania, które słyszał pierwszy i raczej ostatni raz w całym swym życiu. Gdy zrozumiałem, że w szafie stojącej parę metrów od nas, znajdował się były facet Shuzo, musiałem dać sobie kolejne chwile, by stwierdzić, czy sobie nie żartował. Jednak patrząc na przerażoną twarz, z której nie mogłem odnaleźć ani grama rozbawienia, zrozumiałem, że mówił na poważnie.
- Dobre słowa do przebudzenia mnie – powiedziałem sucho i beznamiętnie, to pierwsze, co wpadło mi do głowy. Chciałem przerwać tę głuchą i narastającą grozą ciszę, bo wiedziałem, że jeśli jeszcze przez parę sekund się utrzyma, nogi odmówią mi posłuszeństwa, a ja sam stwierdzę, że to tylko zły sen, który trzeba zakończyć. Do tego nie mogłem już patrzeć na jego smutne oczy, wbite we mnie jak gwoździe w deski. Niestety moje słowa albo mój ton sprawiły, że jego oczy zaczynały się szklić. Ręce jeszcze bardziej zadrżały, a on sam stał się zimny. Nie puściłem jego dłoni, patrzyłem, jak zaciska usta w wąską wargę i zniża głowę. Pierwszy raz od dawna zabrakło mi języka w gardle. Chociaż udało mi się zrozumieć, co mi przekazał i wiedziałem, że nie żartował, dalej nie mogłem pojąć całej tej sytuacji. - Ej, nie płacz – powiedziałem łagodnie słysząc, jak cicho zaczyna pochlipywać. Puściłem jego ręce i go mocno objąłem. On sam przylgnął do mnie, przestając się trząść. Spojrzałem kątem oka na szafę. Nie poruszała się, nie wydawała żadnych dźwięków, ale coś w środku podpowiadało mi, że ktoś tam był.
- Nie chciałem, by tak wyszło. Tak jakoś przypadkiem go uderzyłem… to był impuls – zaczął się tłumaczyć, a ja go powoli głaskałem po włosach. Jego oddech się uspokajał, zaczynał panować nad sobą. Dopiero po paru minutach, gdy się uspokoił, usiedliśmy na łóżku naprzeciw siebie. Wytarłem jego mokre łzy i uśmiechnąłem się ciepło.
- Tak więc… - zacząłem, nie będąc pewny, czy mogę go o to prosić. W końcu osoba z przeszłości leży nieprzytomna w tym pomieszczeniu, przyniosła ze sobą (najwidoczniej) przykre wspomnienia, a ja chce go prosić o je ponowne odtworzenie. Czy dobrze robiłem? Nie dowiem się, jeśli nie spróbuje. I też jeśli tego nie zrobię, nie dowiem się, jak mu pomóc. - Możesz mi wszystko na spokojnie opowiedzieć? Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałem najspokojniejszym głosem, jaki udało mi się wycisnąć z zaciśniętego gardła. Kawałek jego strachu przelał się na mnie, ale udało mi się go stłumić. Nie mogłem się w końcu bać nieznanego, prawda?

<Shuzo?>

17 kwi 2019

Shu⭐zo CD Lennie

Gdy tylko Diane opuściła namiot, magik ledwo co stał na równych nogach. Za nim zdążyłem zareagować — padł na ziemię. Od razu do niego podbiegłem.
- Lennie. Co się stało? - potrząsnąłem nim lekko. Przez parę chwil nie odpowiadał, ale na szczęście szybko odzyskał przytomność. Ulżyło mi. - Nie strasz mnie tak panienko. - podniosłem się, po chwili oddając z uśmiechem rudzielcowi ubrania. Bez zbędnych ceregieli pomogłem mu uwolnić się od tej sukienki. A gdy już był w swoich zwykłych ciuchach, zacząłem go za to wszystko przepraszać. Skleroza mnie jakaś dopadła. Zapomniałem, że miała przyjść wieczorem po buty. Skończyło się to śmiechem. Całe szczęście. Bałem się w środku, że mnie za to znienawidzi. Było to głupie z mojej strony, ale naprawdę nie chcę go stracić i tak bardzo chcę, żeby był szczęśliwy. Chociaż jak do tej pory baaardzo słabo mi to wychodzi. Więcej cierpi, niż się śmieje w moim towarzystwie.
- Będziesz miał co wspominać. Poza tym w życiu trzeba próbować nowych rzeczy, a to było na pewno dość ciekawe doświadczenie.
- Mogę się z tym zgodzić. - odpowiedział z uśmiechem.
- Obiecuję, że już nigdy nie założysz żadnej sukienki. Sam tego dopilnuję. - zapewniłem, też się uśmiechając. Po tym wszystkim zaczęliśmy gadać o różnych sprawach. Nie było tak późno, więc na luzie usiedliśmy na moim łóżku. Rozmawialiśmy tak razem pół nocy. Dopóki mi tam nie zasnął. Nie chciałem już go budzić, więc po prostu przykryłem go kołdrą. Później poszedłem się przebrać w jakieś luźne ciuchy, a potem zgasiłem wszystkie światła, jakie tu miałem i usiadłem na skraju łóżka w totalnej ciemności. Westchnąłem cicho, kładąc po sobie uszy. W ogóle nie chciało mi się spać. Sto tysięcy myśli krążyło mi po głowie. Co drugie były o tej samej osobie...

(Godzina dziewiąta i trzy kwadranse)

O dziwo udało mi się w końcu zasnąć, ale nie na długo. Były to raptem około dwie godziny. W dodatku znowu byłem wtulony w Lennie'go. Było mi tak dobrze. Mógłbym tak leżeć i się tulić godzinami. Jednak szybko zmieniłem zdanie. Puściłem go i ostrożnie wstałem. Nie chciałem go jeszcze budzić. Niech sobie pośpi. Ubrałem na stopy swoje puchate kapcie i poszedłem do bufetu po herbatkę. Nie było tam ani jednej żywej duszy. Rozejrzałem się, biorąc szklankę do ręki. Samotność jest taka do bani. Z ciekawości poszedłem z herbatą zajrzeć do przyczepy, która była czymś w rodzaju małej kuchni. Może chociaż tam ktoś siedzi przy garach? Gdy tylko dotarłem na miejsce, okazało się, że też nikogo tam nie było. Nie wchodziłem do środka, tylko przeleciałem wzrokiem po wnętrzu. W zasięgu mojej dłoni zobaczyłem patelnie. Dawno nie trzymałem żadnej w ręku. Wziąłem ją i zacząłem oglądać. Z nudów nawet parę razy ją podrzuciłem. O mało co się nie uderzyłem w głowę. Całe szczęście, że do tego nie doszło. Nagle usłyszałem, że ktoś idzie w moją stronę. Był dość blisko i musiał być to na pewno jakiś koleś. Dość masywny... Miał taki specyficzny, dobrze mi znany sposób chodzenia. Ten odgłos kroków był bardzo znajomy. Czy mógł być to... Nie. Nie ma takiej opcji. Po co by miał tu być? Czemu miałby mnie w ogóle szukać? Nie ukrywam, zacząłem trochę panikować. Za nim tamten zdążył się odezwać, już leżał nieprzytomny na ziemi. Jakoś tak odruchowo, walnąłem go patelnią. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To był rzeczywiście ten koleś. Ten mięśniak, który zwodził mnie tyle lat. Nie wiedziałem, co zrobić. Ręce mi drżały, cały zacząłem się denerwować. Co jak ktoś to zobaczył? Co jak go zabiłem? Myślałem, że tam zemdleje. Wywaliłem od razu patelnie, a pierwszym pomysłem, jaki mi wpadł do głowy, było: zaciągnięcie go do namiotu. Na szczęście oddychał, ale nie mogłem go tak tu zostawić. Złapałem jedną z tego jego ciężkich nóg i zacząłem ciągnąć tę kupę mięśni do swojego namiotu. Cud, że w ogóle mi się to udało, oraz że nikt mnie nie zobaczył. Zajęło mi to wieki, a gdy już dotarłem do namiotu, przypomniałem sobie o śpiącym Lenniem. I co teraz?! Znowu zacząłem panikować. Rozglądałem się nerwowo po namiocie, aż w końcu mnie olśniło.
Przyznaję. Nie był to jakiś wybitny pomysł. Lennie mógł się w każdej chwili obudzić. W dodatku byłem już padnięty. Bardzo cicho starałem się to zrealizować. Jednak upchanie mięśniaka do szafy nie było ani trochę prostym zadaniem. Jedną rzeczą jest go tam upchać, a drugą jeszcze zamknąć tę szafę, żeby nie wypadł. Mocowałem się z nim dość długo. Gdy już siedział w środku, a szafa była zamknięta. W spokoju mogłem sobie odetchnąć. Jednak to był błąd. Szafa się otworzyła, a mięśniak spadł prosto na mnie.
Po kolejnych mizernych próbach wreszcie mi się udało. Tak dla bezpieczeństwa związałem razem uchwyty szafy jakąś wstążką. Nie powinny się otworzyć. W idealnym momencie skończyłem. Lennie zaczął się budzić. Starałem się być spokojny, ale świadomość, że upchałem kogoś w szafie, była okropna. Ręce dalej mi drżały i osłupiały stałem przy tej szafie.
- Shuzo. Coś się stało? - spytał Lennie, gdy tylko mnie zauważył.
- N...nie coś ty. W...wszystko gra. - odpowiedziałem drżącym głosem i nerwowym uśmiechem na twarzy. Słaby ze mnie aktor. Nie umiem kłamać w takich sytuacjach. Odszedłem od razu od szafy. Magik wpatrywał się we mnie nieufnym, a zarazem i zdziwionym wzrokiem. Może myślał, że jeszcze mu się coś śni? Oparłem się o biurko, starając się nie za bardzo pokazywać drżących rąk.
- Brałeś coś? - wypalił nagle, dalej się we mnie wpatrując. Też na niego spojrzałem z dość zakłopotaną miną. Skąd w ogóle taki pomysł?!
- ... Nie. - odpowiedziałem po chwili ciszy. Coś czułem, że w tym momencie mogłem się bardziej pogrążyć. Magik wstał z łóżka i stanął przede mną, chwytając mnie za drżące ręce.
- Powiedz, co się stało? - spytał bardzo poważnym, wręcz przerażającym mnie w tym momencie tonem. Spojrzałem na niego, kładąc po sobie uszy. Bałem się. Cholernie się bałem. Co on sobie o mnie pomyśli w tej chwili?
- Zamknąłem swojego byłego w szafie...

(Lennie~? Pomocy...? xd)

13 kwi 2019

Rose CD Cal

Po tym, jak Cal odszedł, zauważyłam klona, idącego w moją stronę. Nie wiedziałam czy mam ją jakoś zatrzymać czy wręcz przeciwnie. Jednak nie musiałam się zastanawiać, ponieważ zatrzymała się przede mną i chwilę się na mnie patrzyła. Nie wiedziałam, co mam robić. Chciałam, jak najszybciej się znaleźć w siebie, w namiocie. Jednak zanim użyłam swojej mocy, wzięła mnie mocno za ramię i szepnęła do ucha:
-Nie ma innego wyjścia
-Niech się sam o tym dowie, bo ja nie zamierzam za nim chodzić, tak jak ty- powiedziałam, wyrywając się jej z uścisku. Za każdym razem się zastanawiam, dlaczego ja? Postanowiłam od niej uciec na kilkanaście metrów, po czym zwolniłam. Chciałam się uspokoić, dlatego poszłam na stołówkę po herbatę. Rozglądałam się po kątach w szklanką w dłoni. Miałam ochotę na miejsce z jak najmniejszą liczbą osób wokół mnie. Usiadłam tam, gdzie prawie nie było ludzi. Położyłam herbatkę na stoliku i patrzyłam, jak ulatuje z niej para. Byłam zmęczona tym wszystkim. Niańczeniem, ciągłym pomaganiem i nienawiścią. Owszem, nie przepadam za nim i wolałabym nie mieć więcej do czynienia z księciuniem, jednak przez tego demona nie jest mi to dane. Unikać tej dwójki też nie mogę, przynajmniej teraz, kiedy mam sobowtóra na karku. Nagle do stołówki wparował wściekły Cal. Śledził wzrokiem każdego, dopóki nie przystanął na mnie. O co tym razem mu chodzi?
<Cal?>

Rose CD Vogel

Kiedy Vogel wyszedł z namiotu, postanowiłam wyjąć moje karty i trochę powróżyć. Ta cała sprawa od początku wydaje się mocno podejrzaną. Podeszłam do jednej z szuflad na biurku, przypominając sobie, jak mnie babcia uczyła wróżenia. Delikatnie uśmiechnęłam się, wyjmując pudełeczko z kartami. Zaniosłam je na stolik nocny i zaczęłam wróżenie. Wyjęłam po kolei wszystkie karty i losowo je porozrzucałam nie zwracając uwagi na obrazki, które niechcący można było je zobaczyć, a to jest zabronione. Czekałam na Vogela, bo akurat to z nim chciałam zobaczyć co wyjdzie. Położyłam się na łóżku, i nie wiadomo kiedy, zasnęłam. Nadal się dziwię, że mi się udało zasnąć, pomimo tych drastycznych widoków sprzed kilku godzin. Obudziłam się dość wcześnie, dlatego miałam wystarczającą czasu, by uporządkować się przed przyjściem Vogela. Kiedy zobaczyłam cień przed moim namiotem, podeszłam do wejścia.
-Wejdź do środka- powiedziałam, gdy tylko zobaczyłam mężczyznę. Zrobił to co rzekłam i pokazałam z krzesło, które już wcześniej przygotowałam. Usiadł na nim i czekał. Wiedział, że coś mogę mieć w związku z tą "zagadką".
-Kiedy wyszedłeś w nocy już spać. Pomyślałam, że mogę trochę powróżyć. Może wtedy otrzymamy jakieś wskazówki?- wypowiedź skończyłam pytaniem, bo sama w sumie nie wiem czy coś wyjdzie. Odwróciłam losowo wybrane karty i się chwilę zastanowiłam nad wspólnym znaczeniem tych obrazków. Pojedynczo każda oznacza co innego, ale w tym wypadku trzeba było pomyśleć nad wspólnym znaczeniem. To okazało się trudniejsze niż myślałam, gdyż nigdy mi się coś takiego nie przytrafiło. Momentalnie otworzyłam szerzej oczy i wzięłam bardzo głęboki wdech.
-Coś się stało?- zapytał chłopak, widząc moją reakcję.
-Jest gorzej niż myślałam, to dopiero początek czegoś koszmarnego i...-przełknęłam ślinę- jest kolejne ciało...
<Vogel?>

11 kwi 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Popatrzyłem na sukienkę, którą kiedyś mierzyłem. Wykrzywiłam twarz w niechęci, znowu miałem się w nią wcisnąć? Może i była wygodna, ale to ubiór kobiet, nie mężczyzn. 
- Ale po co? - zapytałem, spoglądając na Shuzo kątem oka, przyglądałem się kreacji.
- Chciałbym zobaczyć, jak to się na kimś prezentuję, a tylko ty się w to zmieścisz – powiedział po chwili namysłu. Spojrzałem na niego i przygryzłem dolną wargę.
- Manekin ci nie wystarcza? - zapytałem wskazując na przedmiot stojący w kącie.
- Będziesz się w niej lepiej prezentować, niż tamto – wyjaśnił, nie dawał za wygraną.
- Jakoś mnie to nie przekonuje – założyłem ręce na krzyż i znowu skierowałem wzrok na sukienkę.
- A co ci szkodzi? Ja też mam jedną na sobie – patrzyłem to na przyjaciela, to na ubiór. Przez jakiś czas stałem nieruchomo, panowała cisza, nie mogłem się zdecydować.
Niestety w niej wylądowałem. Shuzo zapiął mi z tyłu zamek, spojrzałem na swoje ubrania, leżace na jego łóżku. Już za nimi tęskniłem. Odwróciłem się do lustra i się przejrzałem, teraz była ładniejsza, a ja miałem idealną sylwetką do niej. 
- Jeszcze to! - dosłownie zapiszczał z radości. Nie zdążyłem na niego zerknąć, a on już wsadził na moją głowę kapelusik idealnie pasujący do kreacji. Patrzyłem na niego zdezorientowany.
- Shuzo – odezwałem się w końcu z wyrzutami.
- Ale tak ślicznie wyglądasz – westchnął, odwróciłem wzrok do lustra i jeszcze się przejrzałem. Miał rację… ale ja nie byłem kobietą!
- Shuzo, jesteś tu? - usłyszałem kobiecy głos, a jego właścicielka weszła do namiotu. Cały się spiąłem, bałem się, że to wszystkim rozgada, dlatego odwróciłem się do wyjścia plecami i naciągnąłem kapelusz na twarz. - Shuzo… twój nowy strój? - usłyszałem pytanie, z nutką rozbawienia.
- Cześć Diane… Pewnie przyszłaś po swoje buty – odpowiedział czarnowłosy.
- Yhym – przytaknęła.
- Zaraz je znajdę – kiedy on szukał, czułem, jak dziewczyna przejeżdża po moich plecach wzrokiem. Diane to chyba tancerka… na pewno to ona. Jednak nie ważne kim jest i co robi, nie może zobaczyć mojej twarzy…
- Cześć, jesteś nowa? - usłyszałem pytanie skierowane do mnie, ciarki przeszły po moim ciele, miałem ochotę stąd uciec. Co robić? Co miałem robić? Odezwać się, by rozpoznała głos? Odwrócić się, by zobaczyła twarz? Czy uciec i wybrudzić mu sukienkę? Tak chyba będzie najrozsądniej, w końcu to jego wina, że miałem ją na sobie. - Jestem Diane, a ty? - kontynuowała, była coraz bliżej.
- Lili – odezwałem się piskliwo kobiecym głosem. - Jestem… przyjaciółką Shuzo – wytłumaczył...am.
- Jesteś z miasta? - przytaknęłam głową. - Byłam tam wczoraj, bardzo ładne – chwila ciszy. - Może… się odwrócisz? - czułem, jak serce podchodzi mi do gardła. Zaraz stad ucieknę.
- Wiesz… jestem bardzo wstydliwa… i pryszcz mi wyskoczył… - zacząłem wymyślać.
- To nie szkodzi…
- Diane, mam twoje buty – na pomoc przyszedł Shuzo.
- Dziękuje za zszycie ich – powiedziała miło. - Dziwna ta twoja koleżanka – usłyszałem jak mówiła szeptem.
- Nie martw się – po tych słowach się pożegnali, a moje stopy odmówiły posłuszeństwa. 

<Shuzo? xd>

9 kwi 2019

Shine

"Im częściej upadasz, tym częściej masz szansę podnieść głowę do góry"

Shu⭐zo CD Lennie

Szukanie przerobionej sukienki zajęło mi parę chwil. Nie wyszła idealnie według mojej wizji, ale jest bardzo blisko. Kolor był ten sam. Jednak trochę ją skróciłem, zlikwidowałem falbany. Dodałem wielką kokardę z tyłu, do rękawów doszyłem ładne białe koronki przy końcach. W dodatku dół sukienki jest cały we wzroki z różnych cekinów. Naprawdę ładnie się prezentowała, ale nie idealnie. Mówi się trudno. Zresztą miałem o wiele więcej sukienek tutaj pochowanych. A Lennie musiał wyciągnąć akurat taką, która była jedną z moich ulubionych projektów. Nie dość, że stał aż za blisko mnie, to jeszcze ładnie prosił, żebym ją założył. Naprawdę nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Ale... Nie no słaby pomysł. - oznajmiłem, robiąc krok w tył. - P... Poza tym nie sądzę, że będzie mi pasować. Te czarne włosy nie będą razem z nią współgrać. - już czułem, jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
- Możemy się przekonać. Jeszcze nawet jej nie założyłeś.
Dotarło do mnie, że choćbym nie wiadomo co powiedział, to on mi i tak nie odpuści. W sumie nie ma się co dziwić. To ja zacząłem z tymi sukienkami i przebierankami.
- ... Dobra daj ją. - mruknąłem, dalej nie zbyt przekonany do przebierania się. Magik od razu z uśmiechem mi ją podał. Od razu poszedłem się przebrać. Założenie jej nie było jakieś skomplikowane, ale trochę się obijałem. Nie czułem jakiegoś dyskomfortu, gdy już ją ubrałem. Było to dla mnie ubranie jak każde inne. Chociaż... Mój ogon trochę jest za bardzo puchaty. Nie dość, że to nie zbyt estetycznie wygląda przy tej sukience — to jeszcze, gdy tylko się schylę albo nim poruszę, to będę mieć cały tyłek na wierzchu. Co z tego, że powinien go zakrywać. Jeszcze nigdy nie spełnił tej funkcji prawidłowo. Jednak z drugiej strony mój tyłek nie jest brzydki. Nie raz mi mówili, że jest nawet seksi. Pomyślałem, jednak od razu walnąłem się w głowę. Maskara. Co ja mam w głowie. Koniec z końców wyszedłem do Lennie'go.
- I co zadowolony? - spytałem i okręciłem się na jednej nodze. Magik od razu pokiwał głową z uśmiechem na twarzy.
- Uroczo wyglądasz. Jak mała panienka.
- Co do panienki się mogę zgodzić, aaale taki zaś mały to nie jestem. - usiadłem na biurku, zakładając nogę na nogę. - Szkoda, że nie mam do niej butów. - spojrzałem na gołe stopy, a dokładnie to na kolorowe paznokcie. - Okej. Ubrałem się w to. Nie wiem, co to miało na celu, a teraz ty może ubierz tą swoją? - skinąłem głową na sukienkę, leżącą na moim łóżku.

(Lennie~?)

8 kwi 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Miasto było rzeczywiście piękne i zadbane, a jego mieszkańcy wydawali się bardzo mili. Gdy byłem dzieckiem i oglądałem bajki, w których mieszkańcy wspólnie tańczą na ulicy, brałem to za żart, zwykła bajeczka, nie prawdę. A tu proszę, na moich oczach rozgrywał się nie zapowiedziany bal, na który byli zaproszeni wszyscy. Nawet ja… nie to, że nie lubiłem tańczyć, ale robienie to w tym miejscu, przy tych ludziach… to do mnie nie pasowało. Shuzo to co innego, uroczo wyglądał pląsając się wokół tych wszystkich nieznanych ludzi, dziewczyn, dzieci i mężczyzn. Nie sądziłem, że i ja wyląduje w tym tłumie… ale zielonooka nie dała mi nawet szans się zaprzeć. Dosłownie porwała w wir tańczących, a ja co miałem zrobić? Popsuć zabawę? Nigdy w życiu. Chociaż wolałem tańczyć z przyjacielem, nie mogłem do niego dotrzeć. Gdy próbowałem chwycić go za rękę i do siebie przyciągnąć, ktoś szybszy mnie łapał i prowadził za sobą. Udało mi się do niego dotrzeć, dopiero na samym końcu. Wpadliśmy sobie w ramiona, a muzyka się zatrzymała. Nawet nie poczułem uśmiechu na mojej twarzy, wpatrywałem się w jego uniesione kąciki ust. Był szczęśliwy…
- Przepraszam! - usłyszeliśmy obok siebie. Unieśliśmy głowy i spojrzeliśmy na dwa konie, które nerwowo stukały w posadzkę. - Mogę przejechać? - ten sam głos, dochodzący zza zwierząt. Odsunęliśmy się do tyłu, puszczając swe ręce i obserwując, jak dorosły mężczyzna przejeżdża karocą po placu. Zauważyłem, że w środku byli ludzie i obserwowali miasto. Wycieczka? Na to wyglądało. Podszedłem bliżej Shuzo i zerknąłem na godzinę w telefonie.
- Spędziliśmy tu cały dzień – powiedziałem bez żadnego zdziwienia, nawet się cieszyłem.
- To przez to miasto – westchnął zamykając oczy. Na chwilę mu się przyjrzałem, a potem schowałem telefon. Chłopak otworzył oczy i zobaczył, że mu się przyglądam. - Mam coś na twarzy? - zapytał niepewnie, a ja się tylko uśmiechnąłem.
- Pasuje ci taki kolor – poczochrałem go po włosach, w końcu chodziło mi o nie: czarne z kolorowymi pasemkami. Na te słowa chłopak się zarumienił. - No, wracajmy. W końcu miał to być zwykły spacerek – zauważyłem z cichym śmiechem pod nosem. Shuzo mi zawtórował, a po chwili na jego twarzy pojawiła się powaga.
- Ale nie czujesz się źle? - zapytał, na co lekko go uderzyłem w ramię.
- No coś ty. Po tak długim leżeniu to było dla mnie niebo – westchnąłem z uśmiechem.
- Ciesze się – odpowiedział.
Po dotarciu do cyrku, poszliśmy do bufetu, by zjeść jakąś kolację. Przygotowałem herbatę, z Shuzo zapewnił tosty i trochę sałatki. Usiedliśmy przy podwójnym stole i zaczęliśmy wspominać dzisiejszy dzień, dzieląc się wrażeniami. 
- Mi się spodobał stragan z drewnianymi pudełkami. Gdybym był kobietą i nosił biżuterie, kupiłbym jakiś – stwierdziłem rozmyślając o zmianie płci i noszeniu takowych błyskotek. Czarnowłosy chyba domyślił się mojej wizji, bo się zaśmiał.
- Jako dziewczyna byłbyś śliczny – powiedział, a po chwili jego twarz zrobiła się czerwona i szybko napchał usta tostem.
- A w szczególności w tamtej sukience – przypomniałem sobie tamten strój, starając się, by się wyluzował. - Dokończyłeś ją? - zmieniłem temat. Chłopak pokiwał głową i przełknął zawartość. - Czyli musisz mi ją pokazać – spojrzał na mnie zdziwiony.
- Na prawdę chcesz?
- W końcu miałem ją na sobie – szepnąłem, gdyby się potem okazało, że ktoś nas przypadkiem słuchał. - Chce zobaczyć, jak bardzo zmieniłeś mój strój – stwierdziłem. Shuzo z uśmiechem pokiwał głową, zgadzając się.
Po kolacji tak jak mieliśmy ustalone, poszliśmy do niego. 
- Daj mi chwilę, gdzieś tu jest – wszedłem do jego kolorowego namiotu, zapełnione różnymi materiałami, błyskotkami, nie wspominając o ubraniach i materiałach do szycia. Gdy szukał kreacji, rozglądałem się po jego namiocie, aż natrafiłem na coś bardzo interesującego. - Mam ją – odezwał się nagle. Odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem na poprawiony stan sukienki. Była całkowicie przemieniona, uśmiechnąłem się szeroko.
- Niczego nie żałowałeś, śliczna – powiedziałem obchodząc ją w kółko. Po chwili stanąłem naprzeciwko przyjaciela. - A właśnie. Mam prośbę – podszedłem do niego i się lekko nachyliłem nad jego twarzą. - Przymierzysz? Na pewno będzie pasować – wyciągnąłem zza pleców ładną błękitną sukienkę z masą wstążek i cekinów. - Proszę – dodałem najbardziej uroczo jak tylko mogłem, chociaż w głębi duszy śmiałem się z mojego głosu. Już nigdy się tak nie odezwę.

<Shuzo?>

6 kwi 2019

Shu⭐zo CD Lennie


Była to dość zaskakująca historia. Nie sądziłem, że tak się skończy. Dawno się tyle nie uśmiałem. Jednak nie zdążyłem już nic odpowiedzieć. Zamarłem, widząc miasto już niedaleko przed nami. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Czyżbym się cofnął w czasie? Wszystko wyglądało tak cudnie. Od razu ruszyłem przodem zafascynowany. Gdy znaleźliśmy się bliżej głównej bramy, odwróciłem się do Lennie'go.
- Widzisz to? Czy ja śnie? - spytałem, ale nie za bardzo zależało mi na odpowiedzi. Od razu znowu odwróciłem się w przód. Brama wyglądała na starą, ale była bardzo zadbana. Jednak przede wszystkim ogromna, a wykute w niej zdobienia były przepiękne. Od razu przez nią przeszedłem, dalej rozglądając się na wszystkie strony. Miałem wrażenie, że to miasto i jego mieszkańcy stanęli w czasie. Wszystko tak bardzo przypominało mi stare czasy królów i królowych, wozów z końmi i właśnie rynkiem pełnym ludzi. Cudny klimat, a ludzi była masa. Ledwo co przekroczyłem bramę i już na kogoś wpadłem. Od razu potem wszedłem w drogę jakiejś gęsi, a następnie ktoś jeszcze nadepnął mi na ogon. Serio był aż tak długi? W miarę możliwości podniosłem go do góry, odsuwając się pod bramę. Lennie szybko do mnie dołączył.
- Widzisz, jak tu jest cudownie? - zadałem kolejne pytanie, przenosząc wzrok na magika, który pokiwał głową. - Gdzie pójdziemy najpierw? - rozejrzałem się i dosłownie pięć sekund później złapałem Lennie'go za rękę. - Chodźmy tam. - pociągnąłem go za sobą, idąc w stronę różnych straganów. Zafascynowany wszystko oglądałem. Niektóre rzeczy pierwszy raz na oczy widziałem. Te wszystkie kolory tak przykuwały moją uwagę. Pomimo tego nie miałem ochoty na zakupy.
Razem z Lenniem przeszliśmy całe miasto. Byliśmy w kawiarni, w bibliotece na hali kupieckiej. Wszędzie gdzie się dało. Wyraziłem się nawet artystycznie. Spotkaliśmy grupkę dzieci, rysujących po chodniku kolorowymi kredami. Przyłączyłem się do nich. W wyniku czego miałem tęczowe ręce. Lennie też się stał kolorowy, bo trochę go umazałem później. Było tyle śmiechu. Podobno jeszcze za miastem są różne miejsca do zwiedzenia, ale za dużo nikt nam nie chciał powiedzieć. Poza tym to trochę za dużo jak na jeden dzień.
Gdy tylko znowu przechodziliśmy przez rynek, minęliśmy grupę grajków. Urzekła mnie ta piękna melodia. Od razu spojrzałem za siebie i poszedłem do nich, zostawiając Lennie'go. Okręciłem się parę razy wokół siebie, a potem porwałem do tańca jakąś panienkę. Potem jeszcze jedną, a ona za sobą jeszcze parę innych osób. Z każdą chwilą ktoś dołączał. Szczerze nie wiem, co to był za taniec, ale bardzo mi się spodobał. Każdy tańczył z parą, która się zmieniała co parę kroków. Czyli teoretycznie miałem okazję zatańczyć ze wszystkimi tutaj zebranymi. Gdy tylko zauważyłem gdzieś w tłumie stojących osób Lennie'go, od razu machnąłem na niego ręką, by się dołączył. On jedynie z uśmiechem pokręcił głową. Nie chciałem go brać na siłę, ale zrobiła to za mnie jakaś inna młoda kobieta. Magik jej nie odmówił, chociaż było widać, że nie za bardzo mu się chciało. Kroki były bardzo proste do zapamiętania, jednak dość szybko zaczęły mnie boleć nogi. Pomimo tego i tak byłem szczęśliwy. Nie sądziłem, że tyle osób się w to zaangażuje. Byłem mile zaskoczony. Gdy piosenka już prawie się skończyła, po paru obrotach, wpadłem prosto w ramiona Lennie'go. Instrumenty zamilkły i wszyscy się rozeszli. A ja wpatrywałem się prosto w te piękne fiołkowe oczy, zapominając o całym świecie.

(Lennie~?)

3 kwi 2019

Vogel CD Smiley

Przetarłem usta kciukiem, zastanawiając się nad odpowiedzią. Niby zaproponowałem jej wspólne wyjście, ale za nic nie pomyślałem, gdzie byśmy mogli się wybrać. Spojrzałem z powrotem na talerz, gdzie leżały już tylko niedojady omletu. Złapałem widelec i zacząłem się tymi resztkami bawić, próbując przy tym wymyślić odpowiedni dla nas cel podróży. W końcu przyszło mi coś do głowy. Było to banalne i zapewne nic ekscytującego, ale pomyślałem o małych zakupach. Czym prędzej uniosłem głowę w stronę dziewczyny i niemałym uśmiechem jej to zaproponowałem. Ta na chwilę zamilkła, zastanawiając się przy tym, lecz po kilku sekundach zgodziła się na to. Słysząc jej zgodę, czym prędzej dopiłem sok i wstałem z miejsca. Nie wiedząc czemu, zacząłem się tym wypadem bardzo cieszyć. Smiley również wstała z miejsca i poprosiła mnie jeszcze, abyśmy podeszli do jej namiotu, by mogła sprawdzić co u jej podopiecznych. Skinąłem żywo głową, po czym wyszliśmy ze stołówki.
Po kilkunastu minutach wyszliśmy z namiotu Smiley. Ruszając w drogę, dziewczyna przeglądała listę, którą jeszcze przed chwilą zapisywała. Nie dziwię się, w końcu idziemy do miasta, więc jak jest okazja, to można od razu coś kupić. Kiedy zacząłem o tym myśleć, przypomniało mi się, że muszę kupić sobie nowy sweter, bo ostatnio jeden z niewielu się zniszczył. Powiadomiłem o tym dziewczynę, a ta tylko z radością przytaknęła. W drodze do miasta rozmawialiśmy z początku o czasie tam spędzonym, lecz po jakimś czasie zeszliśmy na temat cyrku oraz tego, że za kilka dni dziewczyna ma występ. Brzmiała tak, jakby się tym stresowała, choć w ogóle na taką nie wyglądała.
Stanęliśmy na środku rynku, rozglądając się po budynkach wokół nas. Z początku postanowiliśmy przyjść tutaj, a dopiero później pójść do jakiegoś większego kompleksu typowo sklepowego. W tym momencie ujrzałem jeden z budynków, do którego musieliśmy wejść.
Po blisko godzinie w końcu dotarliśmy do centrum handlowego, w którym będę mógł kupić swoją odzież. Poprawiłem torbę, którą jakiś czas temu odebrałem od Smiley i choć pomimo protestów, w końcu mi ją oddała. Szliśmy głównym korytarzem, zaglądając przez okna do środka sklepów.
- Vogel, może wejdziemy do tego? -powiedziała, odrywając mnie od myśli.
Na jej słowa przyjrzałem się uważniej lokalowi. Sklep z butami. Spojrzałem na nią i skinąłem głową, po czym weszliśmy do środka. Dziewczyna chwilę szukała swojego rozmiaru, aż w końcu znalazła i przymierzyła.
- Co myślisz o tych? Będą pasować do stroju? -zapytała, następując z nogi na nogę, jak gdyby nimi pozowała.
- Moim zdaniem są trochę niedobrane kolorystycznie i w ogóle stylistycznie -odrzekłem, łapiąc się za podbródek. Rozejrzałem się, po czym wskazałem na jedne z regału -Może spróbuj tych?
- Jeżeli tak mówisz -wyszeptała, chwytając nową parę.
Te jednak również nie pasowały do jej występów. Po przymierzeniu jeszcze kilku par zdecydowała, że musimy iść do innego sklepu. Poparłem jej pomysł z uśmiechem.
Po kolejnych dwóch godzinach miałem już przy sobie kolejne dwie torby. Usiadłem na ławce z parku i odchylając głowę do tyłu, westchnąłem ciężko. Nie sądziłem, że zakupy są tak wyczerpujące. Spojrzałem na dziewczynę kątem oka. Ona również nie wyglądała na pełną energii. Zaśmiałem się cicho, po czym się wyprostowałem.
- Zmęczona? -zapytałem, lustrując jej twarz.
- I to jak -prychnęła, poprawiając włosy -Ty też?
- Nic lepiej nie mów -machnąłem ręką, a następnie ze śmiechem zacząłem kręcić głową -Od kiedy takie wypady są tak wyczerpujące?
- Od zawsze? -mruknęła z wyczuwalną nutką żartu w głosie. Skinąłem twierdząco głową, po czym przyłożyłem plecy do oparcia.
Spojrzałem przed siebie. Moim oczom rozpościerał się obraz powoli zieleniejącego parku z coraz to większą ilością osób w nim przebywającym. Do całego piękna idealnie wpasowywała się fontanna z białego kamienia, która miała na sobie wyrzeźbione postacie. Przymknąłem na chwilę oczy, próbując rozkoszować się tym momentem, a zmęczenie mi na to pozwalało. Miałem wrażenie, że mógłbym tu zasnąć, choć wiedziałem, że byłoby to niestosowne. Wtedy poczułem delikatny dotyk pochodzący od dziewczyny.
<Smiley?>

1 kwi 2019

Smiley CD Vogel

Ucieszyłam się tak bardzo, że miałam ochotę podskoczyć w górę gdy Vogel chciał zjeść ze mną śniadanie. Ostatnio nie mam czasu, przez co zjadam swoje posiłki w samotności, nawet Bisca i Yuki nie przebywają ze mną. 
Każdy z nas wziął swój talerz na którym znajdowało się nasze śniadanie. Vogel wziął omlet do tego tosty oraz szklankę soku pomarańczowego. Ja natomiast wzięłam naleśniki z owocami oraz sok pomarańczowy. Widząc jego uśmiechającą się twarz gdy zajadał swoje śniadanie zapytałam się czy mu smakuje. Promieniał na sam widok jedzenia, z tej strony tak samo mi przypominał Vogel'a, którego znałam. 
- Masz coś dzisiaj do zrobienia? - usłyszałam. Spojrzałam się na niego przełykając sok pomarańczowy. 
- Nie nie mam, a co? - uśmiechnęłam się w jego stronę. 
- Może gdzieś wyjdziemy wspólnie? - na te słowa mój wskaźnik szczęścia skoczył powyżej stu procent. 
- Tak - powiedziałam wybuchając szczęściem. - Znaczy się.... z miłą chęcią wyjdę z tobą gdzieś - po zrozumieniu tego jak musiała wyglądać moja reakcja, musiałam powiedzieć to w inny poprawny sposób. Wszyscy na stołówce na pewno spojrzeli na mnie, ale to mnie tak, aż nie przeraziło. Cieszyłam się bardzo, że nareszcie mogę z kimś gdzieś wyjść. 
- Chcesz spróbować mojego śniadania? - zapytałam, przybliżając tym samym widelec wraz z kawałkiem naleśnika i owocami. - Śmiało, spróbuj! - zachęciłam go do spróbowania. Vogel przybliżył się i wziął do ust wszystko z widelca. Po jego minie mogłam poznać, że również to smakowało. - Smakuje? - zapytałam się go z uśmiechem. 
- Tak, to jest również pyszne - uśmiechnął się delikatnie. 
- To gdzie idziemy? - zapytałam się z lekkim zawahaniem. 

<Vogel?>